Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
 Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Wyzwanie przyjęte: dojdzie do debaty Biden kontra Trump z ostatniej chwili
Wyzwanie przyjęte: dojdzie do debaty Biden kontra Trump

Prezydent Joe Biden powiedział w piątek w wywiadzie z kontrowersyjnym prezenterem radiowym Howarderm Sternem, że jest gotowy do debaty z Donaldem Trumpem. Trump zadeklarował, że może debatować z Bidenem nawet na sali sądowej, gdzie odbywa się jego proces karny.

To koniec tanich wakacji all inclusive? Popularna wyspa mówi nie wczasowiczom z ostatniej chwili
To koniec tanich wakacji all inclusive? Popularna wyspa mówi "nie" wczasowiczom

Co roku na hiszpańską Teneryfę przybywają tłumy turystów, często korzystając z hoteli z opcją All Inclusive. Dużą grupę wśród nich stanowią podróżujący z Wielkiej Brytanii i to właśnie do nich zwrócił się ostatnio zastępca burmistrza stolicyTeneryfy, który wezwał ich do przemyślenia swoich wakacyjnych planów, ale ostrzeżenie w istocie dotyczy wszystkich turystów. 

Jest nowy pakiet uzbrojenia dla Ukrainy z ostatniej chwili
Jest nowy pakiet uzbrojenia dla Ukrainy

Szef Pentagonu Lloyd Austin ogłosił w piątek, że Stany Zjednoczone zakupią dla Ukrainy rakiety Patriot oraz inne rodzaje broni i sprzętu wojskowego o wartości 6 mld dolarów. Jest to największy jak dotąd pakiet uzbrojenia USA dla Kijowa.

Koniec pewnego rozdziału motoryzacji: te modele samochodów już nie powstaną z ostatniej chwili
Koniec pewnego rozdziału motoryzacji: te modele samochodów już nie powstaną

Portal Autoblog.com przygotował listę pojazdów co do których posiada on potwierdzienie lub raporty świadczące o tym, że zostaną one wycofane w 2024 roku. Zwraca on uwagę, że lista ta jest naprawdę pokaźna i zawiera wiele znanych i uznanych serii. 

Szukasz wakacyjnej inspiracji? Tych pięć miejsc w Grecji po prostu musisz zobaczyć tylko u nas
Szukasz wakacyjnej inspiracji? Tych pięć miejsc w Grecji po prostu musisz zobaczyć

Niesłabnącą popularnością wśród Polaków wciąż cieszą się wakacje w Grecji. Co roku tłumy naszych rodaków udają się do tego kraju zarówno w wyjazdach zorganizowanych, często w formule all inclusive, czy też na własną rękę.

PSL odsłania karty: kogo wystawią w wyborach do europarlamentu? z ostatniej chwili
PSL odsłania karty: kogo wystawią w wyborach do europarlamentu?

Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że na listach Trzeciej Drogi z ramienia jego formacji znajdą się wiceministrowie, parlamentarzyści i samorządowcy. "Staramy się wystawić najmocniejsze nazwiska, żeby zmobilizować wyborców do pójścia na te wybory" - mówił.

Sąd umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk za jazdę po pijanemu z ostatniej chwili
Sąd umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk za jazdę po pijanemu

– Sąd Okręgowy w Elblągu umorzył postępowanie wobec sędziego z Suwałk, który był oskarżony o jazdę po pijanemu. Sąd ustalił, że w sprawie nie było wymaganego zezwolenia na ściganie. Wyrok jest prawomocny – podał PAP w piątek rzecznik elbląskiego sądu.

Prokuratura umorzyła sprawę Duszy, Pytla i Noska. Prof. Cenckiewicz komentuje z ostatniej chwili
Prokuratura umorzyła sprawę Duszy, Pytla i Noska. Prof. Cenckiewicz komentuje

Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo przeciwko byłym szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego - gen. Januszowi Noskowi, gen. Piotrowi Pytlowi oraz pułkownikowi Krzysztofowi Duszy.

Ostatnie Pokolenie zapowiada: Rozpoczynamy akcje, które będą łamały prawo z ostatniej chwili
Ostatnie Pokolenie zapowiada: "Rozpoczynamy akcje, które będą łamały prawo"

– Rozpoczynamy cykl akcji, które będą łamały prawo, będą alarmistyczne, dyskomfortowe, być może radykalne (...). Żądamy nagłej, radykalnej zmiany – zapowiada Łukasz Stanek, ekoaktywista z Ostatniego Pokolenia.

Mówił o religii i męskim organie, teraz się tłumaczy, że chodziło o... mózg [WIDEO] z ostatniej chwili
Mówił o religii i "męskim organie", teraz się tłumaczy, że chodziło o... mózg [WIDEO]

– Religia jest jak pewien męski organ (...) Jeśli ktoś wyciąga go na zewnątrz i macha nim przed nami nosem, to już mamy pewien problem – mówił poseł KO Marcin Józefaciuk

REKLAMA

Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów

Niektórzy rzeczywiście wierzą, że 11 listopada na ulice wychodzą tysiące faszystów, a w najlepszym razie ludzi oszołomionych bałamutnymi, niedzisiejszymi ideami. Do grona "wierzących" należy niewątpliwie Marcin Napiórkowski, czemu daje wyraz w swojej książce "Turbopatriotyzm".
 Marcin Królik: Fajnopolak Napiórkowski rozgryza turbopatriotów
/ YT, print screen

W jednym się na pewno z Marcinem Napiórkowskim zgadzam. No... właściwie nie tylko w tym, bo uważam, że w swojej niedawno wydanej książce o turbopatriotyzmie wiele procesów przedstawił dość trafnie, ale po prostu powiedzmy, że akurat ocena tej konkretnej sprawy najsilniej nas łączy. Więc owszem, trójkowa akcja „Orzeł może”, przeprowadzona z okazji dnia flagi w maju 2013 roku, stanowiła punkt zwrotny, po którym nic już nie było tak, jak wcześniej. Posunę się nawet dalej – w jakiejś mierze utorowało to drogę do zmian dwa lata później.

To coś – inaczej owego przystrojonego różowymi balonikami kuriozum nie umiem określić – było punktem zwrotnym i dla mnie. Domknęło we mnie intuicje, które fermentowały już od dłuższego czasu. Pomyślałem sobie, że jeśli polskie elity w walce z nieakceptowanymi przez siebie wzorcami patriotyzmu muszą się uciekać do aż tak daleko idącej destrukcji, że nawet normalne kolory flagi im śmierdzą, to coś głęboko nie tak musi być nie z owym patriotyzmem, lecz z nimi. Może naprawdę cierpią na jakąś irracjonalną, niemal kliniczną ojkofobię? Może mają problem z własnym krajem, który wynika jedynie z ich obsesji?

Tu jednak między mną i Napiórkowskim zaczyna się rozbieżność. On bowiem to zdarzenie traktuje jak swoistą marketingową wtopę, ja natomiast widzę w nim logiczną i nieuniknioną konsekwencję kierunku, w jakim szedł dyskurs dominujący po formalnym demontażu PRL. To po prostu musiało się tak zakończyć. Ci ludzie byli już tak cholernie pewni, że nie ma wobec nich żadnej alternatywy, że myśleli, iż mogą sobie pozwolić na wszystko – zarówno w polityce, jak i w kulturze.

Dla Napiórkowskiego trójkowy możeł – jak niektórzy szyderczo nazywali owo czekoladowe monstrum – do dziś stanowi traumę. W swojej książce kilkakrotnie do niego wraca. W jego optyce przyniosło ono zagładę świata, który znał, kochał, i z którym – jak całkiem otwarcie wyznaje – utożsamia się do dziś. Świata, w którym kwintesencją patriotyzmu jest zbieranie psich kup, kasowanie biletów i ustawiczne udowadnianie światłemu Zachodowi, że oto już dojrzeliśmy, by można było wpuścić nas do klubu cywilizowanych państw. A tu nagle bach – jeden niewłaściwy ruch, jeden balonik za dużo, i przychodzi zła prawica, która wszystko rujnuje.

Nie jest to takie proste. Ale po kolei. Książka Napiórkowskiego jest, najoględniej ujmując, oparta na opozycji między tytułowym turbopatriotyzmem i reprezentowanym przez niego samego soft patriotyzmem. Turbopatriotyzm to rozdęty do karykaturalnych rozmiarów kult przeszłości, dodatkowo podsycony poczuciem zagrożenia przed utratą tożsamości. Nie jest – wbrew temu, co sądzą sami jego wyznawcy – kontynuacją polskich patriotycznych tradycji, lecz jedynie je instrumentalnie wykorzystuje do zbudowania czegoś całkowicie im przeciwnego.

I tu już nasuwa mi się pierwszy zarzut. Napiórkowski dość lekką ręką do wspólnego worka wrzuca w zasadzie wszystko, co mieści się na prawo od mitycznego centrum. Nieważne na dłuższą metę, czy chodzi o narodowców, korwinistów, fanów Brauna, środowisko tzw. dziennikarzy niepokornych od Karnowskich i Lisickiego, czy o PiS. Dla Napiórkowskiego to w gruncie rzeczy jedna fala populizmu. Mało tego – PiS dla czysto politycznych korzyści przejęło i oswoiło radykalną retorykę tamtych, czego dowodem miało być między innymi użycie przez Kaczyńskiego w jednym z przemówień właśnie pojęcia ojkofobii.

Natomiast bardzo słusznie Napiórkowski prezentuje to zjawisko na szerszym tle. Stosuje tutaj więc nader efektowne pojęcie „semiotycznej partyzantki”, przez którą rozumie cały globalny ruch, na czele z amerykańską alt-prawicą oraz charyzmatycznymi postaciami w rodzaju Steve'a Bannona czy Milo Yiannopoulosa. Oczywiście nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym tej pragnącej zniszczyć liberalną demokrację czeredy Napiórkowski czyni Donalda Trumpa.

Przy tej okazji zauważa kolejną ważną rzecz. Otóż cechą wspólną wszystkich odłamów tej rewolty jest przekonanie, iż głównym polem bitwy nie jest polityka, ale kultura czy, szerzej, świadomość, język, narracja. To – uważa Napiórkowski – doskonale rozumie tak Bannon i Yiannopoulos, jak i Grzegorz Braun czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, którego nasz badacz darzy autentycznym podziwem jako arcymistrza budowania znajdujących podatny grunt opowieści. W tym sensie dzisiejsi alt-prawicowcy i turbopatrioci są podobni do lewicy spod znaku Antonio Gramsciego, która kilkadziesiąt lat temu doszła do wniosku, że swoje cele osiągnie nie karabinami, lecz marszem przez instytucje.

Dziś – mówi Napiórkowski, znów na wskroś trafnie – chodzi o to, by dokonać odwrotnego marszu. O to, by odebrać zakorzenionym we wszystkich kluczowych strukturach lewakom monopol na interpretację rzeczywistości. O to, by odbić z ich rąk seriale, filmy, literaturę i w ogóle humanistykę. Co więcej, należy to uczynić wypracowanymi przez samych lewaków metodami. Zdemaskować stosowane przez nich mechanizmy opresji identycznie, jak oni niegdyś dekonstruowali hegemonię białych heteroseksualnych kapitalistów.

Atrakcyjność tej nowej kontrkultury polega – zdaniem Napiórkowskiego – na tym, na czym zasadzał się niegdyś powab ruchu hipisowskiego. Oferuje ona zwłaszcza młodym ludziom możliwość dokonania transgresji, zerwania krępujących ich pęt nowych konwenansów. Tak jak pół wieku temu hipisi pokazywali środkowy palec konserwatywnemu społeczeństwu ich ojców, tak dziś zbuntowani alt-prawicowcy, a w polskim wydaniu turbopatrioci plują w twarz wartościom liberalnym. W naszej wersji różnią się jedynie tym, iż cierpią na uwarunkowany historycznie lęk przed odebraniem niepodległości.

I tu pora na drugi zarzut. Otóż Napiórkowski przesadza. Po prostu – rysuje za grubą, zbyt komiksową kreską. Jako zawodowy semiotyk chyba za bardzo wierzy w siłę narracji jako głównego czynnika kształtującego rzeczywistość. Nie twierdzę, że opisywane przez niego zjawiska nie występują. Wręcz przeciwnie – jak już zaznaczyłem na wstępie, zgadzam się z nim co do najogólniej zarysowanej mechaniki ich powstawania. Uważam jednak, że zbyt łatwo przypisuje wszystko sile symboli i mitów, a unika odpowiedzi na podstawowe pytanie – dlaczego?

Kreśli fałszywy obraz, wedle którego kiedyś to było tak fajnie, Polacy się modernizowali, w nosie mieli rocznice powstań, woleli nienarzucającą się muzykę do windy niż patriotyczny rap o żołnierzach wyklętych, a potem nagle – może z nudów, z przesytu – dali się uwieść. Zgoda, że lata dziewięćdziesiąte były raczej antytezą tego, co dziś coraz bardziej staje się głównym nurtem. Zgoda, że ludzie woleli się dorabiać niż oddawać hołd powstańcom. Ale po pierwsze była to reakcja na ponurą pompatyczność poprzedniej epoki, a po drugie – w tym, że panował akurat taki a nie inny klimat, czynny udział miały właśnie elity.

Fałszywy i krzywdzący wydaje mi się też stereotyp, że albo jesteś fajnopolakiem, a więc zbierasz psie gówna z trawnika i czytasz opiewające tę heroiczną czynność rymowanki Michała Rusinka, albo masz na stan trawników kompletnie wywalone, ale za to nosisz koszulki od „Red is Bad”, znasz na pamięć biografię rotmistrza Pileckiego i nie lubisz ciapatych. No nie! Po prostu, kuźwa, nie! Myślę, że jeśli Polacy się przeciwko czemuś faktycznie zbuntowali, to właśnie przeciwko takiemu ustawianiu ich. Akurat przećwiczyłem to na sobie.

Napiórkowski ignoruje jeszcze jedną absolutnie fundamentalną kwestię. Człowiek szuka sensu swojego istnienia w metafizyce – w czymś, co przekracza jego jednostkowy los, a co można różnorako definiować. A jak długo można się karmić mdłą paplaniną o Europie, nowoczesności i sprzątaniu ulic? Zwłaszcza gdy się widzi, że za tą lukrowaną fasadą kryje się... No właśnie, co? Ptasior z czekolady i sztuczne uśmiechy oficjeli? Może więc jednak chodzi o coś więcej niż tylko o to, kto sprawniej uwiedzie tłum.

Marcin Królik


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe