Elvis Presley: Jest tylko jeden król – Jezus Chrystus
Wiara Elvisa Presleya
Zmarły 16 sierpnia 1977 roku w wieku 42 lat artysta nieraz dawał wyraz swej wierze. - Wierzę w Biblię. Wierzę, że wszystkie dobre rzeczy pochodzą od Boga i myślę, że nie śpiewałbym tak, jak śpiewam, gdyby nie było to Jego wolą – tłumaczył.
Wychowany w wartościach chrześcijańskich, Presley regularnie chodził do kościoła zielonoświątkowego Zborów Bożych w rodzinnym Tupelo w stanie Mississipi i uczęszczał do szkółki niedzielnej (odpowiednika katechizacji w Kościele katolickim). Kościelne śpiewy były jego pierwszą edukacją muzyczną. Opowiadał, że gdy miał trzy lub cztery lata, oddalił się od rodziców w kościele i poszedł do chóru, gdzie zaczął wybijać takt śpiewanej pieśni.
Czytaj więcej: Prymas Polak: Zespół ds. Finansowania Kościoła jest gotów do rozmów z rządem
Trudności idola
W połowie lat 50. XX wieku, gdy zaczynała się jego wielka kariera, obiecał matce: „Pewnego dnia oddam się całkowicie na służbę Panu, jak tego pragniesz”. Jednak życie idola nieuchronnie oddaliło go od praktyk religijnych. - Jestem najbardziej nieszczęśliwym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałeś. Mam pieniądze, więcej niż potrzebuję, fanów, przyjaciół, ale robię wszystko, czego mnie uczyłeś, żebym nie robił - zwierzał się po nabożeństwie wielkanocnym pastorowi Jamesowi Hamillowi w wieku 23 lat.
Jednocześnie nie opuszczało go pragnienie zbliżenia się do Boga. Czytał Pismo Święte i aż do śmierci nanosił odręczne uwagi na egzemplarzu Biblii, który otrzymał od wujostwa na pierwsze Boże Narodzenie spędzone we własnej posiadłości Graceland w Memphis. Był w stanie cytować z pamięci całe fragmenty Starego i Nowego Testamentu.
Ci, którzy go osobiście znali, podkreślają jego hojność. Wspierał finansowo stowarzyszenia i projekty w Tupelo i Memphis.
Czytaj więcej: Jak Karol Wojtyła stał się filozofem? [video]
Gospel
Nagrał trzy płyty z pieśniami gospel, powracając w ten sposób do swych korzeni muzycznych i duchowych. Między rockandrollowe hity: „Jailhouse Rock” czy „Hound Dog” na koncertach wplatał „How Great Thou Art”, hymn o wielkości Boga i Jego stworzenia i piosenkę-modlitwę „Take my Hand Precious Lord”.
"Nie ja jestem królem"
Kiedy na jednym z koncertów w Las Vegas fanka podeszła do sceny i podała mu koronę, wołając: „To dla ciebie, Elvisie. Jesteś królem!”, piosenkarz odpowiedział: „To nie ja jestem królem, tylko Jezus Chrystus. Ja jestem tylko piosenkarzem”.
Niektórzy fani Presleya wierzą, że jego śmierć była symulowana, a on tak naprawdę żyje i jest… pastorem.