Co z obroną przeciwlotniczą?
Celem państwa jest, a przynajmniej powinno być bezpieczeństwo obywateli. W dobie obecności na terytorium Polski jednostek OT, przedstawicieli armii sojuszniczych i co zdaje się najważniejsze armii zdolnej powstrzymać potencjalną agresję rosyjską na linii Wisły i Bugu, szczególna rola może przypaść obronie przeciwlotniczej. I o ile rozwijamy obronę przeciwrakietową, o tyle zagrożenie ze strony bardziej konwencjonalnych wojsk powietrznych pozostaje daleko za potencjalnym zagrożeniem. Bo co, jeśli przyjdzie zwrócić się przeciw atakom rakietowym, pozostawiając bezbronnymi obszary gęsto zaludnione, jak chociażby położona relatywnie blisko Królewca i bardzo blisko Brześcia Warszawa, z jej aglomeracją i położonym w pobliżu Centralnym Portem Komunikacyjnym? Przecież odległość liczona w kilkudziesięciu kilometrach lotu może zostać bez większych problemów pokonana przez samoloty sił powietrznych przeciwnika na niskim pułapie, przy osłonie ataku rakietowego. W jego wypadku stolica byłaby jeszcze bardziej bezbronna niż w 1939, co przy ogromnym potencjale ludzkim i stosunkowo niskim kosztom zakupu i szkolenia obrony plot. byłoby błędem o znaczeniu historycznym. Przynajmniej dla Mazowsza, ale z racji umiejscowienia ośrodków władzy centralnej i przyszłego portu komunikacyjnego, błędem o znaczeniu ogólnonarodowym.
Czas zatem aby władze odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo, za los Polski, pomyślały o tym rodzaju wojsk, nie ograniczając się do Pomorza Zachodniego czy Dolnego Śląska.