Rok po wyborach. Wyróżnikiem nowej władzy jest bezwzględność

Mija rok od wyborów parlamentarnych, które przedstawiciele obu stron głównego sporu polskiej polityki uważali na najważniejsze od 4 czerwca 1989 r. I choć, zwłaszcza spadkobiercy Unii Wolności, określali tak również każde wcześniejsze głosowanie po 2015 r., tym razem można przyznać im rację.
Warszawa, KPRM, posiedzenie rządu Rok po wyborach. Wyróżnikiem nowej władzy jest bezwzględność
Warszawa, KPRM, posiedzenie rządu / fot. PAP/Marcin Obara

Skala konsekwencji październikowego wyboru Polaków już dziś jest dramatycznie szeroka, a w perspektywie kolejnych lat może wydawać się wręcz niewyobrażalna. Ostatnie dwanaście miesięcy nie spełniły zbyt wielu nadziei patrzących w przyszłość z optymizmem, za to obawy realistów, może nawet pesymistów, potwierdziły z potężną nawiązką.

Przedstawiciele koalicji rządzącej bardzo nie lubią określenia „Koalicja 13 grudnia”, które z kolei bardzo cenią sobie przeciwnicy rządu. W okresie poprzedzającym jego powołanie niektórzy sympatycy Platformy i jej koalicjantów stawiali czasem tezę, że cały kalendarz powyborczy układany na Nowogrodzkiej i w Pałacu Prezydenckim ma doprowadzić do zaprzysiężenia nowego rządu w rocznicę stanu wojennego. „Oczywiście jest to złośliwość, żeby nie powiedzieć mocniej, ze strony prezydenta Dudy, który, jeśli rzeczywiście będzie chciał zrealizować tego typu scenariusz, to jasno opowiada się po stronie swoich byłych kolegów z PiS-u w polskim sporze politycznym” – mówił jeszcze w listopadzie zeszłego roku Marcin Bosacki z KO na antenie radia RMF. „Rząd Tuska powołany 13 grudnia? Ależ się boją!” – tytułowało streszczenie tej rozmowy wpolityce.pl, niejako legitymizując poselskie obawy. Politycy opcji dziś rządzącej dużo bardziej lubią nazwę „Koalicja 15 października” i sami bardzo chętnie jej używają. Tyle że to dwie różne koalicje i nie chodzi tu o daty. Co więcej, różnica ta staje się coraz bardziej jaskrawa – i nie chodzi tu o żadne złośliwości czy konstrukcje publicystyczne. „Koalicja 15 października” i „Koalicja 13 grudnia” mają inny kształt osobowy, ponieważ aby uzyskać skład drugiej, należy od pierwszej odjąć posłów partii Razem, którzy tworzyli zwycięską drużynę w wyborach, lecz nie ma ich w rządzie Donalda Tuska. Co więcej (o czym pisaliśmy w poprzednim numerze „TS”), Razem, a przynajmniej część jego posłów, zmierza w stronę opozycji, a posłanka Paulina Matysiak już tam co najmniej jedną nogą jest.

Podzieleni, połączeni

A jaka jest kondycja reszty koalicji? Opozycyjni komentatorzy każde drobne pęknięcie traktują jako zapowiedź wytęsknionego i ostatecznego rozłamu, tak naprawdę jednak raczej się na niego nie zanosi. Owszem, mniejsi koalicjanci są niemal codziennie upokarzani przez premiera, zwłaszcza dotyczy to polityków PSL. Ludowcy jako jedyni zachowują resztki programowej i ideowej autonomii, za co przychodzi im płacić swoją cenę – jak wtedy, gdy ich biura z powodu zdania odrębnego w kwestii aborcji były napadane niczym siedziby PiS w poprzedniej kadencji. Marek Sawicki, marszałek senior z pierwszego posiedzenia nowego Sejmu, często występuje w mediach w roli swoistego harcownika, krytycznego wobec działań (lub jak w przypadku biogazowni – braku działań) rządu i głos konserwatywnej części swojej partii. Pełniący w rządzie ważne funkcje Władysław Kosiniak-Kamysz i Czesław Siekierski bywają publicznie traktowani przez premiera Tuska jako chłopcy na posyłki, a pierwszy z nich według wielu w swoim resorcie jest całkowicie zdominowany przez zastępcę z Platformy. Pozostali koalicjanci nie mają takich problemów, nawet gdy wpychają rząd na kolejne miny, takie jak choćby demolka instytucji naukowych w wykonaniu lewicy. Jednak i Lewica, i Polska 2050 zachowują się coraz częściej jako uczestnicy nie tyle Koalicji 13 grudnia lub 15 października, co po prostu – Koalicji Obywatelskiej. Wszyscy koalicjanci nagradzani są też udziałem w rozdrapywaniu stanowisk, obsadzanych z politycznego klucza. Choć w umowie koalicyjnej zapisano, że w największych polskich firmach pracować mają najlepsi menedżerowie, a nie partyjni nominaci, rzeczywistość jest zupełnie inna. Od pierwszych dni istnienia nowego rządu docierają do nas informacje o obsadzaniu działaczami drugiego szeregu, byłymi lub niedoszłymi posłami, kolejnych instytucji. Na początku tego roku bardzo wiele mówiło się o umieszczaniu ludzi, związanych głównie z Polską 2050, w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. I tak „Gazeta Wyborcza” informowała, że wiceszefem funduszu został szef Miejskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, a zarazem działacz Polski 2050 z Koła, w którym do Sejmu startowała minister klimatu Paulina Hennig-Kloska. Ostatnie miesiące to skandale wokół zastępowania naukowców działaczami w kluczowych dla rozwoju instytucjach, a zupełnie niedawno ujawniono, że politycy Lewicy (szef partii na Mazowszu i były poseł Arkadiusz Iwaniak) i Polski 2050 trafili do zarządu Orlenu, a inni partyjniacy solidarnie obsiedli Totalizator Sportowy. Oczywiście to tylko kilka z wielu przykładów. Co ważne, jeśli już media krytykują podobne praktyki, ograniczają się na ogół do besztania Lewicy i Trzeciej Drogi, Platformie natomiast przysługuje tu medialny parasol. Widać więc wyraźnie, że premier ma czym przywiązywać i dyscyplinować koalicjantów. Spółki tymczasem notują coraz większe straty, a statystyki w ujęciu rok do roku wyglądają naprawdę dramatycznie. „Urządzili sobie raj fałszywi fachowcy” – śpiewał przed laty w jednym z mniej (a szkoda) znanych kawałków Mr. Z’oob. Niestety, znów naszym kosztem.

CZYTAJ TAKŻE: Adam Chmielecki: Krótka historia świętego Jerzego

Prawo pięści

Skoro zaś premier tak traktuje własnych sojuszników, trudno o złudzenia, gdy chodzi o podejście do opozycji. Choć koalicja dwóch dat po władzę szła pod sztandarami demokracji, od grudnia mamy do czynienia z pełzającym, coraz bardziej jawnym zamordyzmem. Poświęciliśmy temu zjawisku jeden z ostatnich numerów, tu jednak podsumujemy kilka najbardziej spektakularnych osiągnięć. „Jeśli chodzi o uporządkowanie sytuacji w mediach publicznych, sprawa jest prostsza, niż się komukolwiek wydaje. Nie wymaga tajemniczych działań. Nikt nie spodziewa się miękkich rozwiązań. Wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy” – zapowiadał Donald Tusk. Dziennikarze TVP szybko przekonali się, że chodzi o prawo siły. Grupy osiłków, osłaniające działających bez umocowania prawników, pojawiły się również w PAP, co dzięki obecności parlamentarzystów zostało udokumentowane. Wszystkie ośrodki medialne stanowiące własność państwa poddane zostały czystkom, choć nie wszędzie były one tak stanowcze i brutalne, jak w telewizji. Zaprezentowane przez Tuska rozumienie prawa okazało się być dla nowej ekipy tak poręczne, że na początku roku wykorzystano je również do przejęcia prokuratury. Zmiana prokuratora krajowego do dziś nie jest uznawana przez wiele środowisk i sędziów, z Sądem Najwyższym na czele, jednak minister Adam Bodnar nic sobie z tego nie robi. Jego prokuratura skupia się na rozliczaniu poprzedników, czego efektem są kontrowersyjne i przeciągane na kolejne miesiące zatrzymania (sprawa ks. Olszewskiego i urzędniczek), natomiast w sprawach niepolitycznych panuje kompletny chaos wynikający z faktu, że dziś zakwestionować można w postępowaniu sądowym legalność zarówno sędziów, jak i prokuratorów.

Walcem przez instytucje

I tu właśnie chciałbym przejść do tego, co według mnie jest wyróżnikiem tej władzy. Jest to bezwzględność. Bezwzględność premiera wobec współpracowników z innych partii. Bezwzględność dla opozycji, również na szczeblu instytucjonalnym i tradycjonalnym, czego pierwszą zapowiedzią było pozbawienie największego sejmowego klubu parlamentarnego nie tylko fotela marszałka, co da się logiką wyniku wyborczego uzasadnić, lecz nawet miejsca w Prezydium Sejmu. Bezwzględność w przejmowaniu instytucji, również tych niezwiązanych z polityką; również z rąk osób niezwiązanych z bieżącą polityką. Ignorując kadencyjność, nowa władza niczym taran przeszła przez instytucje kulturalne i historyczne. Odwołano więc dyrektorów najważniejszych muzeów, w tym na dwa miesiące przed upływem kadencji Wojciecha Fałkowskiego, dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie, a zaraz potem, rękami nowej dyrektor Małgorzaty Omilanowskiej-Kiljańczyk, kuratora Pałacu pod Blachą Mariusza Klareckiego, któremu obiekt ten zawdzięcza renesans po latach zaniedbań. Rząd zlikwidował wiele instytutów lub zmienił ich profil (i tak Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego stał się Instytutem Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza, a polsko-węgierski Instytut Felczaka jest właśnie likwidowany). Najwięcej kontrowersji wzbudziło jednak odwołanie twórcy i wieloletniego dyrektora Muzeum Historii Polski Roberta Kostry. Choć w jego obronie stanęli przedstawiciele środowisk naukowych i kulturalnych, również bardzo bliskich obecnej władzy, nic to nie dało. Kultura i edukacja przypadły lewicy spod sztandarów Krytyki Politycznej i wychowanków Palikota, i tak ma już pozostać.

Bezduszność władzy

Takie ruchy budzą jednak wzburzenie (lub entuzjazm) u bardzo niewielkiej, najuważniej śledzącej wydarzenia i zaangażowanej w politykę części społeczeństwa. Władza w zawłaszczaniu państwa i demolowaniu instytucji dostaje od wyborców długoterminowy kredyt zaufania, zwłaszcza że propagandowy język opozycji i mediów z lat 2015–2023 skutecznie na wiele spraw znieczulił. Tyle że opisane wyżej zjawisko spływa coraz większymi kaskadami w dół. Czasem dosłownie, z falami powodzi. Wydarzenia ostatnich tygodni związane z dramatem zalanych obszarów Polski być może doczekają się w przyszłości komisji śledczej. Na razie poruszamy się w gąszczu oskarżeń i niedopowiedzeń, z których wyłania się obraz państwa, które porzuciło swoich obywateli. Bardzo wiele napisał o tym na naszych łamach Remigiusz Okraska, zwracając uwagę na fakt, że mamy do czynienia z pewną normą. „Ich poprzednie rządy wyglądały dokładnie tak samo. Zaniedbania, lenistwo, brak przygotowania, niezapewnione środki, spóźnione i chybione czyny. Tak było zawsze, gdy rządzili” – podsumowywał Okraska w tekście „Kronika zapowiedzianej PO-wodzi”. O ile jednak powódź jest wydarzeniem powtarzalnym, lecz wyjątkowym, nie lepiej wygląda obraz stałych obowiązków państwa. Kolejne dni przynoszą przerażające informacje z obszaru służby zdrowia. Państwo nie refunduje zabiegów, te odwoływane są więc przez szpitale. Szpitale coraz częściej zamykają oddziały, a ze szkół wycofywane są pielęgniarki. Wszystko to dzieje się w sytuacji, w której poprzednicy zostawili w kasie środki na funkcjonowanie NFZ. Tych już nie ma, a politycy (również prawicy) dywagują o zmniejszeniu składki zdrowotnej. Przed wyborami minister Izabela Leszczyna obiecywała, że po zmianie władzy problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziś tłumaczy cierpliwie, że tejże różdżki nie ma, media nie palą się jednak do wytykania tej niekonsekwencji. Tymczasem sypie się kolejna dziedzina życia, a abdykacja państwa pociągnie za sobą realne i bardzo groźne skutki dla jego obywateli. Gdzie są pieniądze? Znajdujemy je w dotacjach dla bogatych i bez nich przyjaciół władzy czy w świadczeniach, pobieranych legalnie, lecz przecież bezczelnie, przez posłów. Inny, dobrze znany naszym czytelnikom segment opanowany przez bezduszność to rynek pracy, również w swoim państwowym fragmencie. Sytuacji Poczty Polskiej czy PKP Cargo poświęcamy bardzo wiele miejsca, czy jednak rządzący przejmują się tym tematem? Chyba tylko w wymiarze efektywności dalszych zwolnień i prześladowania związków zawodowych. Czy to jest zaskoczenie? Chyba tylko dla tych, którzy zapomnieli już, jak lekko nowy rząd zrezygnował z obrony społeczeństwa przed wysokimi kosztami energii.

Niewesoła rocznica

Tę listę można ciągnąć w nieskończoność. Kolejna okazja pojawi się w grudniu, gdy podsumujemy rok działania rządu, po drodze naświetlając kolejne aspekty polityki i regresu, w którym znalazła się Polska. Rosnące koszty życia, niszczenie projektów rozwojowych i instytucji patrzących w przyszłość, szykany wobec opozycyjnych polityków, społeczników i dziennikarzy, obojętność wobec obywateli i ich potrzeb – a wszystko w poczuciu bezkarności i medialnej ochrony. Jak pokazują sondaże, wciąż jeszcze skutecznej.

CZYTAJ TAKŻE: Mocny patron na te czasy. Najnowszy numer TS poświęcamy bł. ks. Jerzemu Popiełuszce


 

POLECANE
Strefa buforowa na granicy z Białorusią. Jest decyzja z ostatniej chwili
Strefa buforowa na granicy z Białorusią. Jest decyzja

Minister spraw wewnętrznych i administracji podpisał rozporządzenie przedłużające strefę buforową na granicy z Białorusią. Wejdzie ono w życie w niedzielę 8 czerwca.

Niemieckie firmy ruszają na Polskę tylko u nas
Niemieckie firmy ruszają na Polskę

Tradycyjnie niemieckie firmy i cala niemiecka gospodarka bardzo korzysta i zyskuje na handlu zagranicznym. Eksport odgrywa kluczową rolę w niemieckiej gospodarce. W 2023 roku wskaźnik eksportu, który opisuje stosunek eksportu towarów i usług do produktu krajowego brutto (PKB), wyniósł około 47,9% . Wskaźnik handlu zagranicznego, który mierzy udział sumy eksportu i importu w PKB, wyniósł w tym samym roku ok. 70,5%, co podkreśla wysoki poziom zaangażowania Niemiec w handel światowy.

Duża awaria. Korea Północna całkowicie offline Wiadomości
"Duża awaria". Korea Północna całkowicie offline

W sobotę 7 czerwca Korea Północna zniknęła z globalnej sieci - poinformowali eksperci zajmujący się monitoringiem tamtejszego internetu. Strony należące do północnokoreańskiego rządu, w tym serwis Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz witryna przewoźnika Air Koryo, przestały działać. Awaria trwała około dziewięciu godzin.

Nie żyje znany muzyk. Miał 45 lat Wiadomości
Nie żyje znany muzyk. Miał 45 lat

Nie żyje Jakub Szuba - artysta, który przez lata współtworzył życie muzyczne Szczecinka i był jednym z filarów lokalnej sceny. Miał 45 lat. Informację o jego śmierci jako pierwszy podał serwis „Temat Szczecinecki”. Nie ujawniono przyczyny zgonu.

Nowe zalecenia. Tak się traktuje młodych ludzi z Kartą Polaka chcących wracać do Polski tylko u nas
"Nowe zalecenia". Tak się traktuje młodych ludzi z Kartą Polaka chcących wracać do Polski

Wiozłem wczoraj Blablacarem młodego człowieka z Grodna. Nie, nie pomyliłem się - z Grodna na Białorusi. Chłopak pracuje w IT, mówi po polsku jak prawie rodowity krakowiak, a emigrantem politycznym został z konieczności, nie z wyboru. Takich ludzi nasza gospodarka potrzebuje jak kania dżdżu, ale czy my, Polacy, potrafimy ich przyjąć? Oczywiście, że nie!

Powierzchnia Polski się powiększyła. Otwarto nową inwestycję z ostatniej chwili
Powierzchnia Polski się powiększyła. Otwarto nową inwestycję

Otwarto nowy terminal T3 w Porcie Gdańsk, który zwiększa przepustowość Baltic Hub o 1,5 mln TEU, a także powiększa powierzchnię Polskę o 36 hektarów.

Polacy mają dość? Fatalny sondaż dla Donalda Tuska z ostatniej chwili
Polacy mają dość? Fatalny sondaż dla Donalda Tuska

Po przegranej Rafała Trzaskowskiego aż 43,4 proc. Polaków chce dymisji Donalda Tuska z funkcji premiera – pokazuje sondaż SW Research dla tygodnika "Wprost".

Alert RCB dla całej Polski. Będzie niebezpiecznie z ostatniej chwili
Alert RCB dla całej Polski. Będzie niebezpiecznie

W sobotę 7 oraz w niedzielę 8 czerwca możliwe są całej Polsce gwałtowne burze z silnym wiatrem, deszczem, podtopieniami – alarmuje RCB.

Zabarykadował się z bronią. Akcja policji w Krakowie z ostatniej chwili
Zabarykadował się z bronią. Akcja policji w Krakowie

W jednym z mieszkań mężczyzna zabarykadował się z niebezpiecznym narzędziem – informuje RMF FM. Trwa akcja policji. Na miejscu są negocjatorzy oraz oddział antyterrorystów.

Niemcy trują odpadami. Wójt z Polski alarmuje z ostatniej chwili
"Niemcy trują odpadami". Wójt z Polski alarmuje

Niemiecka rafineria w Schwedt po decyzjach niemieckich władz będzie truła jeszcze bardziej. Polska markuje działania i jest lekceważona przez niemieckich politycznych sojuszników – pisze "Gazeta Polska" w artykule "Niemcy trują odpadami. Schwedt zabija kwaśnymi deszczami".

REKLAMA

Rok po wyborach. Wyróżnikiem nowej władzy jest bezwzględność

Mija rok od wyborów parlamentarnych, które przedstawiciele obu stron głównego sporu polskiej polityki uważali na najważniejsze od 4 czerwca 1989 r. I choć, zwłaszcza spadkobiercy Unii Wolności, określali tak również każde wcześniejsze głosowanie po 2015 r., tym razem można przyznać im rację.
Warszawa, KPRM, posiedzenie rządu Rok po wyborach. Wyróżnikiem nowej władzy jest bezwzględność
Warszawa, KPRM, posiedzenie rządu / fot. PAP/Marcin Obara

Skala konsekwencji październikowego wyboru Polaków już dziś jest dramatycznie szeroka, a w perspektywie kolejnych lat może wydawać się wręcz niewyobrażalna. Ostatnie dwanaście miesięcy nie spełniły zbyt wielu nadziei patrzących w przyszłość z optymizmem, za to obawy realistów, może nawet pesymistów, potwierdziły z potężną nawiązką.

Przedstawiciele koalicji rządzącej bardzo nie lubią określenia „Koalicja 13 grudnia”, które z kolei bardzo cenią sobie przeciwnicy rządu. W okresie poprzedzającym jego powołanie niektórzy sympatycy Platformy i jej koalicjantów stawiali czasem tezę, że cały kalendarz powyborczy układany na Nowogrodzkiej i w Pałacu Prezydenckim ma doprowadzić do zaprzysiężenia nowego rządu w rocznicę stanu wojennego. „Oczywiście jest to złośliwość, żeby nie powiedzieć mocniej, ze strony prezydenta Dudy, który, jeśli rzeczywiście będzie chciał zrealizować tego typu scenariusz, to jasno opowiada się po stronie swoich byłych kolegów z PiS-u w polskim sporze politycznym” – mówił jeszcze w listopadzie zeszłego roku Marcin Bosacki z KO na antenie radia RMF. „Rząd Tuska powołany 13 grudnia? Ależ się boją!” – tytułowało streszczenie tej rozmowy wpolityce.pl, niejako legitymizując poselskie obawy. Politycy opcji dziś rządzącej dużo bardziej lubią nazwę „Koalicja 15 października” i sami bardzo chętnie jej używają. Tyle że to dwie różne koalicje i nie chodzi tu o daty. Co więcej, różnica ta staje się coraz bardziej jaskrawa – i nie chodzi tu o żadne złośliwości czy konstrukcje publicystyczne. „Koalicja 15 października” i „Koalicja 13 grudnia” mają inny kształt osobowy, ponieważ aby uzyskać skład drugiej, należy od pierwszej odjąć posłów partii Razem, którzy tworzyli zwycięską drużynę w wyborach, lecz nie ma ich w rządzie Donalda Tuska. Co więcej (o czym pisaliśmy w poprzednim numerze „TS”), Razem, a przynajmniej część jego posłów, zmierza w stronę opozycji, a posłanka Paulina Matysiak już tam co najmniej jedną nogą jest.

Podzieleni, połączeni

A jaka jest kondycja reszty koalicji? Opozycyjni komentatorzy każde drobne pęknięcie traktują jako zapowiedź wytęsknionego i ostatecznego rozłamu, tak naprawdę jednak raczej się na niego nie zanosi. Owszem, mniejsi koalicjanci są niemal codziennie upokarzani przez premiera, zwłaszcza dotyczy to polityków PSL. Ludowcy jako jedyni zachowują resztki programowej i ideowej autonomii, za co przychodzi im płacić swoją cenę – jak wtedy, gdy ich biura z powodu zdania odrębnego w kwestii aborcji były napadane niczym siedziby PiS w poprzedniej kadencji. Marek Sawicki, marszałek senior z pierwszego posiedzenia nowego Sejmu, często występuje w mediach w roli swoistego harcownika, krytycznego wobec działań (lub jak w przypadku biogazowni – braku działań) rządu i głos konserwatywnej części swojej partii. Pełniący w rządzie ważne funkcje Władysław Kosiniak-Kamysz i Czesław Siekierski bywają publicznie traktowani przez premiera Tuska jako chłopcy na posyłki, a pierwszy z nich według wielu w swoim resorcie jest całkowicie zdominowany przez zastępcę z Platformy. Pozostali koalicjanci nie mają takich problemów, nawet gdy wpychają rząd na kolejne miny, takie jak choćby demolka instytucji naukowych w wykonaniu lewicy. Jednak i Lewica, i Polska 2050 zachowują się coraz częściej jako uczestnicy nie tyle Koalicji 13 grudnia lub 15 października, co po prostu – Koalicji Obywatelskiej. Wszyscy koalicjanci nagradzani są też udziałem w rozdrapywaniu stanowisk, obsadzanych z politycznego klucza. Choć w umowie koalicyjnej zapisano, że w największych polskich firmach pracować mają najlepsi menedżerowie, a nie partyjni nominaci, rzeczywistość jest zupełnie inna. Od pierwszych dni istnienia nowego rządu docierają do nas informacje o obsadzaniu działaczami drugiego szeregu, byłymi lub niedoszłymi posłami, kolejnych instytucji. Na początku tego roku bardzo wiele mówiło się o umieszczaniu ludzi, związanych głównie z Polską 2050, w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska. I tak „Gazeta Wyborcza” informowała, że wiceszefem funduszu został szef Miejskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, a zarazem działacz Polski 2050 z Koła, w którym do Sejmu startowała minister klimatu Paulina Hennig-Kloska. Ostatnie miesiące to skandale wokół zastępowania naukowców działaczami w kluczowych dla rozwoju instytucjach, a zupełnie niedawno ujawniono, że politycy Lewicy (szef partii na Mazowszu i były poseł Arkadiusz Iwaniak) i Polski 2050 trafili do zarządu Orlenu, a inni partyjniacy solidarnie obsiedli Totalizator Sportowy. Oczywiście to tylko kilka z wielu przykładów. Co ważne, jeśli już media krytykują podobne praktyki, ograniczają się na ogół do besztania Lewicy i Trzeciej Drogi, Platformie natomiast przysługuje tu medialny parasol. Widać więc wyraźnie, że premier ma czym przywiązywać i dyscyplinować koalicjantów. Spółki tymczasem notują coraz większe straty, a statystyki w ujęciu rok do roku wyglądają naprawdę dramatycznie. „Urządzili sobie raj fałszywi fachowcy” – śpiewał przed laty w jednym z mniej (a szkoda) znanych kawałków Mr. Z’oob. Niestety, znów naszym kosztem.

CZYTAJ TAKŻE: Adam Chmielecki: Krótka historia świętego Jerzego

Prawo pięści

Skoro zaś premier tak traktuje własnych sojuszników, trudno o złudzenia, gdy chodzi o podejście do opozycji. Choć koalicja dwóch dat po władzę szła pod sztandarami demokracji, od grudnia mamy do czynienia z pełzającym, coraz bardziej jawnym zamordyzmem. Poświęciliśmy temu zjawisku jeden z ostatnich numerów, tu jednak podsumujemy kilka najbardziej spektakularnych osiągnięć. „Jeśli chodzi o uporządkowanie sytuacji w mediach publicznych, sprawa jest prostsza, niż się komukolwiek wydaje. Nie wymaga tajemniczych działań. Nikt nie spodziewa się miękkich rozwiązań. Wszystko będzie zgodnie z prawem, tak jak my je rozumiemy” – zapowiadał Donald Tusk. Dziennikarze TVP szybko przekonali się, że chodzi o prawo siły. Grupy osiłków, osłaniające działających bez umocowania prawników, pojawiły się również w PAP, co dzięki obecności parlamentarzystów zostało udokumentowane. Wszystkie ośrodki medialne stanowiące własność państwa poddane zostały czystkom, choć nie wszędzie były one tak stanowcze i brutalne, jak w telewizji. Zaprezentowane przez Tuska rozumienie prawa okazało się być dla nowej ekipy tak poręczne, że na początku roku wykorzystano je również do przejęcia prokuratury. Zmiana prokuratora krajowego do dziś nie jest uznawana przez wiele środowisk i sędziów, z Sądem Najwyższym na czele, jednak minister Adam Bodnar nic sobie z tego nie robi. Jego prokuratura skupia się na rozliczaniu poprzedników, czego efektem są kontrowersyjne i przeciągane na kolejne miesiące zatrzymania (sprawa ks. Olszewskiego i urzędniczek), natomiast w sprawach niepolitycznych panuje kompletny chaos wynikający z faktu, że dziś zakwestionować można w postępowaniu sądowym legalność zarówno sędziów, jak i prokuratorów.

Walcem przez instytucje

I tu właśnie chciałbym przejść do tego, co według mnie jest wyróżnikiem tej władzy. Jest to bezwzględność. Bezwzględność premiera wobec współpracowników z innych partii. Bezwzględność dla opozycji, również na szczeblu instytucjonalnym i tradycjonalnym, czego pierwszą zapowiedzią było pozbawienie największego sejmowego klubu parlamentarnego nie tylko fotela marszałka, co da się logiką wyniku wyborczego uzasadnić, lecz nawet miejsca w Prezydium Sejmu. Bezwzględność w przejmowaniu instytucji, również tych niezwiązanych z polityką; również z rąk osób niezwiązanych z bieżącą polityką. Ignorując kadencyjność, nowa władza niczym taran przeszła przez instytucje kulturalne i historyczne. Odwołano więc dyrektorów najważniejszych muzeów, w tym na dwa miesiące przed upływem kadencji Wojciecha Fałkowskiego, dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie, a zaraz potem, rękami nowej dyrektor Małgorzaty Omilanowskiej-Kiljańczyk, kuratora Pałacu pod Blachą Mariusza Klareckiego, któremu obiekt ten zawdzięcza renesans po latach zaniedbań. Rząd zlikwidował wiele instytutów lub zmienił ich profil (i tak Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego stał się Instytutem Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza, a polsko-węgierski Instytut Felczaka jest właśnie likwidowany). Najwięcej kontrowersji wzbudziło jednak odwołanie twórcy i wieloletniego dyrektora Muzeum Historii Polski Roberta Kostry. Choć w jego obronie stanęli przedstawiciele środowisk naukowych i kulturalnych, również bardzo bliskich obecnej władzy, nic to nie dało. Kultura i edukacja przypadły lewicy spod sztandarów Krytyki Politycznej i wychowanków Palikota, i tak ma już pozostać.

Bezduszność władzy

Takie ruchy budzą jednak wzburzenie (lub entuzjazm) u bardzo niewielkiej, najuważniej śledzącej wydarzenia i zaangażowanej w politykę części społeczeństwa. Władza w zawłaszczaniu państwa i demolowaniu instytucji dostaje od wyborców długoterminowy kredyt zaufania, zwłaszcza że propagandowy język opozycji i mediów z lat 2015–2023 skutecznie na wiele spraw znieczulił. Tyle że opisane wyżej zjawisko spływa coraz większymi kaskadami w dół. Czasem dosłownie, z falami powodzi. Wydarzenia ostatnich tygodni związane z dramatem zalanych obszarów Polski być może doczekają się w przyszłości komisji śledczej. Na razie poruszamy się w gąszczu oskarżeń i niedopowiedzeń, z których wyłania się obraz państwa, które porzuciło swoich obywateli. Bardzo wiele napisał o tym na naszych łamach Remigiusz Okraska, zwracając uwagę na fakt, że mamy do czynienia z pewną normą. „Ich poprzednie rządy wyglądały dokładnie tak samo. Zaniedbania, lenistwo, brak przygotowania, niezapewnione środki, spóźnione i chybione czyny. Tak było zawsze, gdy rządzili” – podsumowywał Okraska w tekście „Kronika zapowiedzianej PO-wodzi”. O ile jednak powódź jest wydarzeniem powtarzalnym, lecz wyjątkowym, nie lepiej wygląda obraz stałych obowiązków państwa. Kolejne dni przynoszą przerażające informacje z obszaru służby zdrowia. Państwo nie refunduje zabiegów, te odwoływane są więc przez szpitale. Szpitale coraz częściej zamykają oddziały, a ze szkół wycofywane są pielęgniarki. Wszystko to dzieje się w sytuacji, w której poprzednicy zostawili w kasie środki na funkcjonowanie NFZ. Tych już nie ma, a politycy (również prawicy) dywagują o zmniejszeniu składki zdrowotnej. Przed wyborami minister Izabela Leszczyna obiecywała, że po zmianie władzy problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziś tłumaczy cierpliwie, że tejże różdżki nie ma, media nie palą się jednak do wytykania tej niekonsekwencji. Tymczasem sypie się kolejna dziedzina życia, a abdykacja państwa pociągnie za sobą realne i bardzo groźne skutki dla jego obywateli. Gdzie są pieniądze? Znajdujemy je w dotacjach dla bogatych i bez nich przyjaciół władzy czy w świadczeniach, pobieranych legalnie, lecz przecież bezczelnie, przez posłów. Inny, dobrze znany naszym czytelnikom segment opanowany przez bezduszność to rynek pracy, również w swoim państwowym fragmencie. Sytuacji Poczty Polskiej czy PKP Cargo poświęcamy bardzo wiele miejsca, czy jednak rządzący przejmują się tym tematem? Chyba tylko w wymiarze efektywności dalszych zwolnień i prześladowania związków zawodowych. Czy to jest zaskoczenie? Chyba tylko dla tych, którzy zapomnieli już, jak lekko nowy rząd zrezygnował z obrony społeczeństwa przed wysokimi kosztami energii.

Niewesoła rocznica

Tę listę można ciągnąć w nieskończoność. Kolejna okazja pojawi się w grudniu, gdy podsumujemy rok działania rządu, po drodze naświetlając kolejne aspekty polityki i regresu, w którym znalazła się Polska. Rosnące koszty życia, niszczenie projektów rozwojowych i instytucji patrzących w przyszłość, szykany wobec opozycyjnych polityków, społeczników i dziennikarzy, obojętność wobec obywateli i ich potrzeb – a wszystko w poczuciu bezkarności i medialnej ochrony. Jak pokazują sondaże, wciąż jeszcze skutecznej.

CZYTAJ TAKŻE: Mocny patron na te czasy. Najnowszy numer TS poświęcamy bł. ks. Jerzemu Popiełuszce



 

Polecane
Emerytury
Stażowe