[Tylko u nas] Osiński: Niemcy nie potrafią zrozumieć specyficznego stosunku Polaków do swoich pisarzy

14 października przypada 155. rocznica urodzin Stefana Żeromskiego. Dobra okazja, aby sprostować kilka nieścisłych informacji o tym wybitnym polskim prozaiku.
 [Tylko u nas] Osiński: Niemcy nie potrafią zrozumieć specyficznego stosunku Polaków do swoich pisarzy
/ Eligiusz Niewiadomski Wikipedia domena publiczna
Niemieccy publicyści już zawsze się dziwili, dlaczego Polacy grzebią swoich pisarzy jak królów. Gdy w listopadzie 1925 r. zmarł prozaik Stefan Żeromski, w jego pogrzebie uczestniczyły setki tysięcy ludzi, z których prawdopodobnie wielu nawet nie przeczytało jednej z jego książek. Stołeczne ulice, którymi przetaczał się kondukt żałobny, były oblegane zarówno przez mieszkańców Warszawy, jak i niezliczone tłumy z pobliskich wsi. Finalnym akordem wieńczącym uroczystości pogrzebowe były gromkie brawa młodzieży, którym Żeromski objawił się jako przyjaciel polskiego harcerstwa. Dlaczego oni wszyscy przyszli? Chcieli jedynie doznać dojmujących wrażeń, zobaczyć imponujące widowisko? Nikt im nie kazał przyjść. Nie bacząc na trzaskający mróz, przybyli z różnych stron kraju, by oddać mu ostatni hołd. Naród polski już zawsze potrzebował żywych symboli swoich pragnień, co dla Zachodu było częstym zaskoczeniem. Niemcy i Francuzi nie potrafili zrozumieć, czemu funkcja naszych pisarzy nagminnie wykraczała poza to, co artystyczne, dlaczego Polacy przypisywali swoim twórcom bez mała religijny autorytet.
 
Dobitnym przykładem tego ideału był właśnie Żeromski, w którego biografii pobrzmiewa synteza sztuki i życia, ducha i czynu. W listopadzie 1925 r. Polska żegnała więc człowieka, który był nie tylko znakomitym (a zdaniem niektórych krytyków wybitniejszym niż Sienkiewicz i Reymont) pisarzem, ale też nieugiętym patriotą, walczącym o niepodległość. Znamienne zresztą, że autor "Popiołów" odbierał swojego czasu laury, jakich doznali być może jedynie Mickiewicz i Słowacki, mimo że nigdy nie pisywał wierszy. A jednak podobnie jak oni był bardem oddanym sprawie narodowej, ale także trzeźwym analitykiem politycznej rzeczywistości. Nie był Żeromski bynajmniej odrealnionym straceńcem ze skłonnościami do impulsywnych zrywów. Przeciwnie - tam, gdzie nie musiał się liczyć z politycznymi reperkusjami nadmiernej szczerości, otwarcie kwestionował sens polskich powstań, które według niego były nieudolnie prowadzone lub oparte na naiwnych rachubach.
 
W tej ocenie poglądy pisarza nie odbiegały zbyt daleko od zapatrywań jego przyjaciela i rówieśnika Romana Dmowskiego. Żeromski zakładał, jakoby jedyną drogą wiodącą ku wymarzonej niepodległości była przede wszystkim mozolna praca. Żmudna, lecz pokrzepiająca działalność na rzecz budowania polskich instytucji i samorządów. Jeżeli po paśmie stłumionych buntów Polska nie pojawiła się na mapie, to według niego wniosek prosty i narzucający się, który każdy Polak winien był niechybnie wyciągnąć, był taki, że należy podążać mniej spektakularną, ale za to skuteczniejszą ścieżką.
 
W swojej publicystyce Żeromski nawoływał przeto do uruchomienia obywatelskich poczynań, nakierowanych przez formację, która skupiłaby w jednym nurcie starania wszystkich warstw społecznych. Wbrew kłamliwym oskarżeniom, ukutym przez jego wrogów i rzucanym szczególnie zajadle po ukazaniu się w 1924 r. "Przedwiośnia" oraz pro 1945 r. w PRL, Żeromski nigdy nie zrezygnował ze swoich postulatów. Kluczem do niepodległości było nadrobienie zapóźnień cywilizacyjnych oraz wydobycie mas chłopskich z powszechnej degrengolady.
 
Toteż polscy chłopi i robotnicy byli przekonani, że odkryli w Żeromskim swojego rzecznika i obrońcę, zachęcającego ich do wzmożenia patriotycznych starań. Tyle że pociągnęło to za sobą pasmo nieporozumień. Jednym z najczęściej podnoszonych przez Endecję zarzutów, z którą Żeromski zawsze sympatyzował, była jego rzekoma skłonność do komunizmu. Nic bardziej mylnego. Gorzej, że wbrew jego zamierzeniom nieprzychylna prasa w Polsce utorowała "Przedwiośniu" triumfalną drogę w ZSRR, gdzie zaczęto fetować Żeromskiego jako zaangażowanego w odpowiednią sprawę "inżyniera dusz".
 
Niektóre fragmenty jego schyłkowej publicystyki nie pozostawiają wątpliwości, że swoją mimowolną popularność w Moskwie pisarz odebrał bardzo źle. Ale niestety takiego zdołano go zaimplementować w umysłach kilku pokoleń Polaków. W PRL licealiści karmieni byli narracją, jakoby Żeromski pisał o "uświadomionych" przywódcach proletariatu. Pojawiał się w "naukowych" wypracowaniach, wysławiających "klasę postępową".
 
Symbolem tej propagandy stała się szerzona przez nią wiara, jakoby Cezary Baryka, główny bohater "Przedwiośnia", wzywał przed Belwederem do "rewolucji". Ta wymowna ostatnia scena, dopełniająca niejako publicystyczny dorobek Żeromskiego, utrwaliła rażące uproszczeniem stereotypy, oparte na natrętnym powtarzaniu sugestii o zakamuflowanym "piewcy ruchu komunistycznego", przytaczanych czasem jeszcze dziś z zaskakującą zgodnością przez poróżnionych w wielu innych kwestiach przedstawicieli lewicy. Socjalistyczni brązownicy (i niestety poniekąd koledzy z obozu Endecji) nie orientowali się w polifonicznej strukturze utworu, który przecież właśnie ostrzegał przed bolszewizmem. 
 
Dotykamy tu istotnej przyczyny nieporozumień dotyczących osoby i spuścizny Żeromskiego. W centrum jego zainteresowań publicystycznych znalazła się wprawdzie problematyka robotników i chłopstwa, co pozwalało zbliżyć pisarza do poglądów socjalistycznych. Tyle że Żeromski był zwolennikiem filozofii "pracy organicznej" wyznawanej przez ideologów Endecji, według których Polskę opleść winna była sieć pozarządowych organizacji, wywierających stopniowy nacisk gwoli budowy nowoczesnej Polski. Dlatego wbrew potocznemu stereotypowi, każącemu sytuować Żeromskiego i Dmowskiego na przeciwstawnych krańcach współczesnej projekcji epoki, w której przyszło im działać, ich poglądy wcale się nie różnią.
 
Natomiast złudzeń co do kulturowej przepaści między Ruchem Narodowym a bolszewizmem, Żeromski nie żywił żadnych. Nie miejsce tu, by w pełni wykazać fałszywość wszystkich uprzedzeń, na gromadzeniu których pozostający w łasce lewicy naukowcy strawili mnóstwo czasu, usiłując nam unaocznić socjalistyczne zapędy autora "Ludzi bezdomnych".
 
Zresztą już lata dzieciństwa Żeromskiego, naznaczone biedą i utratą obu rodziców, wyleczyły go ze wszystkich złudzeń. W Kielcach przyszły pisarz doświadczył na własnej skórze straszliwe metody rusyfikacji. Obiegowa opinia, jakoby jego twórczość diarystyczna z tego okresu (1882-1891) nie posiadała wartości, została ukuta przez niestrudzonych wyznawców socrealizmu. Tymczasem "Dzienniki" stanowią jedną z najciekawszych relacji naocznego świadka rozbiorowej rzeczywistości, będąc zarazem świadectwem pokolenia młodych Polaków urodzonych po 1863 r. Żeromski dorastał w okresie najgłębszej depresji.
 
Nadzieje związane ze zrywami patriotycznymi zostały ostatecznie zduszone w zarodku, z kolei miary klęski militarnej dopełniał fakt, że powstańcom nie udało się pociągnąć za sobą chłopów, gromadnie współpracujących z carskimi władzami. Trauma odrzucenia patriotycznych dążeń przez własne społeczeństwo przerodziła się u wielu Polaków w bierność. Nie dotyczyło to jednak Żeromskiego, który działał w kołach tajnego Związku Młodzieży Polskiej. Głównym celem nielegalnego ugrupowania było odbudowanie państwa polskiego w przedrozbiorowych granicach. To wówczas ukształtowały się w świadomości młodego diarysty poglądy tożsame z wizją Zygmunta Balickiego.
 
Celem nadrzędnym miała być niepodległa Polska, przy czym całą nadzieję wiązano ze zubożałą ludnością wiejską, która miała się stać świadomym i zaradnym społeczeństwem. Swoje opinie Żeromski przedstawiał na łamach stołecznych pism, jakkolwiek zawarte w jego ówczesnej publicystyce myśli, zbieżne z postulatami Ligi Polskiej, powracać będą potem w najróżniejszych emanacjach w niemalże wszystkich utworach.
 
Z Dmowskim autor "Popiółow" zetknął się po raz pierwszy w Szwajcarii, gdzie w 1892 r. objął posadę bibliotekarza w Muzeum Polskim w Rapperswilu. Żeromski był wtedy już dobrze zapowiadającym się prozaikiem, acz jeszcze dalekim od literackich laurów, które miały nań spłynąć w przededniu II RP. Ten czteroletni pobyt pozwolił mu nie tylko poznać całą spuściznę ideową Wielkiej Emigracji, ale też zapoznać się z różnymi ruchami niepodległościowymi i wyostrzyć swoje poglądy. 28-letni pisarz wchłaniał wtedy różne polityczne inspiracje, które dążyły wspólnie do jednego zasadniczego celu - wciągnięcia Polaków w nurt powstańczych wysiłków i przekroczenia ideą polskiej niepodległości międzyklasowe przepaście.
 
Żeromski uczestniczył także w życiu zuryskiej Polonii, gdzie otarł się m.in. o Różę Luksemburg i Juliana Marchlewskiego, którzy niestety nigdy nie wysiedli z "czerwonego tramwaju". Lecz to czołowi ideolodzy Narodowej Demokracji mieli wpłynąć na kształtującą się dopiero świadomość polityczną młodego pisarza, przede wszystkim zaś jego kolega po piórze Zygmunt Wasilewski, który podobnie jak on odrzucał bzdurne wykwity międzynarodowej komuny. Wbrew całym cysternom pomyj, jakie miano w okresie międzywojennym jeszcze wylać na Żeromskiego po ukazaniu się "Przedwiośnia", był on więc całkowicie wolny od rusofilii.
 
W pierwszych latach XX w. Żeromski potrafił już połączyć swoją literacką płodność z żarliwym patriotyzmem, przekuwając go w czyny. W Zakopanem, gdzie często przebywał borykając się z problemami zdrowotnymi, włączył się czynnie w życie polityczne. Podczas I WŚ był prezesem Organizacji Narodowej w tym mieście, które 30. października 1918 r. oficjalnie zrzuciło jarzmo austriackiej niewoli. Dzień później powstał organ kierowniczy niepodległej polskiej "Rzeczypospolitej Zakopiańskiej". Żeromski pełnił przez kilka tygodni urząd prezydenta nowo powołanej republiki.
 

"Zaprzysiągłem uroczyście wojsko, policję, szpiclów, gminę, pocztę i telegraf na wierność nowemu Państwu, a nawet prowadziłem wojnę o odzyskanie wsi Głodówki i Sucha Góra od inwazji czeskiej. Mile wspominam te moje przewagi wojenne i dyktatorskie, gdyż zawierają morze wesela"

 
- wspominał po latach pisarz w liście do Tadeusza Łopalewskiego.
 
Pod koniec listopada 1918 r. Rzeczpospolita Zakopiańska przestała istnieć, ale jej chwilowość nie zmienia istoty sprawy, że pod Tatrami powstał pod kuratelą Endecji pierwszy skrawek wolnej Polski. Sam fakt, iż Żeromski stanął na czele tejże małej republiki jest tylko jednym z wielu dowodzących, że znany pisarz głosił w odniesieniu do socjalizmu zupełnie inne poglądy, niż urabiali mu autorzy obowiązujących czasem jeszcze do dziś podręczników dla studentów polonistyki.
 
W wieku 54 lat pisarz z radością doczekał się niepodległej Polski. Do głosu doszło nowe pokolenie, które uwierzyło, że odzyskana wolność uwolni literaturę od tematyki politycznej. Ministrowie, posłowie i generałowie znów reprezentowali wolę narodu, w związku z czym początkowo wydawało się, iż rola pisarza w życiu publicznym była mniejsza. Poeci jak Julian Tuwim i jego równieśnicy recytowali w kawiarniach wysmakowane wiersze, stanowiąc niejako rozrywkę dla wąskiej elity intelektualnej. Polska literatura, wierząca zrazu, że w II RP odejdzie od problemów narodu, musiała jednak niebawem powtórnie wypełnić swój moralny obowiązek.
 
Toteż teksty Żeromskiego z 1920 r. były już podyktowane rozpaczą i rozczarowaniem. Dojrzały i wyczulony na zewnętrzne zagrożenia publicysta zaczął ostrzegawczo podnosić głos. Konflikty na Śląsku i Mazurach nie uległy zniwelowaniu i kazały przypuszczać, że przez dwa lata nie zdołano skonsolidować zachodnich granic. Żeromski nie mógł też powstrzymać się od myśli, że deklaracje bolszewików były oczywistym kamuflażem szykowanej z zimnym namysłem agresji. Miał więc trudności, by wykrzesać z siebie dobre poczucie humoru, o które apelowali "pikadorczycy".
 
Gdy podczas wojny polsko-bolszewickiej przebywał jako reporter na pierwszej linii frontu, narastało w nim przekonanie, że ewentualne zwycięstwo "czerwonej zarazy" byłoby dla Polski nieodwołalnym wyrokiem zagłady. Z "pożytecznymi idiotami" pokroju Dzierżyńskiego pisarz rozliczał się zatem jak najsurowiej.
 

"Imię i nazwisko [Dzierżyńskiego], wymówione w mej obecności, sprawia na mnie obmierzłe wrażenie duszności i jakby torsji"

 
- wyznał Żeromski w swoim znakomitym publicystycznym szkicu "Na probostwie w Wyszkowie".
 
Po uwieńczonej wiktorią Bitwie Warszawskiej pisarz nie zerwał z polityką. Zwrócił się tym samym ku problematyce pomorskiej i kaszubskiej, zauważywszy niemiecki apetyt na odzyskane przez Polskę morze. W 1920 r. Żeromski po raz pierwszy udał się do Orłowa, a na urokliwe polskie plaże przyjeżdżał odtąd już co roku, aż do swojej śmierci w 1925 r.
 
Wspierał na Pomorzu liczne inicjatywy oraz plebiscyty, przewodnicząc także Towarzystwu Przyjaciół Pomorza i opisując w prasie budowę portu w Gdyni. W swojej "trylogii nadmorskiej" autor po mistrzowsku przedstawił piękno polskiej pomorskiej przyrody. Przypomnijmy, że zabory zakłócały w znacznym stopniu rozkwit literatury morskiej, gdyż polskie środowiska literackie skupiały się raczej na Kongresówce i Galicji. Dlatego szczególnie "Wiatr od morza" ma dla naszej literatury przełomowe znaczenie.
 
W tym świetle kolejne seanse nienawiści, wyrządzane Żeromskiemu również poza granicami kraju, były  skrajnie niesprawiedliwe. W Republice Weimarskiej "Wiatr od morza" spotkał się z miażdżącą krytyką niemieckich recenzentów, zarzucających autorowi germanofobię. Niesłusznie, bo mimo pełnej resentymentów polityki Niemiec, niepozwalającej ze spokojem patrzeć w przyszłość, Żeromski wielokrotnie deklarował swoją chęć do pojedniania i współpracy.
 
Podobnie jak później w przypadku "Przedwiośnia", krytycy okazali się umysłową odpornością na zrozumienie wielogłosowej kompozycji i impresjonistycznych niedomówień we "Wietrze od morza". Odbiór jego książek w Niemczech nie byłby może nawet wart wzmianki, gdyby nie fakt, że rozpętana w Berlinie nagonka przekreśliła mu szansę na literackiego Nobla, którego przyznanie widocznie już wtedy rozpatrywane było w kategoriach "politycznej poprawności" (jakże to aktualne).
 
Koniec końców miast Żeromskiego akademia wyróżniła Reymonta. Dopiero po dłuższym czasie dotarły do szwedzkiej opinii publicznej tłumaczenia, że niemieckie oskarżenia, które wywołały tak liczne i ostre w swoim tonie komentarze, były przesadzone. Za późno, suche sprostowania padły bowiem mimochodem, w tle nadal postępującego ataku.
 
Co znamienne, "Wiatr od morza" do dziś nie został przełożony na język niemiecki. W Republice Weimarskiej wysmażono więc opływające oburzeniem komentarze bez znajomości całego tekstu. Czemu książka nie została przetłumaczona?
 
Otóż proza Żeromskiego przesączona jest liryzmami, a to, co dla nas Polaków najbardziej wysmakowane i soczyste, w niemieckim języku pozostaje nieprzetłumaczalne. Stałym rysem jego tekstów było bowiem coś, co nazwać można pasją "myśliwego" w "pogoni" za słowami. Namiętny i zmysłowy stosunek Żeromskiego do słowiańskich korzeni i staropolskich słówek, przedrostków i przyrostków, przyprawiał niekiedy nawet tych najzdolniejszych niemieckich tłumaczy o obłęd.
 
Tymczasem objawiające się w jego prozie połączenie sztuki z patriotyzmem pozwoliło mu wstąpić do panteonu swoich wielkich poprzedników i dziedziców polskich doświadczeń. Dlatego też Niemcy tylko z trudem mogą pojąć, że Polacy "grzebią swoich poetów jak królów". Choć akurat Żeromski doznał tego zaszczytu już za życia. Ostatnie miesiące swojego życia spędził w mieszkaniu na warszawskim Zamku Królewskim.
 
Wojciech Osiński

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych z ostatniej chwili
Dramat w Niemczech. Polka wśród ofiar śmiertelnych

47-letnia Polka jest jedną z ofiar śmiertelnych wypadku autobusowego, do którego doszło w środę na autostradzie A9 w pobliżu Lipska na wschodzie Niemiec. Policja przekazała w czwartek informacje na temat tożsamości trzech spośród czterech osób zabitych w wypadku.

Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra z ostatniej chwili
Dziwne zachowanie Kołodziejczaka na spotkaniu z Ukraińcami. Jest reakcja wiceministra

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka. Jest reakcja wiceministra.

Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii z ostatniej chwili
Zełenski: Nie mamy już prawie artylerii

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii - powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Ostrzegł, że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może "przyjść do Europy".

Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry z ostatniej chwili
Dramatyczne wyznanie Zbigniewa Ziobry

"Choroba bardzo przyspieszyła. W ciągu miesiąca schudłem 10 kilogramów, pojawiły się bardzo mocne bóle i towarzyszył mi coraz większy problem z głosem" - powiedział w programie "Debata Dnia" o stanie swojego zdrowia Zbigniew Ziobro.

Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki Wiadomości
Naukowy wieczór z dr Kaweckim: Przez 10 lat Polak nominował do Nobla z fizyki

Przez ponad 10 lat Polak formalnie nominował do Nagród Nobla z fizyki! To pierwszy przypadek, gdy opinia publiczna się o tym dowiaduje.

Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: Bedzie miał proces z ostatniej chwili
Były minister Tuska zaatakował Dominika Tarczyńskiego: "Bedzie miał proces"

Były minister finansów, Jan Vincent Rostowski zaatakował na Twitterze [X] Dominika Tarczyńskiego. "Będzie miał proces za publikowanie obrzydliwych fake newsów" - odpowiada europoseł Prawa i Sprawiedliwości

Adam Bodnar powinien podać się do dymisji z ostatniej chwili
"Adam Bodnar powinien podać się do dymisji"

Radosław Fogiel, poseł PiS uważa, że służby złamały prawo, wchodząc do domu b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Jak mówił w czwartek w Studiu PAP, w jego ocenie prokurator Marzena Kowalska i szef MS Adam Bodnar powinni za to ponieść odpowiedzialność i podać się do dymisji.

Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem z ostatniej chwili
Ukraińcy opublikowali specyficzne zdjęcie Kołodziejczaka. "Zachowywał się dziwnie. Wybiegał z pokoju, pociągał nosem"

W środę i w czwartek przedstawiciele resortów infrastruktury, funduszy, rozwoju, finansów, aktywów państwowych oraz rolnictwa uczestniczyli w spotkaniach ze stroną ukraińską. W sieci Ukraińcy opublikowali zdjęcie z nietypową pozą Michała Kołodziejczaka.

Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze? Wiadomości
Zastępca Bodnara: Co Pan zamierza zrobić Panie Ministrze?

Dziś opinią publiczną wstrząsnęły fakty przedstawione w artykule Patryka Słowika "Sienkiewicz, Wrzosek, Wolne Sądy i wniosek. Jak prokurator walczyła o wolne media". Neoprokuratura opublikowała komunikat o tym, że zajmuje się opisanym w artykule wątkami. Do sprawy odniósł się również prokurator Michał Ostrowski, powołany za czasów Zbigniewa Ziobry, ale pełniący nadal obowiązki, zastępca Prokuratora Generalnego. Prokuratorem Generalnym, wbrew zapowiedziom rozdzielenia tych funkcji, jest obecnie minister sprawiedliwości Adam Bodnar.

Rosyjski myślwiec zestrzelony z ostatniej chwili
Rosyjski myślwiec zestrzelony

Rosyjski myśliwiec Su-35 runął w czwartek do morza w pobliżu Sewastopola na okupowanym przez Rosję Krymie; według wstępnych doniesień pilot przeżył, a maszyna mogła zostać zestrzelona omyłkowo przez rosyjską obronę przeciwlotniczą - podało Radio Swoboda.

REKLAMA

[Tylko u nas] Osiński: Niemcy nie potrafią zrozumieć specyficznego stosunku Polaków do swoich pisarzy

14 października przypada 155. rocznica urodzin Stefana Żeromskiego. Dobra okazja, aby sprostować kilka nieścisłych informacji o tym wybitnym polskim prozaiku.
 [Tylko u nas] Osiński: Niemcy nie potrafią zrozumieć specyficznego stosunku Polaków do swoich pisarzy
/ Eligiusz Niewiadomski Wikipedia domena publiczna
Niemieccy publicyści już zawsze się dziwili, dlaczego Polacy grzebią swoich pisarzy jak królów. Gdy w listopadzie 1925 r. zmarł prozaik Stefan Żeromski, w jego pogrzebie uczestniczyły setki tysięcy ludzi, z których prawdopodobnie wielu nawet nie przeczytało jednej z jego książek. Stołeczne ulice, którymi przetaczał się kondukt żałobny, były oblegane zarówno przez mieszkańców Warszawy, jak i niezliczone tłumy z pobliskich wsi. Finalnym akordem wieńczącym uroczystości pogrzebowe były gromkie brawa młodzieży, którym Żeromski objawił się jako przyjaciel polskiego harcerstwa. Dlaczego oni wszyscy przyszli? Chcieli jedynie doznać dojmujących wrażeń, zobaczyć imponujące widowisko? Nikt im nie kazał przyjść. Nie bacząc na trzaskający mróz, przybyli z różnych stron kraju, by oddać mu ostatni hołd. Naród polski już zawsze potrzebował żywych symboli swoich pragnień, co dla Zachodu było częstym zaskoczeniem. Niemcy i Francuzi nie potrafili zrozumieć, czemu funkcja naszych pisarzy nagminnie wykraczała poza to, co artystyczne, dlaczego Polacy przypisywali swoim twórcom bez mała religijny autorytet.
 
Dobitnym przykładem tego ideału był właśnie Żeromski, w którego biografii pobrzmiewa synteza sztuki i życia, ducha i czynu. W listopadzie 1925 r. Polska żegnała więc człowieka, który był nie tylko znakomitym (a zdaniem niektórych krytyków wybitniejszym niż Sienkiewicz i Reymont) pisarzem, ale też nieugiętym patriotą, walczącym o niepodległość. Znamienne zresztą, że autor "Popiołów" odbierał swojego czasu laury, jakich doznali być może jedynie Mickiewicz i Słowacki, mimo że nigdy nie pisywał wierszy. A jednak podobnie jak oni był bardem oddanym sprawie narodowej, ale także trzeźwym analitykiem politycznej rzeczywistości. Nie był Żeromski bynajmniej odrealnionym straceńcem ze skłonnościami do impulsywnych zrywów. Przeciwnie - tam, gdzie nie musiał się liczyć z politycznymi reperkusjami nadmiernej szczerości, otwarcie kwestionował sens polskich powstań, które według niego były nieudolnie prowadzone lub oparte na naiwnych rachubach.
 
W tej ocenie poglądy pisarza nie odbiegały zbyt daleko od zapatrywań jego przyjaciela i rówieśnika Romana Dmowskiego. Żeromski zakładał, jakoby jedyną drogą wiodącą ku wymarzonej niepodległości była przede wszystkim mozolna praca. Żmudna, lecz pokrzepiająca działalność na rzecz budowania polskich instytucji i samorządów. Jeżeli po paśmie stłumionych buntów Polska nie pojawiła się na mapie, to według niego wniosek prosty i narzucający się, który każdy Polak winien był niechybnie wyciągnąć, był taki, że należy podążać mniej spektakularną, ale za to skuteczniejszą ścieżką.
 
W swojej publicystyce Żeromski nawoływał przeto do uruchomienia obywatelskich poczynań, nakierowanych przez formację, która skupiłaby w jednym nurcie starania wszystkich warstw społecznych. Wbrew kłamliwym oskarżeniom, ukutym przez jego wrogów i rzucanym szczególnie zajadle po ukazaniu się w 1924 r. "Przedwiośnia" oraz pro 1945 r. w PRL, Żeromski nigdy nie zrezygnował ze swoich postulatów. Kluczem do niepodległości było nadrobienie zapóźnień cywilizacyjnych oraz wydobycie mas chłopskich z powszechnej degrengolady.
 
Toteż polscy chłopi i robotnicy byli przekonani, że odkryli w Żeromskim swojego rzecznika i obrońcę, zachęcającego ich do wzmożenia patriotycznych starań. Tyle że pociągnęło to za sobą pasmo nieporozumień. Jednym z najczęściej podnoszonych przez Endecję zarzutów, z którą Żeromski zawsze sympatyzował, była jego rzekoma skłonność do komunizmu. Nic bardziej mylnego. Gorzej, że wbrew jego zamierzeniom nieprzychylna prasa w Polsce utorowała "Przedwiośniu" triumfalną drogę w ZSRR, gdzie zaczęto fetować Żeromskiego jako zaangażowanego w odpowiednią sprawę "inżyniera dusz".
 
Niektóre fragmenty jego schyłkowej publicystyki nie pozostawiają wątpliwości, że swoją mimowolną popularność w Moskwie pisarz odebrał bardzo źle. Ale niestety takiego zdołano go zaimplementować w umysłach kilku pokoleń Polaków. W PRL licealiści karmieni byli narracją, jakoby Żeromski pisał o "uświadomionych" przywódcach proletariatu. Pojawiał się w "naukowych" wypracowaniach, wysławiających "klasę postępową".
 
Symbolem tej propagandy stała się szerzona przez nią wiara, jakoby Cezary Baryka, główny bohater "Przedwiośnia", wzywał przed Belwederem do "rewolucji". Ta wymowna ostatnia scena, dopełniająca niejako publicystyczny dorobek Żeromskiego, utrwaliła rażące uproszczeniem stereotypy, oparte na natrętnym powtarzaniu sugestii o zakamuflowanym "piewcy ruchu komunistycznego", przytaczanych czasem jeszcze dziś z zaskakującą zgodnością przez poróżnionych w wielu innych kwestiach przedstawicieli lewicy. Socjalistyczni brązownicy (i niestety poniekąd koledzy z obozu Endecji) nie orientowali się w polifonicznej strukturze utworu, który przecież właśnie ostrzegał przed bolszewizmem. 
 
Dotykamy tu istotnej przyczyny nieporozumień dotyczących osoby i spuścizny Żeromskiego. W centrum jego zainteresowań publicystycznych znalazła się wprawdzie problematyka robotników i chłopstwa, co pozwalało zbliżyć pisarza do poglądów socjalistycznych. Tyle że Żeromski był zwolennikiem filozofii "pracy organicznej" wyznawanej przez ideologów Endecji, według których Polskę opleść winna była sieć pozarządowych organizacji, wywierających stopniowy nacisk gwoli budowy nowoczesnej Polski. Dlatego wbrew potocznemu stereotypowi, każącemu sytuować Żeromskiego i Dmowskiego na przeciwstawnych krańcach współczesnej projekcji epoki, w której przyszło im działać, ich poglądy wcale się nie różnią.
 
Natomiast złudzeń co do kulturowej przepaści między Ruchem Narodowym a bolszewizmem, Żeromski nie żywił żadnych. Nie miejsce tu, by w pełni wykazać fałszywość wszystkich uprzedzeń, na gromadzeniu których pozostający w łasce lewicy naukowcy strawili mnóstwo czasu, usiłując nam unaocznić socjalistyczne zapędy autora "Ludzi bezdomnych".
 
Zresztą już lata dzieciństwa Żeromskiego, naznaczone biedą i utratą obu rodziców, wyleczyły go ze wszystkich złudzeń. W Kielcach przyszły pisarz doświadczył na własnej skórze straszliwe metody rusyfikacji. Obiegowa opinia, jakoby jego twórczość diarystyczna z tego okresu (1882-1891) nie posiadała wartości, została ukuta przez niestrudzonych wyznawców socrealizmu. Tymczasem "Dzienniki" stanowią jedną z najciekawszych relacji naocznego świadka rozbiorowej rzeczywistości, będąc zarazem świadectwem pokolenia młodych Polaków urodzonych po 1863 r. Żeromski dorastał w okresie najgłębszej depresji.
 
Nadzieje związane ze zrywami patriotycznymi zostały ostatecznie zduszone w zarodku, z kolei miary klęski militarnej dopełniał fakt, że powstańcom nie udało się pociągnąć za sobą chłopów, gromadnie współpracujących z carskimi władzami. Trauma odrzucenia patriotycznych dążeń przez własne społeczeństwo przerodziła się u wielu Polaków w bierność. Nie dotyczyło to jednak Żeromskiego, który działał w kołach tajnego Związku Młodzieży Polskiej. Głównym celem nielegalnego ugrupowania było odbudowanie państwa polskiego w przedrozbiorowych granicach. To wówczas ukształtowały się w świadomości młodego diarysty poglądy tożsame z wizją Zygmunta Balickiego.
 
Celem nadrzędnym miała być niepodległa Polska, przy czym całą nadzieję wiązano ze zubożałą ludnością wiejską, która miała się stać świadomym i zaradnym społeczeństwem. Swoje opinie Żeromski przedstawiał na łamach stołecznych pism, jakkolwiek zawarte w jego ówczesnej publicystyce myśli, zbieżne z postulatami Ligi Polskiej, powracać będą potem w najróżniejszych emanacjach w niemalże wszystkich utworach.
 
Z Dmowskim autor "Popiółow" zetknął się po raz pierwszy w Szwajcarii, gdzie w 1892 r. objął posadę bibliotekarza w Muzeum Polskim w Rapperswilu. Żeromski był wtedy już dobrze zapowiadającym się prozaikiem, acz jeszcze dalekim od literackich laurów, które miały nań spłynąć w przededniu II RP. Ten czteroletni pobyt pozwolił mu nie tylko poznać całą spuściznę ideową Wielkiej Emigracji, ale też zapoznać się z różnymi ruchami niepodległościowymi i wyostrzyć swoje poglądy. 28-letni pisarz wchłaniał wtedy różne polityczne inspiracje, które dążyły wspólnie do jednego zasadniczego celu - wciągnięcia Polaków w nurt powstańczych wysiłków i przekroczenia ideą polskiej niepodległości międzyklasowe przepaście.
 
Żeromski uczestniczył także w życiu zuryskiej Polonii, gdzie otarł się m.in. o Różę Luksemburg i Juliana Marchlewskiego, którzy niestety nigdy nie wysiedli z "czerwonego tramwaju". Lecz to czołowi ideolodzy Narodowej Demokracji mieli wpłynąć na kształtującą się dopiero świadomość polityczną młodego pisarza, przede wszystkim zaś jego kolega po piórze Zygmunt Wasilewski, który podobnie jak on odrzucał bzdurne wykwity międzynarodowej komuny. Wbrew całym cysternom pomyj, jakie miano w okresie międzywojennym jeszcze wylać na Żeromskiego po ukazaniu się "Przedwiośnia", był on więc całkowicie wolny od rusofilii.
 
W pierwszych latach XX w. Żeromski potrafił już połączyć swoją literacką płodność z żarliwym patriotyzmem, przekuwając go w czyny. W Zakopanem, gdzie często przebywał borykając się z problemami zdrowotnymi, włączył się czynnie w życie polityczne. Podczas I WŚ był prezesem Organizacji Narodowej w tym mieście, które 30. października 1918 r. oficjalnie zrzuciło jarzmo austriackiej niewoli. Dzień później powstał organ kierowniczy niepodległej polskiej "Rzeczypospolitej Zakopiańskiej". Żeromski pełnił przez kilka tygodni urząd prezydenta nowo powołanej republiki.
 

"Zaprzysiągłem uroczyście wojsko, policję, szpiclów, gminę, pocztę i telegraf na wierność nowemu Państwu, a nawet prowadziłem wojnę o odzyskanie wsi Głodówki i Sucha Góra od inwazji czeskiej. Mile wspominam te moje przewagi wojenne i dyktatorskie, gdyż zawierają morze wesela"

 
- wspominał po latach pisarz w liście do Tadeusza Łopalewskiego.
 
Pod koniec listopada 1918 r. Rzeczpospolita Zakopiańska przestała istnieć, ale jej chwilowość nie zmienia istoty sprawy, że pod Tatrami powstał pod kuratelą Endecji pierwszy skrawek wolnej Polski. Sam fakt, iż Żeromski stanął na czele tejże małej republiki jest tylko jednym z wielu dowodzących, że znany pisarz głosił w odniesieniu do socjalizmu zupełnie inne poglądy, niż urabiali mu autorzy obowiązujących czasem jeszcze do dziś podręczników dla studentów polonistyki.
 
W wieku 54 lat pisarz z radością doczekał się niepodległej Polski. Do głosu doszło nowe pokolenie, które uwierzyło, że odzyskana wolność uwolni literaturę od tematyki politycznej. Ministrowie, posłowie i generałowie znów reprezentowali wolę narodu, w związku z czym początkowo wydawało się, iż rola pisarza w życiu publicznym była mniejsza. Poeci jak Julian Tuwim i jego równieśnicy recytowali w kawiarniach wysmakowane wiersze, stanowiąc niejako rozrywkę dla wąskiej elity intelektualnej. Polska literatura, wierząca zrazu, że w II RP odejdzie od problemów narodu, musiała jednak niebawem powtórnie wypełnić swój moralny obowiązek.
 
Toteż teksty Żeromskiego z 1920 r. były już podyktowane rozpaczą i rozczarowaniem. Dojrzały i wyczulony na zewnętrzne zagrożenia publicysta zaczął ostrzegawczo podnosić głos. Konflikty na Śląsku i Mazurach nie uległy zniwelowaniu i kazały przypuszczać, że przez dwa lata nie zdołano skonsolidować zachodnich granic. Żeromski nie mógł też powstrzymać się od myśli, że deklaracje bolszewików były oczywistym kamuflażem szykowanej z zimnym namysłem agresji. Miał więc trudności, by wykrzesać z siebie dobre poczucie humoru, o które apelowali "pikadorczycy".
 
Gdy podczas wojny polsko-bolszewickiej przebywał jako reporter na pierwszej linii frontu, narastało w nim przekonanie, że ewentualne zwycięstwo "czerwonej zarazy" byłoby dla Polski nieodwołalnym wyrokiem zagłady. Z "pożytecznymi idiotami" pokroju Dzierżyńskiego pisarz rozliczał się zatem jak najsurowiej.
 

"Imię i nazwisko [Dzierżyńskiego], wymówione w mej obecności, sprawia na mnie obmierzłe wrażenie duszności i jakby torsji"

 
- wyznał Żeromski w swoim znakomitym publicystycznym szkicu "Na probostwie w Wyszkowie".
 
Po uwieńczonej wiktorią Bitwie Warszawskiej pisarz nie zerwał z polityką. Zwrócił się tym samym ku problematyce pomorskiej i kaszubskiej, zauważywszy niemiecki apetyt na odzyskane przez Polskę morze. W 1920 r. Żeromski po raz pierwszy udał się do Orłowa, a na urokliwe polskie plaże przyjeżdżał odtąd już co roku, aż do swojej śmierci w 1925 r.
 
Wspierał na Pomorzu liczne inicjatywy oraz plebiscyty, przewodnicząc także Towarzystwu Przyjaciół Pomorza i opisując w prasie budowę portu w Gdyni. W swojej "trylogii nadmorskiej" autor po mistrzowsku przedstawił piękno polskiej pomorskiej przyrody. Przypomnijmy, że zabory zakłócały w znacznym stopniu rozkwit literatury morskiej, gdyż polskie środowiska literackie skupiały się raczej na Kongresówce i Galicji. Dlatego szczególnie "Wiatr od morza" ma dla naszej literatury przełomowe znaczenie.
 
W tym świetle kolejne seanse nienawiści, wyrządzane Żeromskiemu również poza granicami kraju, były  skrajnie niesprawiedliwe. W Republice Weimarskiej "Wiatr od morza" spotkał się z miażdżącą krytyką niemieckich recenzentów, zarzucających autorowi germanofobię. Niesłusznie, bo mimo pełnej resentymentów polityki Niemiec, niepozwalającej ze spokojem patrzeć w przyszłość, Żeromski wielokrotnie deklarował swoją chęć do pojedniania i współpracy.
 
Podobnie jak później w przypadku "Przedwiośnia", krytycy okazali się umysłową odpornością na zrozumienie wielogłosowej kompozycji i impresjonistycznych niedomówień we "Wietrze od morza". Odbiór jego książek w Niemczech nie byłby może nawet wart wzmianki, gdyby nie fakt, że rozpętana w Berlinie nagonka przekreśliła mu szansę na literackiego Nobla, którego przyznanie widocznie już wtedy rozpatrywane było w kategoriach "politycznej poprawności" (jakże to aktualne).
 
Koniec końców miast Żeromskiego akademia wyróżniła Reymonta. Dopiero po dłuższym czasie dotarły do szwedzkiej opinii publicznej tłumaczenia, że niemieckie oskarżenia, które wywołały tak liczne i ostre w swoim tonie komentarze, były przesadzone. Za późno, suche sprostowania padły bowiem mimochodem, w tle nadal postępującego ataku.
 
Co znamienne, "Wiatr od morza" do dziś nie został przełożony na język niemiecki. W Republice Weimarskiej wysmażono więc opływające oburzeniem komentarze bez znajomości całego tekstu. Czemu książka nie została przetłumaczona?
 
Otóż proza Żeromskiego przesączona jest liryzmami, a to, co dla nas Polaków najbardziej wysmakowane i soczyste, w niemieckim języku pozostaje nieprzetłumaczalne. Stałym rysem jego tekstów było bowiem coś, co nazwać można pasją "myśliwego" w "pogoni" za słowami. Namiętny i zmysłowy stosunek Żeromskiego do słowiańskich korzeni i staropolskich słówek, przedrostków i przyrostków, przyprawiał niekiedy nawet tych najzdolniejszych niemieckich tłumaczy o obłęd.
 
Tymczasem objawiające się w jego prozie połączenie sztuki z patriotyzmem pozwoliło mu wstąpić do panteonu swoich wielkich poprzedników i dziedziców polskich doświadczeń. Dlatego też Niemcy tylko z trudem mogą pojąć, że Polacy "grzebią swoich poetów jak królów". Choć akurat Żeromski doznał tego zaszczytu już za życia. Ostatnie miesiące swojego życia spędził w mieszkaniu na warszawskim Zamku Królewskim.
 
Wojciech Osiński


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe