[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Trzech o Brześciu

          Pisałem w „Tygodniku” o pokoju ryskim z 1921 r., ale trzeba też wiedzieć o pokoju brzeskim z 1918 r.
domena publiczna [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Trzech o Brześciu
domena publiczna / Podpisanie traktatu między Państwami Centralnymi a Ukraińską Republiką Ludową, Brześć 9/10 lutego 1918. Przy stole widoczni od lewej Ottokar Czernin, Richard von Kühlmann(ang.) i Wasił Radosławow.
John W. Wheeler-Bennett, Brest Litovsk w „The Forgotten Peace, March 1918” [Zapomniany pokój, marzec 1918] (New York: W.W. Norton and Company, 1971 [1938]) nazwał to wydarzenie tragikomedią. Praca ta do niedawna pozostawała standardową historią negocjacji pokojowych i ich tła; głównymi bohaterami monografii są osoby nieobecne na rokowaniach: generał Erich Ludendorff i Włodzimierz Lenin. Pierwszy chciał pokonać najpierw Rosję, a potem Zachód, dopiero zawczasu reflektując się, że Niemcy pomogli stworzyć „potwora Frankensteina”. Bolszewicki wódz przewidział, że pokój, nawet kartagiński, jest niezbędny, aby reżim bolszewicki utrzymał się u władzy.
Praca jest nierówna. Wheeler-Bennett pada ofiarą kultu Lenina. Nawet usprawiedliwia czerwonego tyrana, że nie wiedział o mordzie na carskiej rodzinie, bo była to decyzja lokalna. Nie jest to zgodne ze stanem faktycznym, bo właśnie Lenin rozkazał zamordować Romanowów, chociaż można twierdzić, że taki wtedy był liberalny akademicki konsensus na temat tej zbrodni. Historykowi nie przeszkadza za bardzo bolszewicka dyktatura, wręcz traktuje ją z podziwem: „Lenin zwrócił swoją dynamiczną i niekończącą się energię, aby rozwiązać te problemy, i być może jedynym jego aktywem była jego całkowita wolność od jakichkolwiek ograniczeń narzuconych koniecznością grania w grę zgodnie z zasadami. Ta gra, w którą on grał, nie miała reguł, a jego gwiazdą przewodnią był oportunizm dyktatorów”.
Wheeler-Bennett fałszywie twierdzi, że Ludendorf i główny sztab OKH funkcjonowały jako dyktatura Niemiec, w rzeczywistości jednak był to jeden z ważniejszych organów władz II Rzeszy wraz ze starającymi się o równoważność rządem cywilnym, parlamentem oraz Kajzerem i jego dworem. Historyk podkreśla, że „jest faktem historycznym, że generalny wzór niemiecko-rosyjskich relacji przez ostatnie dwieście lat to zmieniające się gorzkie rozwody i ciepłe pogodzenia się”. Koncentruje się na sprawach rosyjskich, a prawie zupełnie ignoruje ukraińskie, poświęcając tylko dwie strony negocjacjom z Ukraińcami.
Z pozytywów Wheeler-Bennett wnikliwie zauważa podwójną rolę negocjatorów sowieckich: jako agitatorów i dyplomatów. Bolszewicy tłumaczyli, że negocjowali jako przedstawiciele państwa czerwonego zgodnie z zachowaniem dyplomatycznych standardów. Jednak – dodawali – jednocześnie rozsiewali rewolucyjną propagandę, byli bowiem przedstawicielami prywatnej organizacji, partii bolszewickiej, która przecież nie miała nic wspólnego z sowieckim rządem. Od tej pory takie podejście do uprawiania dyplomacji stanie się paradygmatem dla Sowietów. Autor podał też ciekawostkę, że podobna formuła „ani wojna, ani pokój” została zastosowana około 2 tysięcy lat temu przez Scytów, którzy po przegranej bitwie z Grekami nie chcieli ani walczyć, ani negocjować pokoju.
Autor niestety pisał swoją monografię pod wpływem współczesnych wydarzeń pod koniec lat 30. Chciał przypomnieć sowieckim komunistom, jakim drakońskim pokojem potraktowali ich Niemcy, a więc Moskwa powinna stawiać się Berlinowi, bo walka jest lepsza.
Ostatnie słowo na temat tego pokoju to publikacja Borislava Cherneva: „Twilight of Empire” [Zmierzch imperium]: The Brest-Litovsk Conference and the Remaking of East-Central Europe, 1917-1918” (Toronto: University of Toronto Press, 2017). Jest to najnowsza, rewizjonistyczna praca dotycząca traktatu brzeskiego. Pisana w pewnym stopniu z bułgarskiej perspektywy (ale w znacznej mierze omijająca racje Imperium Osmańskiego). Chernev nie uważa pokoju w Brześciu za drakoński czy kartagiński, a jedynie odzwierciedlający twardą rzeczywistość militarnego status quo na froncie. Teza pracy brzmi: „Ta książka bada proces osiągnięcia pokoju i wynikających z tego implikacji w Europie Środkowo-Wschodniej, z naciskiem na wzajemną zależność dyplomatycznych negocjacji w Brześciu Litewskim i rozwoju sytuacji wewnętrznej [państw – uczestników]. Sugerujemy, że mimo iż układ z Brześcia Litewskiego nie utrzymał się długo, odgrywał on ważną, choć niedocenioną rolę w historii europejskiej na początku XX w., stając się punktem koncentracji pokrewnych procesów osiągania pokoju, rewolucji, imperialnego upadku oraz tworzenia państw narodowych w multietnicznych, uwikłanych przestrzeniach Europy Środkowo-Wschodniej w ciągu trwającej dekadę przemocy między 1914 a 1923 r. Opiszemy, jak ta umowa doszła do skutku i jak różnorodne implikacje Brześcia Litewskiego wzbiły się ponad dominującą dynamikę rosyjsko-niemiecką. W konsekwencji książka niniejsza proponuje, że negocjacje w Brześciu Litewskim miały głęboki wpływ, który przeżył natychmiastowy upadek terytorialnych i polityczno-gospodarczych ram ustanowionych przez dwa traktaty pokojowe po klęsce Potęg Centralnych jesienią 1918 r”.
Autor dostrzega, że bolszewicy to rewolucyjni ekstremiści, to czerwona dyktatura. Tymczasem „nawet jeszcze w zimę 1917/18 Niemcy nie były całkiem taką wojskową dyktaturą, jak się je opisuje w większości prac”.
Silne punkty „Twilight of Empire” to podkreślenie wpływu wewnętrznych spraw państwowych na politykę zagraniczną oraz uwypuklenie tego, że traktat brzeski był pierwszym tego typu poważnym dokumentem dyplomatycznym, który podkreślał wagę samostanowienia narodowego. Chernev uważa, że choć „system brzeski” wnet upadł, zdołał jednak narzucić społeczności międzynarodowej nowy paradygmat, który miał swój finał w Wersalu. W Brześciu dyskurs definitywnie zmienił się z imperialnego na narodowy. „Imperial dynasticism” został zastąpiony nacjonalizmem. Również w takim sensie (a nie tylko z powodu obecności pierwiastka komunistycznego) negocjacje brzeskie to „clash of ideologies”. Było to zderzenie starego z nowym.
Jednak podkreślmy, że Chernev ignoruje traktaty westfalskie (1648), które na zachodzie Europy wprowadziły koncepcję państwa protonarodowego, zastępując średniowieczny uniwersalizm, a zatwierdzone uprzednio w transformowanej formie w umowie augsburskiej (1555), która promowała podejście do krajów na podstawie religii ich władców (cuius regio, eius religio). Niemniej jednak faktycznie Brześć miał wpływ na Wersal, chociaż samostanowienie według wykładni wersalskiej miało być rzeczywiste oraz oparte na systemie liberalnych demokracji.
W każdym razie odwrotnie niż większość innych badaczy Chernev opisał szczegółowo negocjacje z Ukrainą, rozumiejąc ich doniosłość. Naświetlił przenikliwie wewnętrzną sytuację państw centralnych, szczególnie Austro-Węgier, i podkreślił wpływ stosunków wewnętrznych, w tym zapaści tego społeczeństwa w wojennym stresie, szczególnie powszechnego głodu (przy egoistycznej odmowie Budapesztu ulżenia doli austriackiej ludności poprzez zwiększenie dostaw węgierskiego jedzenia do metropolii i krajów cesarskich), desperackie próby Wiednia podpisania osobnego pokoju w zamian za żywność. Wszystko inne dla c.k. rządu było wtórne. Dyplomacja austriacka rozważała nawet możliwość obalenia bolszewików i zawarcia szczodrego pokoju z nowym rządem Rosji. Była nawet skłonna oddać mu Polskę (!).
Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiły się Niemcy. Mimo że do 1917 r. Berlin spodziewał się, że Polska powróci do Rosji za cenę separatystycznego pokoju, jednak rewolucja rosyjska, a szczególnie bolszewicki przewrót, zaostrzył apetyt II Rzeszy na transformację tej części świata. Niemcy chcieli nie tylko zatrzymać Polskę, ale radykalnie poszerzyć swoje granice i wpływy na Wschód. Berlin uznał w związku z tym, że ponieważ bolszewicy to zdrajcy sprawy rosyjskiej i wrogowie rosyjskiego patriotyzmu, nacjonalizmu i imperializmu, tylko Lenin z towarzyszami zgodzi się na podyktowany przez Niemców pokój maksymalnie korzystny dla wiodącego imperium koalicji państw centralnych.
Ponadto Chernev podkreśla, że traktat brzeski był w pewnym sensie „pokojem dekolonizacyjnym”. Niewiele różnił się od traktatu z Trianon (31 lipca 1921 r.), który w podobny sposób potraktował Węgry, ententa wymusiła bowiem na Budapeszcie „dekolonizację”. Zgodnie z tą koncepcją historyk również traktuje wojnę domową w Rosji jako rosyjską „war of decolonization”, termin, który ukuł Joshua Sanborn. Chernev zauważa ponadto, że „Brześć Litewski naznaczył międzynarodowy debiut podwójnej polityki zagranicznej bolszewickiej, opartej na ideologicznej wojaczkę i formalnych negocjacjach, które niesamowicie wpłynęły na rozwój stosunków międzynarodowych w trakcie krótkiego wieku XX”. Ważną informacją w świetle tego jest też to, że na przykład członek delegacji bułgarskiej Roman Avramov był podwójnym agentem bolszewickim. Zapewne informował moskiewskich towarzyszy, jak mają negocjować.
Chernev dochodzi do słusznego wniosku o „dysfunkcjonalnej naturze Poczwórnego Przymierza”. Niemcy dominowały, ale sojusznicy z zupełnym brakiem solidarności, koordynacji i wspólnej strategii starali się ugrać jak najwięcej dla siebie. Na przykład Bułgaria pchała swój „sen o Bizancjum” nie w imię imperium, ale w imię samostanowienia narodów i „zjednoczenia narodowego”. Sofia twierdziła, że chciałaby zaanektować znaczne obszary, ponieważ były one rzekomo zamieszkane przez Bułgarów. Naturalnie była to obłudna instrumentalizacja sloganów przez dyplomację bułgarską, aby zamaskować imperialne cele tego państwa. Bułgarzy też bodaj jako pierwsi zainicjowali odwoływanie się do ekspertów – profesorów, których autorytatywne wypowiedzi miały podnieść wagę żądań dyplomatów ze względu na ich prawdziwy bądź nie charakter naukowy.
Oleh S. Fedyshyn, „Germany’s Drive to the East and the Ukrainian Revolution, 1917-1918” [Kurs Niemiec na Wschód i rewolucja ukraińska, 1917-1918] (New Brunswick, NJ: Rutgers University Press, 1971) chronologicznie plasuje się między Anglikiem a Bułgarem. Historyk wymienia pięć podstawowych koncepcji politycznych Berlina. Po pierwsze, aneksję („annexationist school”) wywodzącą się z impulsu Drang nach Osten. Po drugie, rozmaite wersje projektu Mitteleuropa. Po trzecie, rozwiązanie „polskie” będące pochodną koncepcji Mitteleuropa. Po czwarte, idea Osteuropa pchająca pomysł granicznych państw zaporowych, blokujących wschodnie zagrożenie dla Niemiec (Randstaat Politik), była to też najbardziej potencjalnie proukraińska opcja. A po piąte „Russian school”, czyli tradycyjna szkoła bismarckowska dążąca do przyjaźni z Rosją i oparcia się na niej.
Żadna z nich nie była dominująca, ale władze niemieckie odnosiły się do nich zgodnie z zapotrzebowaniem. Poza tym składały się one z rozmaitych ośrodków: rządu cywilnego, sztabu wojskowego, partii politycznych, parlamentu czy dworu. A te instytucje były dodatkowo podzielone na rozmaite współzawodniczące ze sobą grupy. Przepływały wśród nich różne pomysły, które często nie miały szans przebicia się. Na przykład teoretycznie najważniejszą władzą był kajzer Wilhelm II. 13 maja 1918 r. wysłał do swojego MSZ memorandum, gdzie stwierdził, że Polska powinna być wolna, a Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina – autonomiczne. Dokument zignorowano, a władca nie wysilił się, aby wprowadzić go w życie. Podobnie nie umiano praktycznie wdrożyć planów Ludendorffa, by utrzymać Ukrainę w „permanentnej i ostrej opozycji do Polski”, chociaż polityka ta miała zaowocować szczególnie później.
Autor podkreśla „improwizację” jako główną cechę wschodniej polityki niemieckiej w czasie I wojny światowej, co ilustruje na przykład osobny ukraiński traktat w Brześciu czy całkowicie niespodziewana okupacja Donu i Doniecka. I rozwija myśl: „Ukraiński traktat w Brześciu powinien dlatego być rozumiany jako początek eksperymentu przedsięwziętego raczej niechętnie przez Niemców, a mający na celu przedłużenie wpływów i władzy Reichu na obszernych terenach Europy Wschodniej”.
Jednocześnie Fedyshyn okazuje naiwność (a właściwie przeprowadza apologię naiwności władzy ukraińskich) co do celów niemieckich na Ukrainie: „ograniczona okupacja czy pomoc wojskowa bez poważnego ograniczenia suwerenności narodowej, mimo że nie jest to bardzo częste, nie jest też bez precedensu w historii świata. Nie tylko niemieckie obietnice i gwarancje, ale również obiektywne okoliczności wojny na tym szczególnym jej etapie mogły były użyczyć pewną wiarę proklamacjom i protestom Rady”. Władze ukraińskie robiły dobrą minę do złej gry, niemieckie bajki traktując poważnie.
Jednocześnie jednak podkreślmy, że Niemcy właściwie nie dopuścili do powstania jakiegokolwiek poważnego wojska ukraińskiego pod swoim panowaniem na ziemiach ukraińskich. Na przykład po sprowadzeniu ukraińskiej dywizji zorganizowanej z jeńców wojennych armii carskiej władze niemieckie właściwie natychmiast ją rozbroiły. Wielokrotne prośby władz ukraińskich: zarówno lewicowców, jak i hetmanowców, o pozwolenie na formowanie wojska pozostawały bez echa aż do października 1918 r., kiedy było już za późno. Po klęsce Niemiec wojska niemieckie ogłosiły neutralność w wielowątkowych konfliktach na Ukrainie, w tym w zderzeniu polsko-ukraińskim.
Fedyshyn, co jest jego dużą zasługą, przywraca proporcje badań nad hetmanatem. Jednym z ważniejszych punktów spornych między Radą a hetmanatem było to, że ci pierwsi wyznawali zasadę nacjonalistyczną (z autonomią dla mniejszości) jako punkt odniesienia do budowania Ukrainy, a ci drudzy – terytorialną. Terytorium było ważniejsze niż narodowość. Ciekawe, że hetmanat rozważał możliwość posłania wojsk przeciw Polakom w listopadzie 1918 r., ale wysłani na zachód żołnierze przyłączyli się do wojsk Rady i obalili wraz z nimi hetmana Skoropadskiego.
Fedyshyn pozostawał przez długi czas bodaj najsolidniejszym autorem piszącym po angielsku i specjalizującym się w stosunkach niemiecko-ukraińskich w tym okresie i berlińskiej polityce wschodniej. Jego praca odzwierciedla pozycję liberalnego nacjonalisty ukraińskiego – zgodnie z kunsztem dostosowywania się do dominującego paradygmatu akademickiego, aby zachować skuteczność.
Według niego największymi wrogami Ukrainy i Ukraińców była Rosja i Polska. Głównie dlatego, że ukraińska elita (bojarzy) wynarodowili się. Fedyshyn nie rozróżnia między Moskwą i Rzeczpospolitą, uważa wręcz, że polonizacja była tragiczna. Dlatego właśnie „kulturalne, naukowe i polityczne życie miast ukraińskich stało się wyróżniająco cudzoziemskie (w większości rosyjskie bądź polskie, a czasami żydowskie”. Czyli wszyscy – oprócz Ukraińców –  na Ukrainie to cudzoziemcy, bez względu na to, ile setek lat tam mieszkali i bez względu na ich korzenie (e.g. rusińskie wśród dużej części polskiej szlachty).
Historyk przyznaje przy tym, że pierwszymi cudzoziemcami, w tym naukowcami i badaczami, którzy zajęli się Ukrainą, byli Niemcy. To od nich pochodzi idea rozbicia Rosji i utworzenia państwa ukraińskiego. Potem u Austriaków Galicja służyła jako Piemont ukraińskiego nacjonalizmu.
Od czasu do czasu wyskakuje antypolonizm autora, gdy – na przykład – odnosi się do „tak zwanej Polski historycznej”, nie tylko generalnie, ale w tym wypadku w odniesieniu do Chełmszczyzny. Badacz jest też bardzo krytyczny w stosunku do ziemiaństwa na Ukrainie, zarówno rosyjskiego, jak i polskiego, choć tego ostatniego bardziej.
W pewnym momencie Fedyshyn balansuje na pograniczu chamstwa czy nawet rewolucji. Komentując zjazd Związku Ziemiaństwa, szydzi, że doszedł on do skutku w cyrku: „Zjazd Związku Ziemiaństwa spotkał się, zgodnie z grafikiem, 29 kwietnia 29 [1918], bardzo właściwie, w miejscowym cyrku”. Przeszkadza mu też „hrabia Czartoryski”, przysłany przez Wiedeń na „gubernatora Kijowa”. Był to „były gubernator Tarnopola i otwarty przeciwnik ukraińskiej idei narodowej”.
Historykowi nie za bardzo podoba się też gen. Sulejman Sułkiewicz, polski Tatar z Mińszczyzny, kawalerzysta carski. Pod niemiecką kuratelą utworzył państwo na Krymie, skonfliktował się ze Skoropadskim na tym tle, a potem uciekł przed bolszewikami na Kaukaz, gdzie czerwoni w końcu go dopadli i rozstrzelali. W międzyczasie Sułkiewicz bezskutecznie apelował, aby Krym zjednoczył się w federacji z Polską.
Mniejszy problem to złe tłumaczenie, aby swoje ugrać kosztem Polaków. Na przykład według Fedyshyna nazwa „Pidlasza [Podlasie] to nazwa ukraińska, która oznacza obszar niedaleko Polski”, czyli rzekomo ukraiński. Po polsku region oznacza „pod lasem”. To drobnostka, ale charakterystyczna dla tego liberalno-nacjonalistycznego autora.
Fedyshyn tak konkluduje politykę Berlina: „ukraińskie przedsięwzięcie Reichu to był kolektywny hazard i powinno się je widzieć jako kolektywną porażkę”. Oraz: „najlepszą nazwą dla Ukrainy pod niemiecką okupacją w 1918 r. jest «satelita»”. Nic dodać, nic ująć.
Warto nadmienić, że wszyscy trzej badacze wywodzą korzenie koncepcji antybolszewickiego „cordon sanitaire” właśnie z pokoju w Brześciu, a nie z Wersalu od ententy.
 
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 7 marca 2020 r.
Intel z DC
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Ekspert TVN grozi: od czasu do czasu dziennikarz powinien oberwać 'po łbie' Wiadomości
Ekspert TVN grozi: "od czasu do czasu dziennikarz powinien oberwać 'po łbie'"

Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk opublikował na platformie "X" (dawniej "Twitter") post z linkiem do artykułu Onetu pt. "Jacek Dubois sam siedział na ławie oskarżonych. Stworzył duet z Romanem Giertychem". Natychmiast odezwali się obrońcy "mecenasa Koalicji 13 grudnia".

Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z granicy. Straż Graniczna wydała komunikat

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.

Tajemniczy wpis Tuska: Wiecie, o czym mówię z ostatniej chwili
Tajemniczy wpis Tuska: "Wiecie, o czym mówię"

Donald Tusk opublikował na platformie enigmatyczny wpis. Wielu internautów zastanawia się do czego odnosi się premier.

Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Król Karol III zrezygnował z ostatniej chwili
Trzęsienie ziemi w Pałacu Buckingham. Król Karol III zrezygnował

W ostatnim czasie brytyjskie media obiegły niepokojące doniesienia w sprawie stanu zdrowia króla Karola III. Tabloid „In Touch” donosił, że jest coraz gorzej. Monarcha musiał zrezygnować.

Tusk: Nie chcę nikogo straszyć, ale wojna nie jest już pojęciem z przeszłości z ostatniej chwili
Tusk: "Nie chcę nikogo straszyć, ale wojna nie jest już pojęciem z przeszłości"

Nie chcę nikogo straszyć, ale wojna nie jest już pojęciem z przeszłości. Jest realna, w gruncie rzeczy zaczęła się ponad dwa lata temu. To, co obecnie najbardziej niepokoi, to fakt, że możliwy jest dosłownie każdy scenariusz. Takiej sytuacji nie mieliśmy od 1945 roku – uważa szef polskiego rządu Donald Tusk.

Wojsko poderwało samoloty. Dowództwo Operacyjne wydało komunikat z ostatniej chwili
Wojsko poderwało samoloty. Dowództwo Operacyjne wydało komunikat

Dzisiejszej nocy obserwowana jest intensywna aktywność lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, związana z uderzeniami rakietowymi wykonywanymi na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy – przekazało na platformie X Dowództwo Operacyjne.

Odmrożenie cen energii. To uderzy w portfele Polaków z ostatniej chwili
Odmrożenie cen energii. To uderzy w portfele Polaków

Spółdzielnie mieszkaniowe planują od końca czerwca podwyżki opłat, przeważnie wynikające ze wzrostu cen energii elektrycznej i ciepła – informuje w piątkowym wydaniu „Rzeczpospolita”. Drogą ucieczki przed nimi może być fotowoltaika – dodaje.

Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych z ostatniej chwili
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych

47-letnia Polka jest jedną z ofiar śmiertelnych wypadku autobusowego, do którego doszło w środę na autostradzie A9 w pobliżu Lipska na wschodzie Niemiec. Policja przekazała w czwartek informacje na temat tożsamości trzech spośród czterech osób zabitych w wypadku.

Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka. Jest reakcja wiceministra.

Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii z ostatniej chwili
Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii - powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ostrzegł, że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może "przyjść do Europy".

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Trzech o Brześciu

          Pisałem w „Tygodniku” o pokoju ryskim z 1921 r., ale trzeba też wiedzieć o pokoju brzeskim z 1918 r.
domena publiczna [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Trzech o Brześciu
domena publiczna / Podpisanie traktatu między Państwami Centralnymi a Ukraińską Republiką Ludową, Brześć 9/10 lutego 1918. Przy stole widoczni od lewej Ottokar Czernin, Richard von Kühlmann(ang.) i Wasił Radosławow.
John W. Wheeler-Bennett, Brest Litovsk w „The Forgotten Peace, March 1918” [Zapomniany pokój, marzec 1918] (New York: W.W. Norton and Company, 1971 [1938]) nazwał to wydarzenie tragikomedią. Praca ta do niedawna pozostawała standardową historią negocjacji pokojowych i ich tła; głównymi bohaterami monografii są osoby nieobecne na rokowaniach: generał Erich Ludendorff i Włodzimierz Lenin. Pierwszy chciał pokonać najpierw Rosję, a potem Zachód, dopiero zawczasu reflektując się, że Niemcy pomogli stworzyć „potwora Frankensteina”. Bolszewicki wódz przewidział, że pokój, nawet kartagiński, jest niezbędny, aby reżim bolszewicki utrzymał się u władzy.
Praca jest nierówna. Wheeler-Bennett pada ofiarą kultu Lenina. Nawet usprawiedliwia czerwonego tyrana, że nie wiedział o mordzie na carskiej rodzinie, bo była to decyzja lokalna. Nie jest to zgodne ze stanem faktycznym, bo właśnie Lenin rozkazał zamordować Romanowów, chociaż można twierdzić, że taki wtedy był liberalny akademicki konsensus na temat tej zbrodni. Historykowi nie przeszkadza za bardzo bolszewicka dyktatura, wręcz traktuje ją z podziwem: „Lenin zwrócił swoją dynamiczną i niekończącą się energię, aby rozwiązać te problemy, i być może jedynym jego aktywem była jego całkowita wolność od jakichkolwiek ograniczeń narzuconych koniecznością grania w grę zgodnie z zasadami. Ta gra, w którą on grał, nie miała reguł, a jego gwiazdą przewodnią był oportunizm dyktatorów”.
Wheeler-Bennett fałszywie twierdzi, że Ludendorf i główny sztab OKH funkcjonowały jako dyktatura Niemiec, w rzeczywistości jednak był to jeden z ważniejszych organów władz II Rzeszy wraz ze starającymi się o równoważność rządem cywilnym, parlamentem oraz Kajzerem i jego dworem. Historyk podkreśla, że „jest faktem historycznym, że generalny wzór niemiecko-rosyjskich relacji przez ostatnie dwieście lat to zmieniające się gorzkie rozwody i ciepłe pogodzenia się”. Koncentruje się na sprawach rosyjskich, a prawie zupełnie ignoruje ukraińskie, poświęcając tylko dwie strony negocjacjom z Ukraińcami.
Z pozytywów Wheeler-Bennett wnikliwie zauważa podwójną rolę negocjatorów sowieckich: jako agitatorów i dyplomatów. Bolszewicy tłumaczyli, że negocjowali jako przedstawiciele państwa czerwonego zgodnie z zachowaniem dyplomatycznych standardów. Jednak – dodawali – jednocześnie rozsiewali rewolucyjną propagandę, byli bowiem przedstawicielami prywatnej organizacji, partii bolszewickiej, która przecież nie miała nic wspólnego z sowieckim rządem. Od tej pory takie podejście do uprawiania dyplomacji stanie się paradygmatem dla Sowietów. Autor podał też ciekawostkę, że podobna formuła „ani wojna, ani pokój” została zastosowana około 2 tysięcy lat temu przez Scytów, którzy po przegranej bitwie z Grekami nie chcieli ani walczyć, ani negocjować pokoju.
Autor niestety pisał swoją monografię pod wpływem współczesnych wydarzeń pod koniec lat 30. Chciał przypomnieć sowieckim komunistom, jakim drakońskim pokojem potraktowali ich Niemcy, a więc Moskwa powinna stawiać się Berlinowi, bo walka jest lepsza.
Ostatnie słowo na temat tego pokoju to publikacja Borislava Cherneva: „Twilight of Empire” [Zmierzch imperium]: The Brest-Litovsk Conference and the Remaking of East-Central Europe, 1917-1918” (Toronto: University of Toronto Press, 2017). Jest to najnowsza, rewizjonistyczna praca dotycząca traktatu brzeskiego. Pisana w pewnym stopniu z bułgarskiej perspektywy (ale w znacznej mierze omijająca racje Imperium Osmańskiego). Chernev nie uważa pokoju w Brześciu za drakoński czy kartagiński, a jedynie odzwierciedlający twardą rzeczywistość militarnego status quo na froncie. Teza pracy brzmi: „Ta książka bada proces osiągnięcia pokoju i wynikających z tego implikacji w Europie Środkowo-Wschodniej, z naciskiem na wzajemną zależność dyplomatycznych negocjacji w Brześciu Litewskim i rozwoju sytuacji wewnętrznej [państw – uczestników]. Sugerujemy, że mimo iż układ z Brześcia Litewskiego nie utrzymał się długo, odgrywał on ważną, choć niedocenioną rolę w historii europejskiej na początku XX w., stając się punktem koncentracji pokrewnych procesów osiągania pokoju, rewolucji, imperialnego upadku oraz tworzenia państw narodowych w multietnicznych, uwikłanych przestrzeniach Europy Środkowo-Wschodniej w ciągu trwającej dekadę przemocy między 1914 a 1923 r. Opiszemy, jak ta umowa doszła do skutku i jak różnorodne implikacje Brześcia Litewskiego wzbiły się ponad dominującą dynamikę rosyjsko-niemiecką. W konsekwencji książka niniejsza proponuje, że negocjacje w Brześciu Litewskim miały głęboki wpływ, który przeżył natychmiastowy upadek terytorialnych i polityczno-gospodarczych ram ustanowionych przez dwa traktaty pokojowe po klęsce Potęg Centralnych jesienią 1918 r”.
Autor dostrzega, że bolszewicy to rewolucyjni ekstremiści, to czerwona dyktatura. Tymczasem „nawet jeszcze w zimę 1917/18 Niemcy nie były całkiem taką wojskową dyktaturą, jak się je opisuje w większości prac”.
Silne punkty „Twilight of Empire” to podkreślenie wpływu wewnętrznych spraw państwowych na politykę zagraniczną oraz uwypuklenie tego, że traktat brzeski był pierwszym tego typu poważnym dokumentem dyplomatycznym, który podkreślał wagę samostanowienia narodowego. Chernev uważa, że choć „system brzeski” wnet upadł, zdołał jednak narzucić społeczności międzynarodowej nowy paradygmat, który miał swój finał w Wersalu. W Brześciu dyskurs definitywnie zmienił się z imperialnego na narodowy. „Imperial dynasticism” został zastąpiony nacjonalizmem. Również w takim sensie (a nie tylko z powodu obecności pierwiastka komunistycznego) negocjacje brzeskie to „clash of ideologies”. Było to zderzenie starego z nowym.
Jednak podkreślmy, że Chernev ignoruje traktaty westfalskie (1648), które na zachodzie Europy wprowadziły koncepcję państwa protonarodowego, zastępując średniowieczny uniwersalizm, a zatwierdzone uprzednio w transformowanej formie w umowie augsburskiej (1555), która promowała podejście do krajów na podstawie religii ich władców (cuius regio, eius religio). Niemniej jednak faktycznie Brześć miał wpływ na Wersal, chociaż samostanowienie według wykładni wersalskiej miało być rzeczywiste oraz oparte na systemie liberalnych demokracji.
W każdym razie odwrotnie niż większość innych badaczy Chernev opisał szczegółowo negocjacje z Ukrainą, rozumiejąc ich doniosłość. Naświetlił przenikliwie wewnętrzną sytuację państw centralnych, szczególnie Austro-Węgier, i podkreślił wpływ stosunków wewnętrznych, w tym zapaści tego społeczeństwa w wojennym stresie, szczególnie powszechnego głodu (przy egoistycznej odmowie Budapesztu ulżenia doli austriackiej ludności poprzez zwiększenie dostaw węgierskiego jedzenia do metropolii i krajów cesarskich), desperackie próby Wiednia podpisania osobnego pokoju w zamian za żywność. Wszystko inne dla c.k. rządu było wtórne. Dyplomacja austriacka rozważała nawet możliwość obalenia bolszewików i zawarcia szczodrego pokoju z nowym rządem Rosji. Była nawet skłonna oddać mu Polskę (!).
Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiły się Niemcy. Mimo że do 1917 r. Berlin spodziewał się, że Polska powróci do Rosji za cenę separatystycznego pokoju, jednak rewolucja rosyjska, a szczególnie bolszewicki przewrót, zaostrzył apetyt II Rzeszy na transformację tej części świata. Niemcy chcieli nie tylko zatrzymać Polskę, ale radykalnie poszerzyć swoje granice i wpływy na Wschód. Berlin uznał w związku z tym, że ponieważ bolszewicy to zdrajcy sprawy rosyjskiej i wrogowie rosyjskiego patriotyzmu, nacjonalizmu i imperializmu, tylko Lenin z towarzyszami zgodzi się na podyktowany przez Niemców pokój maksymalnie korzystny dla wiodącego imperium koalicji państw centralnych.
Ponadto Chernev podkreśla, że traktat brzeski był w pewnym sensie „pokojem dekolonizacyjnym”. Niewiele różnił się od traktatu z Trianon (31 lipca 1921 r.), który w podobny sposób potraktował Węgry, ententa wymusiła bowiem na Budapeszcie „dekolonizację”. Zgodnie z tą koncepcją historyk również traktuje wojnę domową w Rosji jako rosyjską „war of decolonization”, termin, który ukuł Joshua Sanborn. Chernev zauważa ponadto, że „Brześć Litewski naznaczył międzynarodowy debiut podwójnej polityki zagranicznej bolszewickiej, opartej na ideologicznej wojaczkę i formalnych negocjacjach, które niesamowicie wpłynęły na rozwój stosunków międzynarodowych w trakcie krótkiego wieku XX”. Ważną informacją w świetle tego jest też to, że na przykład członek delegacji bułgarskiej Roman Avramov był podwójnym agentem bolszewickim. Zapewne informował moskiewskich towarzyszy, jak mają negocjować.
Chernev dochodzi do słusznego wniosku o „dysfunkcjonalnej naturze Poczwórnego Przymierza”. Niemcy dominowały, ale sojusznicy z zupełnym brakiem solidarności, koordynacji i wspólnej strategii starali się ugrać jak najwięcej dla siebie. Na przykład Bułgaria pchała swój „sen o Bizancjum” nie w imię imperium, ale w imię samostanowienia narodów i „zjednoczenia narodowego”. Sofia twierdziła, że chciałaby zaanektować znaczne obszary, ponieważ były one rzekomo zamieszkane przez Bułgarów. Naturalnie była to obłudna instrumentalizacja sloganów przez dyplomację bułgarską, aby zamaskować imperialne cele tego państwa. Bułgarzy też bodaj jako pierwsi zainicjowali odwoływanie się do ekspertów – profesorów, których autorytatywne wypowiedzi miały podnieść wagę żądań dyplomatów ze względu na ich prawdziwy bądź nie charakter naukowy.
Oleh S. Fedyshyn, „Germany’s Drive to the East and the Ukrainian Revolution, 1917-1918” [Kurs Niemiec na Wschód i rewolucja ukraińska, 1917-1918] (New Brunswick, NJ: Rutgers University Press, 1971) chronologicznie plasuje się między Anglikiem a Bułgarem. Historyk wymienia pięć podstawowych koncepcji politycznych Berlina. Po pierwsze, aneksję („annexationist school”) wywodzącą się z impulsu Drang nach Osten. Po drugie, rozmaite wersje projektu Mitteleuropa. Po trzecie, rozwiązanie „polskie” będące pochodną koncepcji Mitteleuropa. Po czwarte, idea Osteuropa pchająca pomysł granicznych państw zaporowych, blokujących wschodnie zagrożenie dla Niemiec (Randstaat Politik), była to też najbardziej potencjalnie proukraińska opcja. A po piąte „Russian school”, czyli tradycyjna szkoła bismarckowska dążąca do przyjaźni z Rosją i oparcia się na niej.
Żadna z nich nie była dominująca, ale władze niemieckie odnosiły się do nich zgodnie z zapotrzebowaniem. Poza tym składały się one z rozmaitych ośrodków: rządu cywilnego, sztabu wojskowego, partii politycznych, parlamentu czy dworu. A te instytucje były dodatkowo podzielone na rozmaite współzawodniczące ze sobą grupy. Przepływały wśród nich różne pomysły, które często nie miały szans przebicia się. Na przykład teoretycznie najważniejszą władzą był kajzer Wilhelm II. 13 maja 1918 r. wysłał do swojego MSZ memorandum, gdzie stwierdził, że Polska powinna być wolna, a Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina – autonomiczne. Dokument zignorowano, a władca nie wysilił się, aby wprowadzić go w życie. Podobnie nie umiano praktycznie wdrożyć planów Ludendorffa, by utrzymać Ukrainę w „permanentnej i ostrej opozycji do Polski”, chociaż polityka ta miała zaowocować szczególnie później.
Autor podkreśla „improwizację” jako główną cechę wschodniej polityki niemieckiej w czasie I wojny światowej, co ilustruje na przykład osobny ukraiński traktat w Brześciu czy całkowicie niespodziewana okupacja Donu i Doniecka. I rozwija myśl: „Ukraiński traktat w Brześciu powinien dlatego być rozumiany jako początek eksperymentu przedsięwziętego raczej niechętnie przez Niemców, a mający na celu przedłużenie wpływów i władzy Reichu na obszernych terenach Europy Wschodniej”.
Jednocześnie Fedyshyn okazuje naiwność (a właściwie przeprowadza apologię naiwności władzy ukraińskich) co do celów niemieckich na Ukrainie: „ograniczona okupacja czy pomoc wojskowa bez poważnego ograniczenia suwerenności narodowej, mimo że nie jest to bardzo częste, nie jest też bez precedensu w historii świata. Nie tylko niemieckie obietnice i gwarancje, ale również obiektywne okoliczności wojny na tym szczególnym jej etapie mogły były użyczyć pewną wiarę proklamacjom i protestom Rady”. Władze ukraińskie robiły dobrą minę do złej gry, niemieckie bajki traktując poważnie.
Jednocześnie jednak podkreślmy, że Niemcy właściwie nie dopuścili do powstania jakiegokolwiek poważnego wojska ukraińskiego pod swoim panowaniem na ziemiach ukraińskich. Na przykład po sprowadzeniu ukraińskiej dywizji zorganizowanej z jeńców wojennych armii carskiej władze niemieckie właściwie natychmiast ją rozbroiły. Wielokrotne prośby władz ukraińskich: zarówno lewicowców, jak i hetmanowców, o pozwolenie na formowanie wojska pozostawały bez echa aż do października 1918 r., kiedy było już za późno. Po klęsce Niemiec wojska niemieckie ogłosiły neutralność w wielowątkowych konfliktach na Ukrainie, w tym w zderzeniu polsko-ukraińskim.
Fedyshyn, co jest jego dużą zasługą, przywraca proporcje badań nad hetmanatem. Jednym z ważniejszych punktów spornych między Radą a hetmanatem było to, że ci pierwsi wyznawali zasadę nacjonalistyczną (z autonomią dla mniejszości) jako punkt odniesienia do budowania Ukrainy, a ci drudzy – terytorialną. Terytorium było ważniejsze niż narodowość. Ciekawe, że hetmanat rozważał możliwość posłania wojsk przeciw Polakom w listopadzie 1918 r., ale wysłani na zachód żołnierze przyłączyli się do wojsk Rady i obalili wraz z nimi hetmana Skoropadskiego.
Fedyshyn pozostawał przez długi czas bodaj najsolidniejszym autorem piszącym po angielsku i specjalizującym się w stosunkach niemiecko-ukraińskich w tym okresie i berlińskiej polityce wschodniej. Jego praca odzwierciedla pozycję liberalnego nacjonalisty ukraińskiego – zgodnie z kunsztem dostosowywania się do dominującego paradygmatu akademickiego, aby zachować skuteczność.
Według niego największymi wrogami Ukrainy i Ukraińców była Rosja i Polska. Głównie dlatego, że ukraińska elita (bojarzy) wynarodowili się. Fedyshyn nie rozróżnia między Moskwą i Rzeczpospolitą, uważa wręcz, że polonizacja była tragiczna. Dlatego właśnie „kulturalne, naukowe i polityczne życie miast ukraińskich stało się wyróżniająco cudzoziemskie (w większości rosyjskie bądź polskie, a czasami żydowskie”. Czyli wszyscy – oprócz Ukraińców –  na Ukrainie to cudzoziemcy, bez względu na to, ile setek lat tam mieszkali i bez względu na ich korzenie (e.g. rusińskie wśród dużej części polskiej szlachty).
Historyk przyznaje przy tym, że pierwszymi cudzoziemcami, w tym naukowcami i badaczami, którzy zajęli się Ukrainą, byli Niemcy. To od nich pochodzi idea rozbicia Rosji i utworzenia państwa ukraińskiego. Potem u Austriaków Galicja służyła jako Piemont ukraińskiego nacjonalizmu.
Od czasu do czasu wyskakuje antypolonizm autora, gdy – na przykład – odnosi się do „tak zwanej Polski historycznej”, nie tylko generalnie, ale w tym wypadku w odniesieniu do Chełmszczyzny. Badacz jest też bardzo krytyczny w stosunku do ziemiaństwa na Ukrainie, zarówno rosyjskiego, jak i polskiego, choć tego ostatniego bardziej.
W pewnym momencie Fedyshyn balansuje na pograniczu chamstwa czy nawet rewolucji. Komentując zjazd Związku Ziemiaństwa, szydzi, że doszedł on do skutku w cyrku: „Zjazd Związku Ziemiaństwa spotkał się, zgodnie z grafikiem, 29 kwietnia 29 [1918], bardzo właściwie, w miejscowym cyrku”. Przeszkadza mu też „hrabia Czartoryski”, przysłany przez Wiedeń na „gubernatora Kijowa”. Był to „były gubernator Tarnopola i otwarty przeciwnik ukraińskiej idei narodowej”.
Historykowi nie za bardzo podoba się też gen. Sulejman Sułkiewicz, polski Tatar z Mińszczyzny, kawalerzysta carski. Pod niemiecką kuratelą utworzył państwo na Krymie, skonfliktował się ze Skoropadskim na tym tle, a potem uciekł przed bolszewikami na Kaukaz, gdzie czerwoni w końcu go dopadli i rozstrzelali. W międzyczasie Sułkiewicz bezskutecznie apelował, aby Krym zjednoczył się w federacji z Polską.
Mniejszy problem to złe tłumaczenie, aby swoje ugrać kosztem Polaków. Na przykład według Fedyshyna nazwa „Pidlasza [Podlasie] to nazwa ukraińska, która oznacza obszar niedaleko Polski”, czyli rzekomo ukraiński. Po polsku region oznacza „pod lasem”. To drobnostka, ale charakterystyczna dla tego liberalno-nacjonalistycznego autora.
Fedyshyn tak konkluduje politykę Berlina: „ukraińskie przedsięwzięcie Reichu to był kolektywny hazard i powinno się je widzieć jako kolektywną porażkę”. Oraz: „najlepszą nazwą dla Ukrainy pod niemiecką okupacją w 1918 r. jest «satelita»”. Nic dodać, nic ująć.
Warto nadmienić, że wszyscy trzej badacze wywodzą korzenie koncepcji antybolszewickiego „cordon sanitaire” właśnie z pokoju w Brześciu, a nie z Wersalu od ententy.
 
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 7 marca 2020 r.
Intel z DC
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe