Chłopiec do bicia to bardzo potrzebna instytucja. Nie odeszła w mrok historii razem z epoką, która ją stworzyła. Przeciwnie, zdemokratyzowała się, ba, nawet zeszła pod strzechy i dziś każdy go ma. Ale nie jest to już klasyczny, XVII-wieczny angielski model. To model XXI-wieczny. I nasz, polski.
Różny jest od zmurszałego wymysłu Angoli po pierwsze dlatego, że się odszczekuje, zamiast pokornie przyjąć karę. A po drugie dlatego, że zamiast na karze i jej wymierzeniu dziś chodzi głównie o winę.
Pobili znanego aktora w centrum stolicy? Winien jest Kościół, który do nienawiści szczuje. Zwłaszcza do tych, którzy z nim walczą. A przecież każdy warszawski bandyta wie, że aktor ów do tych walczących należy. Polacy nie chcą przyjmować emigrantów? Winien jest też Kościół, no i PiS, który, jak wiadomo, na pasku Kościoła chodzi. Kobiety wychodzą protestować na ulice? Winne są feministki, komuniści, spadkobiercy UB i w ogóle Unia Europejska, która kobietom wodę z mózgu robi. Przecież Polki nie mają powodów, by o cokolwiek się upominać. Polityk powiedział coś kompromitującego? Winien jest dziennikarz, który jego słowa przekręcił. Wszak polityk z założenia mówi rzeczy mądre. Mąż okazał się nie tak wspaniały, jak miał być? Winna jest teściowa, która tak go wychowała itp., itd.
Naturalnie taka teściowa, feministka, Kościół czy PiS natychmiast się odwiną. I rodzi się, toczona długo w telewizorach, radiu, prasie i w Sejmie, mniej czy bardziej kwiecista słowna utarczka o to, kto zawinił. Nie jest nudno. A problem? Leży i puchnie. Nim zająć się już nie ma kto. Zresztą po co? Zawsze przecież można przestać o sprawie mówić. I przenieść się z wojenką na inne podwórko.
Ewa ZarzyckaArtykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (04/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.