Aleksandra Jakubiak: Tajemnica nietrwałości

"Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz".n(1P 1, 5-9)
 Aleksandra Jakubiak: Tajemnica nietrwałości
/ pixabay.com/MichaelGaida


Spotkała go po raz pierwszy niedługo przed Bożym Narodzeniem. Była niedziela, minęła już spora część Adwentu. Odkąd zmarła jej mama, a druga żona ojca została gospodynią w ich skromnym domostwie, trudno byłoby mówić o tym, że jej życie usłano różami. Macocha była właśnie w ciąży z trzecim dzieckiem, wiele z obowiązków domowych spadło zatem na jej barki. Dużo uwagi musiała poświęcać przyrodniemu rodzeństwu. Nikt jej nie bił, ani nie prześladował, ale jej relacji z ojcem oraz jego nową żoną, nie cechowała czułość. Wielokrotnie nie była traktowana sprawiedliwie. 

Na wspomnienie ostatniej takiej sytuacji, krew zawrzała dziewczynce w żyłach, na policzki wypłynął rumieniec gniewu i buntu. Spróbowała odetchnąć - zanim będzie mogła wyjść za mąż i założyć własną rodzinę minie jeszcze wiele lat, na razie musi uzbroić się w cierpliwość. Wróciła myślą do dzisiejszego kazania.

- A gdyby tak zgodzić się na rzeczywistość? - usłyszała niski spokojny głos dobiegający ze skraju lasu rozciągającego się po prawej strony drogi, którą wracała do domu z kościoła. Zawsze musiała chodzić na mszę o świcie, by potem zająć się najmłodszymi dziećmi, kiedy na sumę wybiorą się ojciec z macochą.

Przyjrzała mu się. Był wysoki, miał ostre rysy twarzy, siedział na pieńku. Nie wyglądał na rzezimieszka, bardziej na odpoczywającego wędrowca. Dziwne, ale mimo niezwykłości tej sytuacji, nie bała się.

- Kim jesteś? - zapytała.
- Mam wiele imion.
- Wędrujesz?
- Tak, zawsze jestem w drodze. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Bo nie rozumiem, o co pytasz - odrzekła i przyjrzała mu się bliżej. Jej uwagę przykuły oczy. Mimo, że nie był stary, jego wzrok wydawał się przedwieczny, sprawiał wrażenie jakby widział już wszystko, a mimo to nadal był ciekawy jej odpowiedzi.
- Co ty na to, żeby przyjąć styl, w którym akceptujesz i zgadzasz się na wszystko, na co nie masz wpływu?
- Ale ja właśnie nie chcę godzić się na niesprawiedliwość. Póki żyła mama...
- Znałem kiedyś twoją matkę - wtrącił.
- Znałeś moją mamę?
- Przecież mówię. Pamiętam ją.

Rozmawiali dalej jeszcze parę chwil. Wędrowiec tłumaczył dziewczynce znane mu metody radzenia sobie z rzeczywistością.

Widywali się potem w miarę często. Nigdy nie było wiadomo, kiedy znów się pojawi. Bywało, że nie rozmawiali przez kilka tygodni lub nawet kilka miesięcy i choć ich rozmowy były zwykle niespodziewane i stosunkowo krótkie, to z czasem zaczęła ich bardzo wyczekiwać. To dziwne, ale jego rady, choć na początku wywoływały w niej opór, to kiedy próbowała wprowadzać je w życie odkrywała, że przynoszą jej ulgę, a jej codzienność staje się znacznie lżejsza.

- To wielka moc i władza, mówić - zgadzam się. Nie chodzi o bezwolność, tylko akceptację tego, na co nie masz wpływu. - powiedział jej pewnego razu - To trochę jakby pozwalać umierać własnemu chciejstwu.
- Nie chcę umierać. Boję się.
- Każdy się boi. Ale może jak nauczysz się sama oddawać po trochu swoje życie, swoje kurczowe trzymanie się tego, jak powinno być i co ci się należy, to koniec końców śmierć nie będzie taka straszna.
- Boję się - powtórzyła.
- Masz jeszcze czas.

Często wychodziła na leśny dukt w nadziei, że spotka go, gdy będzie wędrował w stronę miasteczka lub z powrotem. Czasem udawało jej się z nim zobaczyć, częściej jednak nie. Z tych godzin oczekiwania pamiętała najbardziej zapach mchu porastającego ziemię i pień... oraz głęboką ciszę. Po wsłuchaniu się w nią, okazywało się, że las jednak żyje, tylko ona musiała dostroić swoje ucho do innej częstotliwości. Rozważała wtedy różne sprawy, które trudno było jej zrozumieć i zaakceptować. Ach, ileż wtedy doświadczała, takie przeżycia budziły jej wdzięczność.

Miała już dwanaście lat, kiedy spotkali się pewnego dnia, gdy szła do miasteczka po kilka rzeczy potrzebnych w gospodarstwie. Było dość zimno. Szczelnie owinęła się chustą i stawiała energicznie krok za krokiem. Głowę miała opuszczoną, więc go nie zauważyła i nieomal na niego wpadła. 

- Wiem, że powinnam umieć wybaczyć macosze, że nie mam cieplejszego okrycia. Jej własne dzieci mają ciepłe kurty. Bierze mnie gniew, że nie umiem się tego nauczyć. Tyle czasu poświęciłeś, żeby tłumaczyć mi wagę wybaczenia, a ja dalej swoje - prawie wykrzyknęła.
- No no, moja droga - uśmiechnął się ciepło - Kiedy mówiłem o potrzebie akceptacji rzeczywistości i wybaczeniu, nie miałem na myśli tylko cierpliwości w stosunku do innych. Nie bądź wobec siebie przesadnie krytyczna. To przecież naturalne, że taka sytuacja rodzi w tobie trudne odczucia. Naucz się w pierwszej kolejności wybaczać sobie, inaczej trudno będzie ci naprawdę wybaczyć innym. Zgódź się także na siebie taką, jaka jesteś i na własne słabości. Nie chodzi mi o to, żebyś nad sobą nie pracowała, po prostu nie oceniaj się tak surowo.

Dał jej tym do myślenia.

Pewnego razu, kiedy się spotkali, rozmawiał z nią nieco dłużej. Podczas tego dialogu odbyło się coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej - wędrowiec zapowiedział, kiedy spotkają się następnym razem.

- Wierz mi lub nie, ale daleką drogę przeszłaś odkąd widzieliśmy się pierwszy raz - mówił z namysłem. Wpatrywał się przy tym w jej twarz, jakby coś szacował. - Wiele nauczyłaś się o życiu, bardzo wiele o tym, jak go nie wypaczać, jak się go kurczowo nie trzymać. - Zobaczymy się za dwa miesiące, w Wielką Sobotę - dodał, skłonił się i odszedł.

Czekała na ten dzień z utęsknieniem. Już od dawna nazywała go w duchu swoim przyjacielem. Często zastanawiała się skąd pochodzi, czy ma jakichś bliskich, jaką pracę wykonuje, ale zawsze kiedy próbowała zapytać o jakiś szczegół jego życia, wykręcał pytanie tak, że temat natychmiast schodził na rzeczy uniwersalne lub na takie dotyczące jej bezpośrednio. Czasem nawet ją to irytowało. 

Zdążyła skończyć czternaście lat, kiedy zachorowała. Kaszlała coraz bardziej. Macocha w trosce o resztę dzieci przygotowała dla niej osobną izdebkę, do której wchodziło się bezpośrednio z podwórka. Plusem było to, że pierwszy raz w życiu mieszkała w osobnym pomieszczeniu, minusem, że było tam dużo zimniej niż w głównej izbie, gdzie spali wszyscy i cały wieczór palono w piecu. Z dnia na dzień jej stan się pogarszał. Gorączka, świszczący kaszel, słabość ciała. Kiedy zbliżała się Wielkanoc, dziewczynka martwiła się coraz bardziej, że nie da rady pójść na spotkanie z wędrowcem, że będzie czekał na próżno. Potem głównie spała, jej momenty pełnej świadomości były coraz rzadsze.

W Wielką Sobotę pod wieczór przebudziła się jednak. Był późny marzec, na zewnątrz panował zmierzch, na ziemi nadal leżał śnieg. Odczuwała silny smutek, że przepadło jej wyczekiwane spotkanie. A potem przyszło jej do głowy, że może powinna się na to wewnętrznie zgodzić, w końcu tego przez lata uczył ją wędrowiec - zgody na rzeczywistość. Uśmiechnęła się lekko.

Wiedziała, że jest coraz słabsza, że żadna z metod wiejskiego felczera nie pomogła. O dziwo, nie bała się. Nie czuła też goryczy. Pomyślała, że nawet nie zauważyła, kiedy powolutku jej wewnętrzny bunt zelżał, jakby rozpłynął się. Co ciekawe, po czasie macocha też nieco złagodniała. Nie przestała być stronnicza, ale traktowała ją z szacunkiem. Proces ten zaczął postępować, kiedy dziewczynka przeprosiła ją po raz pierwszy, choć macocha w duchu wiedziała, że wina w spięciu leżała bardziej po jej stronie.

Dziewczynka była wdzięczna Bogu za to, że postawił na jej drodze wędrowca, nadal jednak odczuwała pewien smutek, że dziś go nie widziała. Wcześniej miała nadzieję, że skoro zaplanował to spotkanie z góry, to może miało być ono specjalne. Osłabła, zamknęła oczy.

Kiedy je znów otworzyła, było zupełnie ciemno. Poczuła, że ktoś usiadł na łóżku. W pierwszej chwili się przestraszyła, potem jednak ogarnął ją dziwny spokój.

- Na nas już czas, maleńka - usłyszała głos wędrowca. Trudno powiedzieć, czy bardziej się ucieszyła, czy zdziwiła.
- Skąd wiedziałeś... - zaczęła mówić szeptem.
- Poznajesz mnie po głosie, bo dobrze mnie znasz. Nie boisz się, bo mnie oswoiłaś - przerwał jej.
- Każdy człowiek ma szansę mnie oswoić, jednak niewielu z niej korzysta. Spotykają mnie w niepowodzeniach, w chorobach, w upokorzeniach, cierpieniach, starości, samotności, raniących osobach, spotykają mnie w monotonii, w trudach pracy, lecz uciekają ode mnie jak długo mogą. Nie pojmują, że jestem częścią ich życia. Ty jednak wiele się nauczyłaś.
- Jestem już bardzo stary, widziałem tyle rzeczy, a jednak żal będzie mi cię opuszczać. Musimy już iść - dodał.
- Ja nie mogę nigdzie iść. Jestem chora - próbowała oponować.

Bardziej wyczuła na sobie niż zobaczyła jego wzrok, spojrzenie tych przedziwnych oczu. Była zdezorientowana. 

A jednak podała mu rękę i powoli, krok po kroku, ruszyła w ślad za nim. Przez chwilę zastanawiała się, skąd w ogóle wzięła na to siły, gdy nagle dotarło do niej, że cała rzeczywistość się zmieniła a wędrowca już nie ma. Życie przepełniało ją jak nigdy dotąd. Wtedy pojęła.

- Żegnaj, przyjacielu - pomyślała. 

Był wczesny ranek, słońce nie wyszło jeszcze zza wzgórza. Ruszyła mu na spotkanie.
 
**********

Ciało dziewczynki znaleziono o świcie na podłodze izdebki. Nikt nie mógł tego pojąć, ale na jej ustach gościł uśmiech.
 
**********

Żyjemy obecnie w cywilizacji, która jak tylko może, próbuje wypierać świadomość własnej nietrwałości i kruchości. Kult sukcesu i młodości stanowi rozpaczliwy krzyk lęku przed końcem życia. Ten lęk, choć jest czymś naturalnym, przybiera obecnie monstrualne formy. Cywilizacyjnie jest to zrozumiałe w kontekście masowej laicyzacji społeczeństw. Jednak warto zastanowić się, czy mojego własnego, głęboko ukrytego strachu przed śmiercią, nie zacznę przezwyciężać godząc się jutro na to, że tramwaj czasem ucieka, rodzina nie jest idealna, mieszkanie samo się nie posprząta, a i ja też niejedno partaczę.


#REKLAMA_POZIOMA#
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Lloyd Austin: Stany Zjednoczone nie pozwolą upaść Ukrainie z ostatniej chwili
Lloyd Austin: Stany Zjednoczone nie pozwolą upaść Ukrainie

Stany Zjednoczone nie pozwolą Ukrainie upaść - zapewnił we wtorek minister obrony USA Lloyd Austin na spotkaniu w amerykańskiej bazie Ramstein w Niemczech, gdzie zebrali się przedstawiciele państw sojuszniczych, aby koordynować pomoc zbrojeniową przekazywaną Ukrainie, odpierającej inwazję Rosji.

Gwiazda TVP zwolniona z ostatniej chwili
Gwiazda TVP zwolniona

Portal Wirtualne Media informuje, że znana dziennikarka Ewa Bugała nie będzie już pracować w Telewizji Polskiej. 

Wiemy, kto poprowadzi mecz Polska–Estonia z ostatniej chwili
Wiemy, kto poprowadzi mecz Polska–Estonia

Słoweniec Slavko Vincic będzie arbitrem głównym czwartkowego meczu Polski z Estonią w barażach o awans do piłkarskich mistrzostw Europy, który odbędzie się w Warszawie.

Rolnicy wysypali obornik przed Wielkopolskim Urzędem Wojewódzkim w Poznaniu z ostatniej chwili
Rolnicy wysypali obornik przed Wielkopolskim Urzędem Wojewódzkim w Poznaniu

Dzisiaj przed Wielkopolskim Urzędem Wojewódzkim zebrała się grupa ponad 20 rolników z Roli Wielkopolski. W ramach swojego protestu wysypali oni górę obornika przed budynkiem urzędu, a na środku wetknęli flagę Unii Europejskiej. 

„Rosja zabija cywilów!” Doszło do ataków na dzielnice mieszkalne z ostatniej chwili
„Rosja zabija cywilów!” Doszło do ataków na dzielnice mieszkalne

Co najmniej cztery osoby cywilne zginęły w wyniku ataków dokonanych przez wojska Rosji na wschodzie i południu Ukrainy w ciągu ostatniej doby – doniosły wojskowe władze obwodowe w opublikowanych we wtorek rano raportach.

Rzekomy prokurator krajowy się odgraża: „Nie obejdzie się bez dyscyplinarek” z ostatniej chwili
Rzekomy prokurator krajowy się odgraża: „Nie obejdzie się bez dyscyplinarek”

Rzekomy prokurator krajowy Dariusz Korneluk powiedział w „Rzeczpospolitej”, że nie obędzie się bez wyciągnięcia konsekwencji służbowych w stosunku do prokuratorów, którzy przez ostatnie lata podejmowali decyzje, kierując się interesami innymi niż wskazania procedury karnej i niezależność służby prokuratorskiej.

Mirosławiec: Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona bojowego. Generał: „To Rosjanie” z ostatniej chwili
Mirosławiec: Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona bojowego. Generał: „To Rosjanie”

Jak donosi Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, 18 marca po godz. 23 w okolicach Mirosławca doszło do awaryjnego lądowania bezzałogowego statku powietrznego Sił Zbrojnych USA, który wykonywał loty w polskiej przestrzeni powietrznej.

Gen. Wiesław Kukuła: Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO z ostatniej chwili
Gen. Wiesław Kukuła: Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO

– Rosja przygotowuje się do konfliktu z NATO, z pełną świadomością tego, że Sojusz jest strukturą obronną – powiedział szef Sztabu Generalnego WP gen. Wiesław Kukuła.

Leon Foksiński. Uczestnik Marszu Śmierci Wiadomości
Leon Foksiński. Uczestnik Marszu Śmierci

Urodzony 23.06.1919 r. w Bestwinie pow. bielski, syn Franciszka i Anny z d. Bolek, zamieszkały w tej miejscowości. Mając szesnaście lat – w 1935 r., rozpoczął pracę zarobkową jako pomocnik a następnie samodzielny pracownik w cegielni. Podczas okupacji hitlerowskiej, w styczniu 1940 r. wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec – Brandenburg Hawel. W lipcu 1941 r. uciekł z miejsca przymusowego zatrudnienia i wrócił do Bestwiny, gdzie w październiku tegoż roku jako uciekinier został aresztowany przez policję niemiecką.

Gen. Rajmund Andrzejczak: Trzeba się szykować do wojny z ostatniej chwili
Gen. Rajmund Andrzejczak: Trzeba się szykować do wojny

Czy Polsce grozi wojna? – Trzeba się szykować – twierdzi gen. Rajmund Andrzejczak, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w „Gościu Wydarzeń” na antenie Polsat News.

REKLAMA

Aleksandra Jakubiak: Tajemnica nietrwałości

"Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym. Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz".n(1P 1, 5-9)
 Aleksandra Jakubiak: Tajemnica nietrwałości
/ pixabay.com/MichaelGaida


Spotkała go po raz pierwszy niedługo przed Bożym Narodzeniem. Była niedziela, minęła już spora część Adwentu. Odkąd zmarła jej mama, a druga żona ojca została gospodynią w ich skromnym domostwie, trudno byłoby mówić o tym, że jej życie usłano różami. Macocha była właśnie w ciąży z trzecim dzieckiem, wiele z obowiązków domowych spadło zatem na jej barki. Dużo uwagi musiała poświęcać przyrodniemu rodzeństwu. Nikt jej nie bił, ani nie prześladował, ale jej relacji z ojcem oraz jego nową żoną, nie cechowała czułość. Wielokrotnie nie była traktowana sprawiedliwie. 

Na wspomnienie ostatniej takiej sytuacji, krew zawrzała dziewczynce w żyłach, na policzki wypłynął rumieniec gniewu i buntu. Spróbowała odetchnąć - zanim będzie mogła wyjść za mąż i założyć własną rodzinę minie jeszcze wiele lat, na razie musi uzbroić się w cierpliwość. Wróciła myślą do dzisiejszego kazania.

- A gdyby tak zgodzić się na rzeczywistość? - usłyszała niski spokojny głos dobiegający ze skraju lasu rozciągającego się po prawej strony drogi, którą wracała do domu z kościoła. Zawsze musiała chodzić na mszę o świcie, by potem zająć się najmłodszymi dziećmi, kiedy na sumę wybiorą się ojciec z macochą.

Przyjrzała mu się. Był wysoki, miał ostre rysy twarzy, siedział na pieńku. Nie wyglądał na rzezimieszka, bardziej na odpoczywającego wędrowca. Dziwne, ale mimo niezwykłości tej sytuacji, nie bała się.

- Kim jesteś? - zapytała.
- Mam wiele imion.
- Wędrujesz?
- Tak, zawsze jestem w drodze. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Bo nie rozumiem, o co pytasz - odrzekła i przyjrzała mu się bliżej. Jej uwagę przykuły oczy. Mimo, że nie był stary, jego wzrok wydawał się przedwieczny, sprawiał wrażenie jakby widział już wszystko, a mimo to nadal był ciekawy jej odpowiedzi.
- Co ty na to, żeby przyjąć styl, w którym akceptujesz i zgadzasz się na wszystko, na co nie masz wpływu?
- Ale ja właśnie nie chcę godzić się na niesprawiedliwość. Póki żyła mama...
- Znałem kiedyś twoją matkę - wtrącił.
- Znałeś moją mamę?
- Przecież mówię. Pamiętam ją.

Rozmawiali dalej jeszcze parę chwil. Wędrowiec tłumaczył dziewczynce znane mu metody radzenia sobie z rzeczywistością.

Widywali się potem w miarę często. Nigdy nie było wiadomo, kiedy znów się pojawi. Bywało, że nie rozmawiali przez kilka tygodni lub nawet kilka miesięcy i choć ich rozmowy były zwykle niespodziewane i stosunkowo krótkie, to z czasem zaczęła ich bardzo wyczekiwać. To dziwne, ale jego rady, choć na początku wywoływały w niej opór, to kiedy próbowała wprowadzać je w życie odkrywała, że przynoszą jej ulgę, a jej codzienność staje się znacznie lżejsza.

- To wielka moc i władza, mówić - zgadzam się. Nie chodzi o bezwolność, tylko akceptację tego, na co nie masz wpływu. - powiedział jej pewnego razu - To trochę jakby pozwalać umierać własnemu chciejstwu.
- Nie chcę umierać. Boję się.
- Każdy się boi. Ale może jak nauczysz się sama oddawać po trochu swoje życie, swoje kurczowe trzymanie się tego, jak powinno być i co ci się należy, to koniec końców śmierć nie będzie taka straszna.
- Boję się - powtórzyła.
- Masz jeszcze czas.

Często wychodziła na leśny dukt w nadziei, że spotka go, gdy będzie wędrował w stronę miasteczka lub z powrotem. Czasem udawało jej się z nim zobaczyć, częściej jednak nie. Z tych godzin oczekiwania pamiętała najbardziej zapach mchu porastającego ziemię i pień... oraz głęboką ciszę. Po wsłuchaniu się w nią, okazywało się, że las jednak żyje, tylko ona musiała dostroić swoje ucho do innej częstotliwości. Rozważała wtedy różne sprawy, które trudno było jej zrozumieć i zaakceptować. Ach, ileż wtedy doświadczała, takie przeżycia budziły jej wdzięczność.

Miała już dwanaście lat, kiedy spotkali się pewnego dnia, gdy szła do miasteczka po kilka rzeczy potrzebnych w gospodarstwie. Było dość zimno. Szczelnie owinęła się chustą i stawiała energicznie krok za krokiem. Głowę miała opuszczoną, więc go nie zauważyła i nieomal na niego wpadła. 

- Wiem, że powinnam umieć wybaczyć macosze, że nie mam cieplejszego okrycia. Jej własne dzieci mają ciepłe kurty. Bierze mnie gniew, że nie umiem się tego nauczyć. Tyle czasu poświęciłeś, żeby tłumaczyć mi wagę wybaczenia, a ja dalej swoje - prawie wykrzyknęła.
- No no, moja droga - uśmiechnął się ciepło - Kiedy mówiłem o potrzebie akceptacji rzeczywistości i wybaczeniu, nie miałem na myśli tylko cierpliwości w stosunku do innych. Nie bądź wobec siebie przesadnie krytyczna. To przecież naturalne, że taka sytuacja rodzi w tobie trudne odczucia. Naucz się w pierwszej kolejności wybaczać sobie, inaczej trudno będzie ci naprawdę wybaczyć innym. Zgódź się także na siebie taką, jaka jesteś i na własne słabości. Nie chodzi mi o to, żebyś nad sobą nie pracowała, po prostu nie oceniaj się tak surowo.

Dał jej tym do myślenia.

Pewnego razu, kiedy się spotkali, rozmawiał z nią nieco dłużej. Podczas tego dialogu odbyło się coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej - wędrowiec zapowiedział, kiedy spotkają się następnym razem.

- Wierz mi lub nie, ale daleką drogę przeszłaś odkąd widzieliśmy się pierwszy raz - mówił z namysłem. Wpatrywał się przy tym w jej twarz, jakby coś szacował. - Wiele nauczyłaś się o życiu, bardzo wiele o tym, jak go nie wypaczać, jak się go kurczowo nie trzymać. - Zobaczymy się za dwa miesiące, w Wielką Sobotę - dodał, skłonił się i odszedł.

Czekała na ten dzień z utęsknieniem. Już od dawna nazywała go w duchu swoim przyjacielem. Często zastanawiała się skąd pochodzi, czy ma jakichś bliskich, jaką pracę wykonuje, ale zawsze kiedy próbowała zapytać o jakiś szczegół jego życia, wykręcał pytanie tak, że temat natychmiast schodził na rzeczy uniwersalne lub na takie dotyczące jej bezpośrednio. Czasem nawet ją to irytowało. 

Zdążyła skończyć czternaście lat, kiedy zachorowała. Kaszlała coraz bardziej. Macocha w trosce o resztę dzieci przygotowała dla niej osobną izdebkę, do której wchodziło się bezpośrednio z podwórka. Plusem było to, że pierwszy raz w życiu mieszkała w osobnym pomieszczeniu, minusem, że było tam dużo zimniej niż w głównej izbie, gdzie spali wszyscy i cały wieczór palono w piecu. Z dnia na dzień jej stan się pogarszał. Gorączka, świszczący kaszel, słabość ciała. Kiedy zbliżała się Wielkanoc, dziewczynka martwiła się coraz bardziej, że nie da rady pójść na spotkanie z wędrowcem, że będzie czekał na próżno. Potem głównie spała, jej momenty pełnej świadomości były coraz rzadsze.

W Wielką Sobotę pod wieczór przebudziła się jednak. Był późny marzec, na zewnątrz panował zmierzch, na ziemi nadal leżał śnieg. Odczuwała silny smutek, że przepadło jej wyczekiwane spotkanie. A potem przyszło jej do głowy, że może powinna się na to wewnętrznie zgodzić, w końcu tego przez lata uczył ją wędrowiec - zgody na rzeczywistość. Uśmiechnęła się lekko.

Wiedziała, że jest coraz słabsza, że żadna z metod wiejskiego felczera nie pomogła. O dziwo, nie bała się. Nie czuła też goryczy. Pomyślała, że nawet nie zauważyła, kiedy powolutku jej wewnętrzny bunt zelżał, jakby rozpłynął się. Co ciekawe, po czasie macocha też nieco złagodniała. Nie przestała być stronnicza, ale traktowała ją z szacunkiem. Proces ten zaczął postępować, kiedy dziewczynka przeprosiła ją po raz pierwszy, choć macocha w duchu wiedziała, że wina w spięciu leżała bardziej po jej stronie.

Dziewczynka była wdzięczna Bogu za to, że postawił na jej drodze wędrowca, nadal jednak odczuwała pewien smutek, że dziś go nie widziała. Wcześniej miała nadzieję, że skoro zaplanował to spotkanie z góry, to może miało być ono specjalne. Osłabła, zamknęła oczy.

Kiedy je znów otworzyła, było zupełnie ciemno. Poczuła, że ktoś usiadł na łóżku. W pierwszej chwili się przestraszyła, potem jednak ogarnął ją dziwny spokój.

- Na nas już czas, maleńka - usłyszała głos wędrowca. Trudno powiedzieć, czy bardziej się ucieszyła, czy zdziwiła.
- Skąd wiedziałeś... - zaczęła mówić szeptem.
- Poznajesz mnie po głosie, bo dobrze mnie znasz. Nie boisz się, bo mnie oswoiłaś - przerwał jej.
- Każdy człowiek ma szansę mnie oswoić, jednak niewielu z niej korzysta. Spotykają mnie w niepowodzeniach, w chorobach, w upokorzeniach, cierpieniach, starości, samotności, raniących osobach, spotykają mnie w monotonii, w trudach pracy, lecz uciekają ode mnie jak długo mogą. Nie pojmują, że jestem częścią ich życia. Ty jednak wiele się nauczyłaś.
- Jestem już bardzo stary, widziałem tyle rzeczy, a jednak żal będzie mi cię opuszczać. Musimy już iść - dodał.
- Ja nie mogę nigdzie iść. Jestem chora - próbowała oponować.

Bardziej wyczuła na sobie niż zobaczyła jego wzrok, spojrzenie tych przedziwnych oczu. Była zdezorientowana. 

A jednak podała mu rękę i powoli, krok po kroku, ruszyła w ślad za nim. Przez chwilę zastanawiała się, skąd w ogóle wzięła na to siły, gdy nagle dotarło do niej, że cała rzeczywistość się zmieniła a wędrowca już nie ma. Życie przepełniało ją jak nigdy dotąd. Wtedy pojęła.

- Żegnaj, przyjacielu - pomyślała. 

Był wczesny ranek, słońce nie wyszło jeszcze zza wzgórza. Ruszyła mu na spotkanie.
 
**********

Ciało dziewczynki znaleziono o świcie na podłodze izdebki. Nikt nie mógł tego pojąć, ale na jej ustach gościł uśmiech.
 
**********

Żyjemy obecnie w cywilizacji, która jak tylko może, próbuje wypierać świadomość własnej nietrwałości i kruchości. Kult sukcesu i młodości stanowi rozpaczliwy krzyk lęku przed końcem życia. Ten lęk, choć jest czymś naturalnym, przybiera obecnie monstrualne formy. Cywilizacyjnie jest to zrozumiałe w kontekście masowej laicyzacji społeczeństw. Jednak warto zastanowić się, czy mojego własnego, głęboko ukrytego strachu przed śmiercią, nie zacznę przezwyciężać godząc się jutro na to, że tramwaj czasem ucieka, rodzina nie jest idealna, mieszkanie samo się nie posprząta, a i ja też niejedno partaczę.


#REKLAMA_POZIOMA#
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe