"Postępowa" Królewna Śnieżka podobała się 7% widzów

„Ten film podobał się 7% użytkowników” – dowiemy się po wpisaniu w wyszukiwarkę Google tytułu „Śnieżka” i skorzystamy z podpowiedzi „film z 2025 roku”. To porażka, która zapowiadana była od dawna. To również szczytowy moment kultury woke, który okazał się być jej klęską, a być może też punktem zwrotnym w historii światowego kina. To nie będzie recenzja filmu. To będzie opowieść o tym, jak go zepsuć.
Film
Film "Śnieżka" z 2025 roku / fot. kadr z filmu

Dramat rozgrywał się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą były zapowiedzi wytwórni Disneya, która zdawała się nie zauważać, że przedawkowanie kultury woke nie sprzyja biznesom, zwłaszcza tym nastawionym na czerpanie zysków z rodzinnej potrzeby rozrywki czy tradycyjnych nawyków raczej konserwatywnych społeczności. Druga to zachowanie i wypowiedzi odtwórczyni głównej roli. Zresztą już sam jej wybór podziałał na publiczność jak płachta na byka. 

 

„Go woke, go broke”

Według afirmacyjnej definicji kultura woke to nurt społeczny i ideologiczny koncentrujący się na uwrażliwieniu na kwestie nierówności, dyskryminacji i sprawiedliwości społecznej, szczególnie w kontekście rasizmu, płci, orientacji seksualnej i praw mniejszości. W praktyce jednak szybko zaczęła ona polegać na zawłaszczaniu przestrzeni wspólnej (nadreprezentacja stosownych wątków w popkulturze) i symbolicznej (miesiące dumy, tęczowa symbolika w logotypach firm i na wywieszanych na masową skalę flagach) znacznie ponad faktyczny udział danej społeczności w społeczeństwie jako takim. Dziś, zwłaszcza po wynikach wyborów w USA, będących dotąd awangardą tego zjawiska, zdaje się być ona raczej w odwrocie. Jeszcze niedawno jednak proces ten wyglądał na jednokierunkowy, a jednym z jego nośników była oficjalna polityka wielkich korporacji, bardzo chętnie wpisująca się w hiperpoprawną politycznie agendę. Producenci piwa Bud Light zaangażowali transmodelkę do kampanii reklamowej, jednak musieli się z niej wycofać, tracąc pozycję lidera na rynku i wywołując gniew raczej zachowawczych konsumentów. To wtedy hasło „Go woke – go broke” (Ten, kto idzie w woke, bankrutuje) stało się popularne, choć do pewnego stopnia wyrażało myślenie życzeniowe konserwatystów. Disney, obok innych właścicieli platform streamingowych i producentów filmów i seriali, szedł w awangardzie awangardy. I, inaczej, niż choćby Netflix, który próbował od czasu do czasu niuansować swą politykę, nie wyciągał wniosków z tego, że nie wychodzi mu to najlepiej. A przecież sygnały wysyłane przez widownię były dość jednoznaczne.

Umieszczony w uniwersum „Gwiezdnych wojen” serial „Akolita” nie miał prawa być finansową klapą. A jednak – widowni nie spodobała się zbyt różnorodna obsada, w której ważną rolę odegrała uważająca się za niebinarną Amandla Stenberg (niektórzy z czytelników pamiętać ją mogą jako Rue z „Igrzysk śmierci”), oraz wyeksponowanie wątków związanych z feminizmem i problemami osób LGBT. Nie pomógł nawet eksponowany na plakatach i obsadzony w głównej roli męskiej Lee Jung-jae, gwiazda obu serii „Squid Game”. Oglądalność serialu spadała z odcinka na odcinek, zyski okazały się niewspółmierne do kosztów, finalnie Disney zrezygnował z kręcenia kolejnego sezonu. Z kolei w młodzieżowej produkcji należącego do Disneya studia Pixar „Niepokonani” po protestach rodziców zrezygnowano z wątku transpłciowej bohaterki, skrócono jej listę dialogową i wyrzucono wszystkie wątki pokazujące, że nie jest zwykłą, identyfikującą się ze swoją płcią dziewczyną. W wyniku wszystkich tych cyrków Disney stracił przywileje podatkowe na będącej bazą firmy republikańskiej Florydzie, jego wartość rynkowa spadła o 87 miliardów dolarów, konieczne były też liczne zwolnienia pracowników. Co więcej, rozpoczęły się bojkoty konsumenckie, a dodatkowym ciosem był wypuszczony w 2023 roku odcinek „Miasteczka South Park”, w którym twórcy tej kultowej, niepoprawnej politycznie serii okrutnie sparodiowali agendę Disneya i jego kierownictwo. „Kolorowanie” klasycznych bohaterów, podmiana głównych męskich postaci na młodsze żeńskie odpowiedniki, wciskanie wszędzie wątków LGBT i feminizmu okazały się być koszmarem dla chłopców z animowanego miasteczka, których w śnie jednego z nich zamieniono na grupę kolorowych, wiecznie narzekających kobiet. I, w przeciwieństwie do produkcji Disneya, ten odcinek odniósł spory sukces, był szeroko komentowany i pokazywany jako bardzo dobre ujęcie trawiącego legendarnego producenta problemu. A jednak ktoś w firmie cały czas musiał wierzyć, że będąca apogeum wokizmu „Śnieżka” uratuje markę i wybrany przez nią kierunek.

 

„It’s Hollywood, baby”

No dobrze, ale co nie tak było z tą Królewną? Śledzący popularny na YouTubie konserwatywny kanał popkulturalny „DRWAL Rębajło” (który bardzo polecam) od wielu miesięcy zapowiadał nieszczęście. Najwięcej szkody filmowi wyrządziła, jak się zdaje, nie sama koncepcja, choć pewnie ona by wystarczyła, a odtwórczyni głównej roli Rachel Zegler i jej bezmyślna arogancja. Zegler w swoich wypowiedziach na temat produkcji kreowała się na apostołkę postępu. Już trzy lata temu krytykowała więc kanoniczny film z 1937 roku, a zarazem fabułę bajki. W rozmowie z „Extra TV” aktorka mówiła np., że oryginalny film koncentruje się na wątku miłosnym z księciem, będącym tak naprawdę stalkerem. Młoda aktorka mówiła też, że starą „Śnieżkę” widziała raz, bała się jej i nigdy już do niej nie wróciła. Podkreśliła, że w nowej adaptacji postać Królewny Śnieżki nie będzie czekać na ratunek przez księcia, lecz skupi się na odkrywaniu siebie i dążeniu do bycia liderką, a wszystko skwitowała aroganckim: „It’s a Hollywood, baby”. Poza arogancją aktorce nie pomagały kwestie etniczne. Nie wszystkim podobało się, że śnieżnobiałą Królewnę ma grać aktorka mająca kolumbijskie (choć trochę i polskie, co jest rzadziej eksponowane) pochodzenie. To jednak wątek poboczny. Oliwy do ognia dodawały wypowiedzi młodej gwiazdki na temat polityki, złorzeczenia pod adresem wyborców Donalda Trumpa, wreszcie silna postawa propalestyńska, która pogorszyła jej relacje z filmową antagonistką. Grająca Złą Królową Gal Gadot jest bowiem nie tylko izraelską aktorką, lecz również żołnierką tamtejszych służb specjalnych. Za część słów Zegler przepraszała, było już jednak za późno. 

 

Mali ludzie, mała kasa

Opisując wywołane przez nią kłopoty, streszczamy równocześnie główne problemy Disneya jako takiego. Dodajmy do tego jeszcze aferę krasnoludkową. Początkowo mali bohaterowie mieli się pojawić w filmie, ale wzbudziło to protesty osób cierpiących na karłowatość. Następnie wymyślono grupę wieloetnicznych krasnoludków, by skończyć na generowanych komputerowo „magicznych postaciach”. Wszystko więc tak jakby na pół gwizdka – i tak było również z premierą i promocją filmu. Tak jest wreszcie z zyskami i uwagą widzów. W weekend otwarcia, z reguły kluczowy dla finansowego wyniku, „Śnieżka” na całym świecie zarobiła ok. 100 milionów dolarów. To kwota imponująca, dopóki nie porównamy jej z kosztami produkcji (ponad 250 mln), nie obejmującymi przecież olbrzymich wydatków na promocję. Być może film jakoś się, od biedy, zwróci, ale kokosów nie zarobi. Ocena widzów wygląda dramatycznie słabo. Od upokarzających 7% na Google zacząłem ten tekst. Na popularnym międzynarodowym Rotten Tomatoes dobrze oceniło ten obraz 29% najważniejszych krytyków (tu znów zdać się muszę na przywołanego „DRWALA”, który mówi, że jak na takie produkcje, to wciąż słabo), ale tylko 19% wszystkich użytkowników. Inny gigant filmowych rankingów – IMDb – obchodzi się z „neo-Śnieżką” jeszcze surowiej. Średnia z ponad 10 tysięcy ocen to 1,6 na możliwe 10. A jak sprawy mają się w Polsce? Na Filmwebie znajdziemy pozytywną recenzję Jana Tracza, który stwierdza, że dzieci, które nie porównują bajki z oryginałem, bawią się świetnie, a różnice zauważane przez starszych nie są tak wielkie – i daje filmowi 6 gwiazdek. Inni są bardziej surowi, choć i tak łaskawsi od publiki międzynarodowej. Produkcja dostaje u nas 2,7 jako średnią ocen widzów i niewiele lepsze 3,2 wyciągnięte z punktacji krytyków. Szału nie ma i chyba nie będzie. Na pocieszenie nieźle wypadają jednak statystyki kinowe. I w pierwszy, i drugi tydzień wyświetleń „Śnieżka” wygrywała w polskim box office, gromadząc odpowiednio prawie 97 i niemal 50 tysięcy widzów. Czy to jednak wystarczy?

 

Za daleko

Ewidentna porażka filmu na razie nie wpływa na całościową politykę Disneya, choć tak jak inne firmy częściowo wycofuje się on z polityki „diversity”. Zakończono więc służącą promocji różnorodności inicjatywę „Reimagine Tomorrow”, co ma być ukłonem w stronę nowej administracji i części inwestorów. Zniknęły też ostrzeżenia przed potencjalnie ofensywnymi treściami, jakimi opatrzono stare, bardziej konserwatywne produkcje. Coś więc się zmienia. Pojawiły się nawet głosy, że tak spektakularna klapa „Śnieżki” była przez kogoś sterowana, jest to jednak teza nie do udowodnienia. Faktem jest jednak, że odbiór filmu pokazuje wyraźnie, że polityczna poprawność zrobiła kilka kroków za daleko, w efekcie czego runął cały dotyczący jej fałszywy konsensus.


 

POLECANE
Ukraina zaatakowała Most Krymski. Potężna eksplozja [WIDEO] z ostatniej chwili
Ukraina zaatakowała Most Krymski. Potężna eksplozja [WIDEO]

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) oświadczyła, że zaatakowała i uszkodziła we wtorek Most Krymski, który prowadzi z okupowanego Krymu nad Cieśniną Kerczeńską na Półwysep Tamański w kontynentalnej części Rosji.

Jest komentarz Kremla ws. zwycięstwa Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich Wiadomości
Jest komentarz Kremla ws. zwycięstwa Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow zabrał głos ws. wyniku wyborów prezydenckich w Polsce. Wskazał na potrzebę "normalizacji" stosunków z Warszawą.

Jest nowe kłamstwo nt. Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Jest nowe kłamstwo nt. Karola Nawrockiego

"Dziwię się, że to nie wypłynęło w kampani wyborczej" – pisze na platformie X Bart Staszewski, komentując stary wpis Karola Nawrockiego z 2016 roku, w którym obecny prezydent-elekt miał opublikować wulgarne zdjęcie. Nawrocki faktycznie umieścił tę fotografię w swoim profilu; było to jednak jedynie powielenie zdjęcia opublikowanego przez ówczesnego rzecznika miasta Gdańska, Antoniego Pawlaka, co Nawrocki jasno podkreślił w swoim wpisie.

Jakie fakty, kobieto?. Burza po programie TVN gorące
"Jakie fakty, kobieto?". Burza po programie TVN

Po jednym z ostatnich odcinków popularnej telewizji śniadaniowej stacji TVN – "Dzień dobry TVN" – w sieci zawrzało.

Hołownia mówił o oszołomach. Pojawiło się wiele krytycznych komentarzy: Właśnie obraził miliony młodych ludzi Wiadomości
Hołownia mówił o "oszołomach". Pojawiło się wiele krytycznych komentarzy: "Właśnie obraził miliony młodych ludzi"

– Wstrząsem było to, kiedy bardzo młodzi ludzie pokładają dzisiaj nadzieję w oszołomach, ksenofobach, antysemitach i politycznych rozrabiakach – stwierdził marszałek Sejmu Szymon Hołownia, oceniając wybory prezydenckie. W sieci pojawiła się fala krytycznych komentarzy.

Niemcy grożą Amerykanom wycofaniem swojego złota z USA tylko u nas
Niemcy grożą Amerykanom wycofaniem swojego złota z USA

Niemcy posiadają drugie co do wielkości rezerwy złota na świecie. To są 3352 tony, w formie 267 682 sztabek po 12,5 kilograma każda. Wartość przy obecnej cenie: ok. 315 mld euro, z czego prawie 37 procent. ulokowane jest w Nowym Jorku.

Celebryci rozpaczają po zwycięstwie Karola Nawrockiego. Ale nie Antoni Królikowski gorące
Celebryci rozpaczają po zwycięstwie Karola Nawrockiego. Ale nie Antoni Królikowski

Świat show-biznesu, który w większości kibicował Rafałowi Trzaskowskiemu, jest zawiedziony wyborem Karola Nawrockiego na prezydenta RP. Choć w tym dość hermetycznym środowisku pojawił się wyłom.

Miedwiediew: Celem rozmów z Ukrainą nie jest kompromis, ale nasze zwycięstwo z ostatniej chwili
Miedwiediew: Celem rozmów z Ukrainą nie jest kompromis, ale nasze zwycięstwo

Wiceszef rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew oświadczył we wtorek, że celem rozmów pokojowych z Ukrainą nie jest osiągnięcie kompromisu, tylko "zwycięstwo Rosji".

Karol Nawrocki odpowiada na gratulacje ze strony Donalda Trumpa Wiadomości
Karol Nawrocki odpowiada na gratulacje ze strony Donalda Trumpa

Prezydent elekt Karol Nawrocki odpowiedział na gratulacje ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. Wskazał m.in. na silne partnerstwo z Waszyngtonem.

Miała kilka miesięcy. Komunikat warszawskiego zoo Wiadomości
"Miała kilka miesięcy". Komunikat warszawskiego zoo

Warszawskie zoo chętnie dzieli się informacjami o swoich podopiecznych, licząc, że zainteresuje ich losem jak największą rzeszę ludzi, którym na sercu leży ich dobro.

REKLAMA

"Postępowa" Królewna Śnieżka podobała się 7% widzów

„Ten film podobał się 7% użytkowników” – dowiemy się po wpisaniu w wyszukiwarkę Google tytułu „Śnieżka” i skorzystamy z podpowiedzi „film z 2025 roku”. To porażka, która zapowiadana była od dawna. To również szczytowy moment kultury woke, który okazał się być jej klęską, a być może też punktem zwrotnym w historii światowego kina. To nie będzie recenzja filmu. To będzie opowieść o tym, jak go zepsuć.
Film
Film "Śnieżka" z 2025 roku / fot. kadr z filmu

Dramat rozgrywał się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą były zapowiedzi wytwórni Disneya, która zdawała się nie zauważać, że przedawkowanie kultury woke nie sprzyja biznesom, zwłaszcza tym nastawionym na czerpanie zysków z rodzinnej potrzeby rozrywki czy tradycyjnych nawyków raczej konserwatywnych społeczności. Druga to zachowanie i wypowiedzi odtwórczyni głównej roli. Zresztą już sam jej wybór podziałał na publiczność jak płachta na byka. 

 

„Go woke, go broke”

Według afirmacyjnej definicji kultura woke to nurt społeczny i ideologiczny koncentrujący się na uwrażliwieniu na kwestie nierówności, dyskryminacji i sprawiedliwości społecznej, szczególnie w kontekście rasizmu, płci, orientacji seksualnej i praw mniejszości. W praktyce jednak szybko zaczęła ona polegać na zawłaszczaniu przestrzeni wspólnej (nadreprezentacja stosownych wątków w popkulturze) i symbolicznej (miesiące dumy, tęczowa symbolika w logotypach firm i na wywieszanych na masową skalę flagach) znacznie ponad faktyczny udział danej społeczności w społeczeństwie jako takim. Dziś, zwłaszcza po wynikach wyborów w USA, będących dotąd awangardą tego zjawiska, zdaje się być ona raczej w odwrocie. Jeszcze niedawno jednak proces ten wyglądał na jednokierunkowy, a jednym z jego nośników była oficjalna polityka wielkich korporacji, bardzo chętnie wpisująca się w hiperpoprawną politycznie agendę. Producenci piwa Bud Light zaangażowali transmodelkę do kampanii reklamowej, jednak musieli się z niej wycofać, tracąc pozycję lidera na rynku i wywołując gniew raczej zachowawczych konsumentów. To wtedy hasło „Go woke – go broke” (Ten, kto idzie w woke, bankrutuje) stało się popularne, choć do pewnego stopnia wyrażało myślenie życzeniowe konserwatystów. Disney, obok innych właścicieli platform streamingowych i producentów filmów i seriali, szedł w awangardzie awangardy. I, inaczej, niż choćby Netflix, który próbował od czasu do czasu niuansować swą politykę, nie wyciągał wniosków z tego, że nie wychodzi mu to najlepiej. A przecież sygnały wysyłane przez widownię były dość jednoznaczne.

Umieszczony w uniwersum „Gwiezdnych wojen” serial „Akolita” nie miał prawa być finansową klapą. A jednak – widowni nie spodobała się zbyt różnorodna obsada, w której ważną rolę odegrała uważająca się za niebinarną Amandla Stenberg (niektórzy z czytelników pamiętać ją mogą jako Rue z „Igrzysk śmierci”), oraz wyeksponowanie wątków związanych z feminizmem i problemami osób LGBT. Nie pomógł nawet eksponowany na plakatach i obsadzony w głównej roli męskiej Lee Jung-jae, gwiazda obu serii „Squid Game”. Oglądalność serialu spadała z odcinka na odcinek, zyski okazały się niewspółmierne do kosztów, finalnie Disney zrezygnował z kręcenia kolejnego sezonu. Z kolei w młodzieżowej produkcji należącego do Disneya studia Pixar „Niepokonani” po protestach rodziców zrezygnowano z wątku transpłciowej bohaterki, skrócono jej listę dialogową i wyrzucono wszystkie wątki pokazujące, że nie jest zwykłą, identyfikującą się ze swoją płcią dziewczyną. W wyniku wszystkich tych cyrków Disney stracił przywileje podatkowe na będącej bazą firmy republikańskiej Florydzie, jego wartość rynkowa spadła o 87 miliardów dolarów, konieczne były też liczne zwolnienia pracowników. Co więcej, rozpoczęły się bojkoty konsumenckie, a dodatkowym ciosem był wypuszczony w 2023 roku odcinek „Miasteczka South Park”, w którym twórcy tej kultowej, niepoprawnej politycznie serii okrutnie sparodiowali agendę Disneya i jego kierownictwo. „Kolorowanie” klasycznych bohaterów, podmiana głównych męskich postaci na młodsze żeńskie odpowiedniki, wciskanie wszędzie wątków LGBT i feminizmu okazały się być koszmarem dla chłopców z animowanego miasteczka, których w śnie jednego z nich zamieniono na grupę kolorowych, wiecznie narzekających kobiet. I, w przeciwieństwie do produkcji Disneya, ten odcinek odniósł spory sukces, był szeroko komentowany i pokazywany jako bardzo dobre ujęcie trawiącego legendarnego producenta problemu. A jednak ktoś w firmie cały czas musiał wierzyć, że będąca apogeum wokizmu „Śnieżka” uratuje markę i wybrany przez nią kierunek.

 

„It’s Hollywood, baby”

No dobrze, ale co nie tak było z tą Królewną? Śledzący popularny na YouTubie konserwatywny kanał popkulturalny „DRWAL Rębajło” (który bardzo polecam) od wielu miesięcy zapowiadał nieszczęście. Najwięcej szkody filmowi wyrządziła, jak się zdaje, nie sama koncepcja, choć pewnie ona by wystarczyła, a odtwórczyni głównej roli Rachel Zegler i jej bezmyślna arogancja. Zegler w swoich wypowiedziach na temat produkcji kreowała się na apostołkę postępu. Już trzy lata temu krytykowała więc kanoniczny film z 1937 roku, a zarazem fabułę bajki. W rozmowie z „Extra TV” aktorka mówiła np., że oryginalny film koncentruje się na wątku miłosnym z księciem, będącym tak naprawdę stalkerem. Młoda aktorka mówiła też, że starą „Śnieżkę” widziała raz, bała się jej i nigdy już do niej nie wróciła. Podkreśliła, że w nowej adaptacji postać Królewny Śnieżki nie będzie czekać na ratunek przez księcia, lecz skupi się na odkrywaniu siebie i dążeniu do bycia liderką, a wszystko skwitowała aroganckim: „It’s a Hollywood, baby”. Poza arogancją aktorce nie pomagały kwestie etniczne. Nie wszystkim podobało się, że śnieżnobiałą Królewnę ma grać aktorka mająca kolumbijskie (choć trochę i polskie, co jest rzadziej eksponowane) pochodzenie. To jednak wątek poboczny. Oliwy do ognia dodawały wypowiedzi młodej gwiazdki na temat polityki, złorzeczenia pod adresem wyborców Donalda Trumpa, wreszcie silna postawa propalestyńska, która pogorszyła jej relacje z filmową antagonistką. Grająca Złą Królową Gal Gadot jest bowiem nie tylko izraelską aktorką, lecz również żołnierką tamtejszych służb specjalnych. Za część słów Zegler przepraszała, było już jednak za późno. 

 

Mali ludzie, mała kasa

Opisując wywołane przez nią kłopoty, streszczamy równocześnie główne problemy Disneya jako takiego. Dodajmy do tego jeszcze aferę krasnoludkową. Początkowo mali bohaterowie mieli się pojawić w filmie, ale wzbudziło to protesty osób cierpiących na karłowatość. Następnie wymyślono grupę wieloetnicznych krasnoludków, by skończyć na generowanych komputerowo „magicznych postaciach”. Wszystko więc tak jakby na pół gwizdka – i tak było również z premierą i promocją filmu. Tak jest wreszcie z zyskami i uwagą widzów. W weekend otwarcia, z reguły kluczowy dla finansowego wyniku, „Śnieżka” na całym świecie zarobiła ok. 100 milionów dolarów. To kwota imponująca, dopóki nie porównamy jej z kosztami produkcji (ponad 250 mln), nie obejmującymi przecież olbrzymich wydatków na promocję. Być może film jakoś się, od biedy, zwróci, ale kokosów nie zarobi. Ocena widzów wygląda dramatycznie słabo. Od upokarzających 7% na Google zacząłem ten tekst. Na popularnym międzynarodowym Rotten Tomatoes dobrze oceniło ten obraz 29% najważniejszych krytyków (tu znów zdać się muszę na przywołanego „DRWALA”, który mówi, że jak na takie produkcje, to wciąż słabo), ale tylko 19% wszystkich użytkowników. Inny gigant filmowych rankingów – IMDb – obchodzi się z „neo-Śnieżką” jeszcze surowiej. Średnia z ponad 10 tysięcy ocen to 1,6 na możliwe 10. A jak sprawy mają się w Polsce? Na Filmwebie znajdziemy pozytywną recenzję Jana Tracza, który stwierdza, że dzieci, które nie porównują bajki z oryginałem, bawią się świetnie, a różnice zauważane przez starszych nie są tak wielkie – i daje filmowi 6 gwiazdek. Inni są bardziej surowi, choć i tak łaskawsi od publiki międzynarodowej. Produkcja dostaje u nas 2,7 jako średnią ocen widzów i niewiele lepsze 3,2 wyciągnięte z punktacji krytyków. Szału nie ma i chyba nie będzie. Na pocieszenie nieźle wypadają jednak statystyki kinowe. I w pierwszy, i drugi tydzień wyświetleń „Śnieżka” wygrywała w polskim box office, gromadząc odpowiednio prawie 97 i niemal 50 tysięcy widzów. Czy to jednak wystarczy?

 

Za daleko

Ewidentna porażka filmu na razie nie wpływa na całościową politykę Disneya, choć tak jak inne firmy częściowo wycofuje się on z polityki „diversity”. Zakończono więc służącą promocji różnorodności inicjatywę „Reimagine Tomorrow”, co ma być ukłonem w stronę nowej administracji i części inwestorów. Zniknęły też ostrzeżenia przed potencjalnie ofensywnymi treściami, jakimi opatrzono stare, bardziej konserwatywne produkcje. Coś więc się zmienia. Pojawiły się nawet głosy, że tak spektakularna klapa „Śnieżki” była przez kogoś sterowana, jest to jednak teza nie do udowodnienia. Faktem jest jednak, że odbiór filmu pokazuje wyraźnie, że polityczna poprawność zrobiła kilka kroków za daleko, w efekcie czego runął cały dotyczący jej fałszywy konsensus.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe