Za cudze grzechy: dlaczego Polska nie powinna ulegać migracyjnej presji?
Kiedy Parlament Europejski przyjmował w głosowaniu pakt migracyjny, 39-letni Michał Janicki, dzisiaj najbardziej znany Polak w Szwecji, od lat mieszkający z rodziną w jednej z dzielnic Sztokholmu, jeszcze do niedawna malowniczej stolicy Szwecji, nie spodziewał się, że został mu niecały tydzień życia. Tego dnia po raz kolejny informował lokalną policję o młodzieżowych gangach zbierających się co wieczór w niektórych punktach miasta.
Czytaj także: [Felieton „TS”] Karol Gac: Za życiem
Porządny obywatel, Polak
Uzbrojeni młodzieńcy – w żaden sposób nieprzypominający jasnych potomków Karola Linneusza czy Alfreda Nobla, o charakterystycznej urodzie północnych Europejczyków – od lat zajmują się w Sztokholmie handlem narkotykami, kontrolowaniem prostytucji nieletnich dziewcząt i drobnymi kradzieżami dokonywanymi na szwedzkich uczniach. Lokalni mieszkańcy mogą od nich odpocząć praktycznie tylko przez kilka tygodni w roku, w czasie ramadanu. Wszyscy domorośli gangsterzy są bowiem przyjezdnymi muzułmanami, imigrantami z Bliskiego Wschodu, których rozdemokratyzowane szwedzkie społeczeństwo jeszcze do niedawna nazywało uchodźcami, choć było jasne, że imigranci nie uciekali przed wojną, ale ciągnęli na Półwysep Skandynawski skuszeni wysokimi zasiłkami dla przyjezdnych. Ci, którzy nie dojechali do Szwecji, zatrzymywali się w Wielkiej Brytanii, Francji, we Włoszech czy w Niemczech. W ostatnich latach szczególnie w Niemczech – to efekt zaproszenia uchodźców przez byłą kanclerz Niemiec Angelę Merkel, która być może w słusznym poczuciu winy za zorganizowanie Europie i światu piekła II wojny światowej niesłusznie zdecydowała się na rozpoczęcie chaosu, na który społeczeństwa Europy nie były i nie są gotowe.
Michał Janicki ze szwedzką policją spotykał się nierzadko – nie podobało mu się, że miasto, które miało być dla niego drugim domem, staje się aż tak niebezpieczne. Przede wszystkim ze względu na 12-letniego syna, który jak każdy nastolatek miał swoje plany i pragnienia.
Kiedy 10 kwietnia jeden z migrantów, 17-latek z pistoletem, po krótkiej wymianie zdań z Polakiem strzela do niego na chodniku w przejściu podziemnym, Szwecja zamiera z przerażenia. Na miejscu zbrodni pojawia się nawet premier Szwecji Ulf Kristersson, który chwali zabitego Michała za obywatelską postawę i zapewnia potomków wikingów, że „razem pokonają gangi”. Ale to Szwedom już nie wystarcza – miesięcznie w stolicy kraju jest przynajmniej kilka śmiertelnych ofiar gangów. Ludzie giną od strzałów, granatów, od noży śniadych i ciemnoskórych nastolatków. Śmierć Michała była inna, bo wykrwawiał się po strzale w serce na rękach swojego syna.
Za cudze grzechy
Nie inaczej wygląda sytuacja w największych niemieckich miastach. Tu wprawdzie strzały padają rzadziej, za to niepokojąco powszechne stały się rozboje i gwałty na młodych kobietach. Jest ich tak dużo, że niemiecka policja coraz częściej przyznaje, że nie radzi sobie z tym zjawiskiem. Napady na kobiety zdarzają się wszędzie, na ulicy, w autobusach i pociągach. Sprawcami są właściwie zawsze przyjezdni lub nastoletnie dzieci bliskowschodnich imigrantów, którzy do Berlina czy Hamburga trafili w związku z marzeniem niemieckich polityków o ubogacaniu europejskiej kultury i niemieckich technokratów o taniej sile roboczej, która miała rozwiązać problem starzejącego się niemieckiego społeczeństwa. Kiedy rząd w Berlinie zorientował się, że nie radzi sobie z problemem, na unijnych korytarzach pojawia się proste rozwiązanie – tłum niewygodnych migrantów należy odesłać do krajów Europy Wschodniej, tych, które do Unii Europejskiej przystępowały w drugim etapie rozszerzenia. Na przykład do Polski.
Obecny pakt migracyjny nie jest pierwszą próbą odesłania migrantów razem z problemami do Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Węgier. Próbowano już tego niespełna dekadę temu – Polska za odmowę przyjęcia migrantów wypowiedzianą stanowczo przez ówczesny rząd Zjednoczonej Prawicy miała płacić słone kary finansowe. Szczególnie, że przyjęcie migrantów zostało dobitnie zagwarantowane przez Donalda Tuska i proeuropejską klasę polityczną.
Tym razem Unia przygotowała się lepiej. Obecny pakt migracyjny nie mówi o karach. Domaga się solidarnego przyjęcia imigrantów przez wszystkie kraje unijne – w przypadku odmowy wpłaty na solidarnościowy fundusz wspierający kraje, które muszą stawiać czoła problemowi migrantów w kwocie 20 tysięcy euro za każdego nieprzyjętego obcokrajowca. Wpłaty mają wynikać z „europejskiej solidarności”, nie ma w pakcie mowy o tym, że jest to solidarność mocno wymuszona.
Czytaj także: Najważniejsza decyzja w naszych dziejach: jak doszło do chrztu Polski?
Komisja zrobi swoje
Wiadomo już, że pieniądze z imigracyjnego funduszu solidarnościowego będą trafiać do największych europejskich gospodarek. W czołówce beneficjentów funduszu znalazły się Niemcy, Francja i Włochy, jako państwa mierzące się z największym problemem migracyjnym. Płacić mają zaś ci, którzy ani nie przyczynili się do kryzysu migracyjnego w UE, ani nawet nie są krajami, w których imigranci chcieliby pozostać. Polska nigdy nie była i nieprędko stanie się docelowym adresem przyjezdnych z Somalii, Sudanu, Algierii czy Afganistanu. Tu ewentualne zasiłki są zbyt niskie, a język zbyt obcy dla wyznawców Allacha. Nawet samo społeczeństwo nie da sobie łatwo narzucić nowych obyczajów i tradycji – ramadan nieprędko stanie się narodowym świętem, a zbudowanie meczetu jeszcze długo nie będzie nad Wisłą zbyt łatwe. Te, które już powstały, nie będą w stanie przyjąć wszystkich wyznawców Mahometa mających – zgodnie z paktem migracyjnym –pojawić się w największych polskich miastach.
Obecny rząd deklaruje wprawdzie, że na pakt migracyjny się nie zgodzi, jednak… zgodnie z europejskimi traktatami nie ma to najmniejszego znaczenia. Polska głosami europosłów PO i Lewicy skutecznie pozbawiła się prawa weta, będzie więc obowiązywać prawo uchwalone w PE, czy się to polskim politykom będzie podobało, czy nie. To, czego nie przewidział pakt dyskutowany w Strasburgu, zostanie Polsce narzucone odpowiednio przygotowanymi dyrektywami Komisji Europejskiej. To europejskie przepisy, które każdy kraj musi implementować do swojego systemu prawnego. Jeżeli nie zrobi tego w odpowiednim czasie, będzie płacić kary przewidziane w unijnych traktatach. Per saldo bardziej opłaca się mechanizm solidarności. Szczególnie Polsce, wszak nieprzypadkowo otrzymaliśmy z UE 27 mld złotych w ramach krajowego programu odbudowy, a do końca roku rząd ma dostać kolejne miliardy. Zagospodarowanie tych środków w taki sposób, żeby wpłat na problem europejskiej migracji nie odczuła polska gospodarka, jest kwestią kilku zabiegów księgowych.
Kto zapłaci za migranta?
Pakt migracyjny obejmuje też rozporządzenie dotyczące procedur azylowych ujednolicające przepisy przyznawania ochrony międzynarodowej i umożliwiające przyspieszenie procedur w przypadku bezpodstawnych wniosków. Osoby niespełniające warunków zostaną poddane procedurze kontroli jeszcze przed wjazdem, która obejmie m.in. pobranie danych biometrycznych oraz kontrolę stanu zdrowia i bezpieczeństwa. Do zreformowanej bazy danych Eurodac zostaną dodane wizerunki twarzy i odciski palców.
Pakt ma jednak kilka niedociągnięć – nie przewiduje, co Unia Europejska będzie robić z imigrantami, którzy nie mają prawa w niej zostać. Czy pozostaną w granicach UE z możliwością starania się o prawo pobytu w późniejszym terminie, czy może będą odesłani do domów? Jeżeli tak, to nie jest jasne, kto miałby pokryć koszty takiego transportu.
Pakt jednocześnie zakłada, że imigranci w sytuacji kryzysowej w państwie zmagającym się ze zbyt dużym napływem przyjezdnych mogą być przekazani wybranemu krajowi unijnemu bez względu na to, czy będzie się na to godził, czy nie. W takim wypadku pieniądze na fundusz solidarnościowy nie będą miały znaczenia. Decyzja w tej sprawie będzie leżała po stronie Komisji Europejskiej.
Nowy numer
Tekst ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Solidarność” dostępnym już od środy w kioskach.
Chcesz otrzymywać „Tygodnik Solidarność” prosto do swojego domu lub zakładu pracy? Zamów prenumeratę <TUTAJ>
Najnowszy numer „Tygodnika Solidarność” – 100 dni demolki i co dalej?https://t.co/HkDCPsXman pic.twitter.com/slE3MhpoYr