Stanisław Żaryn: Rząd obniża polską zdolność do prowadzenia polityki zagranicznej
W polskich przepisach i praktyce sprawa wydaje się jasna – prezydent RP podejmuje decyzje o nominacjach ambasadorów RP. Reprezentują oni cały kraj, więc ich nominacja wymaga porozumienia między rządem a prezydentem, ale to głowa państwa podejmuje ostateczne decyzje o nominacjach i odwołaniach. Niestety obecny rząd, wraz z przejęciem władzy w Polsce, zaczął ten obszar państwa wypaczać i omijać stosowane przez lata procedury. Władza zapowiadała publicznie czystki w polskiej dyplomacji, oskarżając poprzedników, że obniżyli standardy działań polskiej dyplomacji oraz jej skuteczność.
Plany rządu
Remedium miała być wymiana kadrowa i powrót ludzi, którzy zdaniem obecnego rządu lepiej będą prowadzili działania na rzecz interesów RP na arenie międzynarodowej. Szybko jednak okazało się, że rządzący nie widzą możliwości sprzeciwu wobec propozycji kadrowych ani negocjacji z kimkolwiek, decyzje chcą zaś podejmować w sposób autorytatywny, bez konieczności tłumaczenia ani argumentowania zmian. Takie jest podejście rządu do prezydenta RP, który stał się ofiarą kolejnych ataków, gdy zaczął pytać o argumenty i sprzeciwiać się nieodpowiedzialnym działaniom politycznym wobec dyplomacji. Prezydent jasno dawał do zrozumienia, że część propozycji ws. obsady ambasadorów budzi jego sprzeciw, chłodno oceniał również plan masowej wymiany kadr w placówkach dyplomatycznych, uznając, że zdestabilizuje to międzynarodowe działania na rzecz interesów RP.
W niedawnym wywiadzie dla Telewizji Republika prezydent Andrzej Duda wskazał, że każdy wniosek strony rządowej będzie oceniał indywidualnie. Oceny takie zaprezentował wobec kilku znanych publicznie kandydatów, którzy wzbudzili jego sprzeciw. Prezydent Duda zapowiedział, że nie zgodzi się na powołanie na ambasadora Ryszarda Schnepfa i Bogdana Klicha. Pierwszy miał jechać do Włoch, drugi – do USA. Prezydent, komentując ich kandydatury, wskazał na trzy kategorie osób, które na pewno nie zyskają jego akceptacji.
- Mowa o ludziach polskiej dyplomacji zgromadzonych w tzw. Konferencji Ambasadorów, którzy w poprzednich latach szkodzili Polsce i szkalowali nasz kraj, wysyłając wiele listów do odbiorców zagranicznych. W swoich odezwach Konferencja Ambasadorów oczerniała poprzedni rząd i RP, co zdaniem prezydenta przekreśla ich możliwość sprawowania urzędu ambasadora RP.
- Drugą kategorią kandydatów są osoby, które są obciążone odpowiedzialnością za błędy i nieprawidłowości mające związek z tragedią smoleńską. Taką właśnie osobą jest Bogdan Klich, który w 2010 roku pełnił funkcję ministra obrony narodowej i odpowiada politycznie za wiele zaniedbań w Polsce, które przyczyniły się do samej tragedii oraz braku rzetelnego śledztwa.
- Trzecią przesłanką, którą prezydent postawił bardzo jednoznacznie, jest uczestniczenie kandydatów na ambasadorów w kursach i szkoleniach prowadzonych przez moskiewskie szkoły dyplomacji, kontrolowane i nadzorowane przez rosyjskie, a wcześniej sowieckie służby specjalne.
Granice zarysowane przez prezydenta wydają się racjonalne i dobrze umotywowane. Nie ma dziś żadnego powodu, by osoby wspomniane przez Andrzeja Dudę reprezentowały Polskę w innych państwach.
Odpowiedź prezydenta
Prezydent deklaruje otwartość na dyskusje i rozmowy o personaliach. Jednak zamiast rozmów ze strony rządu mamy wiele działań prowokacyjnych i prób pomijania konieczności konsultacji. Publicznie wiadomo, że – w związku z brakiem zgody prezydenta na podpisywanie wszystkiego w ciemno – MSZ zaczął wzywać ambasadorów do Polski. Korzysta z tego prawa, by realnie pozbawić naszych ambasadorów możliwości sprawowania funkcji.
W miejsce ambasadora wezwanego do Polski MSZ wysyła urzędników niższego szczebla, którzy kierują pracami ambasady, ale nie mają statusu ambasadora RP. Takie działania są szkodliwe dla Polski, obniżają bowiem rangę naszej reprezentacji i skazują naszą dyplomację na wiele problemów praktycznych. Kierownik placówki niebędący ambasadorem ma znacznie mniejsze możliwości spotykania się z przedstawicielami kraju przyjmującego, co w oczywisty sposób obniża jego możliwości.
W wyniku działań rządu sami więc paraliżujemy skuteczność i efektywność naszych działań dyplomatycznych. Sytuacja polskiej dyplomacji jest czynnikiem podważającym wiarygodność Polski. W sposób oczywisty oznacza to przeniesienie walki politycznej czy wręcz partyjnej poza granice RP. Kraje przyjmujące będą przecież informowane o przyczynach nagłego zniknięcia ambasadora RP z ich państw i pojawienia się nowej osoby, w innej randze. W ramach tłumaczenia tej sytuacji na pewno stolice innych państw uzyskają informację o kompromitującym nas na arenie międzynarodowej sporze, który wynika z działań stricte politycznych prowadzonych w Polsce. Mamy więc sytuację podwójnie szkodliwą – obniżamy możliwości działań polskiej dyplomacji i naszą wiarygodność w oczach partnerów zagranicznych. To sytuacja niekorzystna dla naszych interesów.
Czytaj także: Chaos we Francji: Lewica nie może pogodzić się z wyborczą porażką [WIDEO]
Dziś rusza warszawska Strefa Czystego Transportu. Dantejskie sceny pod ZDM
Szkodliwe sprawy
Na tym tle jeszcze bardziej negatywnie wyróżnia się sprawa obsady Stałego Przedstawicielstwa RP przy NATO. Już kilka tygodni temu rząd zapowiedział, że chce dokonać zmiany w tej placówce. Prezydent słusznie stał na stanowisku, że ambasador Tomasz Szatkowski powinien dokończyć przygotowania do szczytu NATO, który w tym roku odbywa się w USA, i następnie wrócić do Polski. Rządowi jednak się spieszyło, więc uznał, że „przyciśnie prezydenta” i wymusi zmianę. Minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak informował w mediach, że wokół Szatkowskiego narosły jakieś wątpliwości, o których informowany był prezydent RP. Służby specjalne miały „coś” o ambasadorze napisać w niejawnym raporcie. Prezydent był pod silną presją, rząd bowiem prezentował sprawę jako poważny cień na ambasadorze.
Jednocześnie z naciskami na prezydenta w mediach pojawiały się kolejne „przecieki”, które miały uzasadniać rzekomo potrzebę natychmiastowej wymiany przedstawiciela Polski przy NATO. Prezydent jednak się nie ugiął, wskazując jednoznacznie, że materiał ze służb jest miałki i nie uzasadnia destabilizowania pracy ambasadora Szatkowskiego. Andrzej Duda zapowiedział, że dokona zmian w placówce, ale po zakończeniu szczytu NATO, który Szatkowski przecież od dawna przygotowuje. Andrzej Duda wskazywał na analogiczną sytuację z 2016 roku, kiedy wstrzymał się z odwołaniem Jacka Najdera (ówczesnego ambasadora RP przy NATO) właśnie dlatego, że przygotowywał on ważny szczyt sojuszu i miał zakończyć swoje zadania. Dziś rząd działa jednak inaczej i tego samego Najdera wysłał właśnie do Ambasady Polski przy NATO. Szatkowski został wezwany do Warszawy, a Najder jest obecnie p.o. kierownikiem placówki.
Chochole tańce wokół tej sprawy są szczególnie niepokojące. W wyniku działań polskiego rządu zdestabilizowana została praca polskiej ambasady w NATO, na kilka tygodni przed najważniejszym w tym roku szczytem Sojuszu Polska nie ma funkcjonującego normalnie ambasadora RP przy Pakcie, a wciąż urzędujący, choć niemogący wypełniać obowiązków ambasador stoi pod cieniem insynuacji rzucanych przez rząd na podstawie „niejawnych raportów służb specjalnych”. Grozi to utratą przez Polskę wiarygodności w oczach Sojuszu oraz USA, które są gospodarzem szczytu. To radykalne podeptanie polskich interesów niestety jest kontynuacją podobnych działań, którymi objęto innego przedstawiciela RP, gen. Jarosława Gromadzińskiego. Rząd odwołał go z funkcji szefa Eurokorpusu, wysyłając partnerom sugestie, że istnieją poważne wątpliwości dotyczące polskiego dowódcy. Wskazano wręcz na prowadzone w SKW postępowanie kontrolne wobec generała, co wytworzyło wrażenie, że generał jest objęty bardzo poważnymi zarzutami.
W innym wypadku działań w takim trybie się nie podejmuje. Argumentowanie zmian kadrowych na szczeblu międzynarodowym niejawnymi ustaleniami służb specjalnych jest praktyką, która stwarza fatalne wrażenie. I mocno odkłada się na polskim wizerunku.
Z archiwum Tomasza Gutrego. Przypominamy, jak atakowano manifestantów w czerwcu 1989 roku
Czytaj także: [Felieton „TS”] Marek Jan Chodakiewicz: Hodgeson i inni
Chaos w dyplomacji
Sprawa chaosu w polskiej dyplomacji ma jednak dużo poważniejsze skutki, nie dotyczy bowiem tylko wizerunku. Konfrontacyjne działania polskiego rządu, próby pomijania negocjacji i ustaleń z prezydentem RP, obniżanie rangi polskich przedstawicielstw w innych krajach – to wszystko odbywa się w chwili, gdy wojna Rosji przeciwko Ukrainie jest kontynuowana, Polska jest poddana wojnie hybrydowej ze strony Rosji i Białorusi, narasta agresja wobec naszej granicy z Białorusią, na Zachodzie trwają rozmowy o tym, w jaką stronę ma się rozwijać Unia Europejska, a w kolejnych regionach świata pojawiają się napięcia mające wpływ na sytuację Europy Środkowej. W tych warunkach Polska potrzebuje sprawnej i efektywnej polityki zagranicznej, która wymaga aktywnego działania ambasadorów RP. Działania eskalacyjne rządu, nominowanie osób skompromitowanych, obniżanie rangi polskich placówek to decyzje obniżające polską zdolność do prowadzenia polityki zagranicznej. Wprost rzutuje to na bezpieczeństwo Polski.