Prymas zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. Kim był pierwszy arcybiskup gnieźnieński?

Prymas Polski abp Wojciech Polak zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. W obecnym roku ma to szczególną wymowę, przypada bowiem 1025. rocznica powstania archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej, których Radzym Gaudenty był pierwszym pasterzem.
abp Wojciech Polak Prymas zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. Kim był pierwszy arcybiskup gnieźnieński?
abp Wojciech Polak / YT print screen/Maskacjusz TV

Tekst litanii dostępny jest na stronie archidiecezji gnieźnieńskiej www.archidiecezja.pl wraz z ikoną ukazującą św. Wojciecha i Radzyma Gaduentego oraz jej opisem. 

Przyrodni brat św. Wojciecha

Radzym Gaudenty był przyrodnim bratem św. Wojciecha, najbliższym towarzyszem jego lat młodzieńczych, późniejszej posługi biskupiej w Pradze, misji ewangelizacyjnej w kraju Prusów i wreszcie męczeńskiej śmierci z rąk pogan. Jak Wojciech przywdział benedyktyński habit, a wraz z nim umiłowanie prostoty, ascezy i montastycznego życia. 

Dzielił z Wojciechem ból niezrozumienia i wygnania z rodzinnych Czech, znał smak niepowodzeń i porażek, przeżywał żałobę po utracie niemal całej rodziny. I wciąż na nowo odnajdywał w sobie siłę, energię i odwagę, by iść dalej bez goryczy i wyrzekania się swoich ideałów. 

Po śmierci Wojciecha był pierwszym, który świadczył o jego świętości oraz aktywnie wspierał starania Bolesława Chrobrego o utworzenie pierwszej samodzielnej organizacji kościelnej na ziemiach polskich, co znacznie wzmocniło młode państwo polskie także politycznie. Towarzyszył cesarzowi Ottonowi III w pielgrzymce do grobu św. Wojciecha i jako biskup św. Wojciecha został pierwszym pasterzem utworzonej w 999 roku i proklamowanej w roku 1000 archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej.

Musiał być człowiekiem pogodnym, bo zarówno jego imię słowiańskie – Radzym, jak i przyjęte później łacińskie – Gaudenty oznacza radosny. Na jednej z kwater Drzwi Gnieźnieńskich został ukazany tuż za Wojciechem – jak wskazuje palcem na niebo. 

Było ich siedmiu braci. Siedmiu synów księcia czeskiego Sławnikowica, którego dobra leżały w południowej i wschodniej części kraju. Sześciu urodziła pobożna księżna Strzyżysława z panującej wówczas w Czechach dynastii Przemyślidów. 

Najmłodszy, Radzym, był dzieckiem innej kobiety, której imienia ani pozycji historia nie zachowała. Był więc bratem przyrodnim, traktowanym jednak na równi z pozostałymi. Najsilniejsza więź łączyła go z Wojciechem, starszym o kilka lub kilkanaście lat uczniem katedralnej szkoły w Magdeburgu, który zgodnie z wolą rodziców przygotowywał się do przyjęcia święceń kapłańskich. Być może uczyli się razem, a może Radzym dołączył później. Nie wiadomo. Pewnym jest natomiast, że po powrocie do domu byli już nierozłączni.

Mitra i habit

Wojciech urodził się w 956 roku, Radzym między 960 a 970. W żywotach pojawia się, gdy jego starszy brat, w wieku zaledwie 27 lat, mianowany został biskupem Pragi po śmierci niesławnej pamięci Dytmara. Średniowieczny hagiograf zanotował, że „lud mu powierzony był twardego karku i służył tylko własnym żądzom”. Wojciech nieugięcie je zwalczał. Tępił wielożeństwo i rozwiązłość, przypominał o zachowywanie dni świątecznych i postów, domagał się zaniechania handlu niewolnikami, którego ówczesna Praga była centrum. Stąd właśnie nieszczęśnicy brani do niewoli z różnych słowiańskich grodzisk, także z terenu Wielkopolski, trafiali do krajów muzułmańskich. Procederem zajmowali się głównie Żydzi, a namaszczona przez Kościół książęca władza przymykała na to oko. 

W tym wszystkim Radzym stał za Wojciechem murem. Razem z nim pojechał też do Rzymu, gdzie, rozżalony krnąbrnością swoich diecezjan, Wojciech szukał wsparcia i uwolnienia od ciężkiego pasterskiego jarzma. Papież Jan XV (wymieniony też w „Dagome iudex” – dokumencie donacyjnym przypisywanym Mieszkowi I), przyjął udręczonego biskupa serdecznie, ale z obowiązków go nie zwolnił. Zgodził się jednak, by do Pragi nie wracał. Z jego aprobatą bracia przedsięwzięli więc pielgrzymkę do Grobu Pańskiego w Jerozolimie.  Zawrócili jednak nim opuścili Półwysep Apeniński, a wszystko za sprawą św. Nila, pobożnego pustelnika, który poradził im, by wstąpili do klasztoru benedyktynów na rzymskim Awentynie.

Spisek Przemyślidów

Cisza i prostota klasztornego życia bardzo braciom odpowiadała. Wojciech spełniał najniższe nawet posługi. Do jego obowiązków należało ponoć zaopatrywanie kuchni w wodę. Czym zajmował się Radzym? Zapewne tym samym – pracą i modlitwą. To właśnie na Awentynie przyjął łacińskie imię Gaudenty czyli radosny. 

Po trzech latach o Wojciecha upomnieli się krajanie. Zmarł zastępujący go w Pradze biskup Miśni Falkold. Papież nakazał powrót. Wrócili. Przez kolejne trzy lata Wojciech rzetelnie wypełniał biskupie obowiązki. Odbył też wyprawę misyjną na Węgry. Przypisuje mu się m.in. chrzest późniejszego króla i świętego – Stefana. 

Pozornie zażegnany konflikt z czeskimi możnymi wybuchł jednak na nowo, a iskrą zapalną była śmierć kobiety wydanej za jednego z Wrszowców, która oskarżona o cudzołóstwo, szukała ratunku u Wojciecha. Ten dał jej azyl w żeńskim klasztorze w pobliżu swojego kościoła. Nie zatrzymało to jednak sług męża, którzy siłą wtargnęli do budynku i zabili nieszczęśnicę na oczach biskupa. Wojciech obłożył ród Wrszowców ekskomuniką, a oni, w odwecie, wymordowali niemal całą jego rodzinę. Ten haniebny mord, popełniony mimo dobrowolnego otwarcia bramy libickiego grodu za obietnicę darowania życia, miał swoje polityczne dno. Wrszowców wspierali Przemyślidzi, którzy od dawna rywalizowali ze Sławnikowicami i dążyli do ich upadku. To właśnie władcę z tego rodu, Bolesława II Pobożnego, Wojciech napominał, by zakazał handlu niewolnikami, co zostało uwiecznione na Drzwiach Gnieźnieńskich. Zagładę Sławnikowiców, oprócz Wojciecha i Radzyma przeżył jeszcze Sobiesław, który walczył u boku Bolesława Chrobrego w wyprawie przeciw Obodrzycom i który przebywał właśnie na dworze księcia Polan.

Tragedia na polanie

Nierozłączni bracia ponownie schronili się w Rzymie. Tym razem papież dał Wojciechowi wybór – jeśli krajanie nie będą chcieli go przyjąć, może pojechać na misje. Tak też się stało, bo Czesi odmówili posłuszeństwa swojemu biskupowi. Wojciech z Radzymem przybyli więc do Gniezna, by stąd udać się na północ, na terytorium pogańskich Prusów. O tym, co wydarzyło się 23 kwietnia 997 roku wiemy od samego Radzyma i towarzyszącego braciom prezbitera Boguszy Benedykta, który pełnił też rolę tłumacza. 

Fakty opisał kiedyś szczegółowo w Przewodniku Katolickim Jacek Borkowicz. „Misjonarze wylądowali w okolicy obecnej wsi Bągart, odległej dziś od brzegów jeziora Drużno o 10 kilometrów, wtedy jednak znajdującej się nad samym Zalewem. Z wysepki przegnali Wojciecha Prusowie, rozgniewani najściem intruza, który w dodatku nie ukrywał, że zamierza obalać posągi ich pogańskiej wiary. Ekipa misyjna wycofała się na kilka dni do najbliższej osady, pozostającej pod kontrolą polskiego księcia. Był to jednak odwrót wyłącznie taktyczny. W czwartek 22 kwietnia wypłynęli ponownie, kierując się w to samo miejsce. Następnego dnia śmiało minęli znaną sobie wysepkę, zatrzymując się nieco dalej, w głębi lądu. Wylądowawszy, wspięli się na wysoki brzeg. Mijając knieje i siedliska dzikich zwierząt, poszli na wschód, w kierunku najbliższej spodziewanej pruskiej osady. Około południa wyszli na polanę, gdzie Gaudenty odprawił Mszę św. Gdy zmęczeni podróżą zasnęli, obudziła ich grupa uzbrojonych Prusów. Byli rozwścieczeni – przybysze śmieli odprawiać swoje rytuały w ich świętym gaju! Pogański kapłan osobiście zabił biskupa. 

W tym miejscu obie narracje wyraźnie się rozchodzą. Według Gaudentego Wojciech poniósł śmierć na leśnej polanie. Benedykt podaje, że grupa misjonarzy dotarła jednak pod bramę pruskiego grodu i dopiero tam, po dłuższej wymianie zdań z załogą forteczki, zamęczono świętego. Gaudenty twierdzi, że Wojciech zginął od uderzenia włóczni. Benedykt – że ścięto mu głowę toporem. Te dwie opowieści nie muszą sobie przeczyć. Misjonarze mogli zostać zaskoczeni w lesie przez pruskich strażników, którzy zraniwszy oszczepem Wojciecha, zawlekli całą grupę w kierunku gródka. Tam, gdy wyszło na jaw «zbezczeszczenie» świętego gaju, pogański kapłan dobił biskupa, odcinając mu głowę toporem”.

Pierwszy metropolita

„Ciało jego Bolesław wykupił na wagę złota od onych Prusów i umieścił z należytą czcią w siedzibie metropolitalnej w Gnieźnie”, napisał w swojej Kronice Gall Anonim. Dziejopis użył tu skrótu, bo po śmierci Wojciecha metropolia gnieźnieńska jeszcze nie istniała. Musiały minąć ponad dwa lata, które Radzym Gaudenty spędził w Rzymie, czekając na kanonizację brata-męczennika (999 r.) i czyniąc starania o wyniesienie Gniezna do tak wysokiej rangi. 

Przybył do niego na początku Wielkiego Postu roku 1000, razem z cesarzem Ottonem III, który pielgrzymował do grobu św. Wojciecha. To właśnie wtedy, podczas sławnego Zjazdu Gnieźnieńskiego, ogłoszono powstanie pierwszej samodzielnej polskiej metropolii kościelnej ze stolicą w Gnieźnie i intronizowano Radzyma Gaudentego na jej pasterza. 

Nie zachowały się żadne materiały źródłowe, które rzuciłyby nieco światła na jego pasterską posługę. Z całą pewnością gorliwie pielęgnował kult świętego brata i tak zapewne się podpisywał – biskup św. Wojciecha. Niewątpliwie troszczył się o kształcenie przyszłych duchownych, zlecał budowę kościołów, dbał o liturgię i wzmocnienie struktur młodego Kościoła. Niewykluczone, że miał też swój udział w sprowadzeniu do Międzyrzecza Pięciu Braci Męczenników, których kanonizacji w 1004 roku również doczekał. 

Katalogi arcybiskupów gnieźnieńskich podają, że zmarł w 1006 roku. Pojawiają się jednak także daty późniejsze jak choćby 1011 rok, czy 1018 rok. Szczątki arcybiskupa, razem z relikwiami św. Wojciecha, wywiózł książę czeski Brzetysław, który w 1038 lub 1039 roku najechał Gniezno. 

Przez kolejne wieki postać Radzyma Gaudentego była niemal zapomniana. Dopiero na początku XX wieku bp Antoni Laubitz zainteresował się jego historią i relikwiami. 

W latach 60-tych ubiegłego wieku kard. Stefan Wyszyński poprosił papieża Pawła VI o wprowadzenie kultu pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego do polskiego kalendarza liturgicznego, a w 1981 roku erygował jedyną na świecie parafię pod jego wezwaniem. W kwietniu 2003 roku uroczyście wprowadzono do niej relikwie patrona sprowadzone z Czech. Rok później papież Jan Paweł II zezwolił, by nazywać go świętym.

Bernadeta Kruszyk, bgk


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Helena Wolińska - potwór w mundurze tylko u nas
Tadeusz Płużański: Helena Wolińska - potwór w mundurze

Profesor Romuald Szeremietiew porównał współczesną prokurator Ewę Wrzosek do stalinowskiej prokurator Heleny Wolińskiej - Brus. Pozwolę sobie wykorzystać to jako pretekst do przypomnienia postaci stalinowskiej prokurator.

Polacy z Kraśnika zebrali na innowacyjny projekt ćwierć miliona. W 10 minut gorące
Polacy z Kraśnika zebrali na innowacyjny projekt ćwierć miliona. W 10 minut

Ale to są mega goście! Ich pierwsza siedziba była w Kraśniku. Pokazali, że z Kraśnik można podbić świat.

Departament Stanu USA: Niemal wszyscy pracownicy USAID zostaną zwolnieni Wiadomości
Departament Stanu USA: Niemal wszyscy pracownicy USAID zostaną zwolnieni

Pracownicy agencji pomocowej USAID zostali poinformowani w piątek, że wyeliminowane zostaną wszystkie stanowiska niewymagane bezpośrednio przez prawo. Rzeczniczka Departamentu Stanu Tammy Bruce stwierdziła, że zwolnienia są efektem "reorganizacji".

Tak powstawały najbardziej znane figury niemożliwe gorące
Tak powstawały najbardziej znane figury niemożliwe

Geniusz poza teorią. Tak zrodził się największy dziś umysł na Ziemi. Dziś przedostatnia już część z rozmów nagranych wspólnie z sir Rogerem Penrose. Noblistą.

Tusk i tajny plan Berlina. Mocne słowa Andrzeja Dudy gorące
Tusk i "tajny plan" Berlina. Mocne słowa Andrzeja Dudy

"Moje pisemne pytania o granicę zachodnią i groźbę sprowadzania do Polski nielegalnych migrantów z Niemiec bardzo zdenerwowały premiera. Czy dlatego, że musi wykonać „tajny plan” Berlina, o którym piszą sami Niemcy?" – pyta w piątek wieczorem w mediach społecznościowych prezydent Andrzej Duda.

Tȟašúŋke Witkó: Budzenie niemieckiego demona tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Budzenie niemieckiego demona

Na szczęście dla nas, Polaków, nie ma jeszcze w niemieckiej chadecji ani socjaldemokracji polityka, który wzniósłby okrzyk: „Hunde, wollt ihr ewig leben?”. Jednak, jestem tego pewien, teutońscy oficjele spod sztandarów Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), Unii Chrześcijańsko-Społecznej w Bawarii (CSU) oraz Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), którzy dziś tworzą „wielką koalicję”, takie indywiduum wyhodują.

Emerytka ściagana za wpis na temat Owsiaka. Jest decyzja sądu Wiadomości
Emerytka ściagana za wpis na temat Owsiaka. Jest decyzja sądu

Emerytka, zatrzymana za komentarz w internecie uderzający w Jerzego Owsiaka, może odetchnąć – sąd zrezygnował z jednej z najsurowszych sankcji. Pozostałe ograniczenia jednak trwają – informuje serwis niezalezna.pl.

Niepokojąca sytuacja na granicy polsko-niemieckiej. Jest komunikat niemieckich służb pilne
Niepokojąca sytuacja na granicy polsko-niemieckiej. Jest komunikat niemieckich służb

Niemieckie służby zawróciły 43-letniego imigranta, który próbował przedostać się z Polski do Niemiec posługując się fałszywym dokumentem. Wydarzenie miało miejsce w godzinach porannych, kiedy funkcjonariusze przeprowadzali rutynową kontrolę pojazdów.

Zełenski: Otrzymaliśmy od USA nowy wariant umowy o minerałach pilne
Zełenski: Otrzymaliśmy od USA nowy wariant umowy o minerałach

– Ukraina otrzymała od USA nowy wariant umowy o dostępie Stanów Zjednoczonych do ukraińskich bogactw mineralnych, a jednocześnie ustaliła z „innymi partnerami”, że otrzyma rozszerzony dostęp do ich danych wywiadowczych – powiedział w piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Dariusz Matecki trafił do szpitala. Jest oświadczenie Służby Więziennej gorące
Dariusz Matecki trafił do szpitala. Jest oświadczenie Służby Więziennej

Służba Więzienna twierdzi, że wizyta w szpitalu posła Dariusza Mateckiego nie jest spowodowana nagłym pogorszeniem się zdrowia. Rzeczniczka Służby Więziennej ppłk Arleta Pęconek w rozmowie z Onetem stwierdziła, że wizyta polityka PiS w szpitalu miała "charakter planowy".

REKLAMA

Prymas zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. Kim był pierwszy arcybiskup gnieźnieński?

Prymas Polski abp Wojciech Polak zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. W obecnym roku ma to szczególną wymowę, przypada bowiem 1025. rocznica powstania archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej, których Radzym Gaudenty był pierwszym pasterzem.
abp Wojciech Polak Prymas zatwierdził Litanię do św. Radzyma Gaudentego. Kim był pierwszy arcybiskup gnieźnieński?
abp Wojciech Polak / YT print screen/Maskacjusz TV

Tekst litanii dostępny jest na stronie archidiecezji gnieźnieńskiej www.archidiecezja.pl wraz z ikoną ukazującą św. Wojciecha i Radzyma Gaduentego oraz jej opisem. 

Przyrodni brat św. Wojciecha

Radzym Gaudenty był przyrodnim bratem św. Wojciecha, najbliższym towarzyszem jego lat młodzieńczych, późniejszej posługi biskupiej w Pradze, misji ewangelizacyjnej w kraju Prusów i wreszcie męczeńskiej śmierci z rąk pogan. Jak Wojciech przywdział benedyktyński habit, a wraz z nim umiłowanie prostoty, ascezy i montastycznego życia. 

Dzielił z Wojciechem ból niezrozumienia i wygnania z rodzinnych Czech, znał smak niepowodzeń i porażek, przeżywał żałobę po utracie niemal całej rodziny. I wciąż na nowo odnajdywał w sobie siłę, energię i odwagę, by iść dalej bez goryczy i wyrzekania się swoich ideałów. 

Po śmierci Wojciecha był pierwszym, który świadczył o jego świętości oraz aktywnie wspierał starania Bolesława Chrobrego o utworzenie pierwszej samodzielnej organizacji kościelnej na ziemiach polskich, co znacznie wzmocniło młode państwo polskie także politycznie. Towarzyszył cesarzowi Ottonowi III w pielgrzymce do grobu św. Wojciecha i jako biskup św. Wojciecha został pierwszym pasterzem utworzonej w 999 roku i proklamowanej w roku 1000 archidiecezji i metropolii gnieźnieńskiej.

Musiał być człowiekiem pogodnym, bo zarówno jego imię słowiańskie – Radzym, jak i przyjęte później łacińskie – Gaudenty oznacza radosny. Na jednej z kwater Drzwi Gnieźnieńskich został ukazany tuż za Wojciechem – jak wskazuje palcem na niebo. 

Było ich siedmiu braci. Siedmiu synów księcia czeskiego Sławnikowica, którego dobra leżały w południowej i wschodniej części kraju. Sześciu urodziła pobożna księżna Strzyżysława z panującej wówczas w Czechach dynastii Przemyślidów. 

Najmłodszy, Radzym, był dzieckiem innej kobiety, której imienia ani pozycji historia nie zachowała. Był więc bratem przyrodnim, traktowanym jednak na równi z pozostałymi. Najsilniejsza więź łączyła go z Wojciechem, starszym o kilka lub kilkanaście lat uczniem katedralnej szkoły w Magdeburgu, który zgodnie z wolą rodziców przygotowywał się do przyjęcia święceń kapłańskich. Być może uczyli się razem, a może Radzym dołączył później. Nie wiadomo. Pewnym jest natomiast, że po powrocie do domu byli już nierozłączni.

Mitra i habit

Wojciech urodził się w 956 roku, Radzym między 960 a 970. W żywotach pojawia się, gdy jego starszy brat, w wieku zaledwie 27 lat, mianowany został biskupem Pragi po śmierci niesławnej pamięci Dytmara. Średniowieczny hagiograf zanotował, że „lud mu powierzony był twardego karku i służył tylko własnym żądzom”. Wojciech nieugięcie je zwalczał. Tępił wielożeństwo i rozwiązłość, przypominał o zachowywanie dni świątecznych i postów, domagał się zaniechania handlu niewolnikami, którego ówczesna Praga była centrum. Stąd właśnie nieszczęśnicy brani do niewoli z różnych słowiańskich grodzisk, także z terenu Wielkopolski, trafiali do krajów muzułmańskich. Procederem zajmowali się głównie Żydzi, a namaszczona przez Kościół książęca władza przymykała na to oko. 

W tym wszystkim Radzym stał za Wojciechem murem. Razem z nim pojechał też do Rzymu, gdzie, rozżalony krnąbrnością swoich diecezjan, Wojciech szukał wsparcia i uwolnienia od ciężkiego pasterskiego jarzma. Papież Jan XV (wymieniony też w „Dagome iudex” – dokumencie donacyjnym przypisywanym Mieszkowi I), przyjął udręczonego biskupa serdecznie, ale z obowiązków go nie zwolnił. Zgodził się jednak, by do Pragi nie wracał. Z jego aprobatą bracia przedsięwzięli więc pielgrzymkę do Grobu Pańskiego w Jerozolimie.  Zawrócili jednak nim opuścili Półwysep Apeniński, a wszystko za sprawą św. Nila, pobożnego pustelnika, który poradził im, by wstąpili do klasztoru benedyktynów na rzymskim Awentynie.

Spisek Przemyślidów

Cisza i prostota klasztornego życia bardzo braciom odpowiadała. Wojciech spełniał najniższe nawet posługi. Do jego obowiązków należało ponoć zaopatrywanie kuchni w wodę. Czym zajmował się Radzym? Zapewne tym samym – pracą i modlitwą. To właśnie na Awentynie przyjął łacińskie imię Gaudenty czyli radosny. 

Po trzech latach o Wojciecha upomnieli się krajanie. Zmarł zastępujący go w Pradze biskup Miśni Falkold. Papież nakazał powrót. Wrócili. Przez kolejne trzy lata Wojciech rzetelnie wypełniał biskupie obowiązki. Odbył też wyprawę misyjną na Węgry. Przypisuje mu się m.in. chrzest późniejszego króla i świętego – Stefana. 

Pozornie zażegnany konflikt z czeskimi możnymi wybuchł jednak na nowo, a iskrą zapalną była śmierć kobiety wydanej za jednego z Wrszowców, która oskarżona o cudzołóstwo, szukała ratunku u Wojciecha. Ten dał jej azyl w żeńskim klasztorze w pobliżu swojego kościoła. Nie zatrzymało to jednak sług męża, którzy siłą wtargnęli do budynku i zabili nieszczęśnicę na oczach biskupa. Wojciech obłożył ród Wrszowców ekskomuniką, a oni, w odwecie, wymordowali niemal całą jego rodzinę. Ten haniebny mord, popełniony mimo dobrowolnego otwarcia bramy libickiego grodu za obietnicę darowania życia, miał swoje polityczne dno. Wrszowców wspierali Przemyślidzi, którzy od dawna rywalizowali ze Sławnikowicami i dążyli do ich upadku. To właśnie władcę z tego rodu, Bolesława II Pobożnego, Wojciech napominał, by zakazał handlu niewolnikami, co zostało uwiecznione na Drzwiach Gnieźnieńskich. Zagładę Sławnikowiców, oprócz Wojciecha i Radzyma przeżył jeszcze Sobiesław, który walczył u boku Bolesława Chrobrego w wyprawie przeciw Obodrzycom i który przebywał właśnie na dworze księcia Polan.

Tragedia na polanie

Nierozłączni bracia ponownie schronili się w Rzymie. Tym razem papież dał Wojciechowi wybór – jeśli krajanie nie będą chcieli go przyjąć, może pojechać na misje. Tak też się stało, bo Czesi odmówili posłuszeństwa swojemu biskupowi. Wojciech z Radzymem przybyli więc do Gniezna, by stąd udać się na północ, na terytorium pogańskich Prusów. O tym, co wydarzyło się 23 kwietnia 997 roku wiemy od samego Radzyma i towarzyszącego braciom prezbitera Boguszy Benedykta, który pełnił też rolę tłumacza. 

Fakty opisał kiedyś szczegółowo w Przewodniku Katolickim Jacek Borkowicz. „Misjonarze wylądowali w okolicy obecnej wsi Bągart, odległej dziś od brzegów jeziora Drużno o 10 kilometrów, wtedy jednak znajdującej się nad samym Zalewem. Z wysepki przegnali Wojciecha Prusowie, rozgniewani najściem intruza, który w dodatku nie ukrywał, że zamierza obalać posągi ich pogańskiej wiary. Ekipa misyjna wycofała się na kilka dni do najbliższej osady, pozostającej pod kontrolą polskiego księcia. Był to jednak odwrót wyłącznie taktyczny. W czwartek 22 kwietnia wypłynęli ponownie, kierując się w to samo miejsce. Następnego dnia śmiało minęli znaną sobie wysepkę, zatrzymując się nieco dalej, w głębi lądu. Wylądowawszy, wspięli się na wysoki brzeg. Mijając knieje i siedliska dzikich zwierząt, poszli na wschód, w kierunku najbliższej spodziewanej pruskiej osady. Około południa wyszli na polanę, gdzie Gaudenty odprawił Mszę św. Gdy zmęczeni podróżą zasnęli, obudziła ich grupa uzbrojonych Prusów. Byli rozwścieczeni – przybysze śmieli odprawiać swoje rytuały w ich świętym gaju! Pogański kapłan osobiście zabił biskupa. 

W tym miejscu obie narracje wyraźnie się rozchodzą. Według Gaudentego Wojciech poniósł śmierć na leśnej polanie. Benedykt podaje, że grupa misjonarzy dotarła jednak pod bramę pruskiego grodu i dopiero tam, po dłuższej wymianie zdań z załogą forteczki, zamęczono świętego. Gaudenty twierdzi, że Wojciech zginął od uderzenia włóczni. Benedykt – że ścięto mu głowę toporem. Te dwie opowieści nie muszą sobie przeczyć. Misjonarze mogli zostać zaskoczeni w lesie przez pruskich strażników, którzy zraniwszy oszczepem Wojciecha, zawlekli całą grupę w kierunku gródka. Tam, gdy wyszło na jaw «zbezczeszczenie» świętego gaju, pogański kapłan dobił biskupa, odcinając mu głowę toporem”.

Pierwszy metropolita

„Ciało jego Bolesław wykupił na wagę złota od onych Prusów i umieścił z należytą czcią w siedzibie metropolitalnej w Gnieźnie”, napisał w swojej Kronice Gall Anonim. Dziejopis użył tu skrótu, bo po śmierci Wojciecha metropolia gnieźnieńska jeszcze nie istniała. Musiały minąć ponad dwa lata, które Radzym Gaudenty spędził w Rzymie, czekając na kanonizację brata-męczennika (999 r.) i czyniąc starania o wyniesienie Gniezna do tak wysokiej rangi. 

Przybył do niego na początku Wielkiego Postu roku 1000, razem z cesarzem Ottonem III, który pielgrzymował do grobu św. Wojciecha. To właśnie wtedy, podczas sławnego Zjazdu Gnieźnieńskiego, ogłoszono powstanie pierwszej samodzielnej polskiej metropolii kościelnej ze stolicą w Gnieźnie i intronizowano Radzyma Gaudentego na jej pasterza. 

Nie zachowały się żadne materiały źródłowe, które rzuciłyby nieco światła na jego pasterską posługę. Z całą pewnością gorliwie pielęgnował kult świętego brata i tak zapewne się podpisywał – biskup św. Wojciecha. Niewątpliwie troszczył się o kształcenie przyszłych duchownych, zlecał budowę kościołów, dbał o liturgię i wzmocnienie struktur młodego Kościoła. Niewykluczone, że miał też swój udział w sprowadzeniu do Międzyrzecza Pięciu Braci Męczenników, których kanonizacji w 1004 roku również doczekał. 

Katalogi arcybiskupów gnieźnieńskich podają, że zmarł w 1006 roku. Pojawiają się jednak także daty późniejsze jak choćby 1011 rok, czy 1018 rok. Szczątki arcybiskupa, razem z relikwiami św. Wojciecha, wywiózł książę czeski Brzetysław, który w 1038 lub 1039 roku najechał Gniezno. 

Przez kolejne wieki postać Radzyma Gaudentego była niemal zapomniana. Dopiero na początku XX wieku bp Antoni Laubitz zainteresował się jego historią i relikwiami. 

W latach 60-tych ubiegłego wieku kard. Stefan Wyszyński poprosił papieża Pawła VI o wprowadzenie kultu pierwszego arcybiskupa gnieźnieńskiego do polskiego kalendarza liturgicznego, a w 1981 roku erygował jedyną na świecie parafię pod jego wezwaniem. W kwietniu 2003 roku uroczyście wprowadzono do niej relikwie patrona sprowadzone z Czech. Rok później papież Jan Paweł II zezwolił, by nazywać go świętym.

Bernadeta Kruszyk, bgk



 

Polecane
Emerytury
Stażowe