Trafił Kosa na Piotra Guziała: To [dzika reprywatyzacja] nie było możliwe bez najwyższych polityków

- Chciałbym wierzyć, że wygrał tylko interes partyjny i nie chodziło o szwindel i krycie przestępców, a chodziło tylko o to, żeby wizerunek partii nie ucierpiał. Bo to byłby najmniejsze ich przewinienie. Chcę wierzyć, że politycy są uczciwi i bez względu na partię chcą dobra Polski. Niestety obawiam się, że dzika reprywatyzacja to nie są tylko beneficjenci, których nazwiska zostały skrócone do pierwszych liter, osoby ujawnione przez prokuraturę i CBA w wyniku ostatnich zatrzymań. To nie byłoby możliwe bez przymykania oka, a nawet czynnego udziału ponad podziałami najwyższych polityków w państwie - mówi warszawski radny Piotr Guział w rozmowie z Mateuszem Kosińskim.
 Trafił Kosa na Piotra Guziała: To [dzika reprywatyzacja] nie było możliwe bez najwyższych polityków
/ screen YouTube
Mateusz Kosiński: W czwartek zapadła decyzja komisji weryfikacyjnej o anulowaniu decyzji reprywatyzacyjnej w sprawie działki na Chmielna 70. Był to najgłośniejszy „adres”, od którego zaczęła się afera reprywatyzacyjna. Sprawiedliwości stała się zadość? 

Piotr Guział: Wynik obrad komisji weryfikacyjnej był do przewidzenia. Skala nieprawidłowości była już powszechnie znana w mediach, dzięki determinacji w śledztwie społeczników, ale i dziennikarzy. Pokazuje to jak bardzo prezydent Warszawy nie panuje nad sprawami miasta. Okazuje się, że około 30 urzędników wiedziało, że jest cała lista indeminizacyjna nieruchomości, za które było wypłacone odszkodowanie w wyniku działań rządu PRL-u i trzeba zwrócić na to uwagę. Jedyną osobą, która o tym nie wiedziała jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, profesor prawa finansowego, była prezes Narodowego Banku Polskiego, była wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. 

Dla mnie, jako byłego burmistrza dzielnicy Ursynowa, wydaje się, że to coś nieprawdopodobnego, żeby prezydent Warszawy, przy tak gigantycznym majątku, jaki mamy do czynienia w wypadku reprywatyzacji, nie dopytywała swoich pracowników. Powinny paść pytania – które nieruchomości na pewno musimy zwrócić? Gdzie mamy szanse obrony? Gdzie możemy się przeciwstawić? Musimy walczyć o każdą piędź ziemi, nie możemy tych milionów w przypadku poszczególnych nieruchomości, czy w konsekwencji miliardów, tak po prostu zwracać. Ja, gdybym był prezydentem, tak właśnie  pytałbym urzędników. 

Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że pracownicy ją zawiedli i nic nie widziała. To znaczy, że jest słabym prezydentem – ona jest wynajęta żeby wiedzieć. Za to ma płacone, żeby pilnować warszawskich spraw. Jeśli jej rolą jest tylko wręczanie odznaczeń, przecinanie wstęg i wygłaszanie płomiennych przemówień, to chyba pomyliła rolę prezydenta z rolą estradową. Prezydent to nie tylko splendor, ale też pilnowanie spraw publicznych. 

Mam wrażenie, że cała afera reprywatyzacyjna to bomba z opóźnionym zapłonem. Stowarzyszenia lokatorskie, społecznicy, media, również sympatyzująca z PO, jak choćby stołeczny dodatek do „Gazety Wyborczej”, o nieprawidłowościach przy reprywatyzacji mówiły jeszcze za rządów Tuska. Dlaczego Hanna Gronkiewicz-Waltz nie skorzystała z tych informacji?

Nie potrafię sformułować zarzutów korupcyjnych przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz, ponieważ nie znalazłem takich poszlak, że ona osobiście do czegoś dążyła lub była czymś zainteresowana. Oczywiście poza własną sprawą, mowa tu o kamienicy na Noakowskiego 16. Kamienicy odzyskanej przez jej męża i córkę, gdzie było wiadomo, że jest to ordynarne oszustwo. To była kamienica przejęta przez szmalcowników, na podstawie sfałszowanych dokumentów, jak się okazało beneficjentem transakcji ze szmalcownikami był wujek pana Waltza i w konsekwencji pan Waltz odziedziczył roszczenie do kamienicy. Na końcu spieniężył tę sprawę. To się działo w ostatnich miesiącach rządów poprzedniej ekipy, przed Hanną Gronkiewicz-Waltz. 

