[Z Niemiec dla Tysol.pl] W.Osiński o reakcjach niemieckich mediów na wyrok TSUE: Ponure echo Kulturkampfu

Trudno odczytywać reakcje niemieckich mediów na wyrok TSUE w sprawie zmian w polskim sądownictwie inaczej niż jako odgrzewanie starych emocji
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] W.Osiński o reakcjach niemieckich mediów na wyrok TSUE: Ponure echo Kulturkampfu
/ screen YouTube
Pamiętam z dzieciństwa jedno z opowiadań Henryka Sienkiewicza pt. "Bartek zwycięzca". Jest doskonałe, bo autor uchwycił w nim autentyczny klimat, jaki panował w zaborze pruskim w drugiej połowie XIX w. Polski bohater walczy dzielnie w niemieckim mundurze w wojnie prusko-francuskiej, ściągając na siebie uwagę wysokich generałów. Toteż po powrocie do domu Bartek zakłada, że może liczyć na należny mu szacunek. W swojej wsi napotyka jednak mur obojętności i obserwuje pierwsze przejawy zapiekłego antypolonizmu. A gdy broni swojego syna, pobitego przez niemieckiego nauczyciela, trafia nawet do więzienia.
 
Był to wyjątkowo ponury okres brutalnego "Kulturkampfu", w którym przetrącone kryzysem Prusy powróciły do roli nieobliczalnego hegemona. W więzieniach przetrzymywano Polaków pod lipnymi zarzutami, często w tak oczywisty sposób wyssanymi z palca, że nikt nie próbował przekuć ich w akty oskarżenia. Choć nawet gdy to czyniono, sądy opowiadały się prawie zawsze po stronie niemieckiej. W pruskiej logice legitymację do sprawowania władzy nie stanowiła sprawiedliwość, lecz moralna wyższość.
 
Czy od tego czasu się coś zmieniło? Owszem, mamy wolne państwo, choć nie mija dzień, w którym jakieś niemieckie medium nie pouczałoby Polaków, kogo powinni wybrać do rządu lub jak mają funkcjonować ich sądy. Nie ma dnia, w którym portale "Gazety Wyborczej" lub "Newsweeka" nie zacytowałaby z postkolonialną pychą jakiegoś niemieckiego "intelektualisty", który zarzuca nam autorytaryzm i zamordyzm. Czasy zmieniły się o tyle, że berliński dyrektoriat zawładnął dziś całą UE, sami Niemcy zaś zapragnęli być przodownikami politycznej poprawności, a nie rasizmu. Niezachwiana pozostaje jednak opisywana przez Sienkiewicza zapiekłość, z jaką dalej próbują rozstawiać nas po kątach. No i owa moralna wyższość, która np. dziś pozwala im kwestionować opinię 80 proc. Polaków, mających czelność podkreślić, że wymiar sprawiedliwości w ich kraju wymaga reformy. W każdym razie do takiego dochodzę wniosku, gdy czytam reakcje niemieckich mediów na poniedziałkowy wyrok TSUE w sprawie skargi, jaką na zmiany w Sądzie Najwyższym złożyła Komisja Europejska.
 

"Polska jest na najlepszej drodze do dyktatury. Jeśli TSUE nie przywołałby jej do porządku, Warszawa stałaby się obok Londynu i Budapesztu kolejną bombą, która może rozsadzić UE"

 
- straszy redaktor "Süddeutsche Zeitung" Florian Hassel. 
 
Kwaśne komentarze monachijskiego dziennika pod adresem polskiego rządu nie są bynajmniej zdumiewające. Już po podwójnej wyborczej wiktorii PiS w 2015 r. Hassel uruchomił swoimi tekstami odpowiednią kampanię, siejąc strach przed Jarosławem Kaczyńskim i "obrzezaniem" polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Jej początki mówiły już wówczas bardzo wiele o obowiązującej narracji, w zarządzaniu której specjalizują się od czterech lat niemieckie środki przekazu. Choć już wtedy trudno było odczytywać ją inaczej niż jako odgrzewanie starych emocji i regres do ataków na braci bliźniaków z lat 2005-2007, co z góry usprawiedliwiało wszelkie środki. O ile jednak w 2007 r. akcje medialnych przeżuwaczy się powiodły, o tyle tym razem PiS mocno trzyma lejce władzy. Toteż orkiestrowana z Berlina nagonka musiała przybrać na sile, mimo koncyliacyjnego zachowania rządu RP, zadającego często kłam teoriom snutym przez niemieckich publicystów.

 
"Jeśli PiS wygra jesienne wybory do parlamentu, represja wobec sędziów się nasili. Cała nadzieja w poczynaniach członków TSUE - oczywiście pod warunkiem, że Jarosław Kaczyński nie wyprowadzi wcześniej Polski z UE"

 
- pisze Gabriele Lesser z dziennika "die tageszeitung".
 
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że niemiecki dyskurs na temat polskiej praworządności jest celowym upraszczaniem sytuacji nad Wisłą do granic intelektualnego prostactwa. Niemieccy dziennikarze dyskutują za pomocą ogólników tak pojemnych, że prawie nic nie znaczących: "łamanie demokracji", "nękanie obywateli", "polexit", "prześladowania" itd. Wszak chętnych do merytorycznej debaty z autorami reformy okazało się dotąd w Niemczech jak na lekarstwo. Nawet umownie poważne media świadomie odwracają kota ogonem lub posuwają się do skrajnej historycznej ignorancji: 
 

"Sposoby kształtowania Krajowej Rady Sądowniczej oraz Izby Dyscyplinarnej nieodparcie przypominają metody stosowane w komunizmie"

 
- czytamy na portalu "Spiegel Online".
 
Dezinformacja niemieckich publicystów może czasem też wynikać z rzeczywistej niewiedzy, potęgowanej oczywiście przez głównych aktorów PO-KO i innych konających z wolna formacji polskiej opozycji. Na domiar złego (i mimo uszczypliwych napomnień ze strony ustępującego szefa KE) wielu wpływowych osób w Berlinie i Brukseli nadal trwa w poważnym przekonaniu, że Donald Tusk jest twarzą "tej prawdziwej Polski":
 

"Nie zapominajmy, że Polska to nie tylko Kaczyński, ale też Donald Tusk, będący żywym dowodem polskiej demokracji"

 
- zaznaczył w telewizji ARD były szef SPD Martin Schulz, chwaląc się przy okazji, że poślubił Polkę i dlatego wie, "o co chodzi".
 
Niestety w dzisiejszym Berlinie często wypowiadają się na temat Polski właśnie tacy "eksperci" jak Schulz, którym nie przeszkadza ich znikoma znajomość języka polskiego. Wystarczają im całkowicie opinie polskich kolegów, ziejących nienawiścią do PiS. Dlatego na co dzień Tusk, "totalna opozycja" oraz życzliwi im medialni kibice mogą tak skutecznie zniechęcić swoich kolegów w Europie od zaglądania gdziekolwiek poza ich gazetami, aby - broń Boże! - nie przekonali się, o co tak naprawdę chodzi w reformie polskiego sądownictwa.
 
Jeżeli w kwestiach praworządności niemieccy publicyści powołują się głównie na przedrukowane oświadczenia Tulei, Rzeplińskiego, Gersdorf i Żurka, to jakie mają mieć zdanie o polskim rządzie? Tym bardziej, że opinie "polskich ekspertów" szczęśliwie wpisują się w budowaną od lat w RFN narrację o polskiej prawicy? Tymczasem gdyby niemieccy i unijni szermierze sprawiedliwości na chwilę opuścili fora, na których są karmieni uprzedzeniami o prezesie PiS, zamierzającym nas jakoby "poróżnić z Berlinem", to być może dowiedzieliby się, że żadnego łamania konstytucji nie ma. Zauważyliby, że nasze prawo jest wprawdzie pełne luk i chronicznie naginane, ale tylko dlatego, bo po 1989 r. żaden rząd nie ośmielił się go zmienić. Przeto nie uszłoby ich uwadze, że za osobę winną może u nas jeszcze uznać staruszkę poturbowaną na pasach, a nie znanego na salonach dziennikarza bez prawa jazdy, który ją przejechał. Usłyszeliby, że "gruba kreska" zniweczyła u nas wszelkie próby uzdrowienia sądów, które oni sami po transformacji ustrojowej przeprowadzili w zawrotnym tempie. I gdyby tak Niemcy dla porównania przyjrzeliby się jeszcze własnemu Federalnemu Trybunałowi Konstytucyjnemu w Karlsruhe, którego sędziowie wybierani są przez gremium składające się bez wyjątku z posłów Bundestagu, to chyba doznaliby już istotnego dysonansu poznawczego.
 
W każdym razie pruska rzeczywistość z Sienkiewiczowskiej noweli, w której niemieccy protagoniści oceniali Polaków z podwójnymi standardami, narzuca się tu nieodparcie. Tak jak podobna jest do zachowania niektórych jej postaci postawa polskich prawników w Luksemburgu, którzy dziś puszczają w świat informacje poniżające Polskę i pozwalające ją ustawiać pod pręgierzem, zgodnie z poleceniami światłych niemieckich/europejskich elit. I mimo że te postkolonialne nawyki szukania rozstrzygnięć za granicą dla nas wyglądają jedynie żałośnie, to niestety gdzieś tam napędzają też spór wokół Polski, w dalszym ciągu immunizując odległą od polskich realiów Brukselę na wszelkie argumenty, które naruszają przekaz głoszony przez "Gazetę Wyborczą". Czy polscy eurokraci błagający o naciski na Warszawę nie widzą, że ich zakulisowe działania powodują także straty dla nich samych?

Wojciech Osiński
 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą z ostatniej chwili
Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą

– Jedyne moje przesłanie do funkcjonariuszy służb antykorupcyjnych w naszym kraju było takie: walić w złodziei niezależnie od tego do jakiego ugrupowania się przykleili – mówił na antenie RMF były szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody z ostatniej chwili
Lista podsłuchwianych przez system Pegasus nie będzie jawna. Bodnar podał powody

– To jest dla mnie przykre, że nawet na tej sali zwracam się do osób, które zostały objęte inwigilacją – mówił w Sejmie minister sprawiedliwości Adam Bodnar przedstawiając sprawozdanie w Sejmie. Dodał, że lista podsłuchiwanych przez system Pegasus nie będzie jawna.

Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie z ostatniej chwili
Niemieckie media: Polski pokaz siły w Waszyngtonie

Pozycja Polski w NATO daje jej ogromny wpływ na sojuszników. Mówi się, że dyplomaci odegrali ważną rolę w porozumieniu USA w sprawie miliardowej pomocy dla Ukrainy. W przeciwieństwie do swoich europejskich sojuszników, Warszawa ma do dyspozycji ważny zestaw instrumentów – pisze niemiecki "Die Welt".

Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność z ostatniej chwili
Apel Piotra Dudy: To nie czas na bierność, to czas na solidarność

Piotr Duda, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" wystosował apel do członków i sympatyków NSZZ "Solidarność", w którym wzywa do obecności na demonstracji, jaką Solidarność i Solidarność RI organizują 10 maja w Warszawie.

„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku z ostatniej chwili
„Narodowy Dzień gwałtu”. Szokująca akcja na TikToku

Na platformie społecznościowej TikTok w Niemczech pojawiają się fake'owe materiały promujące informację, jakoby 24 kwietnia miał miejsce „National Rape Day” [Narodowy Dzień Gwałtu – red.], w którym napaści seksualne na kobiety i dziewczynki rzekomo pozostają bezkarne. Sprawa wzbudziła reakcję berlińskich władz.

USA: Ustawa o pomocy dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Joe Biden podjął decyzję z ostatniej chwili
USA: Ustawa o pomocy dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Joe Biden podjął decyzję

Prezydent Joe Biden podpisał w środę ustawę o pomocy dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu o wartości 95 mld dolarów. Ustawa daje też chińskiej firmie ByteDance rok na sprzedaż TikToka. Prezydent zapowiedział, że nowe transze uzbrojenia wkrótce trafią na Ukrainę

Jest pierwszy komentarz Sienkiewicza po dymisji z ostatniej chwili
Jest pierwszy komentarz Sienkiewicza po dymisji

– Płynę na nieznane wody, ale w słusznej pirackiej sprawie; trzeba pomóc Europie obronić się przed ryzykiem wojny – powiedział dziennikarzom dotychczasowy szef MKiDN Bartłomiej Sienkiewicz, po tym, jak Rada Krajowa PO zatwierdziła go jako "jedynkę" KO do Parlamentu Europejskiego w okręgu obejmującym woj. świętokrzyskie i małopolskie.

Beata Szydło podczas debaty o skrajnie prawicowym ataku na Zielony Ład: Co to ma być? [WIDEO] z ostatniej chwili
Beata Szydło podczas debaty o "skrajnie prawicowym ataku" na Zielony Ład: Co to ma być? [WIDEO]

– W tej kadencji Parlamentu było bardzo wiele kuriozalnych debat, ale w tej chwili lewicowi radykałowie przeszli samych siebie. Co to w ogóle ma być, szanowni państwo? – mówiła podczas środowej debaty w PE była premier Beata Szydło.

Potężna afera finansowa w Niemczech. Żelazna prokurator ma dosyć Wiadomości
Potężna afera finansowa w Niemczech. "Żelazna prokurator" ma dosyć

Anne Brorhilker jest jako prokurator śledczy jednoznacznie kojarzona z jednym z największych skandali finansowych w Niemczech. Niebywale skomplikowany system podatkowy sprawił, że inwestujący w akcje na giełdzie gracze mogli wyłudzić od niemieckiego państwa zwrot podatków, których nigdy nie zapłacili. Ta metoda określana jest przez niemieckie media jako “Cum-Ex”.

Dowództwo Generalne: Na Bałtyku zaginął żołnierz wojsk specjalnych z ostatniej chwili
Dowództwo Generalne: Na Bałtyku zaginął żołnierz wojsk specjalnych

Jak informuje w mediach społecznościowych Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, dziś popołudniu, w trakcie programowego szkolenia nurkowego na Bałtyku, zaginął jeden z żołnierzy wojsk specjalnych.

REKLAMA

[Z Niemiec dla Tysol.pl] W.Osiński o reakcjach niemieckich mediów na wyrok TSUE: Ponure echo Kulturkampfu

Trudno odczytywać reakcje niemieckich mediów na wyrok TSUE w sprawie zmian w polskim sądownictwie inaczej niż jako odgrzewanie starych emocji
 [Z Niemiec dla Tysol.pl] W.Osiński o reakcjach niemieckich mediów na wyrok TSUE: Ponure echo Kulturkampfu
/ screen YouTube
Pamiętam z dzieciństwa jedno z opowiadań Henryka Sienkiewicza pt. "Bartek zwycięzca". Jest doskonałe, bo autor uchwycił w nim autentyczny klimat, jaki panował w zaborze pruskim w drugiej połowie XIX w. Polski bohater walczy dzielnie w niemieckim mundurze w wojnie prusko-francuskiej, ściągając na siebie uwagę wysokich generałów. Toteż po powrocie do domu Bartek zakłada, że może liczyć na należny mu szacunek. W swojej wsi napotyka jednak mur obojętności i obserwuje pierwsze przejawy zapiekłego antypolonizmu. A gdy broni swojego syna, pobitego przez niemieckiego nauczyciela, trafia nawet do więzienia.
 
Był to wyjątkowo ponury okres brutalnego "Kulturkampfu", w którym przetrącone kryzysem Prusy powróciły do roli nieobliczalnego hegemona. W więzieniach przetrzymywano Polaków pod lipnymi zarzutami, często w tak oczywisty sposób wyssanymi z palca, że nikt nie próbował przekuć ich w akty oskarżenia. Choć nawet gdy to czyniono, sądy opowiadały się prawie zawsze po stronie niemieckiej. W pruskiej logice legitymację do sprawowania władzy nie stanowiła sprawiedliwość, lecz moralna wyższość.
 
Czy od tego czasu się coś zmieniło? Owszem, mamy wolne państwo, choć nie mija dzień, w którym jakieś niemieckie medium nie pouczałoby Polaków, kogo powinni wybrać do rządu lub jak mają funkcjonować ich sądy. Nie ma dnia, w którym portale "Gazety Wyborczej" lub "Newsweeka" nie zacytowałaby z postkolonialną pychą jakiegoś niemieckiego "intelektualisty", który zarzuca nam autorytaryzm i zamordyzm. Czasy zmieniły się o tyle, że berliński dyrektoriat zawładnął dziś całą UE, sami Niemcy zaś zapragnęli być przodownikami politycznej poprawności, a nie rasizmu. Niezachwiana pozostaje jednak opisywana przez Sienkiewicza zapiekłość, z jaką dalej próbują rozstawiać nas po kątach. No i owa moralna wyższość, która np. dziś pozwala im kwestionować opinię 80 proc. Polaków, mających czelność podkreślić, że wymiar sprawiedliwości w ich kraju wymaga reformy. W każdym razie do takiego dochodzę wniosku, gdy czytam reakcje niemieckich mediów na poniedziałkowy wyrok TSUE w sprawie skargi, jaką na zmiany w Sądzie Najwyższym złożyła Komisja Europejska.
 

"Polska jest na najlepszej drodze do dyktatury. Jeśli TSUE nie przywołałby jej do porządku, Warszawa stałaby się obok Londynu i Budapesztu kolejną bombą, która może rozsadzić UE"

 
- straszy redaktor "Süddeutsche Zeitung" Florian Hassel. 
 
Kwaśne komentarze monachijskiego dziennika pod adresem polskiego rządu nie są bynajmniej zdumiewające. Już po podwójnej wyborczej wiktorii PiS w 2015 r. Hassel uruchomił swoimi tekstami odpowiednią kampanię, siejąc strach przed Jarosławem Kaczyńskim i "obrzezaniem" polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Jej początki mówiły już wówczas bardzo wiele o obowiązującej narracji, w zarządzaniu której specjalizują się od czterech lat niemieckie środki przekazu. Choć już wtedy trudno było odczytywać ją inaczej niż jako odgrzewanie starych emocji i regres do ataków na braci bliźniaków z lat 2005-2007, co z góry usprawiedliwiało wszelkie środki. O ile jednak w 2007 r. akcje medialnych przeżuwaczy się powiodły, o tyle tym razem PiS mocno trzyma lejce władzy. Toteż orkiestrowana z Berlina nagonka musiała przybrać na sile, mimo koncyliacyjnego zachowania rządu RP, zadającego często kłam teoriom snutym przez niemieckich publicystów.

 
"Jeśli PiS wygra jesienne wybory do parlamentu, represja wobec sędziów się nasili. Cała nadzieja w poczynaniach członków TSUE - oczywiście pod warunkiem, że Jarosław Kaczyński nie wyprowadzi wcześniej Polski z UE"

 
- pisze Gabriele Lesser z dziennika "die tageszeitung".
 
Czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że niemiecki dyskurs na temat polskiej praworządności jest celowym upraszczaniem sytuacji nad Wisłą do granic intelektualnego prostactwa. Niemieccy dziennikarze dyskutują za pomocą ogólników tak pojemnych, że prawie nic nie znaczących: "łamanie demokracji", "nękanie obywateli", "polexit", "prześladowania" itd. Wszak chętnych do merytorycznej debaty z autorami reformy okazało się dotąd w Niemczech jak na lekarstwo. Nawet umownie poważne media świadomie odwracają kota ogonem lub posuwają się do skrajnej historycznej ignorancji: 
 

"Sposoby kształtowania Krajowej Rady Sądowniczej oraz Izby Dyscyplinarnej nieodparcie przypominają metody stosowane w komunizmie"

 
- czytamy na portalu "Spiegel Online".
 
Dezinformacja niemieckich publicystów może czasem też wynikać z rzeczywistej niewiedzy, potęgowanej oczywiście przez głównych aktorów PO-KO i innych konających z wolna formacji polskiej opozycji. Na domiar złego (i mimo uszczypliwych napomnień ze strony ustępującego szefa KE) wielu wpływowych osób w Berlinie i Brukseli nadal trwa w poważnym przekonaniu, że Donald Tusk jest twarzą "tej prawdziwej Polski":
 

"Nie zapominajmy, że Polska to nie tylko Kaczyński, ale też Donald Tusk, będący żywym dowodem polskiej demokracji"

 
- zaznaczył w telewizji ARD były szef SPD Martin Schulz, chwaląc się przy okazji, że poślubił Polkę i dlatego wie, "o co chodzi".
 
Niestety w dzisiejszym Berlinie często wypowiadają się na temat Polski właśnie tacy "eksperci" jak Schulz, którym nie przeszkadza ich znikoma znajomość języka polskiego. Wystarczają im całkowicie opinie polskich kolegów, ziejących nienawiścią do PiS. Dlatego na co dzień Tusk, "totalna opozycja" oraz życzliwi im medialni kibice mogą tak skutecznie zniechęcić swoich kolegów w Europie od zaglądania gdziekolwiek poza ich gazetami, aby - broń Boże! - nie przekonali się, o co tak naprawdę chodzi w reformie polskiego sądownictwa.
 
Jeżeli w kwestiach praworządności niemieccy publicyści powołują się głównie na przedrukowane oświadczenia Tulei, Rzeplińskiego, Gersdorf i Żurka, to jakie mają mieć zdanie o polskim rządzie? Tym bardziej, że opinie "polskich ekspertów" szczęśliwie wpisują się w budowaną od lat w RFN narrację o polskiej prawicy? Tymczasem gdyby niemieccy i unijni szermierze sprawiedliwości na chwilę opuścili fora, na których są karmieni uprzedzeniami o prezesie PiS, zamierzającym nas jakoby "poróżnić z Berlinem", to być może dowiedzieliby się, że żadnego łamania konstytucji nie ma. Zauważyliby, że nasze prawo jest wprawdzie pełne luk i chronicznie naginane, ale tylko dlatego, bo po 1989 r. żaden rząd nie ośmielił się go zmienić. Przeto nie uszłoby ich uwadze, że za osobę winną może u nas jeszcze uznać staruszkę poturbowaną na pasach, a nie znanego na salonach dziennikarza bez prawa jazdy, który ją przejechał. Usłyszeliby, że "gruba kreska" zniweczyła u nas wszelkie próby uzdrowienia sądów, które oni sami po transformacji ustrojowej przeprowadzili w zawrotnym tempie. I gdyby tak Niemcy dla porównania przyjrzeliby się jeszcze własnemu Federalnemu Trybunałowi Konstytucyjnemu w Karlsruhe, którego sędziowie wybierani są przez gremium składające się bez wyjątku z posłów Bundestagu, to chyba doznaliby już istotnego dysonansu poznawczego.
 
W każdym razie pruska rzeczywistość z Sienkiewiczowskiej noweli, w której niemieccy protagoniści oceniali Polaków z podwójnymi standardami, narzuca się tu nieodparcie. Tak jak podobna jest do zachowania niektórych jej postaci postawa polskich prawników w Luksemburgu, którzy dziś puszczają w świat informacje poniżające Polskę i pozwalające ją ustawiać pod pręgierzem, zgodnie z poleceniami światłych niemieckich/europejskich elit. I mimo że te postkolonialne nawyki szukania rozstrzygnięć za granicą dla nas wyglądają jedynie żałośnie, to niestety gdzieś tam napędzają też spór wokół Polski, w dalszym ciągu immunizując odległą od polskich realiów Brukselę na wszelkie argumenty, które naruszają przekaz głoszony przez "Gazetę Wyborczą". Czy polscy eurokraci błagający o naciski na Warszawę nie widzą, że ich zakulisowe działania powodują także straty dla nich samych?

Wojciech Osiński
 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe