[Aplikacja POLA] Paweł Trzebiatowski: Dlaczego jestem patriotą konsumenckim

Według wyliczeń firmy Grant Thornton z każdej złotówki przeznaczonej na zakup produktu polskiej firmy w krajowym systemie finansowym zostaje średnio 79 groszy. Natomiast gdy płacimy za produkt zagraniczny, z każdej naszej złotówki aż 75 groszy wypłynie z Polski, przy okazji osłabiając kurs PLN wobec innych walut. W raporcie opublikowanym w październiku 2019 roku pt. „Dokąd trafiają pieniądze, które wydajemy w sklepach?" analitycy Grant Thornton wskazują, że gdyby wolumen rodzimych produktów nabywanych w ciągu roku wzrósł tylko o 1%, w Polsce zostałoby aż 6,6 mld złotych więcej! Czyli statystycznie każdy nas stałby się bogatszy o około 180 zł. Oczywiście, pieniądze te nie trafiłyby bezpośrednio do naszych portfeli w postaci gotówki, ale na pewno krążyłyby bliżej nas i w dłuższej perspektywie pracowałyby na dobrobyt wszystkich Polaków. Firmy, których produkty będziemy kupować, zaczną się rozwijać, rozbudowywać, zwiększać zatrudnienie, zamawiać więcej materiałów i usług. Pobudzi to lokalne łańcuchy dostaw, a podmioty stanowiące ogniwa tych łańcuchów również będą oddziaływać mobilizująco na otoczenie. Tak więc pieniądze, które skierujemy do polskich firm wybierając ich ofertę, popłyną dalej w głąb kraju zasilając gospodarczy krwiobieg. Gęstniejąca sieć współpracujących ze sobą firm spowoduje nasycenie gospodarki pieniądzem, który krążąc coraz szerszymi strumieniami, napełni gminne kasy i nasze portfele.
sklep [Aplikacja POLA] Paweł Trzebiatowski: Dlaczego jestem patriotą konsumenckim
sklep / Pixabay.com

Jako gospodarczy patriota zawsze staram się wyszukiwać produkty polskich firm, ale okazuje się, że samo sprawdzenie kodu kreskowego nie wystarczy. Prefiksu 590 mogą bowiem używać także firmy zagraniczne a przedmioty opatrzone tym kodem mogą być produkowane na drugim końcu świata. Kod rozpoczynający się od cyfr 590 oznacza wyłącznie fakt rejestracji danego producenta w polskiej gałęzi systemu kodów kreskowych GS1. Wystarczy, że zagraniczny koncern otworzy w Polsce biuro handlowe i już może zalewać rynek tonami niskiej jakości towarów opatrzonych „polskim" kodem kreskowym. Należy więc uważnie studiować etykietki, często niestety zadrukowane bardzo drobną czcionką. Poza tym, dystrybutorzy są świadomi rosnącego patriotyzmu gospodarczego Polaków i starają się nas na wiele sposobów zmylić. Napisy na opakowaniach bywają w kilku, lub nawet kilkunastu, językach. Podawane są też mylące formułki w rodzaju: „Wyprodukowane dla... przez...", „Pakowane przez... w...", „Importer ...", „Dystrybutor ...", itp. Najbardziej kuriozalny opis, często spotykany na opakowaniach miodu, to: „Mieszanka miodów pochodzących z UE oraz spoza UE". Oznacza to tylko tyle, że w słoiku może znajdować się po prostu wszystko zewsząd. Taki produkt jest zwyczajnie tak podły, że jego wytwórca (lub dystrybutor) starając się go wizualnie „uszlachetnić" drukuje na etykiecie skrót „UE" w środku zdania, może i logicznie prawdziwego, ale zupełnie pozbawionego sensu. Taki stan rzeczy powoduje, że dla świadomych klientów robienie zakupów jest sporym wyzwaniem. I niestety, nie każdy ma tyle czasu i determinacji w wyszukiwaniu polskich perełek podczas codziennych zakupów, robionych w pośpiechu, gdzieś w osiedlowym markecie, po całym dniu pracy i godzinach straconych w korkach, gdy chce się po prostu jak najszybciej dotrzeć do domu i odpocząć.

    Na szczęście od czasu, gdy Klub Jagielloński stworzył aplikację POLA, testowanie produktów stało się o wiele łatwiejsze. Wystarczy skierować obiektyw smartfona na kod kreskowy umieszczony na opakowaniu sprawdzanego produktu, aby natychmiast otrzymać mini raport. POLA poda nam nazwę producenta, procentowy udział w nim polskiego kapitału, a także poinformuje, czy ta firma:   a) produkuje w Polsce, b) prowadzi badania i rozwój w Polsce, c) jest zarejestrowana w Polsce, d) jest lub nie częścią zagranicznego koncernu. Na podstawie stale aktualizowanej bazy danych POLA przyznaje każdemu producentowi ocenę w skali od 0 do 100 punktów. „Gra" polega na tym, by w naszym sklepowym koszu znalazło się jak najwięcej rzeczy ocenionych przez POLĘ na 100 punktów.

