W co gra Emmanuel Macron? Demaskujemy powody rozpisania nowych wyborów

Swoją decyzję o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego i rozpisaniu nowych wyborów prezydent Emmanuel Macron tłumaczy potrzebą „klaryfikacji”. Nie ma litości, przyznać trzeba, lokator Pałacu Elizejskiego dla francuskiego narodu, który zabiera głos nieprzerwanie od roku, w różnych, czasami nieelektoralnych, formach: w pochodach przeciwko reformie wieku emerytalnego na ulicach Paryża, w Brukseli przeciwko Zielonemu Ładowi, kontestując masową migrację i unijne reguły relokacji, w obronie obywateli napadanych w środkach komunikacji miejskiej i nauczycieli zmuszanych do houellebecqowskiej „uległości”.
Emmanuel Macron W co gra Emmanuel Macron? Demaskujemy powody rozpisania nowych wyborów
Emmanuel Macron / Remi Jouan, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Baczny obserwator polityki francuskiej, Michel Onfray, złośliwie komentuje na falach Europe 1, że przecież Francuzi jasno i wyraźnie artykułują swoje obawy od dwudziestu lat – o bezpieczeństwo, o siłę nabywczą, o utratę suwerenności na rzecz brukselskich instytucji i sądów. Jasno precyzują swoje oczekiwania i preferencje polityczne – nie chcą ani frontu narodowego, ani frontu ludowego. Chcą, przede wszystkim, przerwania frontu imposybilizmu tradycyjnych partii, czy to lewicowych, czy prawicowych, w sidłach „układu” z Maastricht. Macron miał być sublimacją jednego i drugiego stronnictwa, miał wprowadzić Francję w XXI wiek, uczynić z kraju Richelieu i d’Alemberta nowoczesny start-up. 

Problemy 

Problem polega na tym, że obecna klasa polityczna, wbrew i zapisom, i duchowi ustroju V Republiki, z uporem maniaka obraca na nice wolę suwerena. W 2005 roku społeczeństwo odrzuciło Konstytucję Unii Europejskiej, natomiast Nicolas Sarkozy – gwiżdżąc na werdykt rozpisanego przez siebie plebiscytu – ratyfikował dokument przez głosowanie Zgromadzenia Narodowego. Zastosowano następnie, jak określa na łamach „Le Figaro” Onfray, „lizboński podstęp”, byleby zakneblować ludowi usta. Skoro lud źle wybrał, niech wybiera raz jeszcze, do skutku, wydają się mówić współcześni demokraci. Wtóruje Onfrayowi nestorka francuskiego dziennikarstwa politycznego, Catherine Nay: „Będąc zranionym bardziej niż kiedykolwiek, zaskoczył wszystkich. Jego działanie jest zatem połączeniem bezradności i goryczy. Rozwiązanie parlamentu świadczy przede wszystkim o jego wewnętrznej niezdolności do zrozumienia swoich współobywateli”. 

Macron użył sprawdzonego manichejskiego fortelu: albo większość prezydencka, albo faszystowski diabeł. Tyle tylko, że przestrzeganie przed nacjonalistami przestało działać. Marine Le Pen udało się wypędzić belzebuba, którym straszono małe dzieci i dorosłych wyborców, swojego ojca Jean-Marie, który na wiecach cytował kolaborującego z okupantem niemieckim Roberta Brasillacha, a obozy koncentracyjne nazywał z rozbrajającą lekkością „detalem historii”.    Zagrożenie brunatne nie działa na współczesne imaginarium pana Dupont czy pani Martin. Z jakim obrazem społecznym mamy zatem do czynienia tuż przed nowymi wyborami? Jakie są jego cechy dystynktywne i oczekiwania, skoro już dawne, tradycyjne podziały zostały unieważnione? 

Pierwszy element odpowiedzi na te pytania musi uwzględnić problem, rzekłbym, republikańskiej dogmatyki. Parafrazując Cycerona, nie sposób wyobrazić sobie dwóch oddzielnych ludów w łonie rzymskiej republiki, tak jak niemożliwością jest wschodzenie dwóch słońc na horyzoncie. Republika jest jedna i niepodzielna, zostało to precyzyjnie określone w preambule francuskiej ustawy zasadniczej. Ostatnie wypadki w departamentach zamorskich na Majocie i w Nowej Kaledonii pokazują, że spoistość francuskiej republiki staje się coraz bardziej chybotliwa, żeby nie powiedzieć, delikatna. Nienotowane od Wielkiej Rewolucji zagrożenie dla niepodzielności wyraża się w niepodległościowych żądaniach francuskich wysp na Oceanie Indyjskim, ale nie tylko. 

Pisaliśmy w poprzednich numerach „Tygodnika Solidarność” o zapomnianych archipelagach na terytorium kontynentalnego heksagonu. Istnieją przestrzenie, zwłaszcza na przedmieściach dużych aglomeracji Paryża i Marsylii, wyjęte z republikańskiego kręgu. Inna kuchnia, inne ubiory, rzeźnie halal, prymat edukacji religijnej nad comte’owskim wzorcem pozytywistycznym, zabobon, wizje teokratyczne połączone z kulturą uliczną. Zainspirowany analizami Renauda Camusa Éric Zemmour uważa, że masowa migracja końca lat sześćdziesiątych przyczynia się do „wielkiej zmiany” demograficznej. Według tej teorii „rdzenna” populacja Francji zostanie zastąpiona przez populację napływową. Zemmour mówi wprost: „nasza cywilizacja zostanie przewrócona przez inną cywilizację”. Polityk twierdzi, że kwestie migracyjne są dla Francuzów najważniejsze i, że spotykają się z jej efektami co rusz – w szkole, w pracy, na ulicy. Migranci pozbawiają Francuzów zatrudnienia, obniżają poziom szkół oraz przyczyniają się do wzrostu niebezpieczeństwa w kraju. 

Podziały 

Na podziały terytorialne nakładają się coraz częściej również podziały ekonomiczne, klasowe i symboliczne. Francja nie ma na swoim horyzoncie dwóch słońc, lecz trzy…

Pierwsze słońce świeci blaskiem tzw. kreolizacji. Jej piewcy medytują nad egzotycznym połączeniem nienasyconej łapczywości emancypacji z jednej strony, z mroczną wizją islamu z drugiej. Figury par excellence tej wizji stanowi para: mężczyzna z ciążowym brzuchem i kobieta ubrana w hidżab. Należy czym prędzej wyzwolić się z łańcuchów kultury i wstecznych ideologii. Projekt emancypacyjny odrzuca w całej rozciągłości mity i tradycje, które strzegą granic albo definiują ludzką skończoność. Trudno przerwać drogę emancypacji zainicjowaną we Francji przez ruch strukturalistów, którego masowym wyrazicielem był maj 1968 r. Wyzwolenie straszy bowiem nienasyceniem, uruchamia coraz to nowych „więzionych”, którzy mogą się ubiegać o przywileje i apanaże emancypacji. Koncepcja dziejów, w optyce „kreolistów”, jest typowa dla umysłowości młodzieńczej. Wyraża ona obietnicę wielkiego przeobrażenia: jest zuchwała, bezwzględna, prosta. Wystarczy obrzucić anatemą obrońców przeszłości. O ile zwolennicy tej opcji wykluczają zabobony chrześcijańskie, z elektoralną gorliwością zapraszają do siebie muzułmanów. W próbach przeciągania wyborców wyznawców Allacha prześcigają się politycy utworzonego właśnie frontu ludowego. Michel Onfray: „mamy do czynienia bardziej z zupą ludową aniżeli frontem ludowym”.

Stosunek „kreolistów” do konfliktu Izraela z Hamasem jak w soczewce pokazuje ideologiczny galimatias, z którym będą się mierzyć wyborcy, którzy pójdą do urn 30 czerwca i 7 lipca. Partia Socjalistyczna popiera Izrael w całej rozciągłości, natomiast reprezentanci Nieuległej Francji głoszą wprost antysemickie i antysyjonistyczne hasła. Wydaje się ponurą baśnią fakt, że Serge Klarsfeld, „łowca nazistów” od bez mała pięciu dekad, oświadczył w telewizyjnym wywiadzie, że zagłosuje na kandydata Zjednoczenia Narodowego… Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na listach ludowego frontu znajduje się były prezydent François Hollande. Dodać jeszcze należy, że jeden z liderów nowego frontu, Jean-Luc Mélenchon niemal wprost deklaruje, że w przypadku wygranej prawicy uruchomione zostaną nowe sposoby zagarnięcia władzy. 

Czyżby nawoływał do przemocy? Jeszcze powrócimy do tego wątku. 

Drugim słońcem są zwolennicy prezydenta, okupujący na szachownicy elektoralnej szerokie centrum. Philippe De Villiers nazwał stronnictwo wizją państwa „uber”, upatrującą szansę na przetrwanie w strukturach globalnych dzięki rządom wirtuozów światowej finansjery. Myśliciel Régis Debray opisuje ich jako „neoprotestantów”, nomadów, którzy z łatwością potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości i pod każdą szerokością geograficzną. Preferuje układy wertykalne, gdzie rządzi pieniądz i pełna transparentność, łatwo przechodzi na „ty” i wierzy w regulującą moc kapitału. 

Została trzecia gwiazda na republikańskim nieboskłonie. Francuzi tradycyjni, przestraszeni dynamiką zmian ekonomicznych, obyczajowych i religijnych. Skrzywdzeni i poniżeni, mówiąc językiem Fiodora Dostojewskiego, którzy wstają najwcześniej i pracują najdłużej. Uosabiają pauperyzację klasy średniej, a masową migrację widzą jako egzystencjalne niebezpieczeństwo dla narodowej tkanki. Coraz mniej czują się gospodarzami we własnych domostwach. Boją się o przyszłość ekonomiczną własną i kraju, drżą o francuską suwerenność i tożsamość. To oni spowodowali, że Macron zdecydował się rozwiązać Zgromadzenie Narodowe. Najlepszym wyrazicielem strachu przed „francuskim samobójstwem”, parafrazując jeden z tytułów jego książek, jest Éric Zemmour. I, co paradoksalne, lider Rekonkwisty stał się również pierwszą ofiarą „narodowego przebudzenia”. Nie dość, że opuściła go jedna z głównych twarzy ruchu, Marion Maréchal-Le Pen, to w dodatku nie został dopuszczony do frontu patriotów. „Jestem zarówno zniechęcony, jak i zraniony” – powiedział na antenie LCI Zemmour. Był koryfeuszem konserwatywnej wspólnoty, którą animował swoimi artykułami i książkami. Doprowadził w dużej mierze do wyzbycia się kompleksów pokaźnej połaci francuskiej warstwy ludowej. Wprowadził do ostatnich kampanii zagadnienia, które obecnie stały się centralne. Z dawnego koryfeusza niewiele zostało, ledwie pięć procent i, z dużym prawdopodobieństwem, nie dostanie się do parlamentu. „Wchodząc do polityki, nie decydowałem się na przyjemne rozgrywki. Dokonałem poświęcenia” – powiedział dziennikarzowi LCI. Symbolicznie przeobraził się w dawnego Jean-Marie Le Pena – skupił na sobie ekstrema, uległ dworskim i rodzinnym intrygom. Zemmour musiał stać się politykiem odrażającym, aby jego idee i strategie mogły zaistnieć. To jedna z głębokich prawd o nadchodzących wyborach nad Sekwaną. 

Każda kolejna Republika rodziła się w wyniku przemocy fizycznej i symbolicznej, nawet ta ostatnia, V, odcinała się ostrym cięciem od podwójnego dziedzictwa: z jednej strony od niekończących się waśni parlamentaryzmu IV Republiki, z drugiej – od wstydliwej kolaboracji rządu Vichy z Niemcami. O przemocy towarzyszącej przeobrażeniu nowego ładu republikańskiego obszernie pisze historyk Pierre Vermeren: „Nasza narodowa historia o wiele częściej kładzie nacisk na okrucieństwo poszczególnych postaci historycznych (Bonaparte, Napoleon II czy Pétain), zapominając o krwawych epizodach kolektywnych uniesień, które zainicjowały nasze kolejne republiki”. 

Czytaj także: Rasizm sprowadzony do poziomu absurdu: rozpoczęła się zimna wojna domowa

Czytaj także: Klub z czołowej europejskiej ligi zagra w koszulkach z polskim orłem i nazwiskami bohaterów


 

POLECANE
Premier: zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów z ostatniej chwili
Premier: zneutralizowano drona nad budynkami rządu i Belwederem. Zatrzymano Białorusinów

Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek wieczorem, że Służba Ochrony Państwa zneutralizowała drona operującego nad budynkami rządowymi (Parkowa) i Belwederem. Jak przekazał, zatrzymano dwóch obywateli Białorusi. Policja bada okoliczności incydentu - dodał.

Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć tylko u nas
Tego nie mogli mu wybaczyć, dlatego Charlie Kirk musiał umrzeć

W chwili, gdy trafiła go kula, stał pod namiotem z napisem-mottem jego działalności "udowodnij mi, że się mylę". Zamachowiec mu tego nie udowodnił. Wręcz przeciwnie.

Prawica po wyborach szykuje bombę. Będzie sanacja sądownictwa? z ostatniej chwili
"Prawica po wyborach szykuje bombę". Będzie "sanacja sądownictwa"?

Na polskiej scenie politycznej szykuje się uderzenie, które może zmienić oblicze wymiaru sprawiedliwości na długie lata - czytamy we wpisie komentatora platformy X, znanego jako Jack Strong. Chodzi o nowy projekt ustawy, który, jak twierdzi autor wpisu, "rodzi się w kręgach prawicy". "Jego celem jest przeciwdziałanie anarchizacji polskiego wymiaru sprawiedliwości". Projekt ten miałby być już nazywany „sanacją sądownictwa”.

Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE tylko u nas
Ani żona Cezara ani bezstronna Temida. Wątpliwa reputacja TSUE

Po raz kolejny Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej próbuje ingerować w polski system sądowniczy. Przypomnijmy, też po raz kolejny, że nie ma on do tego żadnych uprawnień, ponieważ „wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w traktatach należą do państw członkowskich” (artykuł 5 Traktatu o Unii Europejskiej), a w zakresie sądownictwa państwa członkowskie nie przyznały Unii żadnych kompetencji.

Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. Wygląda na zaplanowane działania Wiadomości
Nowe informacje ws. ostrzelania auta polskiego europosła w Brukseli. "Wygląda na zaplanowane działania"

Waldemar Buda napisał o ostrzelaniu swojego samochodu w Brukseli: "9 precyzyjnych strzałów, w momencie ataku nie byłem w aucie". Europoseł PiS zaznaczył, że tylko jego samochód został potraktowany w ten sposób. Jego zdaniem zatem, atak wygląda na zaplanowane działanie. Sprawę badają belgijskie służby.    

Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: wróci kwestia reparacji Wiadomości
Karol Nawrocki w Niemczech. Deutsche Welle: "wróci kwestia reparacji"

Prezydent Polski Karol Nawrocki przybywa do Berlina z pierwszą wizytą zagraniczną. Niemiecki rząd podkreśla wagę utrzymywania bliskich relacji z Polską, wskazując na wspólne interesy w zakresie bezpieczeństwa. Niemieckie media podkreślają też temat reparacji, do których ma wrócić Karol Nawrocki z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem

Komunikat dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego pilne
Komunikat dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego

Ważna informacja dla mieszkańców województwa świętokrzyskiego. W związku z budową obwodnicy Opatowa muszą się liczyć z poważnymi utrudnieniami na drogach.

Von der Leyen broni Zielonego Ładu: Świat puka się w głowę. Co zrobi polski rząd? z ostatniej chwili
Von der Leyen broni Zielonego Ładu: "Świat puka się w głowę". Co zrobi polski rząd?

Dzisiejszy kurs Komisji Europejskiej jest nieodpowiedzialny - ocenili europosłowie PiS odnosząc się do wystąpienia szefowej KE Ursuli von der Leyen w PE . Świat puka się po głowie, kiedy to wszystko słyszy; żądamy weta polskiego - mówiła Anna Zalewska.

Zła wiadomość dla pana ministra. Waldemar Żurek odwołał sędziów wbrew negatywnym opiniom pilne
"Zła wiadomość dla pana ministra". Waldemar Żurek odwołał sędziów wbrew negatywnym opiniom

Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało, że minister Waldemar Żurek odwołał 25 prezesów i wiceprezesów sądów, mimo że kolegia sądów wydały negatywne opinie wobec wniosków o ich odwołanie. Żurek pominął też KRS, której nie uznaje. "To  nie wywołuje jakichkolwiek skutków prawnych" - skomentował na platformie X mec. Bartosz Lewandowski.

Włoskie MON o gotowości do wojny: Gdyby nas jakiś szaleniec zaatakował... z ostatniej chwili
Włoskie MON o gotowości do wojny: "Gdyby nas jakiś szaleniec zaatakował..."

Minister obrony Włoch Guido Crosetto oświadczył w poniedziałek w Rzymie, że jego kraj nie jest przygotowany na potencjalny atak – ani ze strony Rosji, ani innego państwa. Podkreślił, że problem wynika z wieloletnich zaniedbań w wydatkach na obronność.

REKLAMA

W co gra Emmanuel Macron? Demaskujemy powody rozpisania nowych wyborów

Swoją decyzję o rozwiązaniu Zgromadzenia Narodowego i rozpisaniu nowych wyborów prezydent Emmanuel Macron tłumaczy potrzebą „klaryfikacji”. Nie ma litości, przyznać trzeba, lokator Pałacu Elizejskiego dla francuskiego narodu, który zabiera głos nieprzerwanie od roku, w różnych, czasami nieelektoralnych, formach: w pochodach przeciwko reformie wieku emerytalnego na ulicach Paryża, w Brukseli przeciwko Zielonemu Ładowi, kontestując masową migrację i unijne reguły relokacji, w obronie obywateli napadanych w środkach komunikacji miejskiej i nauczycieli zmuszanych do houellebecqowskiej „uległości”.
Emmanuel Macron W co gra Emmanuel Macron? Demaskujemy powody rozpisania nowych wyborów
Emmanuel Macron / Remi Jouan, CC BY 4.0 , via Wikimedia Commons

Baczny obserwator polityki francuskiej, Michel Onfray, złośliwie komentuje na falach Europe 1, że przecież Francuzi jasno i wyraźnie artykułują swoje obawy od dwudziestu lat – o bezpieczeństwo, o siłę nabywczą, o utratę suwerenności na rzecz brukselskich instytucji i sądów. Jasno precyzują swoje oczekiwania i preferencje polityczne – nie chcą ani frontu narodowego, ani frontu ludowego. Chcą, przede wszystkim, przerwania frontu imposybilizmu tradycyjnych partii, czy to lewicowych, czy prawicowych, w sidłach „układu” z Maastricht. Macron miał być sublimacją jednego i drugiego stronnictwa, miał wprowadzić Francję w XXI wiek, uczynić z kraju Richelieu i d’Alemberta nowoczesny start-up. 

Problemy 

Problem polega na tym, że obecna klasa polityczna, wbrew i zapisom, i duchowi ustroju V Republiki, z uporem maniaka obraca na nice wolę suwerena. W 2005 roku społeczeństwo odrzuciło Konstytucję Unii Europejskiej, natomiast Nicolas Sarkozy – gwiżdżąc na werdykt rozpisanego przez siebie plebiscytu – ratyfikował dokument przez głosowanie Zgromadzenia Narodowego. Zastosowano następnie, jak określa na łamach „Le Figaro” Onfray, „lizboński podstęp”, byleby zakneblować ludowi usta. Skoro lud źle wybrał, niech wybiera raz jeszcze, do skutku, wydają się mówić współcześni demokraci. Wtóruje Onfrayowi nestorka francuskiego dziennikarstwa politycznego, Catherine Nay: „Będąc zranionym bardziej niż kiedykolwiek, zaskoczył wszystkich. Jego działanie jest zatem połączeniem bezradności i goryczy. Rozwiązanie parlamentu świadczy przede wszystkim o jego wewnętrznej niezdolności do zrozumienia swoich współobywateli”. 

Macron użył sprawdzonego manichejskiego fortelu: albo większość prezydencka, albo faszystowski diabeł. Tyle tylko, że przestrzeganie przed nacjonalistami przestało działać. Marine Le Pen udało się wypędzić belzebuba, którym straszono małe dzieci i dorosłych wyborców, swojego ojca Jean-Marie, który na wiecach cytował kolaborującego z okupantem niemieckim Roberta Brasillacha, a obozy koncentracyjne nazywał z rozbrajającą lekkością „detalem historii”.    Zagrożenie brunatne nie działa na współczesne imaginarium pana Dupont czy pani Martin. Z jakim obrazem społecznym mamy zatem do czynienia tuż przed nowymi wyborami? Jakie są jego cechy dystynktywne i oczekiwania, skoro już dawne, tradycyjne podziały zostały unieważnione? 

Pierwszy element odpowiedzi na te pytania musi uwzględnić problem, rzekłbym, republikańskiej dogmatyki. Parafrazując Cycerona, nie sposób wyobrazić sobie dwóch oddzielnych ludów w łonie rzymskiej republiki, tak jak niemożliwością jest wschodzenie dwóch słońc na horyzoncie. Republika jest jedna i niepodzielna, zostało to precyzyjnie określone w preambule francuskiej ustawy zasadniczej. Ostatnie wypadki w departamentach zamorskich na Majocie i w Nowej Kaledonii pokazują, że spoistość francuskiej republiki staje się coraz bardziej chybotliwa, żeby nie powiedzieć, delikatna. Nienotowane od Wielkiej Rewolucji zagrożenie dla niepodzielności wyraża się w niepodległościowych żądaniach francuskich wysp na Oceanie Indyjskim, ale nie tylko. 

Pisaliśmy w poprzednich numerach „Tygodnika Solidarność” o zapomnianych archipelagach na terytorium kontynentalnego heksagonu. Istnieją przestrzenie, zwłaszcza na przedmieściach dużych aglomeracji Paryża i Marsylii, wyjęte z republikańskiego kręgu. Inna kuchnia, inne ubiory, rzeźnie halal, prymat edukacji religijnej nad comte’owskim wzorcem pozytywistycznym, zabobon, wizje teokratyczne połączone z kulturą uliczną. Zainspirowany analizami Renauda Camusa Éric Zemmour uważa, że masowa migracja końca lat sześćdziesiątych przyczynia się do „wielkiej zmiany” demograficznej. Według tej teorii „rdzenna” populacja Francji zostanie zastąpiona przez populację napływową. Zemmour mówi wprost: „nasza cywilizacja zostanie przewrócona przez inną cywilizację”. Polityk twierdzi, że kwestie migracyjne są dla Francuzów najważniejsze i, że spotykają się z jej efektami co rusz – w szkole, w pracy, na ulicy. Migranci pozbawiają Francuzów zatrudnienia, obniżają poziom szkół oraz przyczyniają się do wzrostu niebezpieczeństwa w kraju. 

Podziały 

Na podziały terytorialne nakładają się coraz częściej również podziały ekonomiczne, klasowe i symboliczne. Francja nie ma na swoim horyzoncie dwóch słońc, lecz trzy…

Pierwsze słońce świeci blaskiem tzw. kreolizacji. Jej piewcy medytują nad egzotycznym połączeniem nienasyconej łapczywości emancypacji z jednej strony, z mroczną wizją islamu z drugiej. Figury par excellence tej wizji stanowi para: mężczyzna z ciążowym brzuchem i kobieta ubrana w hidżab. Należy czym prędzej wyzwolić się z łańcuchów kultury i wstecznych ideologii. Projekt emancypacyjny odrzuca w całej rozciągłości mity i tradycje, które strzegą granic albo definiują ludzką skończoność. Trudno przerwać drogę emancypacji zainicjowaną we Francji przez ruch strukturalistów, którego masowym wyrazicielem był maj 1968 r. Wyzwolenie straszy bowiem nienasyceniem, uruchamia coraz to nowych „więzionych”, którzy mogą się ubiegać o przywileje i apanaże emancypacji. Koncepcja dziejów, w optyce „kreolistów”, jest typowa dla umysłowości młodzieńczej. Wyraża ona obietnicę wielkiego przeobrażenia: jest zuchwała, bezwzględna, prosta. Wystarczy obrzucić anatemą obrońców przeszłości. O ile zwolennicy tej opcji wykluczają zabobony chrześcijańskie, z elektoralną gorliwością zapraszają do siebie muzułmanów. W próbach przeciągania wyborców wyznawców Allacha prześcigają się politycy utworzonego właśnie frontu ludowego. Michel Onfray: „mamy do czynienia bardziej z zupą ludową aniżeli frontem ludowym”.

Stosunek „kreolistów” do konfliktu Izraela z Hamasem jak w soczewce pokazuje ideologiczny galimatias, z którym będą się mierzyć wyborcy, którzy pójdą do urn 30 czerwca i 7 lipca. Partia Socjalistyczna popiera Izrael w całej rozciągłości, natomiast reprezentanci Nieuległej Francji głoszą wprost antysemickie i antysyjonistyczne hasła. Wydaje się ponurą baśnią fakt, że Serge Klarsfeld, „łowca nazistów” od bez mała pięciu dekad, oświadczył w telewizyjnym wywiadzie, że zagłosuje na kandydata Zjednoczenia Narodowego… Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na listach ludowego frontu znajduje się były prezydent François Hollande. Dodać jeszcze należy, że jeden z liderów nowego frontu, Jean-Luc Mélenchon niemal wprost deklaruje, że w przypadku wygranej prawicy uruchomione zostaną nowe sposoby zagarnięcia władzy. 

Czyżby nawoływał do przemocy? Jeszcze powrócimy do tego wątku. 

Drugim słońcem są zwolennicy prezydenta, okupujący na szachownicy elektoralnej szerokie centrum. Philippe De Villiers nazwał stronnictwo wizją państwa „uber”, upatrującą szansę na przetrwanie w strukturach globalnych dzięki rządom wirtuozów światowej finansjery. Myśliciel Régis Debray opisuje ich jako „neoprotestantów”, nomadów, którzy z łatwością potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości i pod każdą szerokością geograficzną. Preferuje układy wertykalne, gdzie rządzi pieniądz i pełna transparentność, łatwo przechodzi na „ty” i wierzy w regulującą moc kapitału. 

Została trzecia gwiazda na republikańskim nieboskłonie. Francuzi tradycyjni, przestraszeni dynamiką zmian ekonomicznych, obyczajowych i religijnych. Skrzywdzeni i poniżeni, mówiąc językiem Fiodora Dostojewskiego, którzy wstają najwcześniej i pracują najdłużej. Uosabiają pauperyzację klasy średniej, a masową migrację widzą jako egzystencjalne niebezpieczeństwo dla narodowej tkanki. Coraz mniej czują się gospodarzami we własnych domostwach. Boją się o przyszłość ekonomiczną własną i kraju, drżą o francuską suwerenność i tożsamość. To oni spowodowali, że Macron zdecydował się rozwiązać Zgromadzenie Narodowe. Najlepszym wyrazicielem strachu przed „francuskim samobójstwem”, parafrazując jeden z tytułów jego książek, jest Éric Zemmour. I, co paradoksalne, lider Rekonkwisty stał się również pierwszą ofiarą „narodowego przebudzenia”. Nie dość, że opuściła go jedna z głównych twarzy ruchu, Marion Maréchal-Le Pen, to w dodatku nie został dopuszczony do frontu patriotów. „Jestem zarówno zniechęcony, jak i zraniony” – powiedział na antenie LCI Zemmour. Był koryfeuszem konserwatywnej wspólnoty, którą animował swoimi artykułami i książkami. Doprowadził w dużej mierze do wyzbycia się kompleksów pokaźnej połaci francuskiej warstwy ludowej. Wprowadził do ostatnich kampanii zagadnienia, które obecnie stały się centralne. Z dawnego koryfeusza niewiele zostało, ledwie pięć procent i, z dużym prawdopodobieństwem, nie dostanie się do parlamentu. „Wchodząc do polityki, nie decydowałem się na przyjemne rozgrywki. Dokonałem poświęcenia” – powiedział dziennikarzowi LCI. Symbolicznie przeobraził się w dawnego Jean-Marie Le Pena – skupił na sobie ekstrema, uległ dworskim i rodzinnym intrygom. Zemmour musiał stać się politykiem odrażającym, aby jego idee i strategie mogły zaistnieć. To jedna z głębokich prawd o nadchodzących wyborach nad Sekwaną. 

Każda kolejna Republika rodziła się w wyniku przemocy fizycznej i symbolicznej, nawet ta ostatnia, V, odcinała się ostrym cięciem od podwójnego dziedzictwa: z jednej strony od niekończących się waśni parlamentaryzmu IV Republiki, z drugiej – od wstydliwej kolaboracji rządu Vichy z Niemcami. O przemocy towarzyszącej przeobrażeniu nowego ładu republikańskiego obszernie pisze historyk Pierre Vermeren: „Nasza narodowa historia o wiele częściej kładzie nacisk na okrucieństwo poszczególnych postaci historycznych (Bonaparte, Napoleon II czy Pétain), zapominając o krwawych epizodach kolektywnych uniesień, które zainicjowały nasze kolejne republiki”. 

Czytaj także: Rasizm sprowadzony do poziomu absurdu: rozpoczęła się zimna wojna domowa

Czytaj także: Klub z czołowej europejskiej ligi zagra w koszulkach z polskim orłem i nazwiskami bohaterów



 

Polecane
Emerytury
Stażowe