RDS: Wzrost PKB, konsumpcji i wynagrodzeń wg. resortu finansów. Wątpliwości Solidarności
Propozycje założeń trafiły pod obrady zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń społecznych RDS w tym roku wyjątkowo wcześnie. Już wiadomo, że nie uda się wypracować wobec nich wspólnego stanowiska związków i pracodawców, ale być może uda się to poszczególnym stronom.
W opinii ekspertów Solidarności, ryzykowne są założenia np. co do konsumpcji. Według MF ma ona nadal rosnąć mimo wzrostu inflacji, a przede wszystkim mimo planów wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych.
Jak mówił Henryk Nakonieczny, członek KK NSZZ Solidarność i przewodniczący zespołu ds. budżetu RDS, „to, że motorem wzrostu nadal ma być konsumpcja prywatna, nie wydaje się oczywiste”.
„Jeśli w 2019 r. wejdzie w życie PPK, to będzie ono obciążało w ok. 3,6 proc. wynagrodzenia netto pracowników. Do tego wzrośnie składka na ubezpieczenia emerytalno-rentowe poprzez likwidację tzw. 30-krotności. Spowoduje to istotny spadek środków prywatnych przeznaczonych na konsumpcję i nie zmieni tego ani niewielki wzrost zatrudnienia, ani wzrost wynagrodzeń” – argumentował Henryk Nakonieczny.
Podobne wątpliwości, także co do możliwości długoterminowego oszczędzania w PPK przez Polaków, mieli przedstawiciele innych związków.
Kolejne zastrzeżenie Solidarności dotyczyło wynagrodzeń pracowników sfery budżetowej, które kolejny rok mają być zamrożone.
Jak podkreślał Leszek Walczak, reprezentujący związek w zespole ds. budżetu, „jest dobry czas na to, aby podnieść nareszcie kwotę bazową wynagrodzeń w budżetówce, a nie umożliwiać dysponowanie pieniędzmi na podwyżki przez kierowników placówek, bo to absolutnie się nie sprawdza”.
„Nie ma zgody pracowników służby cywilnej na dalsze mrożenie kwoty bazowej i na pewno w takim wypadku nie nastąpi poprawa jakości ich pracy. Co więcej, dziś zatrudnieni w takich samych warunkach i na takich samych stanowiskach mają różnice płac wynoszące średnio od 200 do 1000 zł. Zdarza się, że biurko w biurko siedzą ludzie, z których jeden zarabia 3 tys. zł, a drugi 6 tys. zł. W efekcie nie ma chętnych do pracy w urzędach. Pojawia się nawet koncepcja outsourcingu, np. prawników, co jest już zupełnym absurdem” – informował Walczak.
O erozji kadr w administracji publicznej mówili zresztą zgodnie przedstawiciele wszystkich centrali związkowych i organizacji pracodawców. Wskazywali, że wobec rosnącego braku rąk do pracy coraz częściej będą oni znajdowali się na celowniku biznesu. Jako dowód wskazywali to, że w latach 2013-2017 trzykrotnie spadła liczba podań o pracę w administracji publicznej.
Innym punktem, w którym opinie pracodawców i związków były zgodne, jest kwestia brakujących rąk do pracy. Według propozycji założeń makroekonomicznych przedłożonych przez resort finansów, w 2019 r. bezrobocie będzie malało znaczniej wolniej niż obecnie. Spadnie tylko o 0,5 proc., a wzrost zatrudnienia poniżej 1 proc. będzie zjawiskiem trwałym. Wiceminister finansów Leszek Skiba wyjaśniał, że to naturalne, gdy dochodzimy do granicy podaży pracowników, z czym obecnie mamy do czynienia.
„Dzisiejsze bezrobocie na poziomie średnim do 5 proc. powoduje, że już wiele możliwości nie ma. Wyzwaniem dla rynku pracy pozostaje odpowiedni podział kwalifikacji, wpieranie migracji, tworzenie miejsc pracy tam, gdzie są pracownicy” – podkreślał Leszek Skiba.
Przyznał też, że dobra sytuacja ma charakter cykliczny, więc teraz „gospodarka będzie rosła wolniej”...
#REKLAMA_POZIOMA#