Prezydent usprawiedliwia się, że to nie ona. To prawda, to nie ona odziedziczyła tę kamienicę i nie ona ją zwracała, ale ona jako prezydent, czyli jako organ administracji, miała wiedzę, że to był ordynarny szwindel. Teraz działając jako prezydent, wiedząc, że sprawa dotyczy jej męża, powinna być niczym żona Cezara, pokazać, że wszystko jest transparentne. Powinna ujawnić wszystkie dokumenty, bo tak dzieje się w demokracjach europejskich. Po drugie powinna uchylić decyzję zwrotową, a jeśli się tłumaczy, że nie mogła jako organ, bo to jej mąż, to powinna skierować to do organu, który mógł np. do samorządnego kolegium odwoławczego. Powinna również zaapelować do córki i męża, że do czasu wyjaśnienia powinni uzyskane środki wpłacić na depozyt, tak gwoli przyzwoitości. Tak by zrobił polityk formatu europejskiego.

 Hanna Gronkiewicz-Waltz nie dość, że zbagatelizowała sprawę, to jeszcze ją zatuszowała. Działania podjęła ostatnio, skierowała sprawę do SKO, zrobiła to w momencie, kiedy sprawa się przedawniła. Zrobiła to w sposób bezczelny, bo mogła to samo zrobić 10 lat temu, kiedy tygodnik „Wprost” rozpisywał się o tym postępowaniu. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest więc zdyskwalifikowana przez swoją osobistą sprawę. Mogę ją zrozumieć jako człowieka, że kryła męża i córkę, ale nie mogę jej zrozumieć jako organu administracji samorządowej. W innych postępowaniach nie widzę jej roli przewodniej, widzę jej brak nadzoru i niedopilnowanie spraw publicznych, do czego była zobligowana jako urzędnik. Za brak nadzoru również ponosi się konsekwencje i to z kodeksu karnego. 

Poszukałbym również winnych nieco wyżej. Dopiero zmiana parlamentu i władzy doprowadziła do powołania komisji weryfikacyjnej. Koledzy z PO kryli aferę na szczeblu rządowym i parlamentarnym?

Nie ma wątpliwości, że tak było. Nie mówimy o jakiejś miejscowości w Polsce, gdzie rząd i władze partii nie wiedziały co się dzieje. Mówimy o stolicy państwa, gdzie posłem z Warszawy był premier Donald Tusk. Szef klubu parlamentarnego PO pan Grupiński jest co prawda z Poznania, ale jego małżonka jest przewodniczącą Rady Warszawy, czyli tak naprawdę jest osobą na równi z prezydentem. W dyplomacji przewodniczący rady miasta niekiedy jest głosem przed organem wykonawczym, przed prezydentem. Z Warszawy był posłem również Jan Vincent Rostowski, minister finansów i wicepremier. Tak naprawdę mieli oni pełnie władzy i pełnie wiedzy, więc powinni być zainteresowani by sprawy Warszawy wyjaśnić. Widać, że byli zainteresowani zamieceniem ich pod dywan. 

Chciałbym wierzyć, że wygrał tylko interes partyjny i nie chodziło o szwindel i krycie przestępców, a chodziło tylko o to, żeby wizerunek partii nie ucierpiał. Bo to byłby najmniejsze ich przewinienie. Chcę wierzyć, że politycy są uczciwi i bez względu na partię chcą dobra Polski. Niestety obawiam się, że dzika reprywatyzacja to nie są tylko beneficjenci, których nazwiska zostały skrócone do pierwszych liter, osoby ujawnione przez prokuraturę i CBA w wyniku ostatnich zatrzymań. To nie byłoby możliwe bez przymykania oka, a nawet czynnego udziału ponad podziałami najwyższych polityków w państwie. Najwięcej odpowiedzialności spada na Platformę, bo najdłużej rządziła i za ich rządów było  najwięcej spektakularnych zwrotów nieruchomości, natomiast reprywatyzacja trwała dłużej i wszystkie ekipy jakąś część winy ponoszą. Apogeum przekrętów to jednak rządy PO, to są fakty i Platforma powinna się z tymi faktami zmierzyć. Jeżeli poseł Kropiwnicki z PO, członek komisji weryfikacyjnej, regularnie w głosowaniach uchylających decyzje zwrotowe lub nakładających kary na Hannę Gronkiewicz-Waltz ma inne zdanie niż cała komisja, to znaczy, że broni brudnych interesów. Najbardziej na wyjaśnieniu tych spraw powinno zależeć Platformie, bo jak nie pokaże opini publicznej, że zależy jej na ujawnieniu i wyjaśnieniu tych spraw, na ukaraniu winnych, nawet we własnych szeregach, to ta afera może być kulą śnieżną która może zmieść całą partię ze sceny politycznej. 

Ale się pan uczepił tej Hanny Gronkiewicz-Waltz. Przecież nie da się ukryć, że w ostatniej dekadzie w mieście zaszły olbrzymie zmiany, chociażby w kwestii inwestycji. 

Panie redaktorze oczywiście, że zaszły. Musiały zajść, bo prezydent Warszawy dysponuje budżetem rzędu kilkunastu miliardów złotych, bo ten budżet jest co roku wyższy, obecnie to 14 miliardów złotych. Mając takie pieniądze, to nie trzeba być geniuszem zarządzania, żeby efekty wydawania pieniędzy były zauważalne. To są gigantyczne pieniądze, żaden inny samorząd w Polsce nawet w połowie nie zbliża się do tego wyniku. Kto by Warszawą nie rządził to te pieniądze byłyby wydane. Wcale nie gloryfikując Lecha Kaczyńskiego, bo to wymagałoby rzetelnej analizy, czy jego rządu były lepsze, czy gorsze, w ramach parametrów, którymi dysponował. Patrzę na to w ten sposób, a jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej na kierunku gospodarka publiczna - porównuję sobie pewne liczby, np. wykonanie budżetu inwestycyjnego, to taki parametr, który bardzo często jest pokazywany jako parametr, który ocenia dobre lub złe rządy, poziom wykonania budżetu, albo poziom wydatków na inwestycje w budżecie. Okazuje się, że Lech Kaczyński na inwestycje wydawał procentowo nie mniejsze środki niż Hanna Gronkiewicz-Waltz, a wręcz w ostatnim roku Hanna Gronkiewicz-Waltz skrompromitowała się, bo wydała zaledwie 10 proc. z całego budżetu na inwestycje. W dobrych samorządach, rządzonych przez różnych polityków, a w dużych miastach przez tych związanych z Platformą to 20, 30 proc. Jeżeli mówimy o suchych faktach to Lech Kaczyński robił mniej, bo miał dwa razy mniejszy budżet. Trzeba pamiętać, że budżet Lecha Kaczyńskiego to było około 5-6 miliardów złotych. Hanna Gronkiewicz-Waltz ma dzisiaj 14 miliardów. Nie dlatego, że jest świetną gospodynią. Budżety rosną w miarę bogacenia się społeczeństwa, ponieważ to pochodna kwot podatkowych, które płacą przedsiębiorstwa, firmy, obywatele, udziały z podatków od osób prawnych, fizycznych. Im więcej nasi obywatele mają pieniędzy, tym więcej ma państwo, samorządy. Rolą włodarza jest tylko dobre, efektywne wydawanie pieniędzy. 

Pokusi się pan o stwierdzenie, że Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem od 1989 r.? 

Nie, takiego stwierdzenia nie zaryzykuję.  Najlepszy w czym? W jakiej kategorii? Jeżeli chodzi o procent środków przeznaczanych na inwestycję, był niegorszym prezydentem Warszawy, niż Hanna Gronkiewicz-Waltz. W kwotach Hanna Gronkiewicz-Waltz jest lepsza, bo ma większy budżet, ma środki unijne, którymi się chwali. Lech Kaczyński nie miał środków unijnych, bo Polska jeszcze nie była w Unii Europejskiej. Nie da się tego porównywać 1 do 1, to byłoby nieuczciwe wobec Lecha Kaczyńskiego. Natomiast trudno powiedzieć, kto był najlepszym prezydentem po 1989 r., bo nikt nie rządził tak długo jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, a inwestycje wymagają czasu. Druga sprawa, że były różne ustroje Warszawy, prezydenci mieli różne kompetencje. Dopiero za Lecha Kaczyńskiego prezydent stał sięprawdziwym włodarzem, bo to  funkcja wybierana bezpośrednio. 

Pokuszę się o inne stwierdzenie – gdyby Warszawą rządził ktoś, kto lepiej pilnowałbym interesów Warszawy, kto byłby lepszym managerem niż Hanna Gronkiewicz-Waltz to Warszawa mogłaby się rozwinąć dwa razy bardziej. Jako przedsiębiorca, jako osoba mająca kolegów przedsiębiorców na najwyższym poziomie, to mam wrażenie, że to co się buduje prywatnie, to nie dzieje się dzięki Hannie Gronkiewicz-Waltz, a wręcz pomimo tych barier jakie ona stawia. Determinacją przedsiębiorców udaje się coś w Warszawie realizować. Warszawa rozwija się pomimo nieudolnych rządów, a nie dzięki rządom Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ona nie tworzy żadnej atmosfery dla biznesu, jedynie w sposób nieudolny wydaje pieniądze które ma. Można mnożyć przykłady – kupiła nowy tabor autobusowy, a nie stworzyła możliwość dla jazdy autobusów, skrzyżowań wielopoziomowych, buspasów wszędzie tam gdzie się da, elektronicznego systemu zarządzania rauchem. Nowe autobusy więc stoją w korkach. Co z tego, że są nowe, jeśli prędkość jazdy się nie poprawiła? Reprywatyzacja to wisienka na torcie nieudolności. 

To jaka przyszłość Piotra Guziała? Myślałem, że pan powie, że Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem i będzie pan teraz startował w wyborach z listy PiS-u, a tu takie zaskoczenie....

Nie, nie, z PiS-u nie będe startował. To partia polityczna, która ma pewnie swoich kandydatów. Wybrałem ścieżkę niezależną. W pewnym momencie swojego życia uznałem, że wielka polityka jest intrygująca, ale znacznie ciekawszy jest samorząd bo ma bezpośrednią siłę sprawczą. 

Nie kusi ta wielka polityka? Może dzisiaj byłby pan ministrem...

To żadna frajda bycie ministrem, znacznie większą frajdą jest bycie burmistrzem dzielnicy, a na pewno zwieńczeniem działalności publicznej byłoby bycie prezydentem Warszawy. Oceniam tę funkcję ponad funkcją ministra, to funkcja sprawczsa, godna, można zapisać się na kartach historii. Ja się do tego starannie od blisko 20 lat przygotowuję. Za rok są wybory samorządowe, na pewno zaistnieję w nich mocnym akcentem. Czy to będzie mój czas? Tego jeszcze nie wiem. Do funkcji burmistrza przygotowywałem się 12 lat, tyle czasu byłem randym, potem zostałem burmistrzem Ursynowa. Teraz radnym Warszawy jestem pierwszą kadencję. W przyszłym roku spróbuję przekonać Warszawiaków, że powinni postawić na moją energię  i na moją znajomość miasta. Może będzie to mój czas, a jak nie, to kolejne wybory za cztery lata. 

Zapowiadają się ciekawe wybory. Platforma traci w Warszawie, będzie miała ciężko ze zwycięstwem, PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych wreszcie zyskał, ale nie jest pewnym faworytem, do tego Kukiz prawdopodobnie będzie miał silnych kandydatów, mówi się o marszałku Tyszce, pośle Jakubiaku, rozpoznawalne postacie. Nowoczesna prawdopodobnie się z Platformą nie dogada... Sporo kandydatów, którzy będą mieli prawdopodobnie po około 20 proc. 

Trafnie to pan ocenia. Platforma rzeczywiście znacznie straciła w Warszawie poprzez trwanie w obronie aferzystki Gronkiewicz-Waltz. Prawo i Sprawiedliwość swoimi radykalnymi działaniami, w takim dość liberalno-konserwatywnym społeczeństwie Warszawy, w konserwatymwnym jeśli chodzi o sposób uprawiana polityki, swoją brutalną polityką nie zyskuje. Pojawia się więc, wzorem innych miast, miejsce dla tego trzeciego. Apelowałem do wszystkich kandydatów ruchów społecznych, czy mniejszych ugrupowań – zróbmy prawybory, zobaczmy, kto z nas ma największe szanse i zgódźmy się, że ten, kto ma najlepsze szanse niech nas prowadzi. Jeśli ktoś ma większe szanse ode mnie to chętnie go poprę, bo wtedy mamy szanse wygrać zarówno z PiS-em jak i z PO. Tak dzieje się w wielu dużych miastach. Prezydentem jest ten, kto ma swoje przekonania polityczne, swój rodowód, ale startuje jako niezależny. W Warszawie nie musimy mieć partyjnego prezydenta, możemy mieć prezydenta, który będzie łączył więcej niż tylko zwolenników jednej partii. 

Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

POLECANE
Kto pokieruje MSWiA po Kierwińskim? Nieoficjalne doniesienia z ostatniej chwili
Kto pokieruje MSWiA po Kierwińskim? Nieoficjalne doniesienia

Media spekulują, kto stanie na czele resortu Spraw Wewnętrznych i Administracji. Dotychczas stojący na czele ministerstwa Marcin Kierwiński będzie kandydatem KO do Parlamentu Europejskiego z list obejmujących Mazowsze.

Zaginięcie polskiego żołnierza na Bałtyku. Nowe informacje z ostatniej chwili
Zaginięcie polskiego żołnierza na Bałtyku. Nowe informacje

Od środy wojsko prowadzi poszukiwania żołnierza jednostki wojskowej GROM, który zaginął podczas ćwiczeń w Zatoce Gdańskiej. W akcję prowadzoną nad wodą i pod nią zaangażowane są śmigłowce, okręt i sonar - podał w czwartek rzecznik Dowództwa Komponentu Wojsk Specjalnych ppłk Mariusz Łapeta.

Wiceszef MSZ Rosji grozi Polsce: „Będzie jednym z priorytetowych celów” z ostatniej chwili
Wiceszef MSZ Rosji grozi Polsce: „Będzie jednym z priorytetowych celów”

– Jeżeli w Polsce zostanie rozmieszczona broń nuklearna NATO, to broń ta stanie się dla Rosji jednym z priorytetowych celów – powiedział rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow, cytowany w czwartek przez agencję Reutera za lokalnymi mediami.

Cimoszewicz oskarżony o potrącenie rowerzystki. Nowe informacje z ostatniej chwili
Cimoszewicz oskarżony o potrącenie rowerzystki. Nowe informacje

Sąd Rejonowy w Hajnówce (Podlaskie) podjął decyzję o zasięgnięciu uzupełniającej opinii biegłych, którzy przygotowywali ekspertyzy w śledztwie dotyczącym potrącenia rowerzystki przez europosła, byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza – dowiedziała się PAP w sądzie.

Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy z ostatniej chwili
Sąd Najwyższy podjął decyzję w sprawie wnuka byłego prezydenta Lecha Wałęsy

Sąd Najwyższy oddalił wniosek kasacyjny w sprawie dwóch młodych mężczyzn skazanych za rozbój i pobicie obywateli Szwecji. Jednym z nich był wnuk byłego prezydenta Lecha Wałęsy. Bartłomiej W. odbywa karę 4 lat więzienia.

PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi? z ostatniej chwili
PE za wprowadzeniem limitu płatności gotówką. O jakie kwoty chodzi?

Europarlament przyjął w środę przepisy, które mają wzmocnić walkę z praniem brudnych pieniędzy w UE. Jeśli zatwierdzi je Rada UE, zakaz płatności gotówką powyżej określonej kwoty zostanie wprowadzony.

Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO] z ostatniej chwili
Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów! Zobacz najdłuższy skok w historii [WIDEO]

Japończyk Ryoyu Kobayashi ustanowił nieoficjalny rekord świata w długości lotu narciarskiego, osiągając odległość 291 metrów na specjalnie przygotowanej skoczni na zboczu wzgórza Hlidarfjall w miejscowości Akureyri na Islandii.

Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit z ostatniej chwili
Były premier alarmuje: Ceny prądu dla przedsiębiorców będą no limit

„Pani Hennig-Kloska zapominała złożyć wniosek o notyfikacje pomocy dla przedsiębiorców. Innymi słowy ceny prądu dla przedsiębiorców będą noLimit” – alarmuje były premier Mateusz Morawiecki.

Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy z ostatniej chwili
Obrońca ks. Michała Olszewskiego ujawnia szokujące kulisy sprawy

„Ponieważ sprawa się rozlewa po dziennikarzach (rozmaitych barw i orientacji) pragnę odnieść się do ujawnionych już informacji” – pisze mec. dr Krzysztof Wąsowski, pełnomocnik ks. Michała Olszewskiego.

Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą z ostatniej chwili
Mariusz Kamiński: Nie bójcie się, czasy walki z korupcją wrócą

– Jedyne moje przesłanie do funkcjonariuszy służb antykorupcyjnych w naszym kraju było takie: walić w złodziei niezależnie od tego, do jakiego ugrupowania się przykleili – mówił na antenie RMF były szef MSWiA Mariusz Kamiński.

REKLAMA

Trafił Kosa na Piotra Guziała: To [dzika reprywatyzacja] nie było możliwe bez najwyższych polityków

- Chciałbym wierzyć, że wygrał tylko interes partyjny i nie chodziło o szwindel i krycie przestępców, a chodziło tylko o to, żeby wizerunek partii nie ucierpiał. Bo to byłby najmniejsze ich przewinienie. Chcę wierzyć, że politycy są uczciwi i bez względu na partię chcą dobra Polski. Niestety obawiam się, że dzika reprywatyzacja to nie są tylko beneficjenci, których nazwiska zostały skrócone do pierwszych liter, osoby ujawnione przez prokuraturę i CBA w wyniku ostatnich zatrzymań. To nie byłoby możliwe bez przymykania oka, a nawet czynnego udziału ponad podziałami najwyższych polityków w państwie - mówi warszawski radny Piotr Guział w rozmowie z Mateuszem Kosińskim.
 Trafił Kosa na Piotra Guziała: To [dzika reprywatyzacja] nie było możliwe bez najwyższych polityków
/ screen YouTube
Mateusz Kosiński: W czwartek zapadła decyzja komisji weryfikacyjnej o anulowaniu decyzji reprywatyzacyjnej w sprawie działki na Chmielna 70. Był to najgłośniejszy „adres”, od którego zaczęła się afera reprywatyzacyjna. Sprawiedliwości stała się zadość? 

Piotr Guział: Wynik obrad komisji weryfikacyjnej był do przewidzenia. Skala nieprawidłowości była już powszechnie znana w mediach, dzięki determinacji w śledztwie społeczników, ale i dziennikarzy. Pokazuje to jak bardzo prezydent Warszawy nie panuje nad sprawami miasta. Okazuje się, że około 30 urzędników wiedziało, że jest cała lista indeminizacyjna nieruchomości, za które było wypłacone odszkodowanie w wyniku działań rządu PRL-u i trzeba zwrócić na to uwagę. Jedyną osobą, która o tym nie wiedziała jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, profesor prawa finansowego, była prezes Narodowego Banku Polskiego, była wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. 

Dla mnie, jako byłego burmistrza dzielnicy Ursynowa, wydaje się, że to coś nieprawdopodobnego, żeby prezydent Warszawy, przy tak gigantycznym majątku, jaki mamy do czynienia w wypadku reprywatyzacji, nie dopytywała swoich pracowników. Powinny paść pytania – które nieruchomości na pewno musimy zwrócić? Gdzie mamy szanse obrony? Gdzie możemy się przeciwstawić? Musimy walczyć o każdą piędź ziemi, nie możemy tych milionów w przypadku poszczególnych nieruchomości, czy w konsekwencji miliardów, tak po prostu zwracać. Ja, gdybym był prezydentem, tak właśnie  pytałbym urzędników. 

Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że pracownicy ją zawiedli i nic nie widziała. To znaczy, że jest słabym prezydentem – ona jest wynajęta żeby wiedzieć. Za to ma płacone, żeby pilnować warszawskich spraw. Jeśli jej rolą jest tylko wręczanie odznaczeń, przecinanie wstęg i wygłaszanie płomiennych przemówień, to chyba pomyliła rolę prezydenta z rolą estradową. Prezydent to nie tylko splendor, ale też pilnowanie spraw publicznych. 

Mam wrażenie, że cała afera reprywatyzacyjna to bomba z opóźnionym zapłonem. Stowarzyszenia lokatorskie, społecznicy, media, również sympatyzująca z PO, jak choćby stołeczny dodatek do „Gazety Wyborczej”, o nieprawidłowościach przy reprywatyzacji mówiły jeszcze za rządów Tuska. Dlaczego Hanna Gronkiewicz-Waltz nie skorzystała z tych informacji?

Nie potrafię sformułować zarzutów korupcyjnych przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz, ponieważ nie znalazłem takich poszlak, że ona osobiście do czegoś dążyła lub była czymś zainteresowana. Oczywiście poza własną sprawą, mowa tu o kamienicy na Noakowskiego 16. Kamienicy odzyskanej przez jej męża i córkę, gdzie było wiadomo, że jest to ordynarne oszustwo. To była kamienica przejęta przez szmalcowników, na podstawie sfałszowanych dokumentów, jak się okazało beneficjentem transakcji ze szmalcownikami był wujek pana Waltza i w konsekwencji pan Waltz odziedziczył roszczenie do kamienicy. Na końcu spieniężył tę sprawę. To się działo w ostatnich miesiącach rządów poprzedniej ekipy, przed Hanną Gronkiewicz-Waltz. 

Prezydent usprawiedliwia się, że to nie ona. To prawda, to nie ona odziedziczyła tę kamienicę i nie ona ją zwracała, ale ona jako prezydent, czyli jako organ administracji, miała wiedzę, że to był ordynarny szwindel. Teraz działając jako prezydent, wiedząc, że sprawa dotyczy jej męża, powinna być niczym żona Cezara, pokazać, że wszystko jest transparentne. Powinna ujawnić wszystkie dokumenty, bo tak dzieje się w demokracjach europejskich. Po drugie powinna uchylić decyzję zwrotową, a jeśli się tłumaczy, że nie mogła jako organ, bo to jej mąż, to powinna skierować to do organu, który mógł np. do samorządnego kolegium odwoławczego. Powinna również zaapelować do córki i męża, że do czasu wyjaśnienia powinni uzyskane środki wpłacić na depozyt, tak gwoli przyzwoitości. Tak by zrobił polityk formatu europejskiego.

 Hanna Gronkiewicz-Waltz nie dość, że zbagatelizowała sprawę, to jeszcze ją zatuszowała. Działania podjęła ostatnio, skierowała sprawę do SKO, zrobiła to w momencie, kiedy sprawa się przedawniła. Zrobiła to w sposób bezczelny, bo mogła to samo zrobić 10 lat temu, kiedy tygodnik „Wprost” rozpisywał się o tym postępowaniu. Hanna Gronkiewicz-Waltz jest więc zdyskwalifikowana przez swoją osobistą sprawę. Mogę ją zrozumieć jako człowieka, że kryła męża i córkę, ale nie mogę jej zrozumieć jako organu administracji samorządowej. W innych postępowaniach nie widzę jej roli przewodniej, widzę jej brak nadzoru i niedopilnowanie spraw publicznych, do czego była zobligowana jako urzędnik. Za brak nadzoru również ponosi się konsekwencje i to z kodeksu karnego. 

Poszukałbym również winnych nieco wyżej. Dopiero zmiana parlamentu i władzy doprowadziła do powołania komisji weryfikacyjnej. Koledzy z PO kryli aferę na szczeblu rządowym i parlamentarnym?

Nie ma wątpliwości, że tak było. Nie mówimy o jakiejś miejscowości w Polsce, gdzie rząd i władze partii nie wiedziały co się dzieje. Mówimy o stolicy państwa, gdzie posłem z Warszawy był premier Donald Tusk. Szef klubu parlamentarnego PO pan Grupiński jest co prawda z Poznania, ale jego małżonka jest przewodniczącą Rady Warszawy, czyli tak naprawdę jest osobą na równi z prezydentem. W dyplomacji przewodniczący rady miasta niekiedy jest głosem przed organem wykonawczym, przed prezydentem. Z Warszawy był posłem również Jan Vincent Rostowski, minister finansów i wicepremier. Tak naprawdę mieli oni pełnie władzy i pełnie wiedzy, więc powinni być zainteresowani by sprawy Warszawy wyjaśnić. Widać, że byli zainteresowani zamieceniem ich pod dywan. 

Chciałbym wierzyć, że wygrał tylko interes partyjny i nie chodziło o szwindel i krycie przestępców, a chodziło tylko o to, żeby wizerunek partii nie ucierpiał. Bo to byłby najmniejsze ich przewinienie. Chcę wierzyć, że politycy są uczciwi i bez względu na partię chcą dobra Polski. Niestety obawiam się, że dzika reprywatyzacja to nie są tylko beneficjenci, których nazwiska zostały skrócone do pierwszych liter, osoby ujawnione przez prokuraturę i CBA w wyniku ostatnich zatrzymań. To nie byłoby możliwe bez przymykania oka, a nawet czynnego udziału ponad podziałami najwyższych polityków w państwie. Najwięcej odpowiedzialności spada na Platformę, bo najdłużej rządziła i za ich rządów było  najwięcej spektakularnych zwrotów nieruchomości, natomiast reprywatyzacja trwała dłużej i wszystkie ekipy jakąś część winy ponoszą. Apogeum przekrętów to jednak rządy PO, to są fakty i Platforma powinna się z tymi faktami zmierzyć. Jeżeli poseł Kropiwnicki z PO, członek komisji weryfikacyjnej, regularnie w głosowaniach uchylających decyzje zwrotowe lub nakładających kary na Hannę Gronkiewicz-Waltz ma inne zdanie niż cała komisja, to znaczy, że broni brudnych interesów. Najbardziej na wyjaśnieniu tych spraw powinno zależeć Platformie, bo jak nie pokaże opini publicznej, że zależy jej na ujawnieniu i wyjaśnieniu tych spraw, na ukaraniu winnych, nawet we własnych szeregach, to ta afera może być kulą śnieżną która może zmieść całą partię ze sceny politycznej. 

Ale się pan uczepił tej Hanny Gronkiewicz-Waltz. Przecież nie da się ukryć, że w ostatniej dekadzie w mieście zaszły olbrzymie zmiany, chociażby w kwestii inwestycji. 

Panie redaktorze oczywiście, że zaszły. Musiały zajść, bo prezydent Warszawy dysponuje budżetem rzędu kilkunastu miliardów złotych, bo ten budżet jest co roku wyższy, obecnie to 14 miliardów złotych. Mając takie pieniądze, to nie trzeba być geniuszem zarządzania, żeby efekty wydawania pieniędzy były zauważalne. To są gigantyczne pieniądze, żaden inny samorząd w Polsce nawet w połowie nie zbliża się do tego wyniku. Kto by Warszawą nie rządził to te pieniądze byłyby wydane. Wcale nie gloryfikując Lecha Kaczyńskiego, bo to wymagałoby rzetelnej analizy, czy jego rządu były lepsze, czy gorsze, w ramach parametrów, którymi dysponował. Patrzę na to w ten sposób, a jestem absolwentem Szkoły Głównej Handlowej na kierunku gospodarka publiczna - porównuję sobie pewne liczby, np. wykonanie budżetu inwestycyjnego, to taki parametr, który bardzo często jest pokazywany jako parametr, który ocenia dobre lub złe rządy, poziom wykonania budżetu, albo poziom wydatków na inwestycje w budżecie. Okazuje się, że Lech Kaczyński na inwestycje wydawał procentowo nie mniejsze środki niż Hanna Gronkiewicz-Waltz, a wręcz w ostatnim roku Hanna Gronkiewicz-Waltz skrompromitowała się, bo wydała zaledwie 10 proc. z całego budżetu na inwestycje. W dobrych samorządach, rządzonych przez różnych polityków, a w dużych miastach przez tych związanych z Platformą to 20, 30 proc. Jeżeli mówimy o suchych faktach to Lech Kaczyński robił mniej, bo miał dwa razy mniejszy budżet. Trzeba pamiętać, że budżet Lecha Kaczyńskiego to było około 5-6 miliardów złotych. Hanna Gronkiewicz-Waltz ma dzisiaj 14 miliardów. Nie dlatego, że jest świetną gospodynią. Budżety rosną w miarę bogacenia się społeczeństwa, ponieważ to pochodna kwot podatkowych, które płacą przedsiębiorstwa, firmy, obywatele, udziały z podatków od osób prawnych, fizycznych. Im więcej nasi obywatele mają pieniędzy, tym więcej ma państwo, samorządy. Rolą włodarza jest tylko dobre, efektywne wydawanie pieniędzy. 

Pokusi się pan o stwierdzenie, że Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem od 1989 r.? 

Nie, takiego stwierdzenia nie zaryzykuję.  Najlepszy w czym? W jakiej kategorii? Jeżeli chodzi o procent środków przeznaczanych na inwestycję, był niegorszym prezydentem Warszawy, niż Hanna Gronkiewicz-Waltz. W kwotach Hanna Gronkiewicz-Waltz jest lepsza, bo ma większy budżet, ma środki unijne, którymi się chwali. Lech Kaczyński nie miał środków unijnych, bo Polska jeszcze nie była w Unii Europejskiej. Nie da się tego porównywać 1 do 1, to byłoby nieuczciwe wobec Lecha Kaczyńskiego. Natomiast trudno powiedzieć, kto był najlepszym prezydentem po 1989 r., bo nikt nie rządził tak długo jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, a inwestycje wymagają czasu. Druga sprawa, że były różne ustroje Warszawy, prezydenci mieli różne kompetencje. Dopiero za Lecha Kaczyńskiego prezydent stał sięprawdziwym włodarzem, bo to  funkcja wybierana bezpośrednio. 

Pokuszę się o inne stwierdzenie – gdyby Warszawą rządził ktoś, kto lepiej pilnowałbym interesów Warszawy, kto byłby lepszym managerem niż Hanna Gronkiewicz-Waltz to Warszawa mogłaby się rozwinąć dwa razy bardziej. Jako przedsiębiorca, jako osoba mająca kolegów przedsiębiorców na najwyższym poziomie, to mam wrażenie, że to co się buduje prywatnie, to nie dzieje się dzięki Hannie Gronkiewicz-Waltz, a wręcz pomimo tych barier jakie ona stawia. Determinacją przedsiębiorców udaje się coś w Warszawie realizować. Warszawa rozwija się pomimo nieudolnych rządów, a nie dzięki rządom Hanny Gronkiewicz-Waltz. Ona nie tworzy żadnej atmosfery dla biznesu, jedynie w sposób nieudolny wydaje pieniądze które ma. Można mnożyć przykłady – kupiła nowy tabor autobusowy, a nie stworzyła możliwość dla jazdy autobusów, skrzyżowań wielopoziomowych, buspasów wszędzie tam gdzie się da, elektronicznego systemu zarządzania rauchem. Nowe autobusy więc stoją w korkach. Co z tego, że są nowe, jeśli prędkość jazdy się nie poprawiła? Reprywatyzacja to wisienka na torcie nieudolności. 

To jaka przyszłość Piotra Guziała? Myślałem, że pan powie, że Lech Kaczyński był najlepszym prezydentem i będzie pan teraz startował w wyborach z listy PiS-u, a tu takie zaskoczenie....

Nie, nie, z PiS-u nie będe startował. To partia polityczna, która ma pewnie swoich kandydatów. Wybrałem ścieżkę niezależną. W pewnym momencie swojego życia uznałem, że wielka polityka jest intrygująca, ale znacznie ciekawszy jest samorząd bo ma bezpośrednią siłę sprawczą. 

Nie kusi ta wielka polityka? Może dzisiaj byłby pan ministrem...

To żadna frajda bycie ministrem, znacznie większą frajdą jest bycie burmistrzem dzielnicy, a na pewno zwieńczeniem działalności publicznej byłoby bycie prezydentem Warszawy. Oceniam tę funkcję ponad funkcją ministra, to funkcja sprawczsa, godna, można zapisać się na kartach historii. Ja się do tego starannie od blisko 20 lat przygotowuję. Za rok są wybory samorządowe, na pewno zaistnieję w nich mocnym akcentem. Czy to będzie mój czas? Tego jeszcze nie wiem. Do funkcji burmistrza przygotowywałem się 12 lat, tyle czasu byłem randym, potem zostałem burmistrzem Ursynowa. Teraz radnym Warszawy jestem pierwszą kadencję. W przyszłym roku spróbuję przekonać Warszawiaków, że powinni postawić na moją energię  i na moją znajomość miasta. Może będzie to mój czas, a jak nie, to kolejne wybory za cztery lata. 

Zapowiadają się ciekawe wybory. Platforma traci w Warszawie, będzie miała ciężko ze zwycięstwem, PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych wreszcie zyskał, ale nie jest pewnym faworytem, do tego Kukiz prawdopodobnie będzie miał silnych kandydatów, mówi się o marszałku Tyszce, pośle Jakubiaku, rozpoznawalne postacie. Nowoczesna prawdopodobnie się z Platformą nie dogada... Sporo kandydatów, którzy będą mieli prawdopodobnie po około 20 proc. 

Trafnie to pan ocenia. Platforma rzeczywiście znacznie straciła w Warszawie poprzez trwanie w obronie aferzystki Gronkiewicz-Waltz. Prawo i Sprawiedliwość swoimi radykalnymi działaniami, w takim dość liberalno-konserwatywnym społeczeństwie Warszawy, w konserwatymwnym jeśli chodzi o sposób uprawiana polityki, swoją brutalną polityką nie zyskuje. Pojawia się więc, wzorem innych miast, miejsce dla tego trzeciego. Apelowałem do wszystkich kandydatów ruchów społecznych, czy mniejszych ugrupowań – zróbmy prawybory, zobaczmy, kto z nas ma największe szanse i zgódźmy się, że ten, kto ma najlepsze szanse niech nas prowadzi. Jeśli ktoś ma większe szanse ode mnie to chętnie go poprę, bo wtedy mamy szanse wygrać zarówno z PiS-em jak i z PO. Tak dzieje się w wielu dużych miastach. Prezydentem jest ten, kto ma swoje przekonania polityczne, swój rodowód, ale startuje jako niezależny. W Warszawie nie musimy mieć partyjnego prezydenta, możemy mieć prezydenta, który będzie łączył więcej niż tylko zwolenników jednej partii. 


Oceń artykuł
Wczytuję ocenę...

 

Polecane
Emerytury
Stażowe