    Gdy tylko dowiedziałem się o istnieniu tak „mądrej” aplikacji, szybko zainstalowałem ją na swoim smartfonie i namówiłem członków rodziny oraz znajomych, aby zrobili to samo. Zaczęliśmy testować POLĘ i ... okazało się, że znalezienie „100-punktowych” polskich produktów nie jest takie proste. W dodatku, przemierzanie sklepu ze smartfonem w ręku nieco utrudnia robienie zakupów i wydłuża czas spędzony między półkami. Zrozumiałem, że może to stanowić dla przeciętnego użytkownika barierę. Niby każdy pochwala ideę wspierania polskiego przemysłu, ale gdy trzeba wyciągnąć smartfon i zadać sobie nieco trudu ze skanowaniem kodów, entuzjazmu już nie widać. Myślę, że twórcy POLI zdają sobie z tego sprawę i pracują już nad poprawieniem „user experience”. Mimo pewnych niedogodności związanych z użytkowaniem aplikacji POLA, na początku 2020 roku podjąłem decyzję o przeprowadzeniu eksperymentu mającego na celu sprawdzenie czy jest możliwe, i w jakim stopniu, zastąpienie używanych od lat w moim domu produktów ich polskimi odpowiednikami. Silnie zdeterminowany, przepełniony miłością do Ojczyzny i uzbrojony w aplikację POLA, wyruszyłem na zakupy. Od pierwszych dni stycznia, przez cały rok 2020, z żelazną konsekwencją przeczesywałem sklepowe regały w poszukiwaniu oferty polskich producentów. Przyjąłem zasadę, że do koszyka trafią tylko rzeczy, którym POLA przyznaje 100 punktów. Jeśli czegoś nie znalazłem w danym sklepie, jechałem do innego. Dopiero gdy nie udało mi się nabyć pożądanej rzeczy w kilku sklepach, wybierałem tę, której POLA przyznała najwyższą notę. Natomiast kiedy nie dało się wytropić niczego zadowalającego, dopiero wówczas decydowałem się na produkt niepolski, preferując jednak zawsze producentów w pierwszej kolejności z krajów słowiańskich, w drugiej - z regionu Trójmorza. W drodze absolutnego wyjątku pozwalałem sobie na sporadyczny zakup pewnych tradycyjnych propozycji kulinarnych z Włoch. Natomiast produkty z Niemiec, Holandii, UK, Francji, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Irlandii, Hiszpanii, Szwecji oraz USA traktowałem jako toksyczne. Po kilku tygodniach używania aplikacji POLA stało się to moim nawykiem i szybko przyniosło pozytywne rezultaty.

    Najłatwiej poszło z żywnością, a szczególnie z nabiałem. Wybór wysokiej jakości smacznych serów, jogurtów, mleka, śmietany, kefirów, masła, itp. jest bardzo duży i stale rośnie. Ale przecież polska żywność to także niezrównane, świeże i pachnące wędliny, owoce i warzywa, makarony, płatki śniadaniowe, kasze, pyszne sosy, tradycyjne przetwory, wyroby garmażeryjne, przyprawy, jaja, słodycze, soki, woda i oczywiście pieczywo, którego zazdrości nam cały świat.

    Drugą istotną kategorią produktów, na które każde gospodarstwo domowe wydaje rocznie co najmniej kilkaset złotych, to środki czystości. Na początku mojego eksperymentu miałem pewne obawy co do tego, czy istnieje jakikolwiek polski producent, który miał odwagę rzucić wyzwanie zachodnim potentatom. Agresywne reklamy chemicznych dyktatorów przez całą dobę tłoczą nam do głów wciąż te same marki. Czy aby nad Wisłą jest możliwe, aby powstał nowoczesny zakład chemiczny zdolny wyprodukować skuteczne, bezpieczne, ładnie pachnące i porządnie opakowane preparaty? Odpowiedz brzmi: oczywiście! Jeśli tylko zlekceważyć narzucane nam od trzydziestu lat produkty, szybko znajdziemy ich doskonałe polskie odpowiedniki. Za pierwszym razem trochę się wahałem, ponieważ nie znałem tych firm ani marek, a przecież nie są to produkty tanie. Jednak pomyślałem, że warto po prostu dać im szansę. Szczęśliwie nie zawiodłem się. Odkryłem w ten sposób sporo polskiej chemii gospodarczej, która sprawdza się na tyle dobrze, że praktycznie wyparła u mnie w domu wszystkie używane wcześniej zachodnie produkty. W zasadzie polskie firmy zapewniają już wszystko, czego potrzebujemy do utrzymania czystości, a liczba rodzimych producentów świetnej chemii gospodarczej wciąż rośnie. To one będą konkurować o nasze względy. Globalnym dyktatorom możemy już śmiało powiedzieć: Do Widzenia!

    Z kosmetykami sprawa nie jest już tak prosta. Z oczywistych powodów preparaty higieniczne i do pielęgnacji ciała wybieramy bardzo ostrożnie. Przecież nikt nie chce testować na sobie nowych produktow mniej znanych firm. Istniejące od dziesięcioleci zachodnie koncerny bezwzględnie wykorzystują ten znany mechanizm psychologiczny. Nasza skłonność do używania tego co znane lub tego co zawsze ułatwia im tresować nas niemal jak „psy Pawłowa”. Jednak gdy porównamy skład różnych kosmetyków, pod którymi uginają się sklepowe półki, zauważymy, że one wszystkie zawierają niemal dokładnie to samo. Oczywiście marki wciskane nam przez kosmetycznych gigantów mogą wydawać się bardziej „luksusowe”, ale coraz trudniej jest wskazać jednoznacznie, w czym te produkty tak naprawdę są lepsze, i co nie stanowi warunkowanej marketingowo autosugestii. Bowiem gdy tylko zignorujemy tę reklamową aureolę, natychmiast dostrzeżemy w drogeriach dziesiątki nowych, wartych naszej uwagi kosmetyków. Używając POLI szybko możemy wytypować „100-punktowe” produkty do przetestowania. Zazwyczaj nie są one drogie, dobrze wyglądają i mają bardzo przyzwoite właściwości. Jak to bywa z kosmetykami, może się zdarzyć, że któryś nie przypadnie nam do gustu, mimo to warto dawać szansę polskim producentom. Testujmy je sami, podarujmy też coś naszym bliskim. Moja rodzina tą metodą odkryła kilka naprawdę znakomitych kosmetyków. Wyszukiwanie, testowanie i recenzowanie takich produktów jest całkiem przyjemnym i ciekawym zajęciem, a w dniu, w którym pozbędziecie się ostatniego opakowania ze znaczkiem NIVEA, poczujecie ogromną satysfakcję. Dla takiej chwili warto grać w POLĘ.

    Niestety, system obiegu gotówki w handlu nie jest całkowicie szczelny i kapitał może wyciekać za granicę w różny sposób, toteż nie jest bez znaczenia to, gdzie robimy zakupy. Idealną sytuacją byłoby nabywanie tylko „100-punktowych” krajowych produktów, zawsze w 100-procentowo polskich sklepach. Lecz po latach konkwisty naszego kraju przez agresywne zagraniczne sieci detaliczne, często jesteśmy na nie skazani. Niemniej jednak warto pamiętać, że istnieją rodzinne sklepy osiedlowe a także kontrolowane przez polski kapitał supermarkety, które należy w marę możliwości odwiedzać jak najczęściej. Pytajmy obsługę tych sklepów o polskie produkty, piszmy do nich maile, nalegajmy by poszerzały krajowy asortyment. W moim przypadku nastąpił pewien paradoks, polegający na tym, że jedynym sklepem, w którym mogłem dokonać pełnych cotygodniowych sprawunków bazując tylko i wyłącznie na „100-punktowych” polskich produktach, okazał się być znany francuski hipermarket. Uznałem jednak, że warto zgodzić się na taki kompromis. Po pierwsze, aby nagrodzić ten sklep za to, że zaopatruje się u polskich producentów, po drugie, aby zachęcić jego kierownictwo by robiło to jeszcze chętniej i na większą skalę.
    
    W przypadku ubioru także nie jesteśmy skazani na zagraniczne marki. Przeciwnie, Polacy produkują coraz więcej wysokogatunkowej i modnej odzieży. Nie sposób wymienić wszystkich. Dość powiedzieć, że jest w czym wybierać a moda na polską odzież nigdy nie mija:)

    My, Polacy, powinniśmy być także dumni z branży meblarskiej, która należy do najlepiej rozwiniętych sektorów polskiej gospodarki. Nasz kraj jest DRUGIM(!) eksporterem mebli na świecie! Meblujemy nie tylko miliony mieszkań, ale także nowoczesne biurowce, ekskluzywne hotele, pałace i prywatne apartamenty milionerów i celebrytów w Europie, USA i na Bliskim Wschodzie. Wydaje się jednak, że my sami nie jesteśmy świadomi tego wielkiego sukcesu i nie doceniamy należycie polskich mebli. Jak inaczej wytłumaczyć tłumy naszych rodaków w szwedzkich sklepach z tandetą, której założyciel był gorliwym nazistą?

    W czasie, gdy konsekwentnie prowadziłem swój eksperyment, wydeptane latami zakupowe ścieżki szybko zaczęły zarastać. Zapomniałem już jak trafić do niemieckiego sklepu dla „dla idiotów”, ponieważ po wszelki sprzęt elektroniczny nawykowo udaję się teraz do polskich marketów. Nabyłem tam kilkanaście urządzeń sygnowanych polską marką, które w niczym nie ustępują markom zagranicznym. Nie są to produkty oceniane przez POLĘ na sto punktów, ponieważ, jak wszyscy, Polacy też produkują w Chinach. Podobnie to wygląda z wieloma mniejszymi firmami, specjalizującymi się głównie w drobnej elektronice lub oświetleniu. Jednak w tym wypadku liczy się fakt, że marża operatorów polskich marek zostaje nad Wisłą. Jeśli z jakichś powodów nie zdecydujemy się na zakup sprzętu z kodem 590..., dajmy szansę niezachodnim markom. Równowaga i decentralizacja rynku może wyjść nam, konsumentom, tylko na dobre.

              Nie można tutaj nie wspomnieć również o gigantycznym rynku maszyn, narzędzi, chemii budowlanej, artykułów sanitarnych, stolarki, ceramiki, artykułów hydraulicznych, elektrycznych, żelaznych, ogrodniczych oraz BHP. W setkach marketów budowlanych zostawiamy rocznie biliony złotych! Pilnujmy, by tak szeroka rzeka naszych pieniędzy nie opuszczała granic Rzeczypospolitej! Doceniajmy trud naszych pracowitych rodaków, którzy zaczynając trzydzieści lat temu w skromnych warunkach dziś mają imponujące zakłady, a ich produkty w niczym nie ustępują zachodnioeuropejskiej konkurencji.
    
    Przez cały ubiegły rok zwiększałem niezależność mojego gospodarstwa domowego od produktów zagranicznych. W ogólnym miksie zakupowym udało mi się odwrócić proporcje tak, że obecnie marki polskie stanowią już co najmniej 70 - 90%, w zależności od kategorii. Po analizie paragonów i faktur zebranych w całym 2020 roku oraz zsumowaniu kwot przeznaczonych na zakup produktów z kodem 590, którym POLA przyznała odpowiednio wysoką punktację, okazało się, że zaoszczędziłem dla Polski aż 32 tysiące złotych! Gdyby przyznawanie pierwszeństwa wytworom rodzimego przemysłu było powszechną praktyką, szybko stalibyśmy się bardzo zamożnym społeczeństwem. Jeśli bowiem przyjmiemy, że jedna tylko rodzina jest w stanie wygenerować przepływ gotówki do Polskich firm na poziomie chociażby 10 tysięcy złotych rocznie, i gdy pomnożymy to przez liczbę znajdujących się w naszym kraju gospodarstw domowych - około 13,5 mln, otrzymamy astronomiczną kwotę 135 000 000 000 złotych! I mówimy tu tylko o jednym roku! A przecież dodatkowe biliony dla Polski możemy zaoszczędzić przenosząc rachunki do polskich banków. Kolejne miliardy nie wyciekną, gdy wykupimy polisę w rodzimej firmie. Wprawdzie nie mamy jeszcze polskich samochodów ale paliwo przecież możemy tankować na polskich stacjach. Nie bez znaczenia jest też kwestia mediów. Oglądając i słuchając stacje należące do zagranicznych koncernów, odwiedzając niemieckie portale dla Polaków oraz regularnie kupując niepolską prasę, zostajemy policzeni przez systemy telemetryczne jako ich audytorium, a to, ile zarabia firma medialna, zależy ściśle od liczby osób oglądających reklamy. Warto pamiętać, że firmy te, mimo, że ich przychody liczone są w miliardach złotych, nie płacą w Polsce podatków. Kapitał, który za pomocą różnych przekrętów, np. fikcyjnych opłat licencyjnych, wysysany jest z naszego rynku i transferowany do Niemiec, USA, Szwajcarii lub rajów podatkowych. Media pełnią ważną rolę w drenowaniu Polski.  Model kapitalizmu, który pokornie zaakceptowaliśmy w latach 90-tych, polegał na zainstalowaniu u nas niemal samowystarczalnych zachodnich karteli, które przyjechały nad Wisłę w komplecie ze swoimi bankami, kancelariami prawnymi, domami mediowymi, agencjami reklamowymi, i właśnie mediami. Stworzyły one coś w rodzaju układu zamkniętego, do którego pieniądze Polaków wpadają bardzo szerokim strumieniem i zasilają konta potężnych holdingów. Kartele te bardzo niechętnie dzielą się z nami tymi pieniędzmi; niewiele inwestują, nie zatrudniają na uczciwych zasadach, prawie nie zamawiają usług. Wychowują, co najwyżej, grono tępawych „celebryciątek”, które związane surowymi kontraktami są gotowe firmować swoimi twarzami nawet najbardziej haniebne inicjatywy. Rezygnując z oferty tych podstępnych instytucji, medialno-biznesowy układ będzie słabł. Jako konsumenci informacyjno-rozrywkowego tortu musimy być świadomi tego, komu napychamy kieszenie i czy przypadkiem nie wspieramy tym samym wątpliwych moralnie biznesów, takich jak na przykład pewna zaprzęgnięta w proceder „cancel culture” i przemycająca pedofilię znana platforma video.

    Pamiętajmy: jako konsumenci posiadamy władzę niemal absolutną. Wspólnie jesteśmy w stanie budować wielkie firmy albo strącać pozornie potężne koncerny w otchłań bankructwa. To my tworzymy i karmimy gwiazdy show-biznesu. To my pozwalamy istnieć mediom i ich dziennikarskim zespołom. Nie zrzekajmy się naszej władzy zbyt łatwo! Myślmy i działajmy niezależnie, jednak zawsze kierując się dobrem Polski.
 


 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Helena Wolińska - potwór w mundurze tylko u nas
Tadeusz Płużański: Helena Wolińska - potwór w mundurze

Profesor Romuald Szeremietiew porównał współczesną prokurator Ewę Wrzosek do stalinowskiej prokurator Heleny Wolińskiej - Brus. Pozwolę sobie wykorzystać to jako pretekst do przypomnienia postaci stalinowskiej prokurator.

Polacy z Kraśnika zebrali na innowacyjny projekt ćwierć miliona. W 10 minut gorące
Polacy z Kraśnika zebrali na innowacyjny projekt ćwierć miliona. W 10 minut

Ale to są mega goście! Ich pierwsza siedziba była w Kraśniku. Pokazali, że z Kraśnik można podbić świat.

Departament Stanu USA: Niemal wszyscy pracownicy USAID zostaną zwolnieni Wiadomości
Departament Stanu USA: Niemal wszyscy pracownicy USAID zostaną zwolnieni

Pracownicy agencji pomocowej USAID zostali poinformowani w piątek, że wyeliminowane zostaną wszystkie stanowiska niewymagane bezpośrednio przez prawo. Rzeczniczka Departamentu Stanu Tammy Bruce stwierdziła, że zwolnienia są efektem "reorganizacji".

Tak powstawały najbardziej znane figury niemożliwe gorące
Tak powstawały najbardziej znane figury niemożliwe

Geniusz poza teorią. Tak zrodził się największy dziś umysł na Ziemi. Dziś przedostatnia już część z rozmów nagranych wspólnie z sir Rogerem Penrose. Noblistą.

Tusk i tajny plan Berlina. Mocne słowa Andrzeja Dudy gorące
Tusk i "tajny plan" Berlina. Mocne słowa Andrzeja Dudy

"Moje pisemne pytania o granicę zachodnią i groźbę sprowadzania do Polski nielegalnych migrantów z Niemiec bardzo zdenerwowały premiera. Czy dlatego, że musi wykonać „tajny plan” Berlina, o którym piszą sami Niemcy?" – pyta w piątek wieczorem w mediach społecznościowych prezydent Andrzej Duda.

Tȟašúŋke Witkó: Budzenie niemieckiego demona tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Budzenie niemieckiego demona

Na szczęście dla nas, Polaków, nie ma jeszcze w niemieckiej chadecji ani socjaldemokracji polityka, który wzniósłby okrzyk: „Hunde, wollt ihr ewig leben?”. Jednak, jestem tego pewien, teutońscy oficjele spod sztandarów Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU), Unii Chrześcijańsko-Społecznej w Bawarii (CSU) oraz Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), którzy dziś tworzą „wielką koalicję”, takie indywiduum wyhodują.

Emerytka ściagana za wpis na temat Owsiaka. Jest decyzja sądu Wiadomości
Emerytka ściagana za wpis na temat Owsiaka. Jest decyzja sądu

Emerytka, zatrzymana za komentarz w internecie uderzający w Jerzego Owsiaka, może odetchnąć – sąd zrezygnował z jednej z najsurowszych sankcji. Pozostałe ograniczenia jednak trwają – informuje serwis niezalezna.pl.

Niepokojąca sytuacja na granicy polsko-niemieckiej. Jest komunikat niemieckich służb pilne
Niepokojąca sytuacja na granicy polsko-niemieckiej. Jest komunikat niemieckich służb

Niemieckie służby zawróciły 43-letniego imigranta, który próbował przedostać się z Polski do Niemiec posługując się fałszywym dokumentem. Wydarzenie miało miejsce w godzinach porannych, kiedy funkcjonariusze przeprowadzali rutynową kontrolę pojazdów.

Zełenski: Otrzymaliśmy od USA nowy wariant umowy o minerałach pilne
Zełenski: Otrzymaliśmy od USA nowy wariant umowy o minerałach

– Ukraina otrzymała od USA nowy wariant umowy o dostępie Stanów Zjednoczonych do ukraińskich bogactw mineralnych, a jednocześnie ustaliła z „innymi partnerami”, że otrzyma rozszerzony dostęp do ich danych wywiadowczych – powiedział w piątek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Dariusz Matecki trafił do szpitala. Jest oświadczenie Służby Więziennej gorące
Dariusz Matecki trafił do szpitala. Jest oświadczenie Służby Więziennej

Służba Więzienna twierdzi, że wizyta w szpitalu posła Dariusza Mateckiego nie jest spowodowana nagłym pogorszeniem się zdrowia. Rzeczniczka Służby Więziennej ppłk Arleta Pęconek w rozmowie z Onetem stwierdziła, że wizyta polityka PiS w szpitalu miała "charakter planowy".

REKLAMA

[Aplikacja POLA] Paweł Trzebiatowski: Dlaczego jestem patriotą konsumenckim

Według wyliczeń firmy Grant Thornton z każdej złotówki przeznaczonej na zakup produktu polskiej firmy w krajowym systemie finansowym zostaje średnio 79 groszy. Natomiast gdy płacimy za produkt zagraniczny, z każdej naszej złotówki aż 75 groszy wypłynie z Polski, przy okazji osłabiając kurs PLN wobec innych walut. W raporcie opublikowanym w październiku 2019 roku pt. „Dokąd trafiają pieniądze, które wydajemy w sklepach?" analitycy Grant Thornton wskazują, że gdyby wolumen rodzimych produktów nabywanych w ciągu roku wzrósł tylko o 1%, w Polsce zostałoby aż 6,6 mld złotych więcej! Czyli statystycznie każdy nas stałby się bogatszy o około 180 zł. Oczywiście, pieniądze te nie trafiłyby bezpośrednio do naszych portfeli w postaci gotówki, ale na pewno krążyłyby bliżej nas i w dłuższej perspektywie pracowałyby na dobrobyt wszystkich Polaków. Firmy, których produkty będziemy kupować, zaczną się rozwijać, rozbudowywać, zwiększać zatrudnienie, zamawiać więcej materiałów i usług. Pobudzi to lokalne łańcuchy dostaw, a podmioty stanowiące ogniwa tych łańcuchów również będą oddziaływać mobilizująco na otoczenie. Tak więc pieniądze, które skierujemy do polskich firm wybierając ich ofertę, popłyną dalej w głąb kraju zasilając gospodarczy krwiobieg. Gęstniejąca sieć współpracujących ze sobą firm spowoduje nasycenie gospodarki pieniądzem, który krążąc coraz szerszymi strumieniami, napełni gminne kasy i nasze portfele.
sklep [Aplikacja POLA] Paweł Trzebiatowski: Dlaczego jestem patriotą konsumenckim
sklep / Pixabay.com

Jako gospodarczy patriota zawsze staram się wyszukiwać produkty polskich firm, ale okazuje się, że samo sprawdzenie kodu kreskowego nie wystarczy. Prefiksu 590 mogą bowiem używać także firmy zagraniczne a przedmioty opatrzone tym kodem mogą być produkowane na drugim końcu świata. Kod rozpoczynający się od cyfr 590 oznacza wyłącznie fakt rejestracji danego producenta w polskiej gałęzi systemu kodów kreskowych GS1. Wystarczy, że zagraniczny koncern otworzy w Polsce biuro handlowe i już może zalewać rynek tonami niskiej jakości towarów opatrzonych „polskim" kodem kreskowym. Należy więc uważnie studiować etykietki, często niestety zadrukowane bardzo drobną czcionką. Poza tym, dystrybutorzy są świadomi rosnącego patriotyzmu gospodarczego Polaków i starają się nas na wiele sposobów zmylić. Napisy na opakowaniach bywają w kilku, lub nawet kilkunastu, językach. Podawane są też mylące formułki w rodzaju: „Wyprodukowane dla... przez...", „Pakowane przez... w...", „Importer ...", „Dystrybutor ...", itp. Najbardziej kuriozalny opis, często spotykany na opakowaniach miodu, to: „Mieszanka miodów pochodzących z UE oraz spoza UE". Oznacza to tylko tyle, że w słoiku może znajdować się po prostu wszystko zewsząd. Taki produkt jest zwyczajnie tak podły, że jego wytwórca (lub dystrybutor) starając się go wizualnie „uszlachetnić" drukuje na etykiecie skrót „UE" w środku zdania, może i logicznie prawdziwego, ale zupełnie pozbawionego sensu. Taki stan rzeczy powoduje, że dla świadomych klientów robienie zakupów jest sporym wyzwaniem. I niestety, nie każdy ma tyle czasu i determinacji w wyszukiwaniu polskich perełek podczas codziennych zakupów, robionych w pośpiechu, gdzieś w osiedlowym markecie, po całym dniu pracy i godzinach straconych w korkach, gdy chce się po prostu jak najszybciej dotrzeć do domu i odpocząć.

    Na szczęście od czasu, gdy Klub Jagielloński stworzył aplikację POLA, testowanie produktów stało się o wiele łatwiejsze. Wystarczy skierować obiektyw smartfona na kod kreskowy umieszczony na opakowaniu sprawdzanego produktu, aby natychmiast otrzymać mini raport. POLA poda nam nazwę producenta, procentowy udział w nim polskiego kapitału, a także poinformuje, czy ta firma:   a) produkuje w Polsce, b) prowadzi badania i rozwój w Polsce, c) jest zarejestrowana w Polsce, d) jest lub nie częścią zagranicznego koncernu. Na podstawie stale aktualizowanej bazy danych POLA przyznaje każdemu producentowi ocenę w skali od 0 do 100 punktów. „Gra" polega na tym, by w naszym sklepowym koszu znalazło się jak najwięcej rzeczy ocenionych przez POLĘ na 100 punktów.

    Gdy tylko dowiedziałem się o istnieniu tak „mądrej” aplikacji, szybko zainstalowałem ją na swoim smartfonie i namówiłem członków rodziny oraz znajomych, aby zrobili to samo. Zaczęliśmy testować POLĘ i ... okazało się, że znalezienie „100-punktowych” polskich produktów nie jest takie proste. W dodatku, przemierzanie sklepu ze smartfonem w ręku nieco utrudnia robienie zakupów i wydłuża czas spędzony między półkami. Zrozumiałem, że może to stanowić dla przeciętnego użytkownika barierę. Niby każdy pochwala ideę wspierania polskiego przemysłu, ale gdy trzeba wyciągnąć smartfon i zadać sobie nieco trudu ze skanowaniem kodów, entuzjazmu już nie widać. Myślę, że twórcy POLI zdają sobie z tego sprawę i pracują już nad poprawieniem „user experience”. Mimo pewnych niedogodności związanych z użytkowaniem aplikacji POLA, na początku 2020 roku podjąłem decyzję o przeprowadzeniu eksperymentu mającego na celu sprawdzenie czy jest możliwe, i w jakim stopniu, zastąpienie używanych od lat w moim domu produktów ich polskimi odpowiednikami. Silnie zdeterminowany, przepełniony miłością do Ojczyzny i uzbrojony w aplikację POLA, wyruszyłem na zakupy. Od pierwszych dni stycznia, przez cały rok 2020, z żelazną konsekwencją przeczesywałem sklepowe regały w poszukiwaniu oferty polskich producentów. Przyjąłem zasadę, że do koszyka trafią tylko rzeczy, którym POLA przyznaje 100 punktów. Jeśli czegoś nie znalazłem w danym sklepie, jechałem do innego. Dopiero gdy nie udało mi się nabyć pożądanej rzeczy w kilku sklepach, wybierałem tę, której POLA przyznała najwyższą notę. Natomiast kiedy nie dało się wytropić niczego zadowalającego, dopiero wówczas decydowałem się na produkt niepolski, preferując jednak zawsze producentów w pierwszej kolejności z krajów słowiańskich, w drugiej - z regionu Trójmorza. W drodze absolutnego wyjątku pozwalałem sobie na sporadyczny zakup pewnych tradycyjnych propozycji kulinarnych z Włoch. Natomiast produkty z Niemiec, Holandii, UK, Francji, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Irlandii, Hiszpanii, Szwecji oraz USA traktowałem jako toksyczne. Po kilku tygodniach używania aplikacji POLA stało się to moim nawykiem i szybko przyniosło pozytywne rezultaty.

    Najłatwiej poszło z żywnością, a szczególnie z nabiałem. Wybór wysokiej jakości smacznych serów, jogurtów, mleka, śmietany, kefirów, masła, itp. jest bardzo duży i stale rośnie. Ale przecież polska żywność to także niezrównane, świeże i pachnące wędliny, owoce i warzywa, makarony, płatki śniadaniowe, kasze, pyszne sosy, tradycyjne przetwory, wyroby garmażeryjne, przyprawy, jaja, słodycze, soki, woda i oczywiście pieczywo, którego zazdrości nam cały świat.

    Drugą istotną kategorią produktów, na które każde gospodarstwo domowe wydaje rocznie co najmniej kilkaset złotych, to środki czystości. Na początku mojego eksperymentu miałem pewne obawy co do tego, czy istnieje jakikolwiek polski producent, który miał odwagę rzucić wyzwanie zachodnim potentatom. Agresywne reklamy chemicznych dyktatorów przez całą dobę tłoczą nam do głów wciąż te same marki. Czy aby nad Wisłą jest możliwe, aby powstał nowoczesny zakład chemiczny zdolny wyprodukować skuteczne, bezpieczne, ładnie pachnące i porządnie opakowane preparaty? Odpowiedz brzmi: oczywiście! Jeśli tylko zlekceważyć narzucane nam od trzydziestu lat produkty, szybko znajdziemy ich doskonałe polskie odpowiedniki. Za pierwszym razem trochę się wahałem, ponieważ nie znałem tych firm ani marek, a przecież nie są to produkty tanie. Jednak pomyślałem, że warto po prostu dać im szansę. Szczęśliwie nie zawiodłem się. Odkryłem w ten sposób sporo polskiej chemii gospodarczej, która sprawdza się na tyle dobrze, że praktycznie wyparła u mnie w domu wszystkie używane wcześniej zachodnie produkty. W zasadzie polskie firmy zapewniają już wszystko, czego potrzebujemy do utrzymania czystości, a liczba rodzimych producentów świetnej chemii gospodarczej wciąż rośnie. To one będą konkurować o nasze względy. Globalnym dyktatorom możemy już śmiało powiedzieć: Do Widzenia!

    Z kosmetykami sprawa nie jest już tak prosta. Z oczywistych powodów preparaty higieniczne i do pielęgnacji ciała wybieramy bardzo ostrożnie. Przecież nikt nie chce testować na sobie nowych produktow mniej znanych firm. Istniejące od dziesięcioleci zachodnie koncerny bezwzględnie wykorzystują ten znany mechanizm psychologiczny. Nasza skłonność do używania tego co znane lub tego co zawsze ułatwia im tresować nas niemal jak „psy Pawłowa”. Jednak gdy porównamy skład różnych kosmetyków, pod którymi uginają się sklepowe półki, zauważymy, że one wszystkie zawierają niemal dokładnie to samo. Oczywiście marki wciskane nam przez kosmetycznych gigantów mogą wydawać się bardziej „luksusowe”, ale coraz trudniej jest wskazać jednoznacznie, w czym te produkty tak naprawdę są lepsze, i co nie stanowi warunkowanej marketingowo autosugestii. Bowiem gdy tylko zignorujemy tę reklamową aureolę, natychmiast dostrzeżemy w drogeriach dziesiątki nowych, wartych naszej uwagi kosmetyków. Używając POLI szybko możemy wytypować „100-punktowe” produkty do przetestowania. Zazwyczaj nie są one drogie, dobrze wyglądają i mają bardzo przyzwoite właściwości. Jak to bywa z kosmetykami, może się zdarzyć, że któryś nie przypadnie nam do gustu, mimo to warto dawać szansę polskim producentom. Testujmy je sami, podarujmy też coś naszym bliskim. Moja rodzina tą metodą odkryła kilka naprawdę znakomitych kosmetyków. Wyszukiwanie, testowanie i recenzowanie takich produktów jest całkiem przyjemnym i ciekawym zajęciem, a w dniu, w którym pozbędziecie się ostatniego opakowania ze znaczkiem NIVEA, poczujecie ogromną satysfakcję. Dla takiej chwili warto grać w POLĘ.

    Niestety, system obiegu gotówki w handlu nie jest całkowicie szczelny i kapitał może wyciekać za granicę w różny sposób, toteż nie jest bez znaczenia to, gdzie robimy zakupy. Idealną sytuacją byłoby nabywanie tylko „100-punktowych” krajowych produktów, zawsze w 100-procentowo polskich sklepach. Lecz po latach konkwisty naszego kraju przez agresywne zagraniczne sieci detaliczne, często jesteśmy na nie skazani. Niemniej jednak warto pamiętać, że istnieją rodzinne sklepy osiedlowe a także kontrolowane przez polski kapitał supermarkety, które należy w marę możliwości odwiedzać jak najczęściej. Pytajmy obsługę tych sklepów o polskie produkty, piszmy do nich maile, nalegajmy by poszerzały krajowy asortyment. W moim przypadku nastąpił pewien paradoks, polegający na tym, że jedynym sklepem, w którym mogłem dokonać pełnych cotygodniowych sprawunków bazując tylko i wyłącznie na „100-punktowych” polskich produktach, okazał się być znany francuski hipermarket. Uznałem jednak, że warto zgodzić się na taki kompromis. Po pierwsze, aby nagrodzić ten sklep za to, że zaopatruje się u polskich producentów, po drugie, aby zachęcić jego kierownictwo by robiło to jeszcze chętniej i na większą skalę.
    
    W przypadku ubioru także nie jesteśmy skazani na zagraniczne marki. Przeciwnie, Polacy produkują coraz więcej wysokogatunkowej i modnej odzieży. Nie sposób wymienić wszystkich. Dość powiedzieć, że jest w czym wybierać a moda na polską odzież nigdy nie mija:)

    My, Polacy, powinniśmy być także dumni z branży meblarskiej, która należy do najlepiej rozwiniętych sektorów polskiej gospodarki. Nasz kraj jest DRUGIM(!) eksporterem mebli na świecie! Meblujemy nie tylko miliony mieszkań, ale także nowoczesne biurowce, ekskluzywne hotele, pałace i prywatne apartamenty milionerów i celebrytów w Europie, USA i na Bliskim Wschodzie. Wydaje się jednak, że my sami nie jesteśmy świadomi tego wielkiego sukcesu i nie doceniamy należycie polskich mebli. Jak inaczej wytłumaczyć tłumy naszych rodaków w szwedzkich sklepach z tandetą, której założyciel był gorliwym nazistą?

    W czasie, gdy konsekwentnie prowadziłem swój eksperyment, wydeptane latami zakupowe ścieżki szybko zaczęły zarastać. Zapomniałem już jak trafić do niemieckiego sklepu dla „dla idiotów”, ponieważ po wszelki sprzęt elektroniczny nawykowo udaję się teraz do polskich marketów. Nabyłem tam kilkanaście urządzeń sygnowanych polską marką, które w niczym nie ustępują markom zagranicznym. Nie są to produkty oceniane przez POLĘ na sto punktów, ponieważ, jak wszyscy, Polacy też produkują w Chinach. Podobnie to wygląda z wieloma mniejszymi firmami, specjalizującymi się głównie w drobnej elektronice lub oświetleniu. Jednak w tym wypadku liczy się fakt, że marża operatorów polskich marek zostaje nad Wisłą. Jeśli z jakichś powodów nie zdecydujemy się na zakup sprzętu z kodem 590..., dajmy szansę niezachodnim markom. Równowaga i decentralizacja rynku może wyjść nam, konsumentom, tylko na dobre.

              Nie można tutaj nie wspomnieć również o gigantycznym rynku maszyn, narzędzi, chemii budowlanej, artykułów sanitarnych, stolarki, ceramiki, artykułów hydraulicznych, elektrycznych, żelaznych, ogrodniczych oraz BHP. W setkach marketów budowlanych zostawiamy rocznie biliony złotych! Pilnujmy, by tak szeroka rzeka naszych pieniędzy nie opuszczała granic Rzeczypospolitej! Doceniajmy trud naszych pracowitych rodaków, którzy zaczynając trzydzieści lat temu w skromnych warunkach dziś mają imponujące zakłady, a ich produkty w niczym nie ustępują zachodnioeuropejskiej konkurencji.
    
    Przez cały ubiegły rok zwiększałem niezależność mojego gospodarstwa domowego od produktów zagranicznych. W ogólnym miksie zakupowym udało mi się odwrócić proporcje tak, że obecnie marki polskie stanowią już co najmniej 70 - 90%, w zależności od kategorii. Po analizie paragonów i faktur zebranych w całym 2020 roku oraz zsumowaniu kwot przeznaczonych na zakup produktów z kodem 590, którym POLA przyznała odpowiednio wysoką punktację, okazało się, że zaoszczędziłem dla Polski aż 32 tysiące złotych! Gdyby przyznawanie pierwszeństwa wytworom rodzimego przemysłu było powszechną praktyką, szybko stalibyśmy się bardzo zamożnym społeczeństwem. Jeśli bowiem przyjmiemy, że jedna tylko rodzina jest w stanie wygenerować przepływ gotówki do Polskich firm na poziomie chociażby 10 tysięcy złotych rocznie, i gdy pomnożymy to przez liczbę znajdujących się w naszym kraju gospodarstw domowych - około 13,5 mln, otrzymamy astronomiczną kwotę 135 000 000 000 złotych! I mówimy tu tylko o jednym roku! A przecież dodatkowe biliony dla Polski możemy zaoszczędzić przenosząc rachunki do polskich banków. Kolejne miliardy nie wyciekną, gdy wykupimy polisę w rodzimej firmie. Wprawdzie nie mamy jeszcze polskich samochodów ale paliwo przecież możemy tankować na polskich stacjach. Nie bez znaczenia jest też kwestia mediów. Oglądając i słuchając stacje należące do zagranicznych koncernów, odwiedzając niemieckie portale dla Polaków oraz regularnie kupując niepolską prasę, zostajemy policzeni przez systemy telemetryczne jako ich audytorium, a to, ile zarabia firma medialna, zależy ściśle od liczby osób oglądających reklamy. Warto pamiętać, że firmy te, mimo, że ich przychody liczone są w miliardach złotych, nie płacą w Polsce podatków. Kapitał, który za pomocą różnych przekrętów, np. fikcyjnych opłat licencyjnych, wysysany jest z naszego rynku i transferowany do Niemiec, USA, Szwajcarii lub rajów podatkowych. Media pełnią ważną rolę w drenowaniu Polski.  Model kapitalizmu, który pokornie zaakceptowaliśmy w latach 90-tych, polegał na zainstalowaniu u nas niemal samowystarczalnych zachodnich karteli, które przyjechały nad Wisłę w komplecie ze swoimi bankami, kancelariami prawnymi, domami mediowymi, agencjami reklamowymi, i właśnie mediami. Stworzyły one coś w rodzaju układu zamkniętego, do którego pieniądze Polaków wpadają bardzo szerokim strumieniem i zasilają konta potężnych holdingów. Kartele te bardzo niechętnie dzielą się z nami tymi pieniędzmi; niewiele inwestują, nie zatrudniają na uczciwych zasadach, prawie nie zamawiają usług. Wychowują, co najwyżej, grono tępawych „celebryciątek”, które związane surowymi kontraktami są gotowe firmować swoimi twarzami nawet najbardziej haniebne inicjatywy. Rezygnując z oferty tych podstępnych instytucji, medialno-biznesowy układ będzie słabł. Jako konsumenci informacyjno-rozrywkowego tortu musimy być świadomi tego, komu napychamy kieszenie i czy przypadkiem nie wspieramy tym samym wątpliwych moralnie biznesów, takich jak na przykład pewna zaprzęgnięta w proceder „cancel culture” i przemycająca pedofilię znana platforma video.

    Pamiętajmy: jako konsumenci posiadamy władzę niemal absolutną. Wspólnie jesteśmy w stanie budować wielkie firmy albo strącać pozornie potężne koncerny w otchłań bankructwa. To my tworzymy i karmimy gwiazdy show-biznesu. To my pozwalamy istnieć mediom i ich dziennikarskim zespołom. Nie zrzekajmy się naszej władzy zbyt łatwo! Myślmy i działajmy niezależnie, jednak zawsze kierując się dobrem Polski.
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe