[Felieton "TS"] Tomasz P. Terlikowski: Strefa wolna od chrześcijan
W ostatnich tygodniach byliśmy tak pochłonięci naszą krajową polityką, że uciekały nam liczne i, to nie ma co ukrywać, dość dramatyczne informacje z innych krajów świata. I tak, choć akurat o aneksji Zachodniego Brzegu (części Autonomii Palestyńskiej) przez Izrael nieco się mówiło, to uciekła nam inna informacja pochodząca od chrześcijańskich wspólnot, które ostrzegają, że ta decyzja Izraela może oznaczać koniec chrześcijańskiej obecności na terenie Palestyny. Nie, nie chodzi o to, że wypędzą ich stamtąd Izraelczycy, ale o to, że kolejne uszczuplenie terytorium, po którym swobodnie mogą poruszać się Palestyńczycy, sprawi, że jeszcze więcej chrześcijan zdecyduje się na wyjazd z kraju i osiedlenie gdzieś dalej. „Betlejem, otoczone murem i żydowskimi osadami, już funkcjonuje jak otwarte więzienie. Aneksja oznacza, że więzienie stanie się jeszcze mniejsze, bez nadziei na lepszą przyszłość” – ostrzegają katoliccy, melchiccy, prawosławni i luterańscy duchowni z Betlejem. „Czujemy ciężar historii na naszych barkach, by utrzymać chrześcijańską obecność na ziemi, na której to wszystko się zaczęło” – dodali.
Kłopot polega tylko na tym, że chrześcijanie są z tym pragnieniem sami. Ich muzułmańscy sąsiedzi, choć oczywiście istnieje palestyńska solidarność, nie będą walczyć o ich pozostanie, a chętnie przejmą ich biznesy. Izraelowi także nie zależy, by na ich terenach pozostali chrześcijanie, którzy często są gorącymi palestyńskimi patriotami. A jeśli do tego dodać fakt, że arabscy chrześcijanie asymilują się o wiele lepiej niż ich muzułmańscy znajomi, a społeczności palestyńskich chrześcijan są rozsiane już po całym świecie, to proces ich emigracji, a to oznacza pozbawienia Ziemi Świętej miejscowych chrześcijan, może nastąpić naprawdę szybko. To byłaby zaś prawdziwa tragedia.
Ale to nie jedyna informacja, która powinna nas niepokoić, przynajmniej w wymiarze symbolicznym. Po niemal osiemdziesięciu latach funkcjonowania najpiękniejszej świątyni Konstantynopola Hagia Sophia, jako muzeum, rozpoczęto procedurę, która może doprowadzić do tego, że stanie się ona ponownie… meczetem. Przymusowa laicyzacja Turcji powoli zostaje odrzucona, a islamski fundamentalizm staje się tam coraz ostrzejszy. W połączeniu z tureckim nacjonalizmem, który wrogi jest chrześcijanom z przyczyn narodowych (bo są oni zazwyczaj Ormianami albo Grekami), oznaczać to może nie tylko symboliczną zmianę, ale także kolejne problemy dla tamtejszych wiernych Jezusowi.
Po co o tym piszę? Odpowiedź jest prosta. Otóż potrzebna jest modlitwa za chrześcijan na Bliskim Wschodzie, a także świadomość, że także nasze władze mogą zajmować stanowisko w tych sprawach. Sytuacja na Bliskim Wschodzie jest na tyle niestabilna, że każdy głos się liczy.