[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Kto zastąpi Angelę Merkel? Co to oznacza dla Polski?

Wraz z odmrażaniem gospodarki i luzowaniem obostrzeń rośnie także temperatura w politycznym Berlinie. Walka w CDU o schedę po Angeli Merkel i Annegret Kramp-Karrenbauer nabiera znowuż krasnych rumieńców. Co nie jest bez znaczenia dla Polski.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Kto zastąpi Angelę Merkel? Co to oznacza dla Polski?
/ EPA/CLEMENS BILAN / POOL Dostawca: PAP/EPA.
Jeszcze przed koronakryzysem mogło się wydawać, że wiceszef chadeków Armin Laschet wszystkie napotkane rafy ominął bez szkody, niepowstrzymanie podążając po władzę. Zwłaszcza, kiedy w lutym jeden z jego konkurentów w wyścigu o fotel przywódcy CDU, minister zdrowia Jens Spahn, zrezygnował ze swojej kandydatury i oficjalnie poparł premiera Nadrenii Północnej-Westfalii. Obaj panowie uchodzą za zaufanych ludzi Angeli Merkel. Co prawda wcześniej Laschet i Spahn nie szczędzili szefowej rządu uszczypliwości, choć tak naprawdę nigdy nie budzili podejrzeń o nielojalność, otrzymując od niej za zagrane role wewnątrzpartyjnych oponentów obfite konfitury. Podobnie zresztą jak przewodniczący komisji spraw zagranicznych Norbert Röttgen, który się jeszcze nie wycofał z konkursu o chadecką batutę, ale jako bezwolny wyznawca poglądów pani kanclerz nie będzie miał raczej szansy na zwycięstwo.
 
Dotychczasowym faworytem był niewątpliwie Laschet, choć również i on został ostatnio uśpiony złudną pewnością siebie. Od kwietnia wiceprzewodniczący CDU zaczął zaliczać poważne wizerunkowe wtopy. Na początku kryzysu wyborcy traktowali je jeszcze wyrozumiale, dając mu w obliczu pandemii prawo do pewnej liczby potknięć. Lecz dziś nie udaje się ich już przykryć żadnym pijarem, a jego poparcie w sondażach stopniało z 65 do 30 proc. Ostatnie tygodnie nie wzmocniły jego prestiżu nawet wśród tych, których w przeszłości trudno było posądzać o 'antychadecką' zapiekłość.
 

"Armin Laschet chce tak bardzo zostać kanclerzem, że prawdopodobnie nigdy nim nie zostanie"

 
- sądzi Matthias Kalle z berlińskiego 'Tagesspiegla'.
 
Dla niektórych liderów niemieckiej chadecji koronakryzys okazał się więc prawdziwym egzaminem politycznej dojrzałości, przy czym nie wszyscy go zdali. W 'normalnych' okolicznościach liczba osób, którym chce się weryfikować solenne obietnice polityków, jest stosunkowo niska. W czasie pandemii wręcz przeciwnie - zaraza zbiera wprawdzie swoje żniwo, choć na pewno nie uśmierza czujności wyborców, którzy dokładnie obserwują, kto rozwiązuje ich realne problemy, a kto próbuje im się jedynie przypodobać. Toteż ukołysany pochwałami Laschet doświadczył w ostatnich tygodniach nagłego zejścia na ziemię, stwierdziwszy, że doraźne gaszenie politycznych pożarów jest zgubną w skutkach strategią.
 
Szef nadreńskiego rządu, który pierwsze dwa miesiące br. strawił na krzewieniu nadziei, że 'karty są już rozdane', w kwietniu i maju wyraźnie się pogubił i ugrząsł w dysonansach. Gdy kilka tygodni temu w jego landzie fala zachorowań wzrosła do 'włoskich" rozmiarów, wiceszef CDU nadal reagował wypieraniem rzeczywistości, wzdragając się przed zamknięciem szkół (mimo zalewu publicznych błagań pedagogów).
 
Kiedy wreszcie doń dotarło, że jego decyzje mogą mieć fatalne skutki dla zdrowia ogółu, po cichu się ugiął. Co nie znaczy, że przestał kontynuować swoją zgubną pogoń za uznaniem. Dziś Laschet należy do tych, którzy opowiadają się za szybkim zniesieniem restrykcji. I nie jest z tym postulatem osamotniony. W ostatnich dwóch tygodniach dochodzi na niemieckich ulicach do demonstracji przeciwko ograniczeniom związanym z Covid-19. Nie wszyscy protestujący ulegli bez reszty orgii głupoty, acz nie brakuje wśród nich także 'ociężałych' autorów teorii spiskowych, utwierdzonych w przekonaniu, jakoby kryzys epidemiczny był splotem 'nieporozumień' i 'fałszów'. I może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby spod tej warstwy śmiesznych zachowań nie wydobywały się niepokojące historyczne pomruki.
 

"Na tego typu manifestacjach coraz bardziej eksponowane są radykalne poglądy. Pod płaszczykiem 'troski' o państwo występują tak naprawdę osoby, który chcą je zdestabilizować. Ruch 'Opór 2020' otwarcie operuje słownictwem rasistowskim, a niektóre hasła walczące rzekomo z obecnymi restrykcjami noszą wyraźną sygnaturę neonazistowskiej NPD"

 
- czytamy na portalu dziennika 'Kieler Nachrichten'.
 
Laschet stał się wobec tego mimowolnym orędownikiem tych osób, które wylewają obecnie na rządzących ocean żenujących obelg, podczas gdy większość Niemców wspiera wprowadzone obostrzenia. Jego nieporadny styl zarządzania kryzysem stopniowo oddala wizję przejęcia sterów w CDU. Na czele partii rządzącej winien stanąć polityk stanowczy, odporny i wytrwały, z godną jasnowidza dalekowzrocznością. Natomiast Laschet w połowie marca najpierw gniewnie zagłuszał wątpliwości okrzykiem, że ma 'wszystko pod kontrolą', potem po tygodniu oznajmił, jakoby Nadrenia toczyła walkę na 'śmierć i życie', po czym kilka dni później znów chciał pospiesznie znieść ograniczenia. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Laschet po marcowych potknięciach pragnie dziś za wszelką cenę zdjąć z siebie odium 'guzdrały', choć tylko z trudem nadrabia sondażowe straty. Tym bardziej, że wypada też kiepsko w telewizji, miotając bezsilne gromy na prowadzących, którzy zadają mu jedynie merytoryczne pytania.
 
Koronakryzys wyostrzył kontury niektórych polityków chadecji i pozostawia mniej miejsca na mgliste dywagacje. Choć nie wszyscy liderzy chadecji sprowokowali oburzenie publicystów. Markus Söder (CSU) radzi sobie w monachijskim ratuszu znacznie lepiej niż Laschet w Düsseldorfie. Na ile ten umyślnie przybrany kostium 'męża stanu' jest autentyczny - to już kwestia do osobnych rozważań. Ale faktem jest, że szef bawarskiego rządu już na początku epidemii wysłał jasny przekaz, sprowadzający się do hasła 'Bawaria first!'. I ani na chwilę od niego nie odstępuje, podczas gdy jego kolega z Nadrenii prawie co tydzień zmienia swoje zdanie.
 
Co ciekawe, Laschet pochodzi z tej samej okolicy co Martin Schulz, który do premiera Nadrenii płonie żywą niechęcią. Obaj panowie mają jednak ze sobą więcej wspólnego, niżby chcieli. Oboje zakrawają na gwiazdy 'jednego sezonu', które rozbłysnęły i zgasły w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W jednym z ostatnich wywiadów były szef SPD przyznał, że nigdy nie spotkał 'tak kiepskiego polityka na tak wysokim stanowisku'. Przy czym kontekst rozmowy nie pozostawiał wątpliwości, o kogo chodzi. Jeżeli już nawet Schulz, pogrążający się obecnie w odmętach politycznego niebytu, posuwa się do ferowania tak surowych ocen, to czy Laschet byłby lepszą alternatywą?
 
Kiedy polityk CDU w 2015 r. był wykładowcą na jednej z akwizgrańskich uczelni, zgubił gdzieś w drodze do domu wypracowania swoich studentów i nie chciał się do tego przyznać. Aby nie budzić podejrzenia, uznaniowo rozdał stopnie, nie przeczytawszy ani jednego tekstu. Oszustwo wyszło na jaw, ponieważ Laschet ocenił 35 wypracowań, choć do egzaminu przystąpiło jedynie 28 studentów. Czy polityk zwolniony z intelektualnej uczuciwości mógłby naprawdę stanąć na czele rządu 80-milionowego państwa, które pragnie uchodzić za 'koło napędowe' Europy?
 
Podczas kryzysu migracyjnego w 2015 r. 59-letni Laschet należał do zwolenników 'otwartych granic'. Przez długi czas zachowywał się jak Merkel, przyznając wszystkim i wszystkiemu rację przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności. Tyle że dziś typ 'polityka-guzdrały' uległ już pewnej inflacji. Zamiast tego zaistniała moda na zaradnego i odpornego na turbulencje charyzmatyka, który przeprowadzi Niemcy przez rafy kryzysu. Zauważyła to Angela Merkel, która dziś woli poprzeć stanowczy kurs Södera niż jego odpowiednika z Nadrenii, gdyż tylko w ten sposób mogła poprawić swoje notowania. Mimo że Söder nie weźmie udziału w wyścigu o fotel szefa CDU (bo kieruje już siostrzaną CSU), to w 2021 r. mógłby teoretycznie jeszcze powalczyć o tekę kanclerza. Lecz póki co to głównie w CDU toczy się ostra batalia o jej przyszłe oblicze. Wszak nie wszyscy jej członkowie popierają Lascheta, kojarzącego się z zainicjowanym kiedyś przez szefową rządu 'skrętem w lewo'.
 
Z utęsknionym powrotem do konserwatywnych korzeni partii kojarzy się zaś Friedrich Merz, który odzyskał apetyt na stanowisko ustępującej Annegret Kramp-Karrenbauer. W ostatnich dwóch miesiącach były szef frakcji chadeków przykrył się kloszem prywatności, ponieważ sam się zainfekował koronawirusem. Merz nie pełni obecnie żadnej ważnej funkcji w partii, którą mógłby wykorzystać do lansu. Z drugiej strony w ten sposób może uniknąć błędów, na jakie w dobie kryzysu narażeni są czołowi ministrowie. Prasa wzruszyła się zresztą też okazanym mu współczuciem z powodu choroby. Dziś jest już zdrowy i ponownie podnosi temperaturę sporu w CDU, głównie swoimi celnymi komentarzami w mediach społecznościowych.
 
Krytycy zarzucają Merzowi bliskość do pieniędzy oraz idącą z nią w parze arogancję. Gdy parę dni temu zażądał, aby rząd federalny po pandemii ustalił, kto ma prawo do świadczeń socjalnych, spadły nań gromy z 'lewicowego' nieba. Die Linke zarzucała mu, że zbyt długo oddzielało go od polityki szkło korporacyjnych wieżowców, by mógł zrozumieć problemy uboższych. Spadkobiercy Marksa wytropili jeszcze parę innych 'niejasności' w jego oświadczeniach majątkowych, lecz one mu raczej nie zaszkodzą. Coraz więcej Niemców tęskni bowiem do czasów, kiedy profesury 'Gender Studies' były jeszcze mrzonkami zasilanych europejskimi grantami klubów dyskusyjnych.
 
Rywalizacja między Merzem i Laschetem to także konkurujące ze sobą wizje polityki międzynarodowej. I chociaż Merz na razie unika niczym ognia komentarzy na temat Polski, to niektóre jego poglądy są zdumiewająco zbieżne z interesami Warszawy. Były szef frakcji CDU/CSU jest choćby rzecznikiem silnego sojuszu transatlantyckiego, podczas gdy w innych niemieckich środowiskach uciera się niepokojący konsensus, jakoby był 'przeżytkiem'.
 

"Rozwój wydarzeń na Ukrainie, Bliskim Wschodzie i w Rosji pokazuje dobitnie, że sytuacja na świecie jest coraz mniej stabilna. Musimy wreszcie uświadomić naszym obywatelom, że dla interesu państwa Niemcy muszą więcej zainwestować w bezpieczeństwo i Bundeswehrę, która od lat zmaga się z poważnymi problemami, i to nie tylko personalnymi"

 
- przekonywał Merz kilka miesięcy temu w rozmowie z dziennikiem ekonomicznym 'Handelsblatt'.
 
64-letni polityk krytykuje też regularnie manifestacje 'Fridays for Future', wskazując na 'irracjonalne emocje', którym poddają się młodzi ludzie, niezdolni do wysnucia wniosku, że są one skutkiem manipulacji. Nie oszczędza również w tym kontekście swoich kolegów, niesilących się na weryfikację 'naukowych' tez, szerzonych przez 'światowe autorytety' z profesorskimi tytułami. Na ostatniej konwencji partyjnej CDU Merz zaskoczył mnogością utyskiwań na szwedzką bohaterkę owej 'klimatycznej krucjaty', dając do zrozumienia, że nazwanie jej postulatów bezmyślnymi byłoby skrajną uprzejmością.
 

"Jeśli Greta Thunberg uważa, że my 'ukradliśmy jej marzenia i dzieciństwo', to ja śmiem twierdzić: nie, wasze pokolenie miało najlepsze dzieciństwo, jakie można sobie wymarzyć"

 
- mówił Merz na listopadowym zjeździe w Lipsku.
 
Kandydat na szefa CDU uchodzi ponadto za przeciwnika luźnej polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego.
 

"Polityka niskiego oprocentowania, którą forsuje EBC pod egidą Christine Lagarde, zagraża niemieckiej gospodarce oraz oszczędnościom Niemców. Czas z tym skończyć"

 
-  postuluje Merz na Twitterze.
 
A kiedy na początku maja niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, że EBC skupując obligacje państw strefy euro przekroczył swoje uprawnienia, Merz nie ukrywał radości wobec tej 'historycznej decyzji'. W tym samym czasie jego konkurenci Laschet i Röttgen ubolewali nad tym, jakoby wyrok sądu w Karlsruhe 'oddalał' Niemcy od 'światłej' Europy, jako że ośmielił się 'znieważyć' prawników TSUE.
 

"Decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie polityki pieniężnej EBC jest słuszna. Prawo unijne nie ma prymatu nad prawem krajowym"

 
- utrzymuje polityk CDU w wywiadzie udzielonym 'Frankfurter Allgemeine Zeitung'.
 
Trudno jednak nie zadać pytania, jak Merz by się zachował, gdyby jego retorykę przejęli np. ministrowie polskiego rządu. Jak zareagowałby w roli szefa największej niemieckiej partii na androny plecione przez polską opozycję, która bez ustanku angażuje w swoją nienawistną kampanię organa Unii Europejskiej?
 
Jest w tym wszystkim jeszcze więcej niezgłębionych aspektów. Merz, który jest także cenionym prawnikiem, uchodzi za gorliwego zwolennika swojego partyjnego kolegi Stephana Harbartha, który niedawno 'uważnie' obserwował 'niepokojący rozwój sytuacji' w polskim sądownictwie, a teraz sam stanął na czele niemieckiego TK, gdzie będzie rozstrzygał o konstytucyjności ustaw, nad którymi wcześniej sam się pochylał w Bundestagu. Czy możliwy przyszły kanclerz będzie się w podobny sposób wyrzekał szerszej perspektywy? W każdym razie zachowanie jego przyjaciela nie daje się wyjaśnić inaczej niż głęboko tkwiącą w niemieckich politykach butą, która co jakiś czas wyłazi spod koncyliacyjnego 'lukru'.
 
Inna ciekawostka: dwa lata temu dziennik 'Der Tagesspiegel' poinformował opinię publiczną, iż Merz, który na początku 2018 r. nie wychynął jeszcze z politycznego niebytu, w jaki wtrąciła go przed laty Merkel, sam chciał się ubiegać o najwyższe stanowisko sędziowskie w Karlsruhe. Wystarczyło kilku dni do zepchnięcia tego 'newsa' w cień. Choć może warto dziś znów o tym przypomnieć?
 
Jedno wydaje się pewne - Merz nie jest typem 'polityka-guzdrały' i rzadko zdobywa się na gołosłowne deklaracje. Jeśli uzna, że niemieckie interesy gospodarcze są zagrożone, zadba o nie ze sprawnością schyłkowego Ludwiga Erharda. Na razie były podopieczny Kohla musi ważyć słowa i gryźć się w język, choć tak naprawdę i tak wszyscy wiedzą, że należy do grona chadeków, którzy dzisiaj troszczą się o niemieckich pracowników transgranicznych, podczas gdy jeszcze wczoraj ostrzegali przed 'groźbą dumpingu płacowego', wynikającego z 'polskiej siły roboczej'.
 
Do wyboru nowego szefa CDU zostało jeszcze kilka miesięcy (z powodu pandemii kwietniowy zjazd został odwołany). Kto z polskiego punktu widzenia sprawdziłby się w tej funkcji najlepiej? Odpowiedź na to pytanie chyba rzadko wydawała się tak trudna jak dziś.
 
Wojciech Osiński

 

POLECANE
Obrońcy dobrych pedofilów ogłosili koniec działalności tylko u nas
Obrońcy "dobrych pedofilów" ogłosili koniec działalności

Jedna z najbardziej znanych organizacji normalizujących pedofilię ogłosiła koniec swojej działalności. Jej działacze nie widzą już sensu w dalszych działaniach: nastroje na świecie zmieniły się tak, że nikt nie chce już słuchać o rzekomej potrzebie destygmatyzacji niebezpiecznych parafilii! 

Javeliny dla Polski. USA zatwierdziły sprzedaż uzbrojenia z ostatniej chwili
Javeliny dla Polski. USA zatwierdziły sprzedaż uzbrojenia

Kolejne Javeliny dla Wojska Polskiego - podkreślił wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz informując o udzieleniu zgody przez Departament Stanu na sprzedaż pocisków Javelin dla Polski.

Norwegia wyśle do Polski kolejny kontyngent F-35 Wiadomości
Norwegia wyśle do Polski kolejny kontyngent F-35

Norweskie Siły Zbrojne potwierdziły w czwartek PAP, że przygotowują wysłanie do Polski kolejnego kontyngentu samolotów bojowych. Misja ma rozpocząć się jesienią.

Jeden z najbliższych doradców Putina podał się do dymisji gorące
Jeden z najbliższych doradców Putina podał się do dymisji

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow potwierdził w czwartek informacje rosyjskich i zagranicznych mediów o rezygnacji przez Dmitrija Kozaka, jednego z najbliższych doradców Władimira Putina, ze stanowiska zastępcy szefa administracji (kancelarii) prezydenta Rosji.

Skandal w Krokowej. Tablica pamiątkowa dla oficerów Wehrmachtu Wiadomości
Skandal w Krokowej. Tablica pamiątkowa dla oficerów Wehrmachtu

W Krokowej pojawiła się tablica upamiętniająca trzech żołnierzy walczących w armii Hitlera. Sprawa budzi emocje, a jeszcze większe kontrowersje wywołuje film dokumentalny Marii Wiernikowskiej, który ukazał się na Kanale Zero.

Incydent w Nowej Wsi. Dron spadł na teren oczyszczalni ścieków Wiadomości
Incydent w Nowej Wsi. Dron spadł na teren oczyszczalni ścieków

Zdarzenie odnotowano w środę w Nowej Wsi (woj. małopolskie). Na teren miejscowej oczyszczalni ścieków spadł dron. Jak poinformował dzień później Urząd Gminy Skała, urządzenie należało do kategorii rekreacyjnych i służyło „głównie do zabawy i nauki latania”.

Kryminalny hit powraca. Jest data premiery Wiadomości
Kryminalny hit powraca. Jest data premiery

Platforma HBO Max ujawniła datę premiery i teaser trzeciego sezonu popularnego serialu kryminalnego „Odwilż”. Nowe odcinki, realizowane ponownie w Szczecinie, będzie można oglądać od 17 października.

Przyszłość Polski zależy od naszej odporności na wycie tylko u nas
Przyszłość Polski zależy od naszej odporności na wycie

Pisanie o tym, że Polska znajduje się na historycznym zakręcie to truizm. To oczywiste, chyba wszyscy już to widzą. Obiektywnie znaleźliśmy pomiędzy żarnami rosyjskim i niemiecki, z których każde ma swój pomysł na zagospodarowanie polskiej mąki.

Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Jest decyzja Trybunału Stanu Wiadomości
Immunitet Małgorzaty Manowskiej. Jest decyzja Trybunału Stanu

Postępowanie Trybunału Stanu ws. immunitetu I prezes SN Małgorzaty Manowskiej zostało umorzone - przekazał PAP Piotr Sak. Sędzia TS - który był w trzyosobowym składzie Trybunału podejmującym decyzję - poinformował, że postępowanie umorzono „z dwóch podstaw: brak kworum i brak uprawnionego oskarżyciela".

Nowe stanowisko w ukraińskim wojsku. Zełenski podpisał ustawę Wiadomości
Nowe stanowisko w ukraińskim wojsku. Zełenski podpisał ustawę

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał w czwartek ustawę o rzeczniku praw żołnierzy – przekazano na stronie parlamentu. Rzecznik będzie zajmować się ochroną praw żołnierzy, rezerwistów, osób podlegających obowiązkowi wojskowemu, członków ochotniczych formacji i jednostek policyjnych.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Kto zastąpi Angelę Merkel? Co to oznacza dla Polski?

Wraz z odmrażaniem gospodarki i luzowaniem obostrzeń rośnie także temperatura w politycznym Berlinie. Walka w CDU o schedę po Angeli Merkel i Annegret Kramp-Karrenbauer nabiera znowuż krasnych rumieńców. Co nie jest bez znaczenia dla Polski.
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Kto zastąpi Angelę Merkel? Co to oznacza dla Polski?
/ EPA/CLEMENS BILAN / POOL Dostawca: PAP/EPA.
Jeszcze przed koronakryzysem mogło się wydawać, że wiceszef chadeków Armin Laschet wszystkie napotkane rafy ominął bez szkody, niepowstrzymanie podążając po władzę. Zwłaszcza, kiedy w lutym jeden z jego konkurentów w wyścigu o fotel przywódcy CDU, minister zdrowia Jens Spahn, zrezygnował ze swojej kandydatury i oficjalnie poparł premiera Nadrenii Północnej-Westfalii. Obaj panowie uchodzą za zaufanych ludzi Angeli Merkel. Co prawda wcześniej Laschet i Spahn nie szczędzili szefowej rządu uszczypliwości, choć tak naprawdę nigdy nie budzili podejrzeń o nielojalność, otrzymując od niej za zagrane role wewnątrzpartyjnych oponentów obfite konfitury. Podobnie zresztą jak przewodniczący komisji spraw zagranicznych Norbert Röttgen, który się jeszcze nie wycofał z konkursu o chadecką batutę, ale jako bezwolny wyznawca poglądów pani kanclerz nie będzie miał raczej szansy na zwycięstwo.
 
Dotychczasowym faworytem był niewątpliwie Laschet, choć również i on został ostatnio uśpiony złudną pewnością siebie. Od kwietnia wiceprzewodniczący CDU zaczął zaliczać poważne wizerunkowe wtopy. Na początku kryzysu wyborcy traktowali je jeszcze wyrozumiale, dając mu w obliczu pandemii prawo do pewnej liczby potknięć. Lecz dziś nie udaje się ich już przykryć żadnym pijarem, a jego poparcie w sondażach stopniało z 65 do 30 proc. Ostatnie tygodnie nie wzmocniły jego prestiżu nawet wśród tych, których w przeszłości trudno było posądzać o 'antychadecką' zapiekłość.
 

"Armin Laschet chce tak bardzo zostać kanclerzem, że prawdopodobnie nigdy nim nie zostanie"

 
- sądzi Matthias Kalle z berlińskiego 'Tagesspiegla'.
 
Dla niektórych liderów niemieckiej chadecji koronakryzys okazał się więc prawdziwym egzaminem politycznej dojrzałości, przy czym nie wszyscy go zdali. W 'normalnych' okolicznościach liczba osób, którym chce się weryfikować solenne obietnice polityków, jest stosunkowo niska. W czasie pandemii wręcz przeciwnie - zaraza zbiera wprawdzie swoje żniwo, choć na pewno nie uśmierza czujności wyborców, którzy dokładnie obserwują, kto rozwiązuje ich realne problemy, a kto próbuje im się jedynie przypodobać. Toteż ukołysany pochwałami Laschet doświadczył w ostatnich tygodniach nagłego zejścia na ziemię, stwierdziwszy, że doraźne gaszenie politycznych pożarów jest zgubną w skutkach strategią.
 
Szef nadreńskiego rządu, który pierwsze dwa miesiące br. strawił na krzewieniu nadziei, że 'karty są już rozdane', w kwietniu i maju wyraźnie się pogubił i ugrząsł w dysonansach. Gdy kilka tygodni temu w jego landzie fala zachorowań wzrosła do 'włoskich" rozmiarów, wiceszef CDU nadal reagował wypieraniem rzeczywistości, wzdragając się przed zamknięciem szkół (mimo zalewu publicznych błagań pedagogów).
 
Kiedy wreszcie doń dotarło, że jego decyzje mogą mieć fatalne skutki dla zdrowia ogółu, po cichu się ugiął. Co nie znaczy, że przestał kontynuować swoją zgubną pogoń za uznaniem. Dziś Laschet należy do tych, którzy opowiadają się za szybkim zniesieniem restrykcji. I nie jest z tym postulatem osamotniony. W ostatnich dwóch tygodniach dochodzi na niemieckich ulicach do demonstracji przeciwko ograniczeniom związanym z Covid-19. Nie wszyscy protestujący ulegli bez reszty orgii głupoty, acz nie brakuje wśród nich także 'ociężałych' autorów teorii spiskowych, utwierdzonych w przekonaniu, jakoby kryzys epidemiczny był splotem 'nieporozumień' i 'fałszów'. I może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby spod tej warstwy śmiesznych zachowań nie wydobywały się niepokojące historyczne pomruki.
 

"Na tego typu manifestacjach coraz bardziej eksponowane są radykalne poglądy. Pod płaszczykiem 'troski' o państwo występują tak naprawdę osoby, który chcą je zdestabilizować. Ruch 'Opór 2020' otwarcie operuje słownictwem rasistowskim, a niektóre hasła walczące rzekomo z obecnymi restrykcjami noszą wyraźną sygnaturę neonazistowskiej NPD"

 
- czytamy na portalu dziennika 'Kieler Nachrichten'.
 
Laschet stał się wobec tego mimowolnym orędownikiem tych osób, które wylewają obecnie na rządzących ocean żenujących obelg, podczas gdy większość Niemców wspiera wprowadzone obostrzenia. Jego nieporadny styl zarządzania kryzysem stopniowo oddala wizję przejęcia sterów w CDU. Na czele partii rządzącej winien stanąć polityk stanowczy, odporny i wytrwały, z godną jasnowidza dalekowzrocznością. Natomiast Laschet w połowie marca najpierw gniewnie zagłuszał wątpliwości okrzykiem, że ma 'wszystko pod kontrolą', potem po tygodniu oznajmił, jakoby Nadrenia toczyła walkę na 'śmierć i życie', po czym kilka dni później znów chciał pospiesznie znieść ograniczenia. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Laschet po marcowych potknięciach pragnie dziś za wszelką cenę zdjąć z siebie odium 'guzdrały', choć tylko z trudem nadrabia sondażowe straty. Tym bardziej, że wypada też kiepsko w telewizji, miotając bezsilne gromy na prowadzących, którzy zadają mu jedynie merytoryczne pytania.
 
Koronakryzys wyostrzył kontury niektórych polityków chadecji i pozostawia mniej miejsca na mgliste dywagacje. Choć nie wszyscy liderzy chadecji sprowokowali oburzenie publicystów. Markus Söder (CSU) radzi sobie w monachijskim ratuszu znacznie lepiej niż Laschet w Düsseldorfie. Na ile ten umyślnie przybrany kostium 'męża stanu' jest autentyczny - to już kwestia do osobnych rozważań. Ale faktem jest, że szef bawarskiego rządu już na początku epidemii wysłał jasny przekaz, sprowadzający się do hasła 'Bawaria first!'. I ani na chwilę od niego nie odstępuje, podczas gdy jego kolega z Nadrenii prawie co tydzień zmienia swoje zdanie.
 
Co ciekawe, Laschet pochodzi z tej samej okolicy co Martin Schulz, który do premiera Nadrenii płonie żywą niechęcią. Obaj panowie mają jednak ze sobą więcej wspólnego, niżby chcieli. Oboje zakrawają na gwiazdy 'jednego sezonu', które rozbłysnęły i zgasły w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W jednym z ostatnich wywiadów były szef SPD przyznał, że nigdy nie spotkał 'tak kiepskiego polityka na tak wysokim stanowisku'. Przy czym kontekst rozmowy nie pozostawiał wątpliwości, o kogo chodzi. Jeżeli już nawet Schulz, pogrążający się obecnie w odmętach politycznego niebytu, posuwa się do ferowania tak surowych ocen, to czy Laschet byłby lepszą alternatywą?
 
Kiedy polityk CDU w 2015 r. był wykładowcą na jednej z akwizgrańskich uczelni, zgubił gdzieś w drodze do domu wypracowania swoich studentów i nie chciał się do tego przyznać. Aby nie budzić podejrzenia, uznaniowo rozdał stopnie, nie przeczytawszy ani jednego tekstu. Oszustwo wyszło na jaw, ponieważ Laschet ocenił 35 wypracowań, choć do egzaminu przystąpiło jedynie 28 studentów. Czy polityk zwolniony z intelektualnej uczuciwości mógłby naprawdę stanąć na czele rządu 80-milionowego państwa, które pragnie uchodzić za 'koło napędowe' Europy?
 
Podczas kryzysu migracyjnego w 2015 r. 59-letni Laschet należał do zwolenników 'otwartych granic'. Przez długi czas zachowywał się jak Merkel, przyznając wszystkim i wszystkiemu rację przy jednoczesnym dystansowaniu się od skrajności. Tyle że dziś typ 'polityka-guzdrały' uległ już pewnej inflacji. Zamiast tego zaistniała moda na zaradnego i odpornego na turbulencje charyzmatyka, który przeprowadzi Niemcy przez rafy kryzysu. Zauważyła to Angela Merkel, która dziś woli poprzeć stanowczy kurs Södera niż jego odpowiednika z Nadrenii, gdyż tylko w ten sposób mogła poprawić swoje notowania. Mimo że Söder nie weźmie udziału w wyścigu o fotel szefa CDU (bo kieruje już siostrzaną CSU), to w 2021 r. mógłby teoretycznie jeszcze powalczyć o tekę kanclerza. Lecz póki co to głównie w CDU toczy się ostra batalia o jej przyszłe oblicze. Wszak nie wszyscy jej członkowie popierają Lascheta, kojarzącego się z zainicjowanym kiedyś przez szefową rządu 'skrętem w lewo'.
 
Z utęsknionym powrotem do konserwatywnych korzeni partii kojarzy się zaś Friedrich Merz, który odzyskał apetyt na stanowisko ustępującej Annegret Kramp-Karrenbauer. W ostatnich dwóch miesiącach były szef frakcji chadeków przykrył się kloszem prywatności, ponieważ sam się zainfekował koronawirusem. Merz nie pełni obecnie żadnej ważnej funkcji w partii, którą mógłby wykorzystać do lansu. Z drugiej strony w ten sposób może uniknąć błędów, na jakie w dobie kryzysu narażeni są czołowi ministrowie. Prasa wzruszyła się zresztą też okazanym mu współczuciem z powodu choroby. Dziś jest już zdrowy i ponownie podnosi temperaturę sporu w CDU, głównie swoimi celnymi komentarzami w mediach społecznościowych.
 
Krytycy zarzucają Merzowi bliskość do pieniędzy oraz idącą z nią w parze arogancję. Gdy parę dni temu zażądał, aby rząd federalny po pandemii ustalił, kto ma prawo do świadczeń socjalnych, spadły nań gromy z 'lewicowego' nieba. Die Linke zarzucała mu, że zbyt długo oddzielało go od polityki szkło korporacyjnych wieżowców, by mógł zrozumieć problemy uboższych. Spadkobiercy Marksa wytropili jeszcze parę innych 'niejasności' w jego oświadczeniach majątkowych, lecz one mu raczej nie zaszkodzą. Coraz więcej Niemców tęskni bowiem do czasów, kiedy profesury 'Gender Studies' były jeszcze mrzonkami zasilanych europejskimi grantami klubów dyskusyjnych.
 
Rywalizacja między Merzem i Laschetem to także konkurujące ze sobą wizje polityki międzynarodowej. I chociaż Merz na razie unika niczym ognia komentarzy na temat Polski, to niektóre jego poglądy są zdumiewająco zbieżne z interesami Warszawy. Były szef frakcji CDU/CSU jest choćby rzecznikiem silnego sojuszu transatlantyckiego, podczas gdy w innych niemieckich środowiskach uciera się niepokojący konsensus, jakoby był 'przeżytkiem'.
 

"Rozwój wydarzeń na Ukrainie, Bliskim Wschodzie i w Rosji pokazuje dobitnie, że sytuacja na świecie jest coraz mniej stabilna. Musimy wreszcie uświadomić naszym obywatelom, że dla interesu państwa Niemcy muszą więcej zainwestować w bezpieczeństwo i Bundeswehrę, która od lat zmaga się z poważnymi problemami, i to nie tylko personalnymi"

 
- przekonywał Merz kilka miesięcy temu w rozmowie z dziennikiem ekonomicznym 'Handelsblatt'.
 
64-letni polityk krytykuje też regularnie manifestacje 'Fridays for Future', wskazując na 'irracjonalne emocje', którym poddają się młodzi ludzie, niezdolni do wysnucia wniosku, że są one skutkiem manipulacji. Nie oszczędza również w tym kontekście swoich kolegów, niesilących się na weryfikację 'naukowych' tez, szerzonych przez 'światowe autorytety' z profesorskimi tytułami. Na ostatniej konwencji partyjnej CDU Merz zaskoczył mnogością utyskiwań na szwedzką bohaterkę owej 'klimatycznej krucjaty', dając do zrozumienia, że nazwanie jej postulatów bezmyślnymi byłoby skrajną uprzejmością.
 

"Jeśli Greta Thunberg uważa, że my 'ukradliśmy jej marzenia i dzieciństwo', to ja śmiem twierdzić: nie, wasze pokolenie miało najlepsze dzieciństwo, jakie można sobie wymarzyć"

 
- mówił Merz na listopadowym zjeździe w Lipsku.
 
Kandydat na szefa CDU uchodzi ponadto za przeciwnika luźnej polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego.
 

"Polityka niskiego oprocentowania, którą forsuje EBC pod egidą Christine Lagarde, zagraża niemieckiej gospodarce oraz oszczędnościom Niemców. Czas z tym skończyć"

 
-  postuluje Merz na Twitterze.
 
A kiedy na początku maja niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, że EBC skupując obligacje państw strefy euro przekroczył swoje uprawnienia, Merz nie ukrywał radości wobec tej 'historycznej decyzji'. W tym samym czasie jego konkurenci Laschet i Röttgen ubolewali nad tym, jakoby wyrok sądu w Karlsruhe 'oddalał' Niemcy od 'światłej' Europy, jako że ośmielił się 'znieważyć' prawników TSUE.
 

"Decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie polityki pieniężnej EBC jest słuszna. Prawo unijne nie ma prymatu nad prawem krajowym"

 
- utrzymuje polityk CDU w wywiadzie udzielonym 'Frankfurter Allgemeine Zeitung'.
 
Trudno jednak nie zadać pytania, jak Merz by się zachował, gdyby jego retorykę przejęli np. ministrowie polskiego rządu. Jak zareagowałby w roli szefa największej niemieckiej partii na androny plecione przez polską opozycję, która bez ustanku angażuje w swoją nienawistną kampanię organa Unii Europejskiej?
 
Jest w tym wszystkim jeszcze więcej niezgłębionych aspektów. Merz, który jest także cenionym prawnikiem, uchodzi za gorliwego zwolennika swojego partyjnego kolegi Stephana Harbartha, który niedawno 'uważnie' obserwował 'niepokojący rozwój sytuacji' w polskim sądownictwie, a teraz sam stanął na czele niemieckiego TK, gdzie będzie rozstrzygał o konstytucyjności ustaw, nad którymi wcześniej sam się pochylał w Bundestagu. Czy możliwy przyszły kanclerz będzie się w podobny sposób wyrzekał szerszej perspektywy? W każdym razie zachowanie jego przyjaciela nie daje się wyjaśnić inaczej niż głęboko tkwiącą w niemieckich politykach butą, która co jakiś czas wyłazi spod koncyliacyjnego 'lukru'.
 
Inna ciekawostka: dwa lata temu dziennik 'Der Tagesspiegel' poinformował opinię publiczną, iż Merz, który na początku 2018 r. nie wychynął jeszcze z politycznego niebytu, w jaki wtrąciła go przed laty Merkel, sam chciał się ubiegać o najwyższe stanowisko sędziowskie w Karlsruhe. Wystarczyło kilku dni do zepchnięcia tego 'newsa' w cień. Choć może warto dziś znów o tym przypomnieć?
 
Jedno wydaje się pewne - Merz nie jest typem 'polityka-guzdrały' i rzadko zdobywa się na gołosłowne deklaracje. Jeśli uzna, że niemieckie interesy gospodarcze są zagrożone, zadba o nie ze sprawnością schyłkowego Ludwiga Erharda. Na razie były podopieczny Kohla musi ważyć słowa i gryźć się w język, choć tak naprawdę i tak wszyscy wiedzą, że należy do grona chadeków, którzy dzisiaj troszczą się o niemieckich pracowników transgranicznych, podczas gdy jeszcze wczoraj ostrzegali przed 'groźbą dumpingu płacowego', wynikającego z 'polskiej siły roboczej'.
 
Do wyboru nowego szefa CDU zostało jeszcze kilka miesięcy (z powodu pandemii kwietniowy zjazd został odwołany). Kto z polskiego punktu widzenia sprawdziłby się w tej funkcji najlepiej? Odpowiedź na to pytanie chyba rzadko wydawała się tak trudna jak dziś.
 
Wojciech Osiński


 

Polecane
Emerytury
Stażowe