Waldemar Żyszkiewicz: Przepraszanie i wybaczanie za kogoś. Nieodrobiona lekcja dyplomacji

Marzec, Marca, Marcem, w Marcu. O, Marcu! Oczywiście ’68.
 Waldemar Żyszkiewicz: Przepraszanie i wybaczanie za kogoś. Nieodrobiona lekcja dyplomacji
/ Wikipedia domena publiczna
Niech to zostanie wyłożone dobitnie i wprost: przepraszać albo prosić o wybaczenie można tylko we własnym imieniu, czyli za popełnione przez siebie błędy, za swoje przewiny i zaniechania, za nieprawdziwe lub naganne słowa, niegodziwe uczynki, za wszelkie wyrządzone zło. Tak brzmi zasada ogólna, od której jest jeden wyjątek: można i należy przepraszać za występki, których dopuścili się nasi podopieczni (dzieci, osoby, nad którymi sprawujemy pieczę) lub nasi podwładni, czyli osoby, nad którymi posiadamy realną władzę.

Wtedy i owszem, przeprosiny za sprawców są nie tylko dopuszczalne, ale wręcz oczekiwane, by nie rzec: wymagane. Prośba o wybaczenie za tych, których nie upilnowaliśmy albo którymi nie potrafiliśmy należycie pokierować z pewnością poszkodowanym się należy. O ile wiem, ani tzw. robotniczy aktyw, ani Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej, ani tym bardziej ścisłe kierownictwo PZPR w okresie poprzedzającym Marzec ’68, w trakcie samych wydarzeń czy podczas pomarcowych represji w żaden sposób nie podlegało prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej Andrzejowi Dudzie. A ówczesne państwo nie było demokratyczną emanacją zbiorowej woli narodu polskiego.
 
Ludowa nie była Polską
Z tym przepraszaniem za Polskę Ludową, czyli za zwasalizowane przez Związek Sowiecki, owszem nominalnie niby polskie, niby socjalistyczne i demokratyczne, ale realnie opresyjne i mniej lub bardziej totalizujące państwo, prezydent RP chyba się zagalopował, co zresztą od razu w cierpkich słowach niejednokrotnie zostało mu wytknięte. Z drugiej strony, zawodowcy od antynarodowego coachingu pospieszyli z surowym napomnieniem, że współczesne państwo ponosi odpowiedzialność za wszystkie najgorsze wyczyny funkcjonariuszy PRL-u i nie ma zmiłuj! Że trzeba przepraszać.

Do pewnego stopnia, ci głosiciele nienaruszonej ciągłości państwowej mają rację. Rok 1989, wbrew propagandowej formule, nie był bowiem żadnym rokiem przełomu. Ani w praktyce, ani nawet w wymiarze formalnoprawnym państwo polskie nie odcięło się od PRL-u, choćby symbolicznie nie nawiązało do II Rzeczypospolitej.

Nie przekształcono w pożądany sposób instytucji, nie dokonano niezbędnej wymiany kadr, przeciwnie, najkorzystniejsze pozycje startowe zajęli funkcjonariusze (nie tylko postsowieckich) służb specjalnych oraz wykształceni na Zachodzie spadkobiercy dawnej komunistycznej nomenklatury. Co gorsza, zmarnowano tzw. moment konstytucyjny, toteż dysfunkcyjna ustawa zasadnicza z kwietnia 1997 roku – zasadnie można ją zwać kwaśniewsko-mazowiecką – do dziś odbija się nam czkawką.

Mówię tu o regułach ogólnych, według których dokonywała się tzw. transformacja. Chlubne i bohaterskie wyjątki oczywiście się zdarzały, ale były bezlitośnie eliminowane przez bezkarnych operatorów PRL-bis. Konsekwentni opozycjoniści i reformatorzy dziwnie znikali z pejzażu. Zaczęło się od nietypowych zawałów albo udarów, poprzez epidemię wypadków drogowych, aż po serię samobójstw ludzi, których o skłonności tego rodzaju raczej trudno byłoby podejrzewać.
 
III RP i zmistyfikowany Marzec ‘68
Odwołując się do starego porzekadła: w III RP pieniądze leżały wprawdzie na ulicy, jednak nie każdy z tych, co się po nie schylali, wstawał. Od poczucia zagrożenia przez działające gangi, a później mafie, które w pewnym okresie skutecznie wymknęły się państwu spod kontroli, bardziej dotkliwy dla zwykłych obywateli okazał się jednak krytycznie niski poziom bezpieczeństwa socjalnego.

Kapitalizm polityczny z jednej, a zwykły darwinizm społeczny w modnej maseczce demoliberalizmu z drugiej, wyrzuciły na margines społeczny albo i poza margines całkiem spory segment społeczeństwa. Alarmująco wysoki, grożący rewoltą społeczną poziom bezrobocia zneutralizowała dopiero wielka emigracja zarobkowa Polaków do krajów UE po roku 2004. A wśród dynamicznie rosnącej liczby osób żebrzących na ulicy, wśród bezdomnych przeszukiwaczy śmietników czy zbieraczy aluminiowego złomu pojawili się przedstawiciele inteligencji, którzy po prostu nie wytrzymali presji nowych czasów...

Paradoks nowej Polski polega na tym, że mimo daleko posuniętych przeobrażeń wynikających tyleż z deklarowanej zmiany społecznej, co i z niezależnego od polityki (także globalnej) rozwoju technologii, wzornictwa, przemian obyczaju, dla pewnych roszczeniowych środowisk (nie tylko w kraju, lecz głównie poza jego granicami) jesteśmy – jako wspólnota narodowa – adresatem wiecznych pretensji o antysemityzm. Nieważne, PRL czy III RP, mamy za wszystko przepraszać: za Marzec ’68 i za to, że wśród opuszczających w tamtym czasie nasz kraj znalazły się bardzo różne kategorie osób.

Nie tylko przecież rodziny przegranych w politycznej rozgrywce, ale również ofiary rywalizacji o atrakcyjne stanowiska, którym udało się skutecznie wytknąć niepopularne chwilowo pochodzenie etniczne. Wśród opuszczających wówczas raj demokracji ludowej, odgrodzony od wolnego świata żelazną kurtyną, były i przedsiębiorcze jednostki, które postanowiły skorzystać z nadarzającej się okazji. Poznany w 1973 roku w Sztokholmie wegetarianin Jan, uprawiający wschodnie sztuki walki i podczas weekendów kierujący autobusem tamtejszej komunikacji miejskiej (SL), był bardzo zadowolony z faktu, że jego matka zdecydowała się na wyjazd na tzw. żydowskiej fali.

Polityczne represje za demonstrowanie postaw wolnościowych dotknęły głównie studentów, ale także młodzież szkolną i robotniczą, biorącą udział w wiecach czy zgromadzeniach. O ile wśród liderów odsetek osób pochodzenia żydowskiego był znaczny, o tyle wśród uczestników częściowo spontanicznych protestów narodowościowe proporcje układały się wręcz odwrotnie. Przywołuję oczywistości, bo głęboka niewiedza historyczna rodzi wręcz kuriozalne oskarżenia, oparte na zabawnym przeświadczeniu, że PRL naprawdę była państwem robotników i chłopów. W domyśle: polskich.

Pół wieku po tamtych wydarzeniach, niechwalebnych przecież, ale też nie najstraszniejszych w dziejach powojennej Polski urządzonej na modłę sowiecką, mimo kanonicznej wykładni rozgrywek politycznych w kierownictwie PZPR z przełomu lat 50. i 60., pióra socjologa i publicysty Witolda Jedlickiego, mimo obszernych wyborów dotyczącej marca dokumentacji z archiwów ówczesnego aparatu represji, opublikowanych przez IPN, w rocznicowej publicystyce pojawiły się też oderwane od historycznych źródeł narracje, według których wydarzenia i krzywdy opatrzone etykietką Marzec ’68 są wyłącznie przejawem oraz dowodem polskiego antysemityzmu.
 
Buszujący w Polin
Ta nasza trwała i, co najważniejsze, bezobjawowa dyspozycja – jak wywodził niedawno w Muzeum Polin – pewien psycholog społeczny z UW z tytułem uczelnianego profesora – ma źródło w „narcystycznej formie tożsamości narodowej”, wypieranym przez Polaków poczuciu winy za holokaust, zachwianej z tej racji samoocenie, wreszcie w utracie poczucia kontroli nad własnym życiem. Warto też wiedzieć, że dr hab. Michał Bilewicz, bo o nim mowa, kieruje Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Z góry jednak zaznaczam, że nazwa, przedmiot oraz metodologia tej jednostki badawczej to bynajmniej nie jest najbardziej ekscentryczny pomysł liczącej dwieście lat stołecznej uczelni.

Na zmetaforyzowaną diagnozę polskiego syndromu składają się, według prof. UW Bilewicza „epidemie mowy nienawiści”, „pentagram fobii” i „wtórny antysemityzm”. Ta ostatnia kategoria, urobiona na modłę psychoanalityczną, wydaje się tutaj najbardziej przydatna. Michał Bilewicz wszystko pobadał reprezentatywnymi (próbka 1000 osób, tylko raz 600) sondażami i zdefiniował istne cudo: bezobjawowy antysemityzm o bezprzyczynowej dynamice. Trzeba przyznać, że badacz z UW odważnie – zwłaszcza w wymiarze metodologicznym – podąża za zdobyczami nauki radzieckiej.

Koncept „wtórnego antysemityzmu”, oparty na domniemanym poczuciu winy, wyparciu, niskiej samoocenie Polaków z jednej, a przeszacowywaniu własnego heroizmu z drugiej strony, abstrahuje jednak od kategorii prawdy, bo zdecydowanie źle się czuje w bliskim kontakcie z faktami. „Mit przedsiębiorstwa Holokaust”, „stereotyp spiskowy”, „latentna struktura języka”, „biologizujące stereotypy w rodzaju chciwe parchy” – dr hab. Bilewicz wykazywał w Polin wysoki stopień rozdokazywania.

W litanii napiętnowanych grzechów znalazła się m.in. kategoria „żydokomuny”, dociekliwość w sprawie nazwisk sprzed zmiany, długo by wyliczać. Ciekawe, że wśród egzemplifikacji zjawisk negatywnych znalazło się nawet oświadczenie TSKŻ w roku 1968, jasne, że wydane zapewne pod presją, ale też niewątpliwie przez Żydów. Ignorowanie nawet oczywistych związków przyczynowo-skutkowych sprawiło, że Michał Bilewicz nie dostrzega fenomenu „antysemityzmu reaktywnego”, chyba bardziej naukowego, bo opartego na sprawdzalnym, wymiernym Newtonie, a nie otchłannym i namiętnym Freudzie. Cóż, quod libet...
 
Przebaczanie za zdradzonych o świcie
Wracając do prezydenckich przemówień w 50. rocznicę tamtego marca... Rozumiem szczególną sytuację głowy państwa i potrafię sobie wyobrazić, że panu prezydentowi trudno było się uczuciowo zdystansować wobec sporej dozy zła, jakie dokonało się w Polsce przed półwieczem. Nie potrafił i nie chciał milczeć. Chwała mu za to.

Szkoda tylko, że dla wyrażenia swojej empatii oraz sympatii dla wszystkich, dość zróżnicowanych przecież ofiar tamtego opresyjnego systemu, wobec którego szeregowi obywatele PRL-u (bez względu na swą etniczną przynależność) nawet w masie byli po prostu bezsilni, prezydent Andrzej Duda nie posłużył się nader stosowną w takich okolicznościach kategorią ‘wyrażam ubolewanie’.

Albowiem prośba o wybaczenie, zakładająca przecież sprawstwo i winę, w relacjach międzypaństwowych może rodzić konsekwencje, niekiedy całkiem wymierne. Od głowy państwa należałoby zatem oczekiwać raczej przezorności niż nadmiernej spontaniczności. Natomiast wybaczanie za kogoś w ogóle nie wchodzi w grę, o czym wystarczająco dobitnie i z uwzględnieniem polskiej dramatycznej historii napisał w jednym ze swych wierszy Zbigniew Herbert.
 
Waldemar Żyszkiewicz

Schodki do piwniczki
https://www.tysol.pl/b16945-Waldemar-Zyszkiewicz-Fejk-raport-o-Polsce-Niekonczaca-sie-historia
https://www.tysol.pl/b16743-Waldemar-Zyszkiewicz-Niech-przemowi-muzyka-Benny-Andersson-w-roli-pianisty
https://www.tysol.pl/b16580-Waldemar-Zyszkiewicz-O-smoku-transformacji-Trylogia-III-RP
https://www.tysol.pl/b16045-Waldemar-Zyszkiewicz-Zychowicz-kwantyfikatory-i-konflikt-interesow
https://www.tysol.pl/b15506-Waldemar-Zyszkiewicz-Wypowiedz-Anny-Azari-w-przekladzie-z-naszego-na-polski
http://www.tysol.pl/a15484-Waldemar-Zyszkiewicz-Archiwum-wspolczesnosci-Testament-doktora-z-miasteczka-Tluste
https://www.tysol.pl/b15759-Waldemar-Zyszkiewicz-na-chlodno-Co-wynika-z-wysluchania-Wojtunika-

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych z ostatniej chwili
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych

47-letnia Polka jest jedną z ofiar śmiertelnych wypadku autobusowego, do którego doszło w środę na autostradzie A9 w pobliżu Lipska na wschodzie Niemiec. Policja przekazała w czwartek informacje na temat tożsamości trzech spośród czterech osób zabitych w wypadku.

Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka. Jest reakcja wiceministra.

Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii z ostatniej chwili
Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii - powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ostrzegł, że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może "przyjść do Europy".

Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry z ostatniej chwili
Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry

"Choroba bardzo przyspieszyła. W ciągu miesiąca schudłem 10 kilogramów, pojawiły się bardzo mocne bóle i towarzyszył mi coraz większy problem z głosem" - powiedział w programie "Debata Dnia" o stanie swojego zdrowia Zbigniew Ziobro.

Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki Wiadomości
Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki

Przez ponad 10 lat Polak formalnie nominował do Nagród Nobla z fizyki! To pierwszy przypadek, gdy opinia publiczna się o tym dowiaduje.

Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: Bedzie miał proces z ostatniej chwili
Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: "Bedzie miał proces"

Były minister finansów, Jan Vincent Rostowski zaatakował na Twitterze [X] Dominika Tarczyńskiego. "Będzie miał proces za publikowanie obrzydliwych fake newsów" - odpowiada europoseł Prawa i Sprawiedliwości

Adam Bodnar powinien podać się do dymisji z ostatniej chwili
"Adam Bodnar powinien podać się do dymisji"

Radosław Fogiel, poseł PiS uważa, że służby złamały prawo, wchodząc do domu b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Jak mówił w czwartek w Studiu PAP, w jego ocenie prokurator Marzena Kowalska i szef MS Adam Bodnar powinni za to ponieść odpowiedzialność i podać się do dymisji.

Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem z ostatniej chwili
Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. "Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem"

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka.

Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze? Wiadomości
Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze?

Dziś opinią publiczną wstrząsnęły fakty przedstawione w artykule Patryka Słowika "Sienkiewicz, Wrzosek, Wolne Sądy i wniosek. Jak prokurator walczyła o wolne media". Neoprokuratura opublikowała komunikat o tym, że zajmuje się opisanym w artykule wątkami. Do sprawy odniósł się również prokurator Michał Ostrowski, powołany za czasów Zbigniewa Ziobry, ale pełniący nadal obowiązki, zastępca Prokuratora Generalnego. Prokuratorem Generalnym, wbrew zapowiedziom rozdzielenia tych funkcji, jest obecnie minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

Rosyjski myślwiec zestrzelony z ostatniej chwili
Rosyjski myślwiec zestrzelony

Rosyjski myśliwiec Su-35 runął w czwartek do morza w pobliżu Sewastopola na okupowanym przez Rosję Krymie; według wstępnych doniesień pilot przeżył, a maszyna mogła zostać zestrzelona omyłkowo przez rosyjską obronę przeciwlotniczą - podało Radio Swoboda.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Przepraszanie i wybaczanie za kogoś. Nieodrobiona lekcja dyplomacji

Marzec, Marca, Marcem, w Marcu. O, Marcu! Oczywiście ’68.
 Waldemar Żyszkiewicz: Przepraszanie i wybaczanie za kogoś. Nieodrobiona lekcja dyplomacji
/ Wikipedia domena publiczna
Niech to zostanie wyłożone dobitnie i wprost: przepraszać albo prosić o wybaczenie można tylko we własnym imieniu, czyli za popełnione przez siebie błędy, za swoje przewiny i zaniechania, za nieprawdziwe lub naganne słowa, niegodziwe uczynki, za wszelkie wyrządzone zło. Tak brzmi zasada ogólna, od której jest jeden wyjątek: można i należy przepraszać za występki, których dopuścili się nasi podopieczni (dzieci, osoby, nad którymi sprawujemy pieczę) lub nasi podwładni, czyli osoby, nad którymi posiadamy realną władzę.

Wtedy i owszem, przeprosiny za sprawców są nie tylko dopuszczalne, ale wręcz oczekiwane, by nie rzec: wymagane. Prośba o wybaczenie za tych, których nie upilnowaliśmy albo którymi nie potrafiliśmy należycie pokierować z pewnością poszkodowanym się należy. O ile wiem, ani tzw. robotniczy aktyw, ani Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej, ani tym bardziej ścisłe kierownictwo PZPR w okresie poprzedzającym Marzec ’68, w trakcie samych wydarzeń czy podczas pomarcowych represji w żaden sposób nie podlegało prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej Andrzejowi Dudzie. A ówczesne państwo nie było demokratyczną emanacją zbiorowej woli narodu polskiego.
 
Ludowa nie była Polską
Z tym przepraszaniem za Polskę Ludową, czyli za zwasalizowane przez Związek Sowiecki, owszem nominalnie niby polskie, niby socjalistyczne i demokratyczne, ale realnie opresyjne i mniej lub bardziej totalizujące państwo, prezydent RP chyba się zagalopował, co zresztą od razu w cierpkich słowach niejednokrotnie zostało mu wytknięte. Z drugiej strony, zawodowcy od antynarodowego coachingu pospieszyli z surowym napomnieniem, że współczesne państwo ponosi odpowiedzialność za wszystkie najgorsze wyczyny funkcjonariuszy PRL-u i nie ma zmiłuj! Że trzeba przepraszać.

Do pewnego stopnia, ci głosiciele nienaruszonej ciągłości państwowej mają rację. Rok 1989, wbrew propagandowej formule, nie był bowiem żadnym rokiem przełomu. Ani w praktyce, ani nawet w wymiarze formalnoprawnym państwo polskie nie odcięło się od PRL-u, choćby symbolicznie nie nawiązało do II Rzeczypospolitej.

Nie przekształcono w pożądany sposób instytucji, nie dokonano niezbędnej wymiany kadr, przeciwnie, najkorzystniejsze pozycje startowe zajęli funkcjonariusze (nie tylko postsowieckich) służb specjalnych oraz wykształceni na Zachodzie spadkobiercy dawnej komunistycznej nomenklatury. Co gorsza, zmarnowano tzw. moment konstytucyjny, toteż dysfunkcyjna ustawa zasadnicza z kwietnia 1997 roku – zasadnie można ją zwać kwaśniewsko-mazowiecką – do dziś odbija się nam czkawką.

Mówię tu o regułach ogólnych, według których dokonywała się tzw. transformacja. Chlubne i bohaterskie wyjątki oczywiście się zdarzały, ale były bezlitośnie eliminowane przez bezkarnych operatorów PRL-bis. Konsekwentni opozycjoniści i reformatorzy dziwnie znikali z pejzażu. Zaczęło się od nietypowych zawałów albo udarów, poprzez epidemię wypadków drogowych, aż po serię samobójstw ludzi, których o skłonności tego rodzaju raczej trudno byłoby podejrzewać.
 
III RP i zmistyfikowany Marzec ‘68
Odwołując się do starego porzekadła: w III RP pieniądze leżały wprawdzie na ulicy, jednak nie każdy z tych, co się po nie schylali, wstawał. Od poczucia zagrożenia przez działające gangi, a później mafie, które w pewnym okresie skutecznie wymknęły się państwu spod kontroli, bardziej dotkliwy dla zwykłych obywateli okazał się jednak krytycznie niski poziom bezpieczeństwa socjalnego.

Kapitalizm polityczny z jednej, a zwykły darwinizm społeczny w modnej maseczce demoliberalizmu z drugiej, wyrzuciły na margines społeczny albo i poza margines całkiem spory segment społeczeństwa. Alarmująco wysoki, grożący rewoltą społeczną poziom bezrobocia zneutralizowała dopiero wielka emigracja zarobkowa Polaków do krajów UE po roku 2004. A wśród dynamicznie rosnącej liczby osób żebrzących na ulicy, wśród bezdomnych przeszukiwaczy śmietników czy zbieraczy aluminiowego złomu pojawili się przedstawiciele inteligencji, którzy po prostu nie wytrzymali presji nowych czasów...

Paradoks nowej Polski polega na tym, że mimo daleko posuniętych przeobrażeń wynikających tyleż z deklarowanej zmiany społecznej, co i z niezależnego od polityki (także globalnej) rozwoju technologii, wzornictwa, przemian obyczaju, dla pewnych roszczeniowych środowisk (nie tylko w kraju, lecz głównie poza jego granicami) jesteśmy – jako wspólnota narodowa – adresatem wiecznych pretensji o antysemityzm. Nieważne, PRL czy III RP, mamy za wszystko przepraszać: za Marzec ’68 i za to, że wśród opuszczających w tamtym czasie nasz kraj znalazły się bardzo różne kategorie osób.

Nie tylko przecież rodziny przegranych w politycznej rozgrywce, ale również ofiary rywalizacji o atrakcyjne stanowiska, którym udało się skutecznie wytknąć niepopularne chwilowo pochodzenie etniczne. Wśród opuszczających wówczas raj demokracji ludowej, odgrodzony od wolnego świata żelazną kurtyną, były i przedsiębiorcze jednostki, które postanowiły skorzystać z nadarzającej się okazji. Poznany w 1973 roku w Sztokholmie wegetarianin Jan, uprawiający wschodnie sztuki walki i podczas weekendów kierujący autobusem tamtejszej komunikacji miejskiej (SL), był bardzo zadowolony z faktu, że jego matka zdecydowała się na wyjazd na tzw. żydowskiej fali.

Polityczne represje za demonstrowanie postaw wolnościowych dotknęły głównie studentów, ale także młodzież szkolną i robotniczą, biorącą udział w wiecach czy zgromadzeniach. O ile wśród liderów odsetek osób pochodzenia żydowskiego był znaczny, o tyle wśród uczestników częściowo spontanicznych protestów narodowościowe proporcje układały się wręcz odwrotnie. Przywołuję oczywistości, bo głęboka niewiedza historyczna rodzi wręcz kuriozalne oskarżenia, oparte na zabawnym przeświadczeniu, że PRL naprawdę była państwem robotników i chłopów. W domyśle: polskich.

Pół wieku po tamtych wydarzeniach, niechwalebnych przecież, ale też nie najstraszniejszych w dziejach powojennej Polski urządzonej na modłę sowiecką, mimo kanonicznej wykładni rozgrywek politycznych w kierownictwie PZPR z przełomu lat 50. i 60., pióra socjologa i publicysty Witolda Jedlickiego, mimo obszernych wyborów dotyczącej marca dokumentacji z archiwów ówczesnego aparatu represji, opublikowanych przez IPN, w rocznicowej publicystyce pojawiły się też oderwane od historycznych źródeł narracje, według których wydarzenia i krzywdy opatrzone etykietką Marzec ’68 są wyłącznie przejawem oraz dowodem polskiego antysemityzmu.
 
Buszujący w Polin
Ta nasza trwała i, co najważniejsze, bezobjawowa dyspozycja – jak wywodził niedawno w Muzeum Polin – pewien psycholog społeczny z UW z tytułem uczelnianego profesora – ma źródło w „narcystycznej formie tożsamości narodowej”, wypieranym przez Polaków poczuciu winy za holokaust, zachwianej z tej racji samoocenie, wreszcie w utracie poczucia kontroli nad własnym życiem. Warto też wiedzieć, że dr hab. Michał Bilewicz, bo o nim mowa, kieruje Centrum Badań nad Uprzedzeniami. Z góry jednak zaznaczam, że nazwa, przedmiot oraz metodologia tej jednostki badawczej to bynajmniej nie jest najbardziej ekscentryczny pomysł liczącej dwieście lat stołecznej uczelni.

Na zmetaforyzowaną diagnozę polskiego syndromu składają się, według prof. UW Bilewicza „epidemie mowy nienawiści”, „pentagram fobii” i „wtórny antysemityzm”. Ta ostatnia kategoria, urobiona na modłę psychoanalityczną, wydaje się tutaj najbardziej przydatna. Michał Bilewicz wszystko pobadał reprezentatywnymi (próbka 1000 osób, tylko raz 600) sondażami i zdefiniował istne cudo: bezobjawowy antysemityzm o bezprzyczynowej dynamice. Trzeba przyznać, że badacz z UW odważnie – zwłaszcza w wymiarze metodologicznym – podąża za zdobyczami nauki radzieckiej.

Koncept „wtórnego antysemityzmu”, oparty na domniemanym poczuciu winy, wyparciu, niskiej samoocenie Polaków z jednej, a przeszacowywaniu własnego heroizmu z drugiej strony, abstrahuje jednak od kategorii prawdy, bo zdecydowanie źle się czuje w bliskim kontakcie z faktami. „Mit przedsiębiorstwa Holokaust”, „stereotyp spiskowy”, „latentna struktura języka”, „biologizujące stereotypy w rodzaju chciwe parchy” – dr hab. Bilewicz wykazywał w Polin wysoki stopień rozdokazywania.

W litanii napiętnowanych grzechów znalazła się m.in. kategoria „żydokomuny”, dociekliwość w sprawie nazwisk sprzed zmiany, długo by wyliczać. Ciekawe, że wśród egzemplifikacji zjawisk negatywnych znalazło się nawet oświadczenie TSKŻ w roku 1968, jasne, że wydane zapewne pod presją, ale też niewątpliwie przez Żydów. Ignorowanie nawet oczywistych związków przyczynowo-skutkowych sprawiło, że Michał Bilewicz nie dostrzega fenomenu „antysemityzmu reaktywnego”, chyba bardziej naukowego, bo opartego na sprawdzalnym, wymiernym Newtonie, a nie otchłannym i namiętnym Freudzie. Cóż, quod libet...
 
Przebaczanie za zdradzonych o świcie
Wracając do prezydenckich przemówień w 50. rocznicę tamtego marca... Rozumiem szczególną sytuację głowy państwa i potrafię sobie wyobrazić, że panu prezydentowi trudno było się uczuciowo zdystansować wobec sporej dozy zła, jakie dokonało się w Polsce przed półwieczem. Nie potrafił i nie chciał milczeć. Chwała mu za to.

Szkoda tylko, że dla wyrażenia swojej empatii oraz sympatii dla wszystkich, dość zróżnicowanych przecież ofiar tamtego opresyjnego systemu, wobec którego szeregowi obywatele PRL-u (bez względu na swą etniczną przynależność) nawet w masie byli po prostu bezsilni, prezydent Andrzej Duda nie posłużył się nader stosowną w takich okolicznościach kategorią ‘wyrażam ubolewanie’.

Albowiem prośba o wybaczenie, zakładająca przecież sprawstwo i winę, w relacjach międzypaństwowych może rodzić konsekwencje, niekiedy całkiem wymierne. Od głowy państwa należałoby zatem oczekiwać raczej przezorności niż nadmiernej spontaniczności. Natomiast wybaczanie za kogoś w ogóle nie wchodzi w grę, o czym wystarczająco dobitnie i z uwzględnieniem polskiej dramatycznej historii napisał w jednym ze swych wierszy Zbigniew Herbert.
 
Waldemar Żyszkiewicz

Schodki do piwniczki
https://www.tysol.pl/b16945-Waldemar-Zyszkiewicz-Fejk-raport-o-Polsce-Niekonczaca-sie-historia
https://www.tysol.pl/b16743-Waldemar-Zyszkiewicz-Niech-przemowi-muzyka-Benny-Andersson-w-roli-pianisty
https://www.tysol.pl/b16580-Waldemar-Zyszkiewicz-O-smoku-transformacji-Trylogia-III-RP
https://www.tysol.pl/b16045-Waldemar-Zyszkiewicz-Zychowicz-kwantyfikatory-i-konflikt-interesow
https://www.tysol.pl/b15506-Waldemar-Zyszkiewicz-Wypowiedz-Anny-Azari-w-przekladzie-z-naszego-na-polski
http://www.tysol.pl/a15484-Waldemar-Zyszkiewicz-Archiwum-wspolczesnosci-Testament-doktora-z-miasteczka-Tluste
https://www.tysol.pl/b15759-Waldemar-Zyszkiewicz-na-chlodno-Co-wynika-z-wysluchania-Wojtunika-


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe