Piotr Skwieciński: Władimir Putin prowadzi wobec Trumpa nachalną kampanię

Wszystkie zauważalne do tej pory sygnały wydają się świadczyć, że Władimir Putin jest zdecydowany kontynuować dotychczasową politykę wobec Ukrainy i USA.
Prezydent Rosji Władimir Putin Piotr Skwieciński: Władimir Putin prowadzi wobec Trumpa nachalną kampanię
Prezydent Rosji Władimir Putin / PAP/EPA/KIRILL KUDRYAVTSEV / POOL

O czym musisz wiedzieć?

  • Brak zaufania Donalda Trumpa do amerykańskiego aparatu eksperckiego.
  • Rosjanie prowadzą wobec Trumpa nachalną kampanię.
  • Kreml wierzy, że jego przewaga m.in. czterokrotna przewaga w liczbie ludności nad Ukrainą przyniesie skutek.

 

Licząc na to, że prędzej czy później ta pierwsza załamie się, natomiast prezydent Donald Trump będzie łykał kolejne upokorzenia, czując się więźniem własnych przedwyborczych obietnic („pokój w 24 godziny”) i emocji własnego elektoratu („wojna Joe Bidena” toczona w obronie kraju, który wybrał kulturowy liberalizm przeciw państwu deklarującemu cywilizacyjny konserwatyzm). 

Wszystko też wskazuje na to, że przynajmniej jeśli chodzi o drugi aspekt zagadnienia, Putin ma rację. Donald Trump wydaje się więźniem pseudorzeczywistości, którą nieostrożnie stworzył. Pseudorzeczywistości opierającej się na przekonaniu, że istnieje łatwe wyjście z sytuacji, w której Rosja manifestacyjnie zakwestionowała potęgę Ameryki, atakując państwo będące ewidentnie pod protekcją tej drugiej, i ów atak nie doprowadził do oczywistej klęski atakującego. A także na wierze, że sam Trump i – tym bardziej – USA dysponują swego rodzaju nadsprawczością. Że są w stanie w zasadzie w każdym czasie zmusić każdego możliwego partnera do zaakceptowania każdej możliwej decyzji Waszyngtonu. I że jeśli do tej pory tak nie było, to jest to wyłącznie efekt słabości bądź złej woli dotychczasowej administracji i „głębokiego państwa” oraz upostaciowienia tych konstruktów „sleeping Joe” Bidena. Był w tym Trump, nawiasem mówiąc, nieco podobny do polskich pisowskich intelektualistów uważających, iż rozmaite niedokonania naszego kraju były rezultatem nie jego strukturalnych słabości, tylko braku woli lub złej woli „okrągłostołowych elit”, które wystarczy zastąpić politykami dysponującymi odpowiednią dozą woli mocy i wszystko się zmieni.

Było to też efektem kuriozalnej niewiedzy o wszystkim, co leży poza granicami Stanów, a przynajmniej kontynentu Nowego Świata. O ile ta cecha dotyczy Amerykanów w ogóle, o tyle Trumpa i trumpistów w szczególności, a ich całkowity brak zaufania do amerykańskiego aparatu eksperckiego, który mógłby ten ich niedostatek zrekompensować, potęguje ją niezwykle.

 

Taktyka Rosjan wobec Donalda Trumpa

Wobec Trumpa stosują więc Rosjanie specyficzną taktykę polegającą na nieustępowaniu niemal o włos w zasadniczych sprawach (podtrzymywanie tezy o przynależności do Rosji nawet tych części kontrolowanych dotąd przez siły ukraińskie obwodów, ogłoszonych jako anektowane przez Moskwę, żądania neutralizacji zasadniczej części Ukrainy kontrolowanej przez Kijów, niewycofywanie się z najdalej idących żądań jej demilitaryzacji i „denazyfikacji” (czyli stworzenia systemu kontrolowania przez Kreml ukraińskiej polityki, nieco na podobieństwo funkcjonującego w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej przed Sejmem Wielkim), czy przywrócenia pozycji języka rosyjskiego. Minister Siergiej Ławrow już wystrzępił sobie język, powtarzając wszystkie te żądania i podkreślając ich aktualność.

Zarazem tej – jak dotąd – niemal niezmienności w kwestiach kluczowych towarzyszy wiele posunięć maskujących tę zasadniczą linię. Wobec samego prezydenta USA prowadzona jest przez Rosjan dość nachalna kampania schlebiania jego miłości własnej. Można tu wymienić np. sławetny przekazany mu portret, rozliczne deklaracje uznania jego wybitności czy ostatnią zapowiedź szefa Rosyjskiego Towarzystwa Wojenno-Historycznego Władimira Miedinskiego wprowadzenia do rosyjskich podręczników historii passusów o historycznej roli Donalda Trumpa w walce o ustanowienie pokoju.

 

Maskirowka

Zarazem wypuszczane są propagandowe przekazy mające aluzyjnie przekazać partnerom, że Moskwa być może byłaby skłonna do pójścia dalej i jednak zgody na pokój na innych niż maksymalistyczne warunkach. W centrum Moskwy zmniejszono nasycenie przestrzeni prowojennymi propagandowymi billboardami. A w sieć już jakąś chwilę temu wrzucono anonimowy, ale wykonywany przez profesjonalnych moskiewskich aktorów filmik, w którym na bezpiecznym zapleczu starzy „Z-patrioci” nakręcają się sloganami, jak to z Ukraińcami trzeba przestać się cackać, wyjść z bezpiecznych okopów i Ukrainę zlikwidować, podczas gdy na froncie młoda sanitariuszka usiłuje rozpaczliwie utrzymać przy życiu młodego rannego rosyjskiego żołnierza, pocieszając się, że zaraz „oni” się dogadają, będzie zawieszenie broni i „wszyscy pojadą do domów” (ostatecznie para ginie zabita przez drona). Zaś zajmujący dotąd najskrajniejszą ze skrajnych pozycję kremlowski politolog Siergiej Karaganow potrafi ze smutkiem zadeklarować, że z katalogu głoszonych przezeń dotąd w swej integralnej całości celów wojny „denazyfikacja” nie wydaje się już możliwa.

Wszystko to razem są, tak jak napisałem wyżej, sygnały mające przekonać Amerykanów, że inwestowanie w ustępstwa wobec Rosji może przynieść pozytywne rezultaty. A zarazem – zmiękczyć najbardziej prowojenną część własnej opinii, której stanowisko dobrze oddaje np. telegramowy „Z-kanał” (od 2022 roku, kiedy to wjeżdżające na Ukrainę czołgi oznaczono literą „Z”, w potocznym rosyjskim oznacza ona wszystko, co prowojenne i nacjonalistyczne) i „Rybar” piszący, że „danie Siłom Zbrojnym Ukrainy czasu na dozbrojenie się i odbudowę potencjału byłoby czymś na tyle dziwnym, że tego po prostu nikt w Rosji by nie zrozumiał”. Zdanie „Rybara” można uznać za typowe dla najbardziej zażartej „patriotycznej” części rosyjskiej opinii, mniejszościowej, ale zarazem aktywnej, która ewentualne zawieszenie broni na warunkach sprowadzających się do zamrożenia konfliktu na dotychczasowych liniach przyjęłaby jako zdradę.

W tej sytuacji Putinowskie konsekwentne kontynuowanie konfliktu ma – jak się wydaje – dwie funkcje. Po pierwsze, Kreml wierzy, że jego przewaga (w sensie liczby ludności przeszło czterokrotna, w sensie PKB kilkunastokrotna) w końcu będzie musiała przełożyć się na sukces strategiczny. Po drugie – jeśli ten maksymalnie pozytywny wariant okaże się jednak nieosiągalny, to przedłużanie walki, zajmowanie kolejnych wioseczek za cenę ogromnych strat pozwala na kumulowanie emocji tych Rosjan, którzy jakiekolwiek zawieszenie broni przyjęliby z ulgą, a zarazem przekonanie coraz większej części radykalnych „patriotów”, że osiągnięcie historycznego przełomu jest na razie niemożliwe. Innymi słowy – im dłużej armia rosyjska będzie dreptać w krwawym błocie, tym – paradoksalnie – władza rosyjska ma większe szanse na to, że ewentualna operacja zamrożenia konfliktu będzie mogła zostać przeprowadzona spokojnie, i tym łatwiej będzie zminimalizować jej potencjalne negatywne skutki dla rządzących. 

Pod koniec powieści „Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a wymęczony niemiecki żołnierz, który za chwilę (w październiku 1918 r.) padnie w boju, stwierdza, że „gdybyśmy powrócili do ojczyzny w roku 1916, z bólu i siły naszego przeżycia rozpętalibyśmy burzę. Kiedy powrócimy teraz, będziemy zmęczeni, w ruinie, wypaleni, pozbawieni korzeni i beznadziejni”. Dziś władza rosyjska wciąż liczy na całkowite zwycięstwo. Ale zarazem chce, by – jeśli nie będzie ono możliwe – jej żołnierze wrócili z frontu do swoich miast „zmęczeni, w ruinie, wypaleni, pozbawieni korzeni i beznadziejni”. Bo tacy nie zagrożą systemowi.

 

Co my tam wciąż robimy?

Czego natomiast chce Donald Trump? Ewidentnie celem maksimum byłoby dla niego strategiczne porozumienie z Rosją. Przy czym nawet nie chodzi tu obecnie o żadnego „odwróconego Kissingera” – fantazyjność tego rodzaju infantylnie makiawelistycznych miraży musiała dostrzec już nawet obecna administracja. Oczywiście, kuszą rosyjskie zasoby naturalne, którymi Kreml wabi trumpistów. Kluczowe jednak wydaje się coś innego. 

Otóż amerykańska polaryzacja polityczna doprowadziła do tego, że polityczne zaplecze Trumpa, a w każdym razie jego radykalna i bardziej świadoma część, powitałaby takie posunięcie radośnie nawet bez żadnej specjalnej stojącej za nim racjonalnej kalkulacji – po prostu, „bo tak”. Jak powiedział ostatnio polityczny pisarz i publicysta Douglas Murray, amerykańska polityka osiągnęła w pewnych aspektach poziom takiego prymitywizmu, że wystarczy, aby jedna ze stron stanęła jasno na jakichś pozycjach (np. rozwinęła nad Ukrainą wirtualne flagi LGBT), by druga strona automatycznie Ukrainę zniecierpiała i zaczęła odczuwać sympatię do jej wrogów – czyli do Rosji.

W tej sytuacji jest oczywiste i politycznie w jakimś sensie racjonalne, że podstawową potrzebą Trumpa jest po prostu pozbycie się obciążenia, jakim Ukraina jest na najważniejszym i chyba jedynym naprawdę dla niego istotnym polu politycznego boju – czyli tym wewnątrzamerykańskim. Wśród co bardziej radykalnych zwolenników i działaczy ruchu MAGA już obecnie bywa artykułowane niezrozumienie, dlaczego właściwie prezydent i jego ekipa wciąż poświęcają swój czas na coś tak nieistotnego i, przede wszystkim, ze swej natury „bidenowskiego” („To wojna Joe Bidena!” – wielokrotnie wbijał do głowy swoim zwolennikom sam Trump). Dlaczego już dawno po prostu nie nakazał zabrać amerykańskich zabawek z tej piaskownicy…?
Pytanie, w jakim zakresie te nastroje już rozpowszechniają się, a jeszcze bardziej – w jakim mogą się rozpowszechnić na podejście Amerykanów do zaangażowania na obszarach na zachód od Bugu, nie jest niestety pytaniem bezzasadnym.


 

POLECANE
Zwycięstwa Trumpa i tragedia na Bliskim Wschodzie… z ostatniej chwili
Zwycięstwa Trumpa i tragedia na Bliskim Wschodzie…

Problem w tym, że ewentualnego szyickiego zamachowca, który zginie podczas akcji czeka wielka nagroda w niebie, czyli seksualna uczta z 72 dziewicami (Tirmidhi, 1663). A według świętych pism współżycie z jedną dziewicą może trwać aż 70,000 lat (!). Jak widać istotnie żyjemy w dwóch światach, dla nas chrześcijan największą nagrodą w życiu pozagrobowym jest bliskość z Bogiem, osiągnięcie doskonałej mądrości i oświecenia, a nie jakieś obiecane seksualne fantazje…

Paweł Łatuszka zaatakowany na UW. Zatrzymano sprawcę z ostatniej chwili
Paweł Łatuszka zaatakowany na UW. Zatrzymano sprawcę

W środę, podczas jubileuszu Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, został zaatakowany Paweł Łatuszka.

Lempart nie ma bezpośrednich dowodów, ale sąd oddalił powództwo Ordo Iuris gorące
Lempart nie ma bezpośrednich dowodów, ale sąd oddalił powództwo Ordo Iuris

Wyrokiem z 1 lipca Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Ordo Iuris przeciwko Marcie Lempart. Natomiast sąd nie uwzględnił wniosku aktywistki o obciążenie Instytutu grzywną za skierowanie pozwu, uznając, że roszczenie to jest całkowicie bezpodstawne.

Była gwiazda TVN zdradziła, że głosowała na Nawrockiego. To fighter z ostatniej chwili
Była gwiazda TVN zdradziła, że głosowała na Nawrockiego. "To fighter"

Były gwiazdor stacji TVN Filip Chajzer zaskoczył w środę swoich fanów i wyznał, że jest sympatykiem Karola Nawrockiego. "Tyle hejtu i szamba przyjąć na klatę przez 24/h trzeba umieć. To jest fighter" – podkreślił.

Polityka „Herzlich Willkommen” – sierota po Merkel i Tusku tylko u nas
Polityka „Herzlich Willkommen” – sierota po Merkel i Tusku

Polityka otwartych drzwi, czyli ideologiczny parawan, pod którym Europa zafundowała sobie kryzys migracyjny, pozostaje do dziś sierotą. Wszyscy wiemy, gdzie się narodziła – w Berlinie, w przemówieniach Angeli Merkel, która w 2015 roku rozpostarła ramiona, wypowiadając słynne Herzlich Willkommen.

Kłopoty członków Ruchu Obrony Granic. Jest reakcja prokuratury z ostatniej chwili
Kłopoty członków Ruchu Obrony Granic. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura wszczęła postępowania wobec członków patroli obywatelskich za znieważenie i podszywanie się pod Straż Graniczną – poinformował minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar.

Nielegalnych imigrantów umieszczono w domu dziecka w Biłgoraju z ostatniej chwili
Nielegalnych imigrantów umieszczono w domu dziecka w Biłgoraju

Dwóch nieletnich imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę, trafiło do domu dziecka w Biłgoraju. Obaj zostali umieszczeni decyzją sądu.

Nie żyje Klaudia z Torunia zaatakowana przez Wenezuelczyka. Są wyniki sekcji zwłok z ostatniej chwili
Nie żyje Klaudia z Torunia zaatakowana przez Wenezuelczyka. Są wyniki sekcji zwłok

Udar mózgu według wstępnych wyników sekcji zwłok był przyczyną śmierci 24-letniej Klaudii K., która została napadnięta w nocy z 11 na 12 czerwca w Toruniu przez 19-letniego obcokrajowca. Informację przekazał w środę rzecznik toruńskiej Prokuratury Okręgowej Andrzej Kukawski.

Unia Europejska ma być wytrychem do broni jądrowej dla Niemiec tylko u nas
Unia Europejska ma być wytrychem do broni jądrowej dla Niemiec

Jens Spahn, przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, wywołał debatę, kwestionując dotychczasowe podejście Niemiec, które historycznie zrezygnowały z posiadania własnej broni jądrowej. Zarówno Republika Federalna Niemiec, jak i była NRD, zobowiązały się do tego w ramach Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) oraz umowy dwa-plus-cztery z 1990 roku, która umożliwiła zjednoczenie Niemiec.

Ocena rządu Donalda Tuska. Tak źle jeszcze nie było z ostatniej chwili
Ocena rządu Donalda Tuska. Tak źle jeszcze nie było

Poparcie dla rządu spadło do 32 proc., a przeciwnicy wzrośli do 47 proc. To najgorszy wynik gabinetu Donalda Tuska od objęcia władzy.

REKLAMA

Piotr Skwieciński: Władimir Putin prowadzi wobec Trumpa nachalną kampanię

Wszystkie zauważalne do tej pory sygnały wydają się świadczyć, że Władimir Putin jest zdecydowany kontynuować dotychczasową politykę wobec Ukrainy i USA.
Prezydent Rosji Władimir Putin Piotr Skwieciński: Władimir Putin prowadzi wobec Trumpa nachalną kampanię
Prezydent Rosji Władimir Putin / PAP/EPA/KIRILL KUDRYAVTSEV / POOL

O czym musisz wiedzieć?

  • Brak zaufania Donalda Trumpa do amerykańskiego aparatu eksperckiego.
  • Rosjanie prowadzą wobec Trumpa nachalną kampanię.
  • Kreml wierzy, że jego przewaga m.in. czterokrotna przewaga w liczbie ludności nad Ukrainą przyniesie skutek.

 

Licząc na to, że prędzej czy później ta pierwsza załamie się, natomiast prezydent Donald Trump będzie łykał kolejne upokorzenia, czując się więźniem własnych przedwyborczych obietnic („pokój w 24 godziny”) i emocji własnego elektoratu („wojna Joe Bidena” toczona w obronie kraju, który wybrał kulturowy liberalizm przeciw państwu deklarującemu cywilizacyjny konserwatyzm). 

Wszystko też wskazuje na to, że przynajmniej jeśli chodzi o drugi aspekt zagadnienia, Putin ma rację. Donald Trump wydaje się więźniem pseudorzeczywistości, którą nieostrożnie stworzył. Pseudorzeczywistości opierającej się na przekonaniu, że istnieje łatwe wyjście z sytuacji, w której Rosja manifestacyjnie zakwestionowała potęgę Ameryki, atakując państwo będące ewidentnie pod protekcją tej drugiej, i ów atak nie doprowadził do oczywistej klęski atakującego. A także na wierze, że sam Trump i – tym bardziej – USA dysponują swego rodzaju nadsprawczością. Że są w stanie w zasadzie w każdym czasie zmusić każdego możliwego partnera do zaakceptowania każdej możliwej decyzji Waszyngtonu. I że jeśli do tej pory tak nie było, to jest to wyłącznie efekt słabości bądź złej woli dotychczasowej administracji i „głębokiego państwa” oraz upostaciowienia tych konstruktów „sleeping Joe” Bidena. Był w tym Trump, nawiasem mówiąc, nieco podobny do polskich pisowskich intelektualistów uważających, iż rozmaite niedokonania naszego kraju były rezultatem nie jego strukturalnych słabości, tylko braku woli lub złej woli „okrągłostołowych elit”, które wystarczy zastąpić politykami dysponującymi odpowiednią dozą woli mocy i wszystko się zmieni.

Było to też efektem kuriozalnej niewiedzy o wszystkim, co leży poza granicami Stanów, a przynajmniej kontynentu Nowego Świata. O ile ta cecha dotyczy Amerykanów w ogóle, o tyle Trumpa i trumpistów w szczególności, a ich całkowity brak zaufania do amerykańskiego aparatu eksperckiego, który mógłby ten ich niedostatek zrekompensować, potęguje ją niezwykle.

 

Taktyka Rosjan wobec Donalda Trumpa

Wobec Trumpa stosują więc Rosjanie specyficzną taktykę polegającą na nieustępowaniu niemal o włos w zasadniczych sprawach (podtrzymywanie tezy o przynależności do Rosji nawet tych części kontrolowanych dotąd przez siły ukraińskie obwodów, ogłoszonych jako anektowane przez Moskwę, żądania neutralizacji zasadniczej części Ukrainy kontrolowanej przez Kijów, niewycofywanie się z najdalej idących żądań jej demilitaryzacji i „denazyfikacji” (czyli stworzenia systemu kontrolowania przez Kreml ukraińskiej polityki, nieco na podobieństwo funkcjonującego w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej przed Sejmem Wielkim), czy przywrócenia pozycji języka rosyjskiego. Minister Siergiej Ławrow już wystrzępił sobie język, powtarzając wszystkie te żądania i podkreślając ich aktualność.

Zarazem tej – jak dotąd – niemal niezmienności w kwestiach kluczowych towarzyszy wiele posunięć maskujących tę zasadniczą linię. Wobec samego prezydenta USA prowadzona jest przez Rosjan dość nachalna kampania schlebiania jego miłości własnej. Można tu wymienić np. sławetny przekazany mu portret, rozliczne deklaracje uznania jego wybitności czy ostatnią zapowiedź szefa Rosyjskiego Towarzystwa Wojenno-Historycznego Władimira Miedinskiego wprowadzenia do rosyjskich podręczników historii passusów o historycznej roli Donalda Trumpa w walce o ustanowienie pokoju.

 

Maskirowka

Zarazem wypuszczane są propagandowe przekazy mające aluzyjnie przekazać partnerom, że Moskwa być może byłaby skłonna do pójścia dalej i jednak zgody na pokój na innych niż maksymalistyczne warunkach. W centrum Moskwy zmniejszono nasycenie przestrzeni prowojennymi propagandowymi billboardami. A w sieć już jakąś chwilę temu wrzucono anonimowy, ale wykonywany przez profesjonalnych moskiewskich aktorów filmik, w którym na bezpiecznym zapleczu starzy „Z-patrioci” nakręcają się sloganami, jak to z Ukraińcami trzeba przestać się cackać, wyjść z bezpiecznych okopów i Ukrainę zlikwidować, podczas gdy na froncie młoda sanitariuszka usiłuje rozpaczliwie utrzymać przy życiu młodego rannego rosyjskiego żołnierza, pocieszając się, że zaraz „oni” się dogadają, będzie zawieszenie broni i „wszyscy pojadą do domów” (ostatecznie para ginie zabita przez drona). Zaś zajmujący dotąd najskrajniejszą ze skrajnych pozycję kremlowski politolog Siergiej Karaganow potrafi ze smutkiem zadeklarować, że z katalogu głoszonych przezeń dotąd w swej integralnej całości celów wojny „denazyfikacja” nie wydaje się już możliwa.

Wszystko to razem są, tak jak napisałem wyżej, sygnały mające przekonać Amerykanów, że inwestowanie w ustępstwa wobec Rosji może przynieść pozytywne rezultaty. A zarazem – zmiękczyć najbardziej prowojenną część własnej opinii, której stanowisko dobrze oddaje np. telegramowy „Z-kanał” (od 2022 roku, kiedy to wjeżdżające na Ukrainę czołgi oznaczono literą „Z”, w potocznym rosyjskim oznacza ona wszystko, co prowojenne i nacjonalistyczne) i „Rybar” piszący, że „danie Siłom Zbrojnym Ukrainy czasu na dozbrojenie się i odbudowę potencjału byłoby czymś na tyle dziwnym, że tego po prostu nikt w Rosji by nie zrozumiał”. Zdanie „Rybara” można uznać za typowe dla najbardziej zażartej „patriotycznej” części rosyjskiej opinii, mniejszościowej, ale zarazem aktywnej, która ewentualne zawieszenie broni na warunkach sprowadzających się do zamrożenia konfliktu na dotychczasowych liniach przyjęłaby jako zdradę.

W tej sytuacji Putinowskie konsekwentne kontynuowanie konfliktu ma – jak się wydaje – dwie funkcje. Po pierwsze, Kreml wierzy, że jego przewaga (w sensie liczby ludności przeszło czterokrotna, w sensie PKB kilkunastokrotna) w końcu będzie musiała przełożyć się na sukces strategiczny. Po drugie – jeśli ten maksymalnie pozytywny wariant okaże się jednak nieosiągalny, to przedłużanie walki, zajmowanie kolejnych wioseczek za cenę ogromnych strat pozwala na kumulowanie emocji tych Rosjan, którzy jakiekolwiek zawieszenie broni przyjęliby z ulgą, a zarazem przekonanie coraz większej części radykalnych „patriotów”, że osiągnięcie historycznego przełomu jest na razie niemożliwe. Innymi słowy – im dłużej armia rosyjska będzie dreptać w krwawym błocie, tym – paradoksalnie – władza rosyjska ma większe szanse na to, że ewentualna operacja zamrożenia konfliktu będzie mogła zostać przeprowadzona spokojnie, i tym łatwiej będzie zminimalizować jej potencjalne negatywne skutki dla rządzących. 

Pod koniec powieści „Na Zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a wymęczony niemiecki żołnierz, który za chwilę (w październiku 1918 r.) padnie w boju, stwierdza, że „gdybyśmy powrócili do ojczyzny w roku 1916, z bólu i siły naszego przeżycia rozpętalibyśmy burzę. Kiedy powrócimy teraz, będziemy zmęczeni, w ruinie, wypaleni, pozbawieni korzeni i beznadziejni”. Dziś władza rosyjska wciąż liczy na całkowite zwycięstwo. Ale zarazem chce, by – jeśli nie będzie ono możliwe – jej żołnierze wrócili z frontu do swoich miast „zmęczeni, w ruinie, wypaleni, pozbawieni korzeni i beznadziejni”. Bo tacy nie zagrożą systemowi.

 

Co my tam wciąż robimy?

Czego natomiast chce Donald Trump? Ewidentnie celem maksimum byłoby dla niego strategiczne porozumienie z Rosją. Przy czym nawet nie chodzi tu obecnie o żadnego „odwróconego Kissingera” – fantazyjność tego rodzaju infantylnie makiawelistycznych miraży musiała dostrzec już nawet obecna administracja. Oczywiście, kuszą rosyjskie zasoby naturalne, którymi Kreml wabi trumpistów. Kluczowe jednak wydaje się coś innego. 

Otóż amerykańska polaryzacja polityczna doprowadziła do tego, że polityczne zaplecze Trumpa, a w każdym razie jego radykalna i bardziej świadoma część, powitałaby takie posunięcie radośnie nawet bez żadnej specjalnej stojącej za nim racjonalnej kalkulacji – po prostu, „bo tak”. Jak powiedział ostatnio polityczny pisarz i publicysta Douglas Murray, amerykańska polityka osiągnęła w pewnych aspektach poziom takiego prymitywizmu, że wystarczy, aby jedna ze stron stanęła jasno na jakichś pozycjach (np. rozwinęła nad Ukrainą wirtualne flagi LGBT), by druga strona automatycznie Ukrainę zniecierpiała i zaczęła odczuwać sympatię do jej wrogów – czyli do Rosji.

W tej sytuacji jest oczywiste i politycznie w jakimś sensie racjonalne, że podstawową potrzebą Trumpa jest po prostu pozbycie się obciążenia, jakim Ukraina jest na najważniejszym i chyba jedynym naprawdę dla niego istotnym polu politycznego boju – czyli tym wewnątrzamerykańskim. Wśród co bardziej radykalnych zwolenników i działaczy ruchu MAGA już obecnie bywa artykułowane niezrozumienie, dlaczego właściwie prezydent i jego ekipa wciąż poświęcają swój czas na coś tak nieistotnego i, przede wszystkim, ze swej natury „bidenowskiego” („To wojna Joe Bidena!” – wielokrotnie wbijał do głowy swoim zwolennikom sam Trump). Dlaczego już dawno po prostu nie nakazał zabrać amerykańskich zabawek z tej piaskownicy…?
Pytanie, w jakim zakresie te nastroje już rozpowszechniają się, a jeszcze bardziej – w jakim mogą się rozpowszechnić na podejście Amerykanów do zaangażowania na obszarach na zachód od Bugu, nie jest niestety pytaniem bezzasadnym.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe