Marcin Królik: Być jak Robert Mazurek

Tekst powstał jeszcze przed sławetnymi epistolarnymi dokonaniami bohatera. Nie edytowałem go jednak, bo nie one stanowią jego treść, a poza tym jego główne przesłanie wydaje mi się dziś o wiele bardziej aktualne niż w chwili, gdy powstawał.
 Marcin Królik: Być jak Robert Mazurek
/ screen YT


Przeglądając niedawno Twittera, natknąłem się na profil Roberta Mazurka. Tak, dokładnie tego Roberta Mazurka - dziennikarza maglującego polityków na antenie RMF, a czasem ścierającego ich w proch na łamach DGP. Dla mnie najbardziej pamiętny chyba już zawsze pozostanie wywiad, w którym dokumentnie ośmieszył red. Magdę Jethon. Akurat wtedy robiłem dla Polskiego Radia 24 codzienne przeglądy sieci, a ta publikacja tak grzała w społecznościówkach, że po prostu nie mogłem o niej nie wspomnieć. Pamiętam zażenowanie mojej wydawczyni - niegdyś dobrej koleżanki Jethon - gdy mówiła mi, że absolutnie mam się nie krygować.

Ale ja właściwie nie o tym. No więc natykam się na tego Mazurka - zupełnie przypadkiem, ponieważ ktoś, kogo obserwuję, zaszerował jeden z jego wpisów - i w sumie trochę się dziwię, że Mazurek w ogóle na Twitterze jest. Dziwię się, bo czytałem co najmniej dwa duże wywiady z nim - to znaczy takie, w których to on był przepytywany - i w każdym wyrażał swój graniczący z pogardą absmak do nawalanki, w jaką zmienił się nasz tzw. dyskurs publiczny. A w końcu Twitter - szczególnie zaś te jego obszary, gdzie dyskutuje się o polityce - to owej nawalanki sama kwintesencja. Czyżby więc się redaktorowi coś pomieszało?

Osobna kwestia, że w tych wspomnianych wywiadach narzekał też na dziennikarstwo. Porównywał koleżeństwo po fachu do stadionowych wodzirejów. Mówił, że są gorsi od polityków, że zamienili się w krzykaczy, ewentualnie żołnierzy tego czy innego obozu, których nawet nie trzeba instruować, co mają mówić, bo sami wiedzą, itp., itd. A mimo to wciąż ten straszny, niemalże patologiczny zawód uprawia. Nawiasem mówiąc, podobało mi się jego stwierdzenie bodaj z rozmowy z Krzysztofem Stanowskim, że gdyby chciał udzielać się w mediach, z którymi się całkowicie zgadza, to zostałby na blogu. Niezmiernie mi się taka perspektywa podoba.

Wszystkie te lamenty nad opłakanym stanem dziennikarstwa - nie tylko zresztą w jego wykonaniu, bo przypomina mi się też bardzo podobna w tonie rozmowa Marcina Makowskiego z Piotrem Zarembą - mają kilka wspólnych cech. Wygłaszają je ludzie, którzy wciąż są aktywnymi dziennikarzami i z jakichś powodów nie chcą lub nie potrafią z tego szamba wyjść, co nadaje ich wypowiedziom walor cierpienia na pluszowym krzyżu. No przepraszam, ale tak to wygląda. Poza tym zachowują się trochę jak Bill Clinton, co to niby marychę palił, ale się nie zaciągał. Oni identycznie mają z dziennikarstwem - niby tak, ale, sami rozumiecie, ja mam coraz większy dystans i w ogóle. Szczerze? Śmieszy mnie to.

I dokładnie tę samą defensywność widać na twitterowym koncie Mazurka. Bo tak w ogóle to on tam głównie o winach, a jak ktoś mu coś politycznego wyśle albo w politycznym lub dotykającym mediów temacie oznaczy, to od razu leci ban. Mazurek używa też specjalnego hashtagu #SorryNieOWinie, gdy mu się uleje z innej beczułki. Naprawdę strasznie to pocieszne, trochę dziecinne wręcz. Wygląda, jakby się wstydził tego, co robi, i za wszelką cenę chciał to od siebie odsunąć. Zupełnie jak kobiety pewnych obyczajów, które wszystkich dookoła, z sobą samymi na czele, usilnie przekonują, że to tylko na domek z ogródkiem i jak tylko się dorobią, to z tym zerwą.

Owszem, wiem, że Mazurek jakiś czas temu chciał odejść z dziennikarstwa. Mówił zresztą o tym otwarcie w tych wywiadach. Że tak naprawdę to właśnie te winiaki go rajcują i takie tam. Cóż, może i szkoda, że jednak tego nie uczynił. Bo jeśli nadal przeżywa katusze w żurnalistycznym przedpieklu tylko po to, żeby na owe uciechy dla podniebienia fundusze mieć, to może dla własnej psychicznej równowagi powinien poszukać innego źródła dochodu. Okej, może ja się i nie znam, może nawet Mazurka w tym momencie obrażam, ale po prostu… zajeżdża mi to wszystko jakąś taką stęchłą dwulicowością.

I w tym momencie uwaga, bo zamierzam strzelić sobie w kolano. Bo tak naprawdę to ja Mazurka doskonale rozumiem. Rozumiem go jako ktoś, kto sam się o światek dziennikarski otarł i o mało nie został zawodowym publicystą. Nie pochwalam jego hamletyzowania, bo rzeczywiście wydaje mi się ciut minoderyjne - a tego nie znoszę - ale najgłębsze sedno jego postawy jest mi bliskie. Choć sam z mniejszą lub większą intensywnością publicystyką się param - ostatnio nawet byłem z tego tytułu zapraszany do telewizji - to jednak mimo wszystko cieszę się, że nie przeszedłem na full time. W każdej chwili mogę uciec.

Jasne, że jestem już jakoś tam kojarzony (naznaczony?), ale dopóki nie podpisałem lojalki w żadnej redakcji, wciąż de facto pozostaję amatorem, który sobie czasem w necie lub na papierze ulży i tyle. Mazurek już nie ma takiego komfortu. On wsiąkł na dobre i złe. Nie powiem, że mnie też nie kusiło. Kiedy robiłem dla radia, miałem moment, że poważnie to rozważałem. Myślałem, że może to jest właśnie moje miejsce. No bo skoro w literaturze nie wyszło, to może w publicystyce - zwłaszcza że chyba byłem w tym nienajgorszy. Mimo to po odejściu z radia zająłem się zawodowo czymś zupełnie innym. Sporadyczne, niezobowiązujące "występy" tu i tam mi wystarczą. Poza tym hej - znów piszę.

Trochę po prostu miałem dość tej atmosfery wiecznego wzmożenia. A jeszcze bardziej panującej wokół polityki hipokryzji. Stwierdziłem, że na dłuższą metę to jednak nie dla mnie. Nie jestem tzw. zwierzęciem politycznym. Zacząłem się na te tematy wypowiadać, bo różne rzeczy mnie wkurzały, więc z mojej strony był to - wciąż jest - raczej przejaw doraźnego interwencjonizmu niż coś, w czym czuję się jak ryba w wodzie. Ale może też trochę się bałem? Na przykład, że w tym ugrzęznę? Że to mnie na tyle zdefiniuje, iż nie będę już miał drogi odwrotu? Że jak zechce mi się, dajmy na to, napisać wiersz, to powiedzą: a, to ten publicysta w poetę się zabawił?

Więc choćby z tego względu Mazurka rozumiem. Rozumiem, że w pewnym momencie można zacząć mieć najzwyczajniej dość. Potrafię sobie też wyobrazić frustrację, kiedy zdajesz sobie sprawę, że utopiłeś w tym interesie kawał życia i tak naprawdę na zmianę jest już za późno. No bo niby zawód możesz zmienić, ale i tak - niczym w "Szatanie z siódmej klasy" - broda zawsze będzie wchodzić do pokoju przed matematykiem. Ty chcesz o winie, podróżach albo życiu i śmierci, bo tak ci wnętrze dyktuje, ale wszyscy tylko czekają, żebyś kolejną Jethon rozwałkował. Rozumiem powstający na tym tle mechanizm obronny.

A też muszę się przyznać, że trochę zazdroszczę Mazurkowi tych win. To znaczy… nie samych win jako takich, lecz pasji, jaką dla nich żywi. To musi być dla niego coś w rodzaju eskapizmu, odskoczni. W naszej warczącej rzeczywistości coraz mniej jest obszarów, w których człowiek może się skryć przed nacierającą ze wszystkich stron i usiłującą zawłaszczyć coraz więcej dziedzin polityką. Sam próbuje to niekiedy robić i nie zawsze mi się udaje. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że gdyby całą tę politykę nagle wyłączyć, po prostu wyciągnąć wtyczkę, to spora część ludzi nie wiedziałaby, co ze sobą począć.

Może właśnie w dzisiejszych czasach, jak nigdy wcześniej, potrzebujemy azyli, w których moglibyśmy odpocząć od permanentnego sporu i szczucia się nawzajem. Tak zwyczajnie klapnąć, wyciągnąć nogi, zapatrzyć się w chmury, sączyć sobie dobre winko i nie musieć roztrząsać, czy jesteśmy prawicowi, lewicowi, czy popieramy postulaty LGBT, czy też nie. Może Mazurek ma rację, gdy mówi, że normalni ludzie tak naprawdę wcale tym nie żyją, a może to jedynie jego pobożne życzenia, w które sam nie za bardzo wierzy. Tak czy siak, fajnie jest nie być skazanym na tę coraz bardziej jałową i w dużej mierze pozorowaną wojnę.

Ja też czuję w sobie to wyjałowienie. Czuję, jak te wszystkie codzienne utarczki - nawet jeżeli tylko je biernie śledzę - zawężają mi horyzont. A przecież istnieje jakiś świat poza kłótniami pani Dulkiewicz z rządem, opatrzonymi taką czy inną kolorystyką paradami i wyścigiem, kto wysmaruje mocniejszego tweta, którym rozjuszy oponentów, a zwolenników doprowadzi do szczytowania. Czy należy winić Mazurka, że próbuje ten świat odnaleźć? Może lepiej pójść w jego ślady, nim będzie za późno.

Marcin Królik

 

POLECANE
Ukraiński wywiad mówi o likwidacji zbrodniarzy wojennych. Akcja we Władywostoku z ostatniej chwili
Ukraiński wywiad mówi o likwidacji zbrodniarzy wojennych. Akcja we Władywostoku

Ukraiński wywiad wojskowy (HUR) poinformował, że w okolicach Władywostoku na Dalekim Wschodzie Rosji przeprowadził operację zlikwidowania rosyjskich żołnierzy odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne w Ukrainie, w tym za egzekucje jeńców – przekazały we wtorek ukraińskie media.

Nowe informacje ws. otwarcia granicy z Białorusią. Jest komunikat MSWiA z ostatniej chwili
Nowe informacje ws. otwarcia granicy z Białorusią. Jest komunikat MSWiA

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało, że zamknięcie polsko-białoruskiej granicy będzie obowiązywać do odwołania. Decyzja jest związana z bezpieczeństwem obywateli i nie ogranicza się wyłącznie do czasu manewrów wojskowych „Zapad 2025”.

Prezydent RP w Berlinie. W niemieckich media o reparacjach: „Wzajemne wyliczanie sobie cierpień nikomu nie służy. Sprawa zamknięta” z ostatniej chwili
Prezydent RP w Berlinie. W niemieckich media o reparacjach: „Wzajemne wyliczanie sobie cierpień nikomu nie służy. Sprawa zamknięta”

W trakcie wizyty prezydenta Nawrockiego w Berlinie portal dw.com przytoczył wypowiedzi niemieckiego polityka Paula Ziemiaka, który przewodniczy polsko-niemieckiej grupie parlamentarnej. W wywiadzie dla podcastu „Berlin Playbook”, magazynu informacyjnego Politico, stwierdził, że „kwestia reparacji została już dla nas wyjaśniona pod względem prawnym”, ale, jak dodał, „jesteśmy świadomi naszej odpowiedzialności”. 

Merz przed rozmową z Nawrockim: Będę dążył do jak najszybszego sfinalizowania umowy z Mercosurem z ostatniej chwili
Merz przed rozmową z Nawrockim: Będę dążył do jak najszybszego sfinalizowania umowy z Mercosurem

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz oświadczył we wtorek, że będzie dążył do jak najszybszego sfinalizowania umowy między Komisją Europejską a blokiem krajów Ameryki Południowej, Mercosurem. Deklaracja ta padła tuż przed spotkaniem z prezydentem RP Karolem Nawrockim, który jest stanowczo przeciwny umowie.

Łukaszenka: Nie mamy złudzeń w sprawie dialogu z Polską z ostatniej chwili
Łukaszenka: Nie mamy złudzeń w sprawie dialogu z Polską

– Białoruś nie ma złudzeń w kwestii szybkiego wznowienia dialogu z Polską – powiedział prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka w wywiadzie dla rosyjskiego magazynu w odpowiedzi na pytanie o możliwe zmiany w dwustronnych relacjach w związku z objęciem urzędu prezydenta przez Karola Nawrockiego.

Belgijska policja ws. ostrzelania auta polskiego europosła. „Pojazdu nie ma już w kraju” z ostatniej chwili
Belgijska policja ws. ostrzelania auta polskiego europosła. „Pojazdu nie ma już w kraju”

Policja w Brukseli potwierdziła we wtorek, że prowadzi dochodzenie w sprawie uszkodzenia samochodu europosła Waldemara Budy (PiS). Polski polityk poinformował dzień wcześniej, że jego auto zostało ostrzelane w stolicy Belgii z broni pneumatycznej.

Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Na pl. Społecznym we Wrocławiu doszło dziś rano do niebezpiecznej sytuacji. Z estakady oderwały się fragmenty betonu, które spadły na jezdnię. 

Wiadomości
Zmarszczki i utrata jędrności skóry – dlaczego się pojawiają i jak wpływają na wygląd?

Gładka, napięta skóra twarzy od zawsze kojarzy się z młodością, świeżością i witalnością. Z biegiem lat jednak pojawiają się pierwsze zmarszczki, policzki stopniowo tracą objętość, a skóra staje się mniej sprężysta. To naturalne procesy, które nie stanowią zagrożenia dla zdrowia, ale potrafią zmienić rysy twarzy i dodać jej surowości. Często sprawiają też, że wyglądamy na zmęczonych czy smutnych, nawet jeśli w rzeczywistości czujemy się zupełnie inaczej.

„Ta liczba jest dla nas punktem odniesienia”. Karol Nawrocki dla „Bilda” o reparacjach z ostatniej chwili
„Ta liczba jest dla nas punktem odniesienia”. Karol Nawrocki dla „Bilda” o reparacjach

Prezydent RP Karol Nawrocki w wywiadzie dla niemieckiej gazety „Bild” powiedział, że niedawny atak dronów na Polskę inspirowany był przez Rosję. Opowiedział się za rezygnacją przez wszystkie kraje NATO z importu rosyjskiej ropy. Zdaniem polskiego prezydenta kwestia niemieckich reparacji wojennych dla Polski nie jest prawnie zamknięta.

Zbigniew Ziobro: Tak właśnie wygląda mafijne państwo z ostatniej chwili
Zbigniew Ziobro: Tak właśnie wygląda mafijne państwo

Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ostro skrytykował rząd koalicji 13 grudnia po decyzji Waldemara Żurka o odwołaniu prezesów sądów. Zdaniem ekspertów decyzja ministra jest bezprawna i nie wywołuje żadnych skutków prawnych.

REKLAMA

Marcin Królik: Być jak Robert Mazurek

Tekst powstał jeszcze przed sławetnymi epistolarnymi dokonaniami bohatera. Nie edytowałem go jednak, bo nie one stanowią jego treść, a poza tym jego główne przesłanie wydaje mi się dziś o wiele bardziej aktualne niż w chwili, gdy powstawał.
 Marcin Królik: Być jak Robert Mazurek
/ screen YT


Przeglądając niedawno Twittera, natknąłem się na profil Roberta Mazurka. Tak, dokładnie tego Roberta Mazurka - dziennikarza maglującego polityków na antenie RMF, a czasem ścierającego ich w proch na łamach DGP. Dla mnie najbardziej pamiętny chyba już zawsze pozostanie wywiad, w którym dokumentnie ośmieszył red. Magdę Jethon. Akurat wtedy robiłem dla Polskiego Radia 24 codzienne przeglądy sieci, a ta publikacja tak grzała w społecznościówkach, że po prostu nie mogłem o niej nie wspomnieć. Pamiętam zażenowanie mojej wydawczyni - niegdyś dobrej koleżanki Jethon - gdy mówiła mi, że absolutnie mam się nie krygować.

Ale ja właściwie nie o tym. No więc natykam się na tego Mazurka - zupełnie przypadkiem, ponieważ ktoś, kogo obserwuję, zaszerował jeden z jego wpisów - i w sumie trochę się dziwię, że Mazurek w ogóle na Twitterze jest. Dziwię się, bo czytałem co najmniej dwa duże wywiady z nim - to znaczy takie, w których to on był przepytywany - i w każdym wyrażał swój graniczący z pogardą absmak do nawalanki, w jaką zmienił się nasz tzw. dyskurs publiczny. A w końcu Twitter - szczególnie zaś te jego obszary, gdzie dyskutuje się o polityce - to owej nawalanki sama kwintesencja. Czyżby więc się redaktorowi coś pomieszało?

Osobna kwestia, że w tych wspomnianych wywiadach narzekał też na dziennikarstwo. Porównywał koleżeństwo po fachu do stadionowych wodzirejów. Mówił, że są gorsi od polityków, że zamienili się w krzykaczy, ewentualnie żołnierzy tego czy innego obozu, których nawet nie trzeba instruować, co mają mówić, bo sami wiedzą, itp., itd. A mimo to wciąż ten straszny, niemalże patologiczny zawód uprawia. Nawiasem mówiąc, podobało mi się jego stwierdzenie bodaj z rozmowy z Krzysztofem Stanowskim, że gdyby chciał udzielać się w mediach, z którymi się całkowicie zgadza, to zostałby na blogu. Niezmiernie mi się taka perspektywa podoba.

Wszystkie te lamenty nad opłakanym stanem dziennikarstwa - nie tylko zresztą w jego wykonaniu, bo przypomina mi się też bardzo podobna w tonie rozmowa Marcina Makowskiego z Piotrem Zarembą - mają kilka wspólnych cech. Wygłaszają je ludzie, którzy wciąż są aktywnymi dziennikarzami i z jakichś powodów nie chcą lub nie potrafią z tego szamba wyjść, co nadaje ich wypowiedziom walor cierpienia na pluszowym krzyżu. No przepraszam, ale tak to wygląda. Poza tym zachowują się trochę jak Bill Clinton, co to niby marychę palił, ale się nie zaciągał. Oni identycznie mają z dziennikarstwem - niby tak, ale, sami rozumiecie, ja mam coraz większy dystans i w ogóle. Szczerze? Śmieszy mnie to.

I dokładnie tę samą defensywność widać na twitterowym koncie Mazurka. Bo tak w ogóle to on tam głównie o winach, a jak ktoś mu coś politycznego wyśle albo w politycznym lub dotykającym mediów temacie oznaczy, to od razu leci ban. Mazurek używa też specjalnego hashtagu #SorryNieOWinie, gdy mu się uleje z innej beczułki. Naprawdę strasznie to pocieszne, trochę dziecinne wręcz. Wygląda, jakby się wstydził tego, co robi, i za wszelką cenę chciał to od siebie odsunąć. Zupełnie jak kobiety pewnych obyczajów, które wszystkich dookoła, z sobą samymi na czele, usilnie przekonują, że to tylko na domek z ogródkiem i jak tylko się dorobią, to z tym zerwą.

Owszem, wiem, że Mazurek jakiś czas temu chciał odejść z dziennikarstwa. Mówił zresztą o tym otwarcie w tych wywiadach. Że tak naprawdę to właśnie te winiaki go rajcują i takie tam. Cóż, może i szkoda, że jednak tego nie uczynił. Bo jeśli nadal przeżywa katusze w żurnalistycznym przedpieklu tylko po to, żeby na owe uciechy dla podniebienia fundusze mieć, to może dla własnej psychicznej równowagi powinien poszukać innego źródła dochodu. Okej, może ja się i nie znam, może nawet Mazurka w tym momencie obrażam, ale po prostu… zajeżdża mi to wszystko jakąś taką stęchłą dwulicowością.

I w tym momencie uwaga, bo zamierzam strzelić sobie w kolano. Bo tak naprawdę to ja Mazurka doskonale rozumiem. Rozumiem go jako ktoś, kto sam się o światek dziennikarski otarł i o mało nie został zawodowym publicystą. Nie pochwalam jego hamletyzowania, bo rzeczywiście wydaje mi się ciut minoderyjne - a tego nie znoszę - ale najgłębsze sedno jego postawy jest mi bliskie. Choć sam z mniejszą lub większą intensywnością publicystyką się param - ostatnio nawet byłem z tego tytułu zapraszany do telewizji - to jednak mimo wszystko cieszę się, że nie przeszedłem na full time. W każdej chwili mogę uciec.

Jasne, że jestem już jakoś tam kojarzony (naznaczony?), ale dopóki nie podpisałem lojalki w żadnej redakcji, wciąż de facto pozostaję amatorem, który sobie czasem w necie lub na papierze ulży i tyle. Mazurek już nie ma takiego komfortu. On wsiąkł na dobre i złe. Nie powiem, że mnie też nie kusiło. Kiedy robiłem dla radia, miałem moment, że poważnie to rozważałem. Myślałem, że może to jest właśnie moje miejsce. No bo skoro w literaturze nie wyszło, to może w publicystyce - zwłaszcza że chyba byłem w tym nienajgorszy. Mimo to po odejściu z radia zająłem się zawodowo czymś zupełnie innym. Sporadyczne, niezobowiązujące "występy" tu i tam mi wystarczą. Poza tym hej - znów piszę.

Trochę po prostu miałem dość tej atmosfery wiecznego wzmożenia. A jeszcze bardziej panującej wokół polityki hipokryzji. Stwierdziłem, że na dłuższą metę to jednak nie dla mnie. Nie jestem tzw. zwierzęciem politycznym. Zacząłem się na te tematy wypowiadać, bo różne rzeczy mnie wkurzały, więc z mojej strony był to - wciąż jest - raczej przejaw doraźnego interwencjonizmu niż coś, w czym czuję się jak ryba w wodzie. Ale może też trochę się bałem? Na przykład, że w tym ugrzęznę? Że to mnie na tyle zdefiniuje, iż nie będę już miał drogi odwrotu? Że jak zechce mi się, dajmy na to, napisać wiersz, to powiedzą: a, to ten publicysta w poetę się zabawił?

Więc choćby z tego względu Mazurka rozumiem. Rozumiem, że w pewnym momencie można zacząć mieć najzwyczajniej dość. Potrafię sobie też wyobrazić frustrację, kiedy zdajesz sobie sprawę, że utopiłeś w tym interesie kawał życia i tak naprawdę na zmianę jest już za późno. No bo niby zawód możesz zmienić, ale i tak - niczym w "Szatanie z siódmej klasy" - broda zawsze będzie wchodzić do pokoju przed matematykiem. Ty chcesz o winie, podróżach albo życiu i śmierci, bo tak ci wnętrze dyktuje, ale wszyscy tylko czekają, żebyś kolejną Jethon rozwałkował. Rozumiem powstający na tym tle mechanizm obronny.

A też muszę się przyznać, że trochę zazdroszczę Mazurkowi tych win. To znaczy… nie samych win jako takich, lecz pasji, jaką dla nich żywi. To musi być dla niego coś w rodzaju eskapizmu, odskoczni. W naszej warczącej rzeczywistości coraz mniej jest obszarów, w których człowiek może się skryć przed nacierającą ze wszystkich stron i usiłującą zawłaszczyć coraz więcej dziedzin polityką. Sam próbuje to niekiedy robić i nie zawsze mi się udaje. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że gdyby całą tę politykę nagle wyłączyć, po prostu wyciągnąć wtyczkę, to spora część ludzi nie wiedziałaby, co ze sobą począć.

Może właśnie w dzisiejszych czasach, jak nigdy wcześniej, potrzebujemy azyli, w których moglibyśmy odpocząć od permanentnego sporu i szczucia się nawzajem. Tak zwyczajnie klapnąć, wyciągnąć nogi, zapatrzyć się w chmury, sączyć sobie dobre winko i nie musieć roztrząsać, czy jesteśmy prawicowi, lewicowi, czy popieramy postulaty LGBT, czy też nie. Może Mazurek ma rację, gdy mówi, że normalni ludzie tak naprawdę wcale tym nie żyją, a może to jedynie jego pobożne życzenia, w które sam nie za bardzo wierzy. Tak czy siak, fajnie jest nie być skazanym na tę coraz bardziej jałową i w dużej mierze pozorowaną wojnę.

Ja też czuję w sobie to wyjałowienie. Czuję, jak te wszystkie codzienne utarczki - nawet jeżeli tylko je biernie śledzę - zawężają mi horyzont. A przecież istnieje jakiś świat poza kłótniami pani Dulkiewicz z rządem, opatrzonymi taką czy inną kolorystyką paradami i wyścigiem, kto wysmaruje mocniejszego tweta, którym rozjuszy oponentów, a zwolenników doprowadzi do szczytowania. Czy należy winić Mazurka, że próbuje ten świat odnaleźć? Może lepiej pójść w jego ślady, nim będzie za późno.